Przeskocz do treści

Nepotyzm barierą dla talentów

Marek Morawski

Jeszcze nigdy w historii naszego kraju nie objawiło się tak dużo uzdolnionych rodów jak w ostatnich 20 latach. Owszem, słyszało się o wcześniejszych rodach takich jak wiedeńscy Straussowie, krakowscy Kossakowie, wśród naukowców Estreicherowie, pewnie wśród muzyków czy naukowców można by jeszcze wskazać kilka nazwisk, ale już z trudnością, bo pamięta się tego najwybitniejszego, a pozostali uciekają z pamięci. Może nie byli aż tacy wybitni? Dzisiaj tych wybitnych objawia się ogromnie dużo. Są śpiewacy, aktorzy, piosenkarze, dziennikarze, reporterzy, manipulanci informacją, nawet politycy. Są też naukowcy, seksuolodzy, chociaż w tym przypadku to chyba dobrze, by prokreacja kwitła. Trudniej to pokazać, ale pogadać w TV można. Tata do prokreacji już nie za bardzo, ale synek!

Mało tego. Jeżeli tatuś jest aktorem, to synek go jeszcze przebija. Jest aktorem i piosenkarzem, często też wybitnym poetą. Potem jeszcze pisarzem. To samo z córkami. Dzięki za to, bo nigdy nie dowiedzielibyśmy się jak to z wybitnymi dziewczynami i chłopcami, bo przecież tego nie wie się. Oj! Nie wie się. Fantastyczne!
Nie wiedziałem, że przyjdzie mi żyć w nowej epoce renesansu. Całe rody i to w tak  wielu dziedzinach. Chyba już niedługo wszystkich wyprzedzimy na świecie. Ogłoszą nam to bez żenady wnuki znanych makiawelistów, manipulatorów informacją. Ależ to będzie osiągniecie!
Osobny rozdział to dzieci naukowców. Ci to dopiero mają materiał genetyczny. Istne pokolenia geniuszy. Tak powinno być. Ktoś miał aptekę, cegielnię, fabrykę półprzewodników, a ich dzieci przejmowały warsztat po ojcach. Ten, co miał półprzewodniki nawet chciał produkować całe przewodniki. Ten kierunek był dobry, bowiem kiedy fabryki przejmowało państwo, to obsadzano stanowiska dyrektorów często ćwierćinteligentami. Lepiej zatem mieć i półprzewodniki i przewodniki, bo po upaństwowieniu, po próbie ćwierćprzewodników nastąpiło zwarcie.
Gorzej kiedy rodziciele, skądinąd zdolni i mądrzy, uważają, że ich owoc jest tak samo, a nawet bardziej uzdolniony od nich. Za wszelką cenę chcą z nich zrobić w przyspieszonym tempie profesorów, wynalazców, laureatów tyle, że już nie na ich własny rachunek. Zapomnieli, że sklepik można odziedziczyć, ale głowy niekoniecznie. Ileż znamy takich genialnych często enfant terrible?
Obsadzają więc te dzieci stanowiska asystentów, adiunktów u rodziciela, u jego kolegi lub podwładnego. Któż odmówi? Prac wybitnych, wynalazków nie przybywa, ale etaty są wypełnione po brzegi. Wtedy pojawia się jakiś cudowny uczeń. Łeb jak ceber. To, co inni osiągali lub też nie, po latach, on opanowuje w lot. Już ma sto pomysłów.
Uruchamia się sygnał alarmowy. Zagrożenie!!! Córeczki, syneczka, rodziciela. Mądrzejszy. Genialny.
Wrzucić pod walec. Przyjedzie i wyrówna. Zresztą nie ma etatów.
Nie ma noblistów.
Dobrobytu również nie ma.
Post scriptum
Nie neguję, że dzieci ludzi wybitnych, wszystko jedno czy rzemieślników, czy intelektualistów mogą być również wybitnymi. Mają wszelkie dane po temu. Mają też pewien handicap wynikający z opatrzenia się, osłuchania wielu tajników profesji rodzica. Często z dyskusji z ojcem czy matką. To ma ogromne znaczenie. Dzięki temu taki potomek zostaje często psychicznie ukształtowany, uprofilowany do profesji wykonywanej przez rodzica. Te dzieci, zanim wybrały swoja przyszłość, już przeszły w swoim domu pierwszą szkołę fachu, myślenia jak w danym fachu. To nie jest nepotyzm. Oby takich dobrych domowych szkół było jak najwięcej.
Oby również tych złych szkół, załatwiania, przekupywania, lokowania, wkręcania swego potomka do TV, do kliniki, do filmu, na asystenturę u znajomego było jak najmniej. Popierajmy talenty, lecz NIE dla nepotyzmu.
To chyba uczciwe, jeśli jeszcze ktoś wie, co to jest uczciwość.