Przeskocz do treści

Nie ma wolności bez solidarności

Marek Morawski

Minęło ponad 30 lat. Ludzie, zwykli obywatele tego kraju, szli i skandowali, a wraz z nimi wszelkiego rodzaje kapusie, agenci, policja polityczna, esbecy. Dla nich nie miało ono żadnego znaczenia, tak jak i cokolwiek innego. Tylko oczka rozbiegane rejestrowały tych, kogo zdołały rozpoznać. Wolność oraz SOLIDARNOŚĆ notowana specjalnym rodzajem czcionki, stylem nazywanym solidarycą, zapisanym bez odrywania pióra. To był symbol ruchu społecznego. Litery trzymały się za „ręce”. Ponad 10 milionów ludzi pragnących czegoś innego niż do tej pory – po prostu normalności. Wraz z nimi „domagali się” tego polityczni, bezideowi łajdacy. Jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one. Donosiciele, szuje, agenci przede wszystkim. Tak działają zdrajcy.

Likwidacja zaplecza „SOLIDARNOŚCI”

Solidarność powstała – solidarność zwyciężyła. Wielkie zakłady pracy. Władza, komuna się niezwykle bała wielkoprzemysłowej klasy robotniczej.

Każda władza ustępuje wyłącznie przed siłą. Władza jest zbyt wielkim narkotykiem, by nawet w najbardziej słusznej sprawie dobrowolnie ustąpić. Wiedzą to sprawujący władzę, wiedzą politycy, działacze związkowi, opozycja. Ustąpić mogą tylko ludzie szlachetni dla których prywata nie jest najważniejsza. Komuna była zafascynowana dużymi obiektami przemysłowymi. Wszystko musiało być wielkie. Kiedy arogancja sięgnęła zenitu, ruszyły się załogi tych zakładów pracy. Sytuacja stała się niezręczna ideowo-politycznie i niebezpieczna ze względu na układ sił. Dlatego po wprowadzeniu stanu wojennego spacyfikowano bez pardonu zakłady pracy. Reszty dopełniła nowa władza po 1989 roku, po Magdalence. Rozpoczęło się rozmontowywanie niebezpiecznych dla nowej władzy zakładów pracy, wyprzedaż majątku narodowego. Raz na zawsze likwidowano zagrożenie dla władzy czyli państwowe przedsiębiorstwa. Przestało istnieć w tym czasie tysiące firm państwowych. Zniknęło mnóstwo miejsc pracy. Komuna nie miała odwagi ich likwidować, dopiero byli działacze „Solidarności” bez mrugnięcia oka eliminują wszystko, co mogłoby kiedykolwiek zagrozić ich władzy. Do tego pozbawiają Naród ich majątku. Z punktu ekonomii to były wyjątkowo nierentowne transakcje. Bardzo często sprzedawano firmy za niższą cenę niż wynosiły wpływy z podatku CIT. Uzyskane wpływy z prywatyzacji nie rozwiązywały problemów finansowych państwa, bowiem co innego winno być celem, a co innego realizowano. Celem rzeczywistym był przepływ pieniędzy publicznych do prywatnej lub innej kasy, a powinno być polepszenie gospodarowania, zarządzania firmami państwowymi.

Przez 20 lat rządy sprawowały przeróżne ugrupowania. Ani razu jednak nie objawił się ktoś o wyjątkowych zdolnościach menadżerskich. Rozpoczynano niezwykle kosztowne reformy, które nie doprowadzano do końca. Zawsze za te zabawy polską gospodarką płaciło ogromne pieniądze społeczeństwo. W przypadku jakiegoś kryzysu nie będzie finansowej możliwości obrony. Kasa będzie pusta, i nawet nie będzie żadnych fantów do zastawienia. Będzie do spłacenia przez dziesiątki lat dług.

Marni rachmistrze podliczali, ile to pieniędzy wpłynęło do budżetu. Nie liczyli, ile miejsc pracy zniszczono i ile nowych miejsc pracy powinno się wybudować w zamian za te zlikwidowane. Ile zasiłków dla bezrobotnych trzeba wypłacić ludziom, którym państwo odebrało ich miejsca pracy. Jedno zawsze było wspólne. Niknęły przedsiębiorstwa. Majątek Polski, wspólny majątek Polaków rozpływał się w nicość. Równocześnie dramatycznie rosło zadłużenie Państwa.

Dziel i rządź

Przez dwadzieścia lat władza dążyła do rozwarstwiania społeczeństwa. Działacze związkowi wiedzieli, że społeczeństwo zgodne jest monolitem nie do ruszenia. Dzielenie zaś, tworzenie nierównych praw zaowocuje kłótniami. W tym czasie tworzono warstwę uprzywilejowaną, wobec której inaczej stosowano prawo, obdarzano przywilejami. Właściwie trudno powiedzieć, czy to quasifeudalna klasa, czy też trzeba by ją inaczej nazwać. Na drugim biegunie zaś znajduje się klasa quasiniewolnicza. Tej grupie społecznej zmniejsza się prawa, ogranicza wynagrodzenia za pracę, stwarza warunki do gorszego życia. Wszystko jednak jest czynione niby w majestacie prawa. Mając władzę, można uchwalić każde prawo, które nie ma nic wspólnego z polską racja stanu, z przyzwoitością, uczciwością.

Drugim niebezpiecznym elementem dla władzy są strajki, demonstracje. Strajki w firmach prywatnych właściwie  nie dotyczą władzy państwowej. Są one niebezpieczne dla strajkujących. W sytuacji braku miejsc pracy, pogarszanej przez systematyczną wyprzedaż zakładów pracy przez Rząd, strajkujący mogą się znaleźć bez środków do życia. Zmagania tego typu nie są prowadzone po dżentelmeńsku, nawet nie jak zawody sportowe. Warto sobie zdawać z tego sprawę.

Nie ma wolności bez solidarności

Przez lata przygotowywano państwo przeciw swojemu społeczeństwu, prawnie i organizacyjnie. Niszczono i wyprzedawano bazę materialną państwa, a państwo czyli nas zadłużano. Społeczeństwo starano się skłócić, a principia ośmieszać. Przedkładano interes mniejszości przed interes większości. Nierówność stała się zasadą.

Dzisiaj dla nas, zwykłych Polaków, istotna jest więź międzyludzka. Chodzi o solidarność. Wolność jest wartością górująca nad innymi. Jest ponadczasową. Brak jej dotkliwie odczuwamy. Wolności nie da się obronić romantycznym zrywem Konrada. Nauczyciele muszą popierać młodzież, swoich uczniów, młodzież emerytów, emeryci internautów, w przeciwnym razie nie będziemy mieli za co żyć, zakładać rodzin czy wykupić lekarstw, a posiadacze Internetu będą musieli co kilka dni zgłaszać się na posterunek policji politycznej w najłagodniejszym przypadku. W ślad za tym pójdą przeszukania nie tylko komputera. Tak to zawsze się dzieje.

Nie są źli surfujący po Internecie młodzi ludzie. Nie jest winą starszych pokoleń, że nie nadążają za młodymi. Nowa technika, technologia jest światem przyszłym. Nie są gorsi dziadkowie, którzy wspomogą zakup jeszcze nowszego sprzętu. Oni też poprą swych wnuków, a Rodzice dzieci, by chronić własność intelektualną (to też do końca nie jest zbyt jasne), ale nie zgodzą się, by wślizgiwać się do komputerów młodych, by ich inwigilować. Iluż z tych starszych, odchodzących coraz częściej na wieczną wartę przesiedziało w łagrach, więzieniach, było prześladowanych, nie mogło dostać pracy, było wyrzucanych ze studiów, właśnie dlatego, by ich dzieci, wnuki nie były prześladowane, by żyły w normalnym świecie, a nie kraju policyjnym. Tego nie chcą ani młodzi, ani ci, którym odbierają teraz możliwość wykupienia lekarstw. Potrzebna jest solidarność, zwykła solidarność międzypokoleniowa, bo wszyscy jedziemy na tym samym wózku.

Nie jest prawdą sprzeczność pokoleniowa. Młodzi mają prawo inaczej widzieć przyszłość. Tak właśnie być musi. Oni mają kreować przyszłość, starsi muszą ich wspierać doświadczeniem, wiedzą, nawet kasą. Dodawać odwagi, śmiałości. Młodzi, pełni sił mają bronić już słabszych starszych, by kiedyś sami nie stanęli wobec dylematu zakupu albo lekarstw albo kanapek dla dzieciaków. Stawianie ludzi przed takim wyborem jest niemoralne i świadczy o złym zorganizowaniu państwa, świadczy o złych priorytetach, a może o braku wizji, zbyt wielkiej żądzy władzy, złej hierarchii wartości, rozdmuchania wasalskiej klasy urzędniczej do absurdalnych rozmiarów, grożących bankructwem państwa.

Głoszenie poddania problemów konsultacjom po uchwaleniu ustaw, podpisaniu umów świadczy co najwyżej o arogancji władzy. To jest lekceważenie obywateli naszego państwa, nawet tak mało sprawnego.

To są żywotne problemy Narodu. Bez zwykłej ludzkiej solidarności nie uda się zachować podstawowych wartości nikomu poza władzą, swoimi i uprzywilejowanymi kastami.

Nie będzie żadnych wolności bez Waszej solidarności juniorzy i seniorzy.

Nie ma wolności bez solidarności!!!       W A S Z E J!