Przeskocz do treści

Niemcy po raz trzeci

janszczepankiewiczJan Szczepankiewicz

Kraków, 15 stycznia 2016 r.

Niemcy po raz trzeci w przeciągu stu lat aspirują do roli europejskiego hegemona i znów stają się w swoich ambicjach niebezpieczni.

Naród zdawałoby się kulturalny, niezmiennie próbuje realizować swe interesy w sposób nieuczciwy, a pozór czynnego żalu za zbrodnie ojców z miejsca potrafi przekuć w teutońską pychę i polityczną agresję.

Warto zauważyć, że o ile w samej RFN zachowywane są demokratyczne normy, to w relacjach sąsiedzkich, czy wspólnotowych bezczelny dyktat zastępuje partnerstwo, a prawa narodów do wypowiadania się choćby w kwestiach traktatowych, bywają brutalnie gwałcone. Dzieje się tak w imię przeforsowania zapisów premiujących niemiecką gospodarkę i utrwalających polityczną przewagę Berlina we władzach Unii.

Przyjazne gesty opłacaliśmy zbyt długo przyjmując tragiczne dla Polski warunki unijnej akcesji, ratyfikując z gruntu niesprawiedliwy Traktat z Lizbony, czy pozwalając latami na transfer wielu procent naszego PKB głównie koncernom niemieckim.

Kiedy z mandatu wyborcy władze RP zapowiedziały rewizję niekorzystnych rozwiązań, spotkaliśmy się z miejsca z chamską nagonką niemieckich polityków oraz atakiem ze strony instytucji przez nich zdominowanych. Na polską demokrację, na narodową walutę, na reputację finansową, na prawo do obecności naszych artystów w „europejskich” mediach…

Recydywa stronnictw działających na rzecz sąsiednich państw, która niejednokrotnie sprowadzała na Rzeczpospolitą istną hekatombę, musi zostać przerwana. W polskiej polityce nie może być miejsca na lobby, czyniące z dużego europejskiego kraju o imponujących dziejach oraz znaczącym potencjale, pozór cywilizacyjnego beneficjenta. Działające w Polsce media nie powinny nam wciskać niczym nie uzasadnionego kompleksu ubogich krewnych.

Geopolityczne nieszczęście sprawiło, że sąsiadujemy z państwami, które dopuszczały się największych zbrodni w historii całej ludzkości. Liczonych w dziesiątkach milionów eksterminacji, trwających wieki grabieży, ideologicznych gwałtów na cywilizacji.

Polacy nie mogą z dumą powtarzać, że po ćwierćwieczu wolności nadal są „wzorem przemian” postkomunistycznych, czy „prymusem” w niemieckiej szkole „wartości europejskich”, bo to nie oni prokurowali sobie historyczne nieszczęścia, bo to nie oni niszczą europejską cywilizację w dniu dzisiejszym.

Zmowa XVIII wiecznych rozbiorów, układ Ribbentrop - Mołotow, odrażająca zdrada sojuszników z września 1939, czy z Jałty, powaliłyby na ziemię każdy, najlepiej nawet rządzony naród.

Samotnie stawiając czoła systemów totalitarnych oraz posiadając czwartą liczebnie aliancką armię II wojny światowej, zostaliśmy poświęceni przez Zachód, nie otrzymując nawet wojennych odszkodowań za zrujnowany kraj. Nie mamy za co być wdzięczni, możemy co najwyżej przyjmować wyrazy skruchy.

Współczesne Niemcy lecząc zbrodniczy nazizm nowoczesnymi trendami, narzucają sobie i innym kaganiec lewackiej poprawności tylko do czasu, gdy sytuacja nie zaczyna wymykać im się spod kontroli.

Nikt nie ma wątpliwości, że politycy niemieccy przebrani w „komisaryczne” garniturki, bronią w istocie nie jakkolwiek nawet definiowanych „europejskich wartości”, czy „demokracji”, której w Unii nigdy nie było, lecz imperialnych interesów Berlina.

Nie tak dawno przecież media bez zażenowania nazywały Kanclerz Merkel „Prezydentem Europy”, a dziś eurodeputowany z ramienia SPD, Przewodniczący PE Schulz twierdzi, że jako Niemiec ma prawo wtrącać się w polskie wewnętrzne sprawy i kierować pod naszym adresem groźby.

W tej sytuacji będziemy musieli przeprowadzić rewizje wszystkich dyskryminujących nas traktatów, wznowić dyskusję nad formułą integracji kontynentalnej, zasadami naszego członkowstwa w socjalistycznej Unii, statusem mniejszości narodowych, nowymi przypadkami germanizacji polskich dzieci.

Dzisiaj to my, Polacy, uosabiamy autentyczne wartości, jakie budowały cywilizację Europy i nie musimy importować ani lewicowego zepsucia, ani powielać samobójczych zapędów, ani też płacić za fałszywą przychylności, która historycznie przeważnie się nie sprawdzała w momentach próby.

Tylko polityka narodowa, której zewnętrzną formułą będzie Europa Wolnych Ojczyzn, pozwalająca na suwerenny byt integrowanych państw, może dobrze służyć zachowaniu budujących wspólnot naturalnych.

Nie wolno niszczyć tożsamości uosabianych przez wartości rodzinne, religijne i narodowe, gdyż żadne kordony, ni płoty nie ochronią chorej Europy przed barbarzyńcami, których wabi dziś trupi odór wielkiej kiedyś cywilizacji.