Przeskocz do treści

O człowieczeństwie i kreacjach językowych

miroslawborutaMirosław Boruta

Odkąd Bóg stworzył człowieka, a człowiek na swojej drodze życia poznał Boga, wiemy, że życie we wspólnocie wymaga poświęcenia części siebie dla dobra innych. Od tego czasu nic się na świecie pod tym względem nie zmieniło. Oczywiście wolna wola może to zmienić, ale zawsze wtedy warto pamiętać o konsekwencjach i tutaj i potem… Powtórzę więc, podstawą życia społecznego jest troska o dobro wspólne.

Wierzący w to, że nie wierzą, zwani ateistami (lub podobnie) z pewnością ani nie zrozumieli przełomu stworzenia czy poznania Boga, ani nie zrozumieli ewolucji. Chcą bowiem, czyniąc gwałt na ludzkim intelekcie, rozwoju, postępie i nauce wrócić do stanu poprzedniego. Ateiści są już dzisiaj po prostu niemodni. Można rzec, że stanowią powrót do czasów przedludzkich, ateizmu istot człekokształtnych, które stały się ludźmi poznawszy Boga. Po cóż się więc deewoluować?

A może jest inaczej – bo przecież są ludźmi ze swoją głęboką wiarą w niewiarę – może bawią się z nami sugerując, że i oni i my jesteśmy tylko zwierzętami. Lecz oni – jako, że „doszli do tego pierwsi” – zwierzętami lepszymi? Dla nas pozostawiając już tylko pogardę i popularne terminy, choćby bydło? Człowiek nie odnajdujący Boga w drugim może przecież zrobić z nim wszystko: poniżyć, zranić, zabić… My nie możemy - tutaj nie ma symetrii.
  
Modny i sztucznie podtrzymywany jest jednak indywidualizm, konsumpcja, szukanie przyjemności (w tym cielesnej) i postulat „zabawienia się” na śmierć. Spójrzmy na inżynierię społeczną ruchów ateistycznych:  homoseksualnego (obu odmian), biseksualnego, transseksualnego. U ich podstawy jest seksualność, fundament na którym można zbudować… no właśnie, co poza chwilową przyjemnością i tragicznymi często konsekwencjami?

Family having a walk in springNie rezygnując z prospołecznej mocy tej sfery życia („daje” ona następne pokolenia, jest wobec tego najważniejsza) trzeba ją zobaczyć właśnie w takiej, prospołecznej perspektywie (fot. apostol-milosierdzia.pl). A powyżej wymienione ruchy ateistyczne nie spełniają tego zasadniczego kryterium. Przekonywanie, że sfera ta jest jedynie przyjemnościową stanowi ogromne nadużycie, jest po prostu antyspołeczną dewiacją.

Spytajmy też o tolerancję? Czym jest w istocie? Jest tylko i wyłącznie cierpliwym znoszeniem odmienności, nie jest i nie może być przyznawaniem nienależnych praw czy afirmacją odchyleń. Przykładem są właśnie związki homoseksualne, społecznie jałowe, nie dające potomstwa. Ich afirmacja prowadzi do biologicznej zagłady grup społecznych. Cui bono? Skąd taki hałas? Kto korzysta na takim „światopoglądzie”? I wreszcie czy nie jest to najbardziej jaskrawy przykłada homofobii – niechęć do wydania na świat kolejnego pokolenia?

Jeśli jednak nazwać homofobią niechęć a nawet nienawiść do osób homoseksualnych, to czyż homoseksualiści mężczyźni nie są feminofobami, a homoseksualistki kobiety - maskulinofobkami? A czyż na christianofobię i katolikofobię nie są chorzy Hartmann, Palikot czy Środa? A skoro wszyscy są chorzy to któż jest zdrowy? Więcej powagi i więcej rozsądku chciałoby się zakrzyknąć. O innych dewiacjach, takich jak pedofobia (Czubaszek), pisofobia (Niesiołowski) i seksoholizm, np. moderatorów największych polskojęzycznych portali internetowych warto napisać osobne już teksty.

I jeszcze glossa do omawianych powszechnie „związków partnerskich”. Są one w Polsce obecne, pomijając czasy zaborców, od 1946 roku kiedy powstały urzędy stanu cywilnego. Wprowadzono je „za komuny”, czas się więc już tego reliktu pozbyć.

Dodaj komentarz