Przeskocz do treści

Pociąg do pociągu, Kopacz w Kopaciągu

Marek Kolasiński

Wielki pociąg do pociągów zaczęła ostatnio odczuwać Ewa Kopacz. Pociągi faktycznie mają w sobie coś pociągającego, szczególnie zaś wtedy, kiedy nie podróżuje nimi pani Kopacz. W związku z tym już wkrótce PKP ma podobno udostępnić podróżnym nową usługę, w ramach której będą oni mieli zagwarantowane, że w pociągu, którym jadą nie znajduje się premier Kopacz. Niestety gwarancja podróżowania pociągiem bez Ewy Kopacz w środku, jako znacznie podwyższająca komfort, ma być dość kosztowna. Czasami warto jednak trochę więcej zapłacić, a przynajmniej mieć pewność, że w wagonie restauracyjnym, w naszym kotlecie nie wyląduje nagle nos pani Ewy.

Nikt nie ma chyba wątpliwości, że nagły pociąg Ewy Kopacz do podróżowania po Polsce jest wynikiem zbliżających się wyborów i kiepskich wyników PO w ostatnich sondażach poparcia. Cała akcja miała w założeniu pokazać, że ludzie władzy z PO są blisko ludzi, a ludzie władzy z PO, którzy obżerali się za publiczne pieniądze ośmiorniczkami to byli z jakiejś innej PO, nikt o nich nie słyszał, nikt ich nie zna, a tak w ogóle to "nagrania były nielegalne". Jak to jednak zwykle bywa w przypadku nieudaczników z PO, z ich nawet najbardziej sprytnych planów już po niedługim czasie zostaje tylko "ch…, d… i kamieni kupa". Wyjazdowe bratanie się z ludem przez peowską władzę skończyło się skandalem już podczas jednego z pierwszych wyjazdów do Gdańska. Okazało się wtedy, że nad pociągiem, w którym premier Ewa bratała się z ludem leciał pusty rządowy samolot i kiedy Ewa Kopacz stwierdziła, że drogę powrotną również wróci pociągiem rządowy samolot pusty wrócił do Warszawy. Oczywiście za wszystko zapłaciliśmy my podatnicy. Z czasem widok kolumny rządowych limuzyn jadących za pociągiem wypełnionym peowską władzą przestawał już kogokolwiek dziwić. Ludzie z Platformy Obywatelskiej postanowili jednak po raz kolejny udowodnić, że nie ma takiej granicy absurdu i śmieszności, której oni nie byliby w stanie przekroczyć. Na wyjazdowe posiedzenie rządu we Wrocławiu i Łodzi, specjalne stoły i krzesła dostarczono samochodem ciężarowym z Warszawy.

kopaciag1W bajce Hansa Christiana Andersena "Księżniczka na ziarnku grochu", tytułowa księżniczka wyczuwała ziarnko grochu znajdujące się pod stosem materacy i puchowych pierzyn, na których spała. Tyłek peowskiego ministra jest więc zapewne równie delikatny co księżniczka z bajki Andersena i pewnie dlatego nie może siedzieć na zwykłym krześle. Od siedzenia na zwykłym krześle tyłek peowskiego ministra mógłby przecież nabawić się odcisków! Oczywiście to ile nas podatników kosztują te wszystkie wyjazdowe błazenady Ewy Kopacz jest jedną z najściślej strzeżonych tajemnic państwowych (fot. Twitter). Przy tej okazji warto zauważyć, że Ewa Kopacz postanowiła prześcignąć swojego mistrza Donalda Tuska. O ile bowiem Tusk podróżował po kraju autobusem zwanym Tuskobusem, o tyle Kopacz zdecydowała się na pojazd większego kalibru, czyli pociąg, który zapewne powinien być nazywany Kopaciągiem. Podczas ostatniej przerwy w jeżdżeniu po Polsce, wąchaniu kotletów w pociągach i brataniu się z ludem Ewa Kopacz raczyła ogłosić, że będzie lokomotywą wyborczą PO w Warszawie, czyli że wyszarpała dla siebie pierwsze miejsce na warszawskiej liście wyborczej. Wielka radość zapanowała wtedy w całej Polsce. Tak, wielka radość wybuchła wtedy w całej Polsce... z wyjątkiem Warszawy oczywiście.

Jednak nawet tak okazała lokomotywa wyborcza jak Ewa Kopacz nie jest w stanie uciągnąć platformy pełnej nieudaczników z Platformy Obywatelskiej. Do pomocy premier Ewie ruszyły więc różne inne, mniejsze, wyborcze lokomotywy pomocnicze, takie jak na przykład Mucha Joanna. Lokomotywa Mucha objechała ostatnio wszystkie możliwe studia telewizyjne, w których ze skwaszoną miną marudziła i narzekała na absolutnie wszystko co choćby w najmniejszym stopniu kojarzyło się jej z opozycją. Warto zaznaczyć, że Mucha Joanna jest w świecie polityki powszechnie znana. Mucha Joanna znana jest głównie z tego, że kiedy została ministrem sportu, na stanowisko dyrektorskie w jednym z ośrodków sportu mianowała swojego znajomego, właściciela zakładu fryzjerskiego z Lublina. Olbrzymiej popularności przysporzył również pani Joannie pewien wywiad radiowy, w którym rozwodziła się ona nad rozwiązywaniem problemów nieistniejącej w Polsce trzeciej ligi hokeja na lodzie, jak też i pewien wywiad telewizyjny, w którym kazała do siebie mówić "pani ministra". Gwiazdą Internetu Mucha Joanna została jednak wtedy, kiedy jeden z dziennikarzy sportowych ujawnił, że na jednym ze spotkań pani Mucha pytała zebranych o to kto wybiera drużyny piłkarskie grające w meczu o Superpuchar. Jak więc się łatwo zorientować pani Mucha nie ma nawet bladego pojęcia o sporcie i dlatego nikogo chyba nie powinno dziwić, że Tusk zrobił ją ministrem sportu.

kopaciag3Jeśli jednak przyjmiemy założenie, że zgodnie z logiką Tuska Mucha została ministrem sportu, bo nie zna się na sporcie, to aż strach pomyśleć na czym musi nie znać się Ewa Kopacz, jeśli ta została namaszczona przez Tuska aż na premiera. Oczywiście pierwsza narzucająca się odpowiedź jest taka, że zgodnie z filozofią Tuska Ewa Kopacz musi nie znać się kompletnie na niczym, jeśli ten zrobił ją premierem, czy też raczej premierzycą, jeśli chcielibyśmy być w zgodzie z nowomową "ministry" Muchy. Odmawianie pani Ewie jakichkolwiek talentów byłoby jednak pewną przesadą. Wąchaniem kotleta w wagonie restauracyjnym Ewa Kopacz udowodniła przecież, że posiada wybitne zdolności organoleptyczne. Wielkim smutkiem napawa mnie więc fakt, że do dzisiaj w rządzie Ewy Kopacz nie powstało Ministerstwo Pachnącego Kotlecika pod jej osobistym nadzorem (fot. wpolityce.pl).

Wracając jednak do Muchy Joanny, grzechem byłoby nie wspomnieć o jej największym sukcesie jako ministra sportu, dzięki któremu bez wątpienia na trwałe zapisze się ona w historii polskiego sportu, czyli dofinansowaniu przez jej ministerstwo publicznymi pieniędzmi koncertu gwiazdy muzyki pop Madonny. Na całym świecie show-biznes uważany jest za prawdziwą żyłę złota, a gwiazdy muzyki pop są milionerami, a często nawet miliarderami. Okazuje się jednak, że w Polsce rządzonej przez nieudaczników z PO nawet koncert światowej gwiazdy muzyki pop przynosi straty i musi być dotowany publicznymi pieniędzmi. Jeśli jesteśmy już jednak przy żyle złota to możemy się jedynie cieszyć, że nie posiadamy w Polsce znacznych złóż złota. Gdyby bowiem spotkało nas to nieszczęście i odkryto w Polsce potężne złoża złota, to ministra Mucha ze skwaszoną miną marudziłaby pewnie teraz w studiach telewizyjnych ile to trzeba dopłacać do wydobycia złota, a premierzyca Kopacz pewnie by właśnie ogłaszała kolejne plany wygaszania kopalń złota. Na szczęście złota w Polsce nie ma i dzięki temu Ewa Kopacz może skoncentrować się na wąchaniu w pociągach kotletów i lansowaniu swojego hasła "Kolej na Ewę". Hasło to jest o tyle warte odnotowanie, że będzie ono prawdopodobnie pierwszym i jedynym hasłem zrealizowanym przez ludzi z Platformy Obywatelskiej, ponieważ faktycznie po Bronisławie "kolej na Ewę".

kopaciag2Za 2 miesiące będziemy mieli w Polsce wybory parlamentarne. Przez te 2 miesiące będziemy więc pewnie wiele razy zmuszani do oglądania występów obwoźnego cyrku Ewy Kopacz (fot. wzzw.wordpress.com). Niestety, pozostanie nam wtedy jedynie zastanawiać się ile nas wszystkich te wyjazdowe błazenady pani Kopacz kosztują. Przez te 2 miesiące pewnie wielu z nas zada sobie pytanie, czy wąchającej w pociągach kotlety Ewie Kopacz uda się udźwignąć upadającą w sondażach platformę nieudaczników z Platformy Obywatelskiej. Najlepszą odpowiedzią na to pytanie będzie fragment wiersza pod tytułem "Lokomotywa" Juliana Tuwima:
"Lecz choćby przyszło tysiąc atletów
I każdy zjadłby tysiąc kotletów
I każdy nie wiem jak się wytężał,
To nie udźwigną, taki to ciężar."