Przeskocz do treści

Polityka historyczna żywa czy martwa?

marcinniewaldaMarcin Niewalda

Ostatnio docierają do nas informacje o odzyskaniu zrabowanych w czasie wojny obrazów. Z Niemiec sprowadzono też piękne polskie meble pamiętające czasy przedrozbiorowe. Zabezpieczono znaleziska archeologiczne, które mieszkaniec Śląska wykopał przy użyciu wykrywacza metalu.  Wszystkie pozyskane eksponaty trafią do muzeów. Polityka historyczna zaczyna przynosić owoce. Czy możemy mieć nadzieję że nadeszły nowe, lepsze czasy?

Obrazy przed wojną zdobiły ścianę w czyimś domu. Codziennie w ich otoczeniu jadano obiad. Na meblach kładziono korespondencję, albo przyniesione z targu jabłka. Stare monety znalezione w lesie leżały na półkach w bibliotece domowej. Przedmioty te stanowiły część życia, codzienności. Kształtowały świadomość. Dzieci wychowane w ich pobliżu w dorosłym życiu do dzisiaj jako staruszkowie lubią otaczać się przedmiotami „z duszą”. Rzeczy te nie były eksponatami, lecz umożliwiały kontakt ze światem przodków. Przodkowie nie byli pozycjami na drzewie genealogicznym. Dzięki obecności śladów przeszłości stawali się bliskimi, których nie znano tylko z przekazów rodzinnych, opowiadań, starych fotografii, lecz takimi, którzy mieli swoje marzenia, nadzieje, obawy, chwile szczęścia.

Wkrótce odzyskane przedmioty powieszone zostaną w muzeach, gdzie będzie padać na nie nieszkodliwe światło, gdzie dba się o wilgotność powietrza, gdzie zabezpieczone będą przed kradzieżą i spaleniem. Zamykane na noc, bez kontaktu z codziennością, nieżywe eksponaty, nie będą stanowić elementu czyjegoś domu. „Kapci miękkich szum i spokój”, jak śpiewał Stanisław Sojka, to jedyne czego będą doświadczać. Nikt nie potrąci ramy, nikt nie wyleje herbaty. Bezpieczne, ale czy na pewno o to chodzi?

Pomniki też są jak muzea. Stoją dumne, przypominając losy bohaterów, lub tragiczne wydarzenia. Na odsłonięcie nie przychodzi jednak prawie nikt, kto nie jest zainteresowany ich treścią. Ludzie dotychczas obojętni,  pozostaną obojętni w dalszym ciągu. Ludzi niechętnych pomnik będzie kłuł w oczy, może zachęci do pomalowania go sprayem. Maźgi rozsierdzą tych, którzy są świadomi. Zrodzi się antagonizm. Obecność pomnika zamiast leczyć chorą tożsamość przysporzy kolejnych rany. Pomniki są potrzebne, szczególnie te, których nie można było stawiać jeszcze niedawno. Wielu  bohaterom należy się cześć i pamięć. Jednak same pomniki, bez innych działań nie spełnią swojej roli, pozostaną „bezduszne”, kłujące w oczy, lub zbierające jedynie kurz.

Zastanawiamy się dlaczego towarzystwa polonijne, szkoły polskie na Kresach nie obejmują działaniem 90% społeczności potomków Polaków z danych terenów. Pomimo dobrze skrojonych programów edukacyjnych, pomimo zaangażowania wielu ludzi, aby dostarczyć pomoce szkolne, wyposażyć sale ilość uczniów rzadko rośnie. Np. na Ukrainie na kilkaset towarzystw polskich te faktycznie działające można policzyć na palcach. Wiele polskich towarzystw w USA ma problem z zakupem plastikowych kubków na herbatę.

A jednocześnie programy naukowe otrzymują czasem milionowe granty. Po dwóch latach pracy zespołu powstaje książka „Struktura ludności miasta A w XVII wieku”. We wnioskach znajdziemy popularność imion z podziałem na lata, częstość posiadania drugich żon, śmiertelność wśród dzieci, przeciętną liczbę użytkowanych barci oraz garnków na płocie. Książkę przeczytają tylko kolejni naukowcy przygotowujący za ogromne pieniądze publikację „Bractwa cerkiewne w okolicach miasta B w XVII w”.

Politykę historyczną przygotowują naukowcy, szefowie muzeów, dyrektorzy instytutów. Osoby zasłużone zbieraniem eksponatów, przygotowywaniem publikacji. Niewątpliwie są to zasługi ważne i istotne. Nie chodzi tu, aby dyskredytować te działania. Struktura ludności ma wartość naukową przydatną dla kolejnych badaczy, obrazy powinny być zabezpieczone i otoczone profesjonalną opieką, pomniki powinny głosić chwałę bohaterów. Ale czy na pewno osiągniemy efekt odtwarzania tożsamości polskiej stosując jedynie te metody? Czy obecność fascynatów i znudzonych licealistów w muzeach zasieje w sercach osób niechętnych tęsknotę za dawną wspaniałą Polską? Czy oprócz ogromnych wydatków na te programy nie należałoby też zacząć działać całkiem inaczej?

Ks. Twardowski mówił: „Gdy chcesz mówić Jasiowi o Bogu, musisz przede wszystkim znać … Jasia”. Dopóki nie przełożymy wartości polskiej tożsamości na język zrozumiały dla współczesnych  nic się nie zmieni. I nie chodzi tutaj o to aby o historii opowiadać za pomocą muzyki disco czy komiksów – choć to na pewno ciekawe uzupełnienie edukacji. Z nowym porządkiem politycznym rodzi się nadzieja, że wreszcie edukacja historyczna i kulturowa uzyska potrzebne metody i narzędzia.

Są w Polsce organizacje pozarządowe, które od lat uczą się jak trafiać do serc obojętnych. Jak rozniecać miłość do Ojczyzny w sposób naturalny, codzienny. Jak wykorzystać zwykłe zainteresowania do przedstawienia dumy z polskiej tradycji i historii.

Jako prezes jednej z takich Fundacji Odtworzeniowej Dóbr Kultury i Dziedzictwa Narodowego – bardziej znanej przez portal „Genealogia Polaków” - borykam się od lat z niezrozumieniem naszej misji. Do tej pory byliśmy przekonani, że winę za to ponosi całkowita obojętność i wręcz wrogość poprzedniej ekipy politycznej do polskich wartości. To jakby próbować zainteresować sianiem trawy pracownika betoniarni.

mnphzcmA tymczasem nasze metody są niezwykle tanie. Jedziemy na przykład na Kresy, fotografujemy polskie groby i umieszczamy w Internecie. Potomkowie znajdują je, szukają możliwości ich restaurowania i w efekcie ratują całe cmentarze. Innym przykładem jest cyfrowa baza wiedzy o powstańcach styczniowych. Już wiele osób dowiedziało się, że ma przodka powstańca po prostu wpisując swoje nazwisko do wyszukiwarki. Kiedyś ta informacja zakiełkuje. Ale program grantowy dotyczący archiwów społecznych nie może nas objąć, gdyż nie działamy jedynie lokalnie, a zdjęcia posiadamy jedynie w formie kopii cyfrowych. Dokumenty, które odzyskujemy za własne pieniądze na aukcjach są zachowywane w bazie, ale wykonując ich kopię nie wprowadzamy „metadanych” zgodnie ze standardami – po prostu opisujemy je słowami kluczowymi – dlatego nasza praca jest 20 krotnie tańsza, ale nie może być wsparta programami państwowymi, bo nie spełnia konkursowych kryteriów. Organizujemy akcje pomocy Polakom na Kresach, dostarczamy to co jest im potrzebne – ale nie wydajemy 50% kosztów na reklamę w mediach jak niektóre Fundacje.

My i inne organizacje, szukające metod odtwarzania polskiej tożsamości, mające w tej materii lata doświadczeń, mamy wielkie nadzieje w stosunku do nowej Strategii Polskiej Polityki Historycznej zainaugurowanej przez Prezydenta Andrzeja Dudę. Mamy nadzieję, że sytuacja się zmieni, że zostaną umożliwione działania tańsze, bardziej elastyczne prowadzone przez tzw. NGO (Organizacje pozarządowe). Nie „zamiast”, ale „także”.

Nie chcemy działać wbrew pracom naukowym, towarzystwom stawiania pomników. Chcemy im pomóc. Chcemy, aby uczelnie miały więcej studentów, aby na odsłonięcie pomnika przyszło więcej osób, aby do polskiej szkoły zgłosiło się więcej dzieci, a ich rodzice w gazetach zagranicznych nie pisali o „polskich obozach zagłady”. Nie działamy chaotycznie, mamy wykształcenie socjologiczne, psychologiczne, marketingowe, historyczne, medialne, artystyczne, informatyczne, dziennikarskie. Współpracujemy z najlepszymi specjalistami, wieloma ośrodkami, działamy planowo i rozważnie. Mamy też ułatwione działanie właśnie przez to, że jesteśmy NGO, nie musimy spełniać niektórych wymogów formalnych. Liczymy, że w nowej Strategii Polskiej Polityki Historycznej zostanie wykorzystane nasze doświadczenia, że będziemy mogli podzielić się tym jaki jest „Jaś”,  jak z nim rozmawiać i jak w jego sercu obudzić trzepot  piór polskiej husarii.