Przeskocz do treści

Propozycja posła Zbigniewa Ziobry

Feliks Stalony-Dobrzański*

W końcu padła jakaś bardziej skonkretyzowana propozycja, by w jednej z wielu kwestii tego wymagających, czynem a nie samymi słowami powiedzieć Unii Europejskiej – dość. Po za tym też należałoby urzędnikom UE powiedzieć – ludzie, sami sobie zaprzeczacie idąc w szaleństwie poprawności politycznej wbrew realiom, przyjętym traktatom a w końcu też przyjętym a nie na dowolnie i przy stole wymyślanym - niby zasadom.

Ten opis to oczywiście mój swobodny przekład istoty wystąpienia pana posła Zbigniewa Ziobry z propozycją wypowiedzenia pakietu klimatycznego. Politycznie to ostrożne wystąpienie. Zauważmy, że powiedział to poseł, ale nie prezentując - mam nadzieję tylko na razie – oficjalnego stanowiska Rządu, a występując jako szef konkretnej partii należącej do rządzącej koalicji. Tak więc, wystąpienie to należałoby widzieć nie tylko jako jakąś ogólną opinię w dyskursie publicznym na ten temat ale jako coś bardziej ważkiego,. konkretną propozycję postawioną do rozważenia dla Rządu, ale nie oficjalne stanowisko Rządu, którego członkiem jest Pan Minister. I samo to jest już budujące. Bez wyskoków ponad kompetencje przynależne Rządowi i Premierowi nastąpiło zdecydowane postawienie jednej z kluczowych kwestii dla bytu gospodarczego Polski – a więc i każdego Polaka, co nastąpiło w formie do otwartego rozważenia pod kątem podjęcia konkretnych kroków. To wyraźne wskazanie, że należy działać bez straty czasu na dywagacje. Rozważyć należy ale czasu już nie ma. Pętla jest nam zakładana na szyję i to w wielu dziedzinach a my stoimy nie reagując. Przynajmniej na to wygląda. Skupmy się więc na tym jednym - na zakresie ochrony środowiska.

Pakiet klimatyczny – jakże pięknie brzmi a cel wygląda na niby szczytny. Tak jak i hasło, że wszyscy powinni być młodzi piękni zdrowi i bogaci. Każdy wie, że działanie wedle myślenia życzeniowego w oderwaniu od realiów a do tego gdy cel jest wyimaginowany nawet piękny hasłowo a doktrynalny – musi się skończyć tragicznie – i to dla wszystkich.

I to jest drugi powód dla którego propozycja pana posła Zbigniewa Ziobry jest godna uważnego podejścia. Namawia do obrony nie tylko Polski ale i zdrowego rozsądku.
Odnosząc się do sprawy należy rozważyć co najmniej dwie kwestie:
jedna - zasadności merytorycznej ruchu odstąpienia od pakietu a dopiero po jej stwierdzeniu, pojawia się dopiero
druga sprawa – skutków prawnych i ekonomicznych wypowiedzenia pakietu czyli realnych możliwości realizacji proponowanego ruchu.

Samo powiedzenie – ten pakiet bije nokautująco w naszą gospodarkę właściwie powinno być wystarczające – niemniej nie kwestionuje podawanego jako oczywiste i nie podlegające dyskusji twierdzenia o generalnej zasadności wprowadzania tego pakietu i to w tej formie. Tymczasem właśnie jego istota jest czysto doktrynalna i pozostaje w sprzeczności z przyjętymi zasadami i celem – ochroną środowiska. To, że nokautuje gospodarkę swoją drogą też w sposób zasadniczy przeczy przyjętym zasadom w sprawie relacji pomiędzy interesami środowiska i człowieka co ważne – jako uczestnikiem a nie wrogiem środowiska naturalnego.

Tym samym wykazanie sprzeczności pakietu z zasadami podejścia do ochrony środowiska należy użyć w argumentacji motywującej odstąpienie od pakietu. Mówmy o obronie nie tylko naszych interesów ale zasad i zdrowego rozsądku przed terrorem pomysłów doktrynerskich.

Sama kwestia możliwości wykonania ruchu odstąpienia i jego skutków prawnych jest choć istotna, to w tym świetle wtórna w stosunku do wskazania, dookreślenia i mocy podstaw merytorycznych kwestionowania samego pomysłu pakietu. Dopiero na tym tle można i trzeba wskazać, iż mamy do czynienia z używaniem pięknych deklaracji odnoszących się do ochrony środowiska, można mówić jako broni w hybrydowej walce na polu gospodarczym. Nie ma co udawać że jest inaczej i warto to w końcu głośno wyrazić Co prawda w Unii Europejskiej rzeczowe argumenty mają wręcz trzeciorzędne znaczenie, lecz tym bardziej ich skonkretyzowanie ma wielkie znaczenie. Ujawni bezsens i bezprawność kolejnych ruchów tego czysto urzędniczo-politycznego towarzystwa by nie rzec ferajny bo tam – już najwyraźniej traktaty i prawo oraz sens nie mają najmniejszego znaczenia.

Argumentacja merytoryczna to nie naiwność to a realizm.

Zacznijmy może od tego, że powszechnie uznanym – czyli będącym podstawą prawa w zakresie relacji pomiędzy potrzebami człowieka i środowiska jest postulat działania zgodnie z zasadą zrównoważonego rozwoju. To wręcz bałwochwalczy aksjomat zielonych postępowców i może do niego się odwołajmy.

Przypomnijmy więc cóż to takiego mówi owa zasada przyjęta jako podstawa podejścia człowieka do ochrony środowiska. Zasada ta precyzuje reguły dbania o środowisko, sięgające ponad jego ochronę jedynie poprzez walkę z objawami i samą ochroną gatunkową.

1/ potrzeby człowieka i środowiska mają pozostawać w równowadze na gruncie najlepszej a dostępnej wiedzy, techniki i technologii,. Innymi słowy jest niedopuszczalne – co podkreślmy - uznanie priorytetu potrzeb i wymagań jednej ze stron tej relacji a decyzje w sprawie osiągania równowagi mają mieć oparcie w wiedzy, do której można dojść tylko przez porównanie racji a nie przez doktrynalny dyktat.
Z tego wyprowadza się:
a/ konieczność narzucania sobie ograniczeń w zakresie używania dóbr naturalnych i środowiska Te ograniczenia (a nie zakaz ich używania!) mają być oparte o wiedzę a działanie ma pozostawiać zasoby i środowisko w najlepszym osiągalnym stanie i zasobności tak, by pozostały do dyspozycji dla przyszłych pokoleń. Tu są ważne słowa; wiedza i pozostawienie. Oznaczają one wprost:
a1/ konieczność współdziałania i podejmowania decyzji oraz rozpatrywania skutków nie tylko w oparciu o wiedzę techniczną ale też na gruncie ogólnej a nie wycinkowej wiedzy tj. ekonomii, prawa, wiedzy socjologicznej itd. I dopiero z tego mogą być wyprowadzane decyzje i działania. Tym samym również postawa skrótowo określana powiedzeniem - w imię ochrony sasanki wracamy na drzewa i do lepianek – przeczy podstawom zasady gdyż przyznaje priorytet – tu przywołanej jako symbol - sasance czyli przyrody nad bytem człowieka. Z tego np. można wyprowadzać sprzeczność protestów tzw. ekologów z faktyczną ochroną środowiska sprowadzając priorytet ochrony gatunkowej nad dążeniem do uzyskania równowagi, Mamy dbać o byt owej sasanki, ale ograniczając się a nie rezygnując ze swych możliwości życia, mamy tworzyć zastępcze warunki bytu owej sasanki np. wzbogacając jej inne siedliska.

a2/ pozostawienie dóbr naturalnych dla następców – nie oznacza zakazu używania tych dóbr a tylko (i aż) nakaz, by w przypadku konieczności użycia walorów środowiska minimalizować antropopresję zaś czynione szkody kompensować a najlepiej – naprawiać. Zasoby nieodnawialne mogą być zużywane ale tylko w niezbędnym zakresie wyznaczonym aktualnym stanem wiedzy i techniki Tu pojawia się też problem podstaw samej koncepcji handlu prawami emisyjnymi, ale tym teraz i tu się nie zajmujmy. Innymi słowy, zasoby nieodnawialne mamy używać w stopniu minimalnie niezbędnym i mamy je zastępować zasobami odnawialnymi i obiegiem surowca. To z kolei nakazuje korzystać – cały czas na gruncie najlepszej dostępnej techniki - z zasobów odnawialnych i z tych z odzysku a dopiero w drugiej kolejności i to w jak najmniejszym koniecznym zakresie z zasobów nieodnawialnych. To ważny punkt z punktu widzenia naszej energetyki, potrzeb gospodarczych i wymogów pakietu klimatycznego.

2/ Ważnym postulat dla powiązania i równoważenia skutków z jednej strony niezbędnego gospodarowania jak i z drugiej koniecznej dbałości o środowisko jest ujęty w zdaniu – myśl globalnie – działaj lokalnie. To zdanie jest prawie kolejnym dogmatem zielonych. Fakt. Równoważyć interesy i potrzeby człowieka z wymogami ochrony środowiska można i trzeba tylko na miejscu ich naruszania a nie w ogóle naprawiając świat, bo reagować można tylko działając lokalnie mając na względzie wpływ działania lokalnego na sytuację ogólną. Ta ocena znów musi być oparta o najlepszą dostępną wiedzę a ta jest osiągalna tylko w porównaniu dowodów a nie haseł. Są oczywiście elementy wymagające reakcji w większej, ogólnej skali. Jednak skupianie się na generalizacji tak, jak jest to robione pakietem klimatycznym przeczy samemu wspomnianemu podejściu. Ukonkretniając. Polska opiera swe potrzeby energetyczne na węglu, co jest wynikiem tak bagażu przeszłości jak i warunków naturalnych. Ma być zmuszona do płacenia za prawa emisyjne i to windowane w górę. Piszę windowane – bo prawo do emisji jest „towarem” którego cena wynika tylko z umownej gry spekulacyjnej. Biurka i białe kołnierzyki są głównymi składowymi tej ceny Pomińmy tu rozważanie kto i na jakiej zasadzie jest dysponentem tych praw jako towaru i co wyznacza jego wartość – bo to oddzielny problem. Zasoby naturalne każdego kraju wręcz rejonu są różne. Podstawą sprawy jest przyjęcie bez poważnego rozważenia (czyli omijanie przez obśmianie) rzeczowych argumentów przeciwnych, że:
* globalne ocieplenie ma miejsce i to w skali ponad naturalnej fluktuacji oraz termodynamicznie globalnie
** za to ocieplenie jest odpowiedzialna antropogeniczna emisja CO2
*** emisja tego gazu pochodząca z UE jest globalnie ważąca
W tym zakresie pada też często argument o konieczności działania o charakterze koniecznej prewencji (trzeba działać na wszelki wypadek a nie dywagować – co już znów przeczy konieczności działania zgodnie z najlepszą dostępną wiedzą) a to już nie poddaje się wiedzy a jest stanem osądu narzuconym przez to, co nazywa się polityczną poprawnością. Doktryna osłabia gospodarkę pogarszając warunki bytowe człowieka – co samo w sobie stoi w sprzeczności z zasadą, o której tu mowa gdyż ta wymaga zrównoważania potrzeb środowiska i byty człowieka. Nie dopuszcza eliminacji człowieka. Choć i takie „ekologiczne” pomysły są prezentowane przez zielonych w postaci wykazywania konieczności depopulacji w imię ochrony środowiska naturalnego.

Przyjmując, że Polska ma jakiś wkład w sumaryczną emisję CO2 pochodzącej z UE, działaniem w kierunku naprawy, kompensaty szkód byłyby dwa kroki Jeden by dokonanie w tej sytuacji rzetelnej oceny rzeczywistej, całkowitej krajowej emisji (czyli z uwzględnieniem pracy lasów – a tu zagadkowe jest odejście od zapisu Protokołu Paryskiego w/ uwzględnienia pochłaniania O2 przez lasy). Drugim i to przede wszystkim, by być w zgodzie z regułami, byłby ułatwienie inwestowania w zmianę struktury energetyki likwidującą lub kompensującą szkody - tu emisją CO2 Te w lokalnych polskich warunkach oznaczałoby np. użycie wsparcia zmian w technologiach pozyskiwania i używania węgla, jako zasobu nieodnawialnego lokalnie dostępnego. To stawia pytanie komu i za co się płaci handlując prawem do emisji. Obecne rozwiązania wprost preferują tych, którzy lokalnie mieli lepsze warunki startowe a dyskryminuje obciążeniem tych, którzy te pieniądze mogliby skierować na zmiany struktury energetyki. W warunkach Polski mówimy o innych technologiach wydobycia i używania węgla jako zasobu nieodnawialnego.

3/ zapewnienie rzeczywistej przyjazności danego rozwiązania dla środowiska, w tym pod katem poszukiwania równowagi wedle ZZR pociąga za sobą konieczność bilansowania pełnych i o ważne - ciągnionych skutków ekologicznych zastosowania nie tylko danego produktu, wyrobu czy technologii ale też rozwiązania zastosowanego w życiu społecznym.

Przykładem niech będzie tzw. żarówka energooszczędna lub elektromobilność. Żarówka, owszem, jest oszczędna w momencie jej używania – ale należałoby zsumować koszty i szkody środowiskowe jakie pociąga jej wytworzenie i utylizacja. Politycy i lobbyści często powtarzają też mantrę, że energia wiatrowa lub słoneczna jest darmowa i w pełni ekologiczne. To na gruncie ZZR jest wprost propagandowym kłamstwem. Mamy wszak liczyć pełny i ciągniony koszt ekologiczny danego rozwiązania. Obciążenie środowiska pozyskaniem surowców, wytworzeniem np. paneli silników, akumulatorów energii, sterowników) budowy infrastruktury (w tym np. masztów czy linii przesyłowych to stal aluminium miedź i ich stopy z innymi pierwiastkami) a potem utylizacją c odpadów – jest czymś co musi być liczone w kosztach pozyskania ten „darmowej” energii. W tym kontekście należy widzieć ceny giełdowe pierwiastków używanych np. przy produkcji paneli fotowoltaicznych patrząc na czas ich efektywnego działania i kosztów wymiany oraz utylizacji. Na tym tle oceniać należy też np. politykę Kremla w odniesieniu do Kazachstanu, który dysponuje drugim po NS2 narzędziem do kurka energetycznego wpływu na zachodu – mowa o uranie jako paliwie do EJ, Czy interwencja militarna z powodu protestów ulicznych może być inaczej wyjaśniona? Dla Rosji nawet dalsza aneksja Ukrainy jest mniej ważna może być zostawiona na czas rozmiękczenia zachodu który już w imię interesów Niemieckich a sprzecznie z interesami środowiska – uznaje agresywne posunięcia i żądania Kremla za powód do partnerskiego dialogu, którego nigdy od czasu Imperium Carskiego Rosja nie ma w katalogu swych działań politycznych. My mamy obowiązek i prawo przypominać, czym skończyły się złudzenia Monachium i Jałty, Jak widać problematyki ochrony środowiska nie da się oderwać od nie tylko polityki ale i szerszego kontekstu. A to właśnie oznacza wymóg podejmowania decyzji w oparciu o dostępną wiedzę w wielu dziedzinach a nie tylko biologii czy nauk opisujących jakość i ilość zanieczyszczeń.

Wracając jeszcze do przykładów. Elektromobilność tylko przenosi miejsce, wytwarzania energii – nie powodując emisji zanieczyszczeń w miejscu jej zużywania. Generowanie szkód środowiskowych odbywa się w innym miejscu jest łatwiejsze do kontroli To fakt,. Jednak energię zużywa się ze stratami (przesył, sprawność silników) lecz też powstają koszty środowiskowe pozyskania materiałów na choćby elektronikę i akumulatory i ich znów – jak się to mówi – utylizację. Łączny całkowity koszt ekologiczny rozwiązania a nie przyjmujmy, że elektromobilność jest lekiem na całe zło. Jeśli się wykaże że obniża ona koszt ekologiczny transportu – to w porządku. Tyle co do zasad tak czczonych przez ekoreligię.

A co z tego wprost wynika dla oceny ekologiczności czyli przyjazności dla środowiska zgodnie z zasadami tego co zawiera pakiet klimatyczny?

Podwaliną pakietu jest przyjęcie, że głównym wrogiem środowiska jest CO2. To aksjomat przyjmowany jako oczywisty i nie podlegający dyskusji. Wiedza czyli poważne porównanie racji – śpi. Jakoś mało wystarczające jest ogłoszenie, że przeciwnicy tezy, iż to człowiek jest głównym i decydującym czynnikiem wpływu na ocieplenie klimatu, to sekta zwolenników płaskości ziemi i że owo ocieplenie w ogóle ma miejsce jako proces nie mieszczący się w naturalnym biegu cykli historii ziemi. W tekście podnosiłem sprawę poważnej dyskusję na argumenty nie tylko w sprawie samego ocieplenia klimatu i jego decydującego powiązania z emisją CO2 i co najistotniejsze z punktu widzenia pakietu, realnego wpływu człowieka w ogóle a antropopresji pochodzącej z Europy w szczególności.

W sprawie pakietu należy pytać o same obecne zasady handlu prawami (kto jest dysponentem, właścicielem tych praw powinno zostać powiedziane dla potrzeb rynkowych) i o ocenę poziomu emisji danego Państwa i terenu. Tu musi być wyjaśnione biznesowe tło przyczyny i to szybkiego odejścia od zapisu z protokołu Paryskiego mówiącego o przyjęciu, bo uwzględniającej pracę lasów w pochłanianiu tego gazu, realnej wartości emisji z danego obszaru.

Choćby to, że każdy postulat doktrynalnej ochrony środowiska – radykalnie ingerujący w możliwości życiowe człowieka, wprowadza naruszenie równowagi ergo – działa na szkodę i człowieka i środowiska.

Należy podnieść następną sprawą, która może być wskazana jako naruszająca w sposób zasadniczy obowiązujące reguły właściwego podejścia do zachowania dobrostanu środowiska przy równoprawnym i racjonalnym utrzymaniu warunków życia człowieka. W zakresie handlu prawami emisyjnymi a tym bardziej obecnych zasad jego prowadzenia należy poruszyć zderzenie generalnej motywacji dążenia do opanowania poziomu emisji z terenu – tu UE z realiami i też samymi zasadami. Minimalizacja powinna oznaczać dążenie do wartości minimalnej przypisanej w skali makro – dla tego terenu. Kto i jak wyznacza tą wartość aktualnie właściwą? Nawet tło poziomu emisji nie jest takie samo w każdym terenie i kraju. Gra rynkowa oznacza porównanie popytu i podaży jakiegoś produktu. Producentami są ci, którzy wytwarzają emisję CO2 a handel prawami emisyjnymi odbiera im podstawy ekonomiczne dla dokonania zmian czyli ich dyskryminuje. Oczywiście jest możliwość uznaniowego dofinansowywania takich zmian ale handel oznacza przepływ pieniędzy między podmiotami transakcji. Konic kropka. Ktoś uprawnienie sprzedaje a ktoś inny kupuje. Ten kto je kupuje, pieniędzy na zmiany i poprawę sytuacji już nie ma. Powtarza się pytanie o wytwórcę i rynek owego towaru.

Tyle, choć długo a najkrócej i do rozważenia tematu handlu emisjami w obecnym wydaniu, zwłaszcza w kontekście zasad czczonych dogmatycznie przez zielonych.

* Autor jest doktorem inżynierem, em. pracownikiem Akademii Górniczo-Hutniczej.