Przeskocz do treści

„Rewolucja młodych”?

Anna Maria Kowalska

Ostatnio obserwuję w urzędach i firmach wszelkiej maści nasilającą się karuzelę przejmowania ról mentorskich i menadżerskich przez pokolenie ludzi młodych. Nie byłoby w tym nic nagannego, gdyby nie wspólna cecha tych specyficznych „awansów”, ujawniająca się w bardzo krótkim czasie. To kompletny brak doświadczenia zawodowego i znajomości branży.

A zaczyna się to wszystko bardzo niewinnie. Kolega poleca koledze „obiecującego pracownika”, „syna pana X”. Mimo rozpisanego konkursu, w którym biorą udział osoby ze sporym doświadczeniem branżowym – konkurs wygrywa wskazany przez kolegę młodzieniec. Ta właśnie, odchuchana i wypieszczona młodzież, zatrudniona „z polecenia”, zamiast skromnie przyuczać się do wykonywania określonego zawodu, wydaje się być od razu stworzona do wyższych celów.  W krótkim czasie trafia na wysokie stołki, z których wędrować już można jedynie wyżej i wyżej, na niebotyczne szczyty kariery. Nic to, że jeden z drugim nie ma zielonego pojęcia o specyfice profesji, którą się aktualnie zajmuje. „Odfajkowane” szkolenia, przychylność prezesa i znajomości gwarantują finansową płynność, utrzymanie się na stołku – i korzystanie z przywilejów i rozkoszy „władzy”. A karuzela dalej się obraca. Nawet wtedy, gdy suma popełnionych błędów jest tak duża, że się ich już w żadnym razie nie da ukryć, po cichu przenosi się delikwenta na inne, równie dobrze płatne miejsce. Bo przecie z czegoś, biedaczek, żyć musi. A najlepiej, jeśli znajomości na to pozwolą, umieścić go na lukratywnych listach doradców i doradców doradcy, świadczących usługi w zakresie „jak się kotu buty szyje i niegrzeczne dzieci bije”. I jest cudnie. Cicho, bezpiecznie i ciepło, bez względu na porę roku i nastroje na rynku pracy.

Wciąż słyszę, że mamy do czynienia z „rewolucją młodych”. Coraz więcej młodych kieruje instytucjami! Coraz więcej młodych doradza! Nie mam nic przeciwko ludziom młodym na stanowiskach. Powinni oni jednak odznaczać się profesjonalizmem i rzeczowością. A jeśli z czymś sobie nie radzą, a to całkowicie wytłumaczalne – dobrze byłoby posłuchać starszych, bardziej doświadczonych. Tych, do których można mieć pełne zaufanie, nie tylko w branży – ale i w życiu.

To jedna z patologii, z którą od jakiegoś czasu przychodzi nam się zmagać. Dopóki, podobnie jak w PRL – u ,w Polsce będzie trwała karuzela stołków, bronionych za każdą cenę, dopóki kwestie „młodzieńczych” awansów będą postawione na głowie, dopóty, tak naprawdę – nie będzie państwa jak się patrzy. A już go i tak coraz mniej. Obyśmy nie obudzili się zbyt późno.

Dodaj komentarz