Pani Anna nie spoczywa w pokoju
złożona w zbiorowej mogile
jak żołnierze wyklęci
pielgrzymi wdeptani
w smoleński las
tak kończą sprawiedliwi
kaligrafowie księgi historii
całe życie walczyła o prawdę
lecz prawda żąda by upominać się
i powstawać także po śmierci
ciało leży w zbiorowej mogile
a urnę z sumieniem
rozsypano we mgle
garstka sprawiedliwych
czuwa przed cmentarzem
gdzie za kordonem żandarmerii
pod osłoną nocy
odbywa się
ekshumacja
kiedyś dla Pani Ani
zatrzymano pracę stoczni
w ciemności nad kurhanami
nie unoszą się skrzydła
daremne żądania
sprawiedliwości
i tylko najwierniejsi
wysłuchają dobrej nowiny
spójrzcie - grób jest pusty
spójrzcie - grób jest pusty
(Od Redakcji): Wiersz "Anna Walentynowicz" p. Aleksandra Rybczyńskiego pochodzi z najnowszego tomu Jego poezji, który wydały właśnie krakowskie Arcana. Poniżej dwie informacje: o Autorze i o Jego twórczości. Pierwsza pochodzi ze strony internetowej Wydawnictwa a autorem tej drugiej jest p. Jerzy Gizella:
Aleksander Rybczyński jest absolwentem historii sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Od czasu opublikowania w 1982 roku debiutanckiego tomu poezji "Jeszcze żyjemy", za który otrzymał nagrodę im. Kazimiery Iłłakowiczówny, wydał ponad dziesięć zbiorów wierszy. Zajmuje się także krytyką artystyczną, prozą, publicystyką, dziennikarstwem, fotografią, filmem oraz pracą redakcyjną i wydawniczą, starając się nawiązywać do patriotycznej tradycji pisarzy emigracyjnych. Utrzymuje się z wykonywania rozmaitych zawodów, nie związanych z działalnością literacką i artystyczną. Mieszka w Kanadzie.
Niektóre nowe wiersze Aleksandra Rybczyńskiego znają czytelnicy „Arcanów” i uczestnicy comiesięcznych spotkań na Krakowskim Przedmieściu. Zgromadzone w jednym miejscu, w skromnym objętościowo tomiku, wstrząsają, otwierają ledwie zabliźnione rany pamięci, zmuszają do rachunku sumienia. To jeden z najbardziej osobistych głosów sprzeciwu, rozpaczy, lamentu po 10 kwietnia 2010 roku. Głos obrony dobrego imienia ofiar smoleńskiej tragedii, których ciała i cześć sponiewierano po śmierci, opluto, wyszydzono. Ich cienie stanęły wśród cieni żołnierzy niezłomnych, oficerów rozstrzelanych przez NKWD, powstańców styczniowych i listopadowych. Po drugiej stronie rozerwanej wybuchem Polski – kaci, ich progenitura, bezczelne naigrawanie się z żałoby, obrzucanie epitetami: faszysta, oszołom. Wewnętrzni Moskale, agenci wpływu, ulubieńcy czerwonych mediów. Bluźniercy, kłamcy, tumaniący bezczelną propagandą. Temat smoleński traktowany jak tabu, jak zamilczana przez tyle lat prawda o Kozielsku, Ostaszkowie, Starobielsku. Cóż może poeta – budzić zastraszonych rodaków, skarlałych i skundlonych konsumentów „czarnej piany gazet”? Dawać świadectwo? Czy poetycka metafora dotrze szerzej do wytresowanych w pozytywnym myśleniu, asertywnych niewolników kłamstwa i zmowy, wyznawców koalicji strachu? Próbować trzeba, to „wielki, zbiorowy, obowiązek”. Rybczyński, subtelny kiedyś liryk, znawca Herberta i Cendrarsa powtarza poetyckie „Non possumus”. Pewne rzeczy ciągle widać ostrzej na emigracji, z Toronto. Krople drążą skałę. Póki żyją poeci, póki czytamy ich wiersze. Mocne, odważne, bezlitosne. Powinny znaleźć trwałe miejsce w przyszłych patriotycznych antologiach, ale przede wszystkim - w sercach i umysłach wolnych Polaków. A więc jest nadzieja.