Przeskocz do treści

W 105 dni do Santiago i Fatimy (I)

andrzejkalinowskiAndrzej Kalinowski*

Historia o której opowiem a raczej zdam relację jest na tyle niezwykła, że aż nieprawdopodobna, jednak zdarzyła się naprawdę. Chciałem się dobrze przysłużyć ludziom i tak powstało dobro, które potem nagle rozkwitło. Po okresie oktawy odpustowej  w naszym sanktuarium Krzyża Świętego w Mogile (odpust Podwyższenia Krzyża Świętego od 14-21 września) miałem pojechać do Radomia w sprawach swoich zawodowych. Wybrałem się tam w niedzielę 22 września 2013 roku. Ponieważ w naszej parafii pomagali nam również bracia Cystersi z Wąchocka zaproponowałem im w niedziele po południu przejazd przy okazji, po drodze do Radomia przez Wąchock. Zgodzili się bardzo chętnie, gdyż jedyny środek lokomocji jaki mieli do wyboru (alternatywa) to był PKS lub inne bliżej nie określone połączenie.

bratbenedykt1Wybrali więc podróż ze mną. Chociaż  jechaliśmy we czterech w trzy osobowej kabinie auta dostawczego to wcale sobie nie krzywdowali (tak mi się przynajmniej wydawało). Po kilku zdaniach rozmowy warkot silnika i przytulność kabiny sprawiła, że klerycy przysnęli. Po godzinie jazdy przy jakimś mocniejszym hamowaniu moi Goście przebudzili się. Zaczęła się rozmowa. „No powiedz o swoich pielgrzymkach i wyprawach po Europie”- zachęcał jeden z braci - drugiego. „A co tam będę mówił”- odpowiedział ten drugi. Celowo nie wymieniam tutaj imion by zaciekawić Czytelników. No, ale po chwili „przekonywań” brat, a właściwie diakon Benedykt Zieliński OCist. zaczął opowiadać:  „Wie pan - mówi skromnie, byłem w swoim czasie w Fatimie i Santiago de Compostela w Hiszpanii na szlaku Jakubowym”. Ponieważ sam mam w planie tam pojechać (a kilku moich znajomych już tam było), słuchałem z wielkim zainteresowaniem. A ile kosztowała taka wycieczka - zapytałem. Jakie wrażenia, po pielgrzymce, te i inne pytania nasuwały mi się na myśl, więc  zadawałem je lawinowo. Br. Benedykt skromnie odpowiadał: „nie wiem ile to kosztowało bo ja byłem na piechotę”. No, ale skąd Ojciec szedł piechotą, z Francji przez Pireneje, a może tylko te kilka dni z Hiszpanii, odwiedzając przydrożne albergi (nazwa domów noclegowych dla pielgrzymów w Hiszpanii) rozmieszczone przy trasie Jakubowego szlaku. „Nie, ja szedłem z Polski”. Z Polski?! -zapytałem z wielkim zdziwieniem. Sam bowiem kiedyś chodziłem po górach, uprawiałem turystykę, a nawet chodziłem na pielgrzymki. Wydawało mi się, że mam jakieś przynajmniej pojęcie o takiej formie spędzania wolnego czasu.

KONICA MINOLTA DIGITAL CAMERAW tym miejscu musimy przerwać naszą opowieść gdyż dojechaliśmy do Wąchocka. Moi klerycy byli uradowani, że wreszcie dojechali do domu, a ja zostałem z problemem, ciekawością jak to można samemu na piechotę wybrać się na taką wyprawę. Cały czas myślałem, że jest to jednak - mimo wszystko - niemożliwe. Myślałem, że klerycy chcą się trochę ze mną pośmiać i pożartować. Przecież to młodzi ludzie i różne figle mogą im przyjść do głowy. Ale miałem obiecane, że kiedyś, jak trafi się okazja, to do tematu wrócimy. Obietnicę wziąłem sobie do serca. Za kilka dni wyjechałem z kraju na specjalną wyprawę do Izraela, ale mimo różnych zaskakujących, pozytywnych wrażeń  i emocji w tym bardzo ciekawym świecie, ciągle mi ten fakt (pieszo do Santiago de Compostela!) nie wychodził z głowy.

* Rozmowę przeprowadził i całość, na podstawie materiałów Brata Benedykta, opracował Andrzej Kalinowski.