Słucham ci ja w niedzielny poranek programu w TVP2 o Warszawie i cóż słyszę – jakaś nikomu nieznana panienka między 20-tką a 30-tką zapewnia publiczność, że tęcza na pl. Zbawiciela to… dzieło sztuki. Ten niewiarygodny gniot, kicz nad kicze - nic nie mówiąc o jego wymowie ideolo…
Za chwilę jeszcze ciekawiej – pan mieniący się artystą – mówi z wyraźnym żalem, że w Stambule jest teatr transwestytów a w Warszawie – nie. Co za prowincja (w domyśle)...
Kiedyś, za carskich czasów pisało się o Warszawie jako prowincjonalnym mieście w rosyjskiej guberni. Dziś nasza metropolia stała się „pawiem i papugą” światowego idiotyzmu i szaleństwa spod znaku LGBT, genderyzmu etc..
Owóż rodacy warszawiacy, jak słusznie zauważyliście w programie „lud Paryża w jeden dzień wykończył na place Vendome nadymaną „choinkę” – coś pośredniego między fallusem a prezerwatywą. I nic – ani policja ani straż miejska nie interweniowały. Całkiem inaczej niż w prowincjonalnej Warszawie Hanny Gronkiewicz–Waltz., czujnie strzegącej „dzieła sztuki”.
Kiedyś o takich panach i paniach jak ci z TVP2 lud warszawski mawiał „coś pan, z choinki się urwał?” Komentarz dziś narzuca się inny: „Warszawiacy - wsiowe ptacy”. Śmiertelnie boją się własnego sądu, własnej opinii (a nuż się wychylę nie tak jak trzeba)? Ale dramat polega na tym, że ani ta panienka ani ten pseudoartysta nie są – jak ich ojcowie i dziadowie – cynicznymi propagandystami. Oni wierzą w to co mówią! A z czego, już prawie dwa wieki temu śmiało się dziecko w bajce Andersena „Nowe szaty króla”.