Przeskocz do treści

„Zaproście mnie do Polski, bo jak słyszę Polska to dostaję skrzydeł”

leszeksmagowiczLeszek Smagowicz

Nadzwyczajnym wydarzeniem kulturalnym okazał się wczorajszy koncert w krakowskiej filharmonii. Dzięki Stowarzyszeniu PASSIONART, pod patronatem Instytutu Pamięci Narodowej i Organizacjom AK-owskim, wieczór w podwawelskim audytorium, uświetnił kolejny dzień II Krakowskich Obchodów Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Tuż przed samym rozpoczęciem, pomimo nie dotarcia państwowych oficjeli – co jak zawsze w ostatnim czasie, przy tego typu okazjach nie dziwi – sala pękała w szwach.

Niezwykle barwną konferansjerkę poprowadziła, znana nie tylko w królewskim mieście, organizatorka wielu wydarzeń kulturalnych pani Lidia Jazgar. Cztery krakowskie chóry i orkiestra pod batutą T. Chmiela wykonały, zaczynając od „Mazurka Dąbrowskiego”, m.in. „Pierwszą Brygadę” i „Piechotę”. Partie solowe wykonywali panowie Mateusz Prendota i Maciej Dróżkowski. Podczas pieśni „Wojenko, Wojenko” wyśmienicie grał akordeon pana Dziedzińskiego. Wykonanie ostatniej zwrotki „O mój rozmarynie”, zagrzmiało głośniej niż krakowskie dzwony, przypominające o historii, równolegle dziejącej się w tym samym czasie w Watykanie.

W I części, pani Lidia zręcznie wplatała fragmenty z dziejów naszej Ojczyzny. Przypomniana została cerkiew Aleksandra Newskiego na placu Saskim, która pod koniec XIX wieku była „pieczęcią zaborcy, pięścią gen. Paskiewicza”. A rozebrana została w czasie II RP, jako symbol rusyfikacji.

Odczytana została Rota przysięgi składanej przez żołnierzy AK i żołnierzy Cichociemnych. Wyjątkowe wspomnienia pani Zofii, córki rotmistrza Pileckiego i żony Generała Fieldorfa „Nila”, pani Janiny, ukazywały „Niezłomnych Rycerzy” w mniej znanej nam domowej i rodzinnej scenerii. Klasa i styl, chrześcijański kręgosłup, oraz odpowiedzialność za rodzinę i podwładnych, ułatwia nam zrozumieć kod ich dalszej, niezłomnej postawy.

„Rozkwitały pąki białych róż” i „Na bój, na bój” oraz wspomnienia generała Sosabowskiego o ostatniej, 3-cio majowej defiladzie w niepodległym kraju, zakończyły I część koncertu.

Podczas przerwy można było zobaczyć przegląd społeczeństwa grodu Kraka. Ludzie starsi i dojrzali wiekiem z emblematami Armii Krajowej, ale przede wszystkim liczna młodzież i rodzice z dziećmi!

Przed II częścią, zagadkę stanowiło połączenie, dobrze znanego, krakowskiego rapera z miejscem tak kontrastującym dla jego repertuaru, jakim niewątpliwie jest filharmonia. Obawy okazały się zupełnie nieuzasadnione. Aranżacja piosenek, noszących znamiona hiphopu, opracowana przez pana Marka Pawełka w połączeniu z niezwykłą osobowością młodego muzyka, stworzyła niepowtarzalną mieszaninę wybuchową. Rozrywały ją na koniec każdego utworu brawa, trwające kilka minut. „Inka” w wersji symfonicznej wolniejsza od oryginału, z solową partią sopranową Anny Suvorowej była genialna!!! Kunszt P. Pawełka z ogromnym zaangażowaniem Tadeusza „Tadka” Polkowskiego zrobił niesamowite wrażenie na całej widowni. Zwłaszcza na starszej, tej której raczej nie znała albumu „Niewygodna Prawda” w całości poświęcony Żołnierzom Wyklętym.

W II części, oprócz wspomnianych utworów, zostały wykonane Hymny Polski Podziemnej i Armii Krajowej. W tym fragmencie pani Lidia przypomniała o Sowietach czynnie wspierających Hitlera w 1944 r. O zakazie dokonywania dalszych zrzutów wydanym przez Stalina wojskom alianckim, o strzałach w plecy żołnierzom Armii Andersa, próbującym iść na ratunek płonącej stolicy!

Nie zabrakło poezji patriotów, którzy polegli w Powstaniu Styczniowym. Była więc „Elegia o chłopcu polskim” K.K. Baczyńskiego. Również w całości, nagrodzona rzęsistymi brawami, wyrecytowana została „Czerwona zarazo” Józefa „Ziutka” Szczepańskiego. Była też mowa o zdradzie aliantów podczas konferencji w Teheranie, Jałcie i Poczdamie. Nawiązując do tego, pani Lidia Jazgar przeczytała to, co pisał w swoim rozkazie kapitan Stanisław Sojczyński  „Warszyc”, za nim jako kolejny niezłomny został zamordowany: „Darowano nam Polskę i ustanowiono rządy nad Nią, jakbyśmy byli narodem żebraków, jakbyśmy czekali przez sześć lat wielkich zmagań na koniec wojny z założonymi rękami, jakbyśmy nie toczyli najkrwawszych na kuli ziemskiej walk i jakbyśmy nie przerośli naszych rzekomych dobroczyńców gotowością do poświęceń i bohaterstwem. Na świętych ołtarzach Wawra, Oświęcimia, Majdanka, Warszawy, leśnych partyzanckich pobojowisk, spacyfikowanych po barbarzyńsku miast i wsi – dokonano najhaniebniejszej w dziejach profanacji: stworzono sztuczną, jakby w sercach naszych nie żyła prawdziwa, Polskę, która jest usankcjonowaniem wszelkiej podłości, zła i zdrady”.

Kolejne relacje rodzin rotmistrza Pileckiego i gen. Fieldorfa „Nila” przypominały o ich heroizmie. Listy rotmistrza mówiące, że piekło 2 i pół letniego dobrowolnego pobytu w Oświęcimiu zbladło w porównaniu z katownią UB przy Rakowieckiej. Żądanie gen. Fieldorfa skierowane do swojej żony by nie prosiła o łaskę. Nie rozpoznany przez NKWD, mordowany przez „swoich”. „Człowiek ze stali” jak go sami nazywali. Niezłomność ducha wykazana przez siedemnastoletnią sierotę „Inkę”, która w grypsie pisze do babci: „że zachowała się jak trzeba” w chwili śmierci krzyczy: „Niech żyje Łupaszko, niech żyje wolna Polska!”.

Wspaniałe przedstawienie. uświetnili swoją obecnością min. wdowa po panu Januszu Kurtyce, prezesie IPN, pani Zuzanna Kurtyka z synem, państwo Irena i Julian Włosikowie, rodzice Bogdana zastrzelonego podczas demonstracji w 1982 r. w Nowej Hucie. Kompozytor i fotograf, wielki patriota pan Stanisław Markowski.

Na uroczystości, ani przez chwilę nie „zaszczyciła” swoją obecnością żadna z osób ze świecznika krakowskiego. Z resztą osoby te, wymieniane na początku wśród osób patronatu honorowego, nie wzbudziły entuzjazmu wśród publiczności. Ich wolne miejsca, zajęły osoby cisnące się wzdłuż ścian sali.

Nie pojawił się również nikt z attache rosyjskiego. Wielka szkoda. W kontekście tak zwanego pojednania polsko – rosyjskiego, obecność konsula byłaby wskazana. Zwłaszcza lekcje historii dla ambasady i jej otoczenia wspomniane pojednanie mogłoby uwiarygodnić!

W tym wielowątkowym wydarzeniu nie zabrakło akcji charytatywnej. Zbiórka pieniędzy do puszki, czy ze sprzedaży płyt i odznak ma być kierowana do rodzin żołnierzy wysłanych w głąb Rosji. Dziś rodziny niektórych z nich miast wieść normalny żywot, wciąż mieszkają w nieludzkich warunkach, w domach z klepiskiem zamiast podłóg!

Nie zabrakło również momentów humorystycznych. Pani Lidia zaprosiła do słuchania swojej autorskiej audycji w Radio Kraków w sobotę późnym wieczorem od godziny 21-ej do 23-ej. Dodała przy tym, że jeśli zbyt późno to zaprasza na powtórkę z niedzieli na poniedziałek 1.30 w nocy. Takie jest nasze miejsce – skomentowała. To szafirowo – aksamitne brzmienie sztuki, jak spointował prowadzenie konferansjerki przez panią Lidię pan Antoni Wiatr, zakończył finał z mazurem z opery Stanisława Moniuszki „Straszny Dwór”.

Na zamknięcie tego utworu wbiegła mała dziewczynka. Ta mała patriotka jak i kwilenie innego niemowlęcia w czasie końcowych fragmentów pieśni „Na bój, na bój” jakby symbolicznie klamrami zamykało obie części widowiska.

Podczas trwania uroczystości Tadeusz Polkowski przytoczył opowieść o spotkaniu z włoskim historykiem Marco Patricellim, opisującym dzieje polskiego rotmistrza. W trakcie rozmowy „Tadek” zapamiętał najbardziej dwie rzeczy. Pierwsza to, że ten jeden z sześciu najodważniejszych ludzi na świecie, z całego okresu II Wojny Światowej, nie miał w sobie grama nienawiści! Druga to jak Włoch mówił na końcu: „Zaproście mnie do Polski, bo jak słyszę Polska to dostaję skrzydeł”. Uwaga młodego artysty była taka: „Jakby te czterdzieści milionów ludzi, co mają w dowodzie wpisane obywatelstwo polskie, usłyszało te słowa i je zrozumiało, to moglibyśmy stworzyć coś pięknego!

Dodaj komentarz