Przeskocz do treści

Artykuł programowy

pawelbinekPaweł Binek

PW - Poczta Wrocławska

Podejmuję w tym miejscu, miejscu portalowym Krakowa Niezależnego, pewną próbę opowiadania o naszym życiu i o zjawiskach, które nas szczególnie dotykają. Czujemy ten dotyk. Rzeczywiście jest on szczególny, czyli związany ze szczegółem, z konkretem. I to jest szczególnie interesujące. I to łączy się jednocześnie z tym, co pozostaje ogólne, wypływające z konkretnych reguł dobra spoza nas, ale też podlega naciskom zła.

Lecz żeby nie wędrować w stronę rozważań abstrakcyjnych, które są zarezerwowane zwłaszcza dla refleksji naukowej, a tą zajmuję się w innych miejscach, napiszę tylko tyle, że istotnie ma to być pewna próba. Pewna, czyli nie niepewna. Zdecydowana. Choć też czasem niepozbawiona wątpliwości, czyli też w tym sensie – wzbogacona o wątpliwości jak u każdego ułomnego człowieka. Niemniej – zdecydowana. No i właśnie – próba, czyli esej, choć w miarę krótki. Pozostaje to zresztą w zgodzie ze źródłosłowem samej nazwy takiego tekstu jak esej, bo przecież essai francuskie i essay angielskie znaczy próba (zresztą w obydwu językach wyraz ten pochodzi z łaciny). W Polsce najbardziej znany jest zbiór francuskich tekstów Essais z 1580 roku, którego autorem jest Michel Montaigne, a tytuł tego zbioru w polskich tłumaczeniach brzmi wszak zazwyczaj – i słusznie – Próby. I stąd wywodzi się tradycja czegoś takiego jak esej. Mamy tu też wątki anglosaskie już od 1597 roku, ale nie brak w tej mierze praktyki w innych krajach europejskich, a w tym w Polsce.

A więc spróbuję. Może też – pewnie nie bez wcześniejszych tego typu praktyk – modyfikując w pewnym sensie samą formę eseju dzięki internetowym możliwościom. Stąd nie tylko będzie to wielość form typowego tekstu (choćby łączenie poezji i prozy), lecz również stosowanie cytatów multimedialnych poprzez wkomponowywanie krótkich filmów, melodii, rysunków (może także własnych?), a gdy zaistnieje potrzeba – analizowanie każdej z tych form. Praktyka taka jest naturalna. W każdej wszak wypowiedzi dopuszczalny jest cytat albo analiza cytatu. Gdyby tak nie było, nie moglibyśmy o czymkolwiek pisać.

Pozostaje jeszcze wytłumaczenie się z kształtu nagłówka: PW - Poczta Wrocławska. Otóż jestem rodowitym wrocławianinem i mieszkam w moim ukochanym Wrocławiu, będąc od urodzenia w nim, ale zdarzyło się tak, że w pewnej chwili mojego życia złączyłem się jako wykładowca uniwersytecki z Uniwersytetem Pedagogicznym w Krakowie dzięki współpracy naukowej z prof. Stanisławem Koziarą, pracującym w  IFP UP. I tak od wielu już lat wędruję między Wrocławiem a Krakowem. W ten sposób uczuliłem się na zadziwiające związki między Wrocławiem a Krakowem, a więc łączność dwóch polskich miast wywodzących się z polskiego średniowiecza (zaznaczam – między Wrocławiem a Krakowem, a nie Breslau a Krakowem czy Krakau!). Ponadto znalazłem poprzez lekturę czy osobiste rozmowy kontakt z wykładowcami Uniwersytetu Pedagogicznego, którzy pomimo wszystko byli bądź są związani z tradycją (m.in. ze śp. prof. Janem Zaleskim, ojcem ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, albo prof. Leszkiem Bednarczukiem czy prof. Edwardem Stachurskim, nie wspominając już dra Mirosława Boruty).  I tak wędruję. Tak też wygląda sprawa nagłówka prezentowanego właśnie cyklu esejów. Będzie więc to pocztą mailową przesyłane próbowanie się z tym, co nas zwłaszcza dziś spotyka w życiu publicznym, kulturowym, a także wielokrotnie prywatnym.

A więc poczta wędrowca? Po części tak. Trochę z sentymentu do wieloletniej pracy mojego śp. ojca, który był kierownikiem ambulansu pocztowego i bywał wielokrotnie w Przemyślu, Krakowie, Poznaniu, Gdańsku, Warszawie. (A dzisiaj – pomyśleć – nie istnieje coś takiego jak ambulans pocztowy na kolei, a samo PKP jest niemal w stanie bankructwa!) Jest tu też inny sentyment – z czasów II Rzeczypospolitej, kiedy to ojciec ojca jako zawodowy żołnierz Korpusu Ochrony Pogranicza wędrował wraz z rodziną po całych Kresach wschodnich od stanicy do stanicy; jest i myśl o jego dalszych losach (został pochowany w Londynie) i o moich krewnych, którzy od początku XX wieku wrastali w różne państwa i narody – od Stanów Zjednoczonych i Francji, poprzez Wielką Brytanię, Holandię, Kanadę, aż po Australię. A i w samej Polsce krewni moi przystanęli w wielu miejscach. Taki stan rzeczy zbudował we mnie świadomość tego, że jesteśmy tu jeno przechodniami, choć oczywiście związek z korzeniami wiary, godności i ojczyzny pozostaje niezbywalny.

Poczta? Coś do poczytania? No, nie wygląda to tak prosto, jeśli chodzi o złożoną genezę tego słowa, ale skojarzenie tego typu przydaje mi się w tym miejscu. Tak tedy – co do poczytania? Często osnową będzie tu refleksja poetycka moich wierszy albo może rytmów, jak o tekstach tego typu powiadał szczególnie mi bliski Mikołaj Sęp Szarzyński (bliski obok Jana Kochanowskiego). Ostatecznie będą one zawsze włączone w myśl główną eseju prozą pisanego. Formuła tych tekstów wiąże się u mnie z tym, co nazywam poezją egzystencji, a może i poezją bytu. Wreszcie zawsze opierają się one o to, co przeżywamy osobiście poprzez naszą egzystencję w bycie zanurzeni. Dlatego m.in. trzy wiersze, które dedykowałem z osobna pani Zuzannie Kurtyce, panu Jackowi Światowi i panu Jarosławowi Kaczyńskiemu, odnoszą się do przeżyć egzystencjalnych. Mam zamiar przedstawić je w kwietniu 2014 roku. A dlaczego w tym miesiącu, myślę, że wszyscy wiemy. Zresztą problemów takich właśnie we współczesnym świecie nie brakuje. I właściwie jestem pewny, że jak długo czy – tym bardziej – jak krótko trwałaby moja współpraca z Krakowem Niezależnym, to ich wszystkich i tak nie uda mi się omówić. Będę próbował przynajmniej o niektórych napisać. Także o tych, które pojawiły się albo pojawią się w danym czasie; także we Wrocławiu, także w Krakowie – i na tym również polegać będzie charakter Poczty Wrocławskiej; poczty, czyli też sposobu przesyłania wiadomości.

I na koniec refleksja o języku. Próbowałem (tak, cały czas dotąd w tym tekście próbowałem!) zwracać szczególną uwagę na znaczenie słów i całych wypowiedzi. Odkąd bowiem ludzie pojawili się na Ziemi, język stanowi podstawę ich bytowania jako ludzi. Wszak na początku było Słowo. A we współczesnym świecie język jest szczególnie atakowany. Dąży się w ramach takich socjotechnicznych projektów, jak poprawność polityczna, ideologia genderyzmu i wiele innych, do zniszczenia języka, jaki znamy, jaki pozwala nam poznawać rzeczywistość i żyć.  Zdawałoby się, że mówienie to nic takiego. Ot, gadanie. Ale czy mógłbym w ogóle pojawić się tu w myśli czytających ten tekst, gdyby nie język? A jeżeli język jest niszczony, to już nie tylko myśl jest zabijana, nie tylko powstaje jakiś twór, który wprowadza pomieszanie pojęć, nazywając chociażby aborcję wraz z eutanazją miłosierdziem, i tak wprowadzając pozorne, łudzące, złudne nazwy, prowadzi do bełkotu, ale też uśmierca nasz kontakt z tym, co realne, a najpierw z nami samymi. Mentalnie stajemy się wówczas tym, nawet nie kimś, co wśród ludów afrykańskich nazywane jest zombie, niby żyjącym, a już nieprzytomnym tworem. Takim mentalnym czymś bardzo łatwo manipulować.

Wzbudza to we mnie sprzeciw badacza, językoznawcy z wykształcenia, wobec tych wszystkich socjotechnicznych projektantów, którzy podają się za naukowców, twierdząc, że prowadzą badania naukowe, gdy w istocie manipulują odbiorcą, użytkownikiem języka i po prostu człowiekiem. Staram się więc w miarę możliwości – jak określił ten typ działania naukowca o. Józef M. Bocheński OP w Stu zabobonach – przewracać bałwany, czyli zabobonne mniemania, obalać fałszywe tezy, pisząc oprócz prac inaczej sprofilowanych, analizy manipulacji w języku, także w publikacjach mających cenzus naukowości.

Będąc zaś poetą, kim byłbym, gdyby nie język? Gdyby nie ów jeden z najwspanialszych darów dar Logosu, Słowa. Niszczenie mowy, struktury języka doprowadza mnie w takich wypadkach do wściekłości! A zarazem sprawia mi ból. Także wtedy, gdy jacyś nierozumni niby to naukowcy powiadają o czymś, co jest nierzetelne pod względem naukowym: poezja. Jak bardzo trzeba być ograniczonym, by utożsamić mowę poetycką z nierzetelnością i nie pojmować, że nauka i poezja posługują się odrębnymi środkami wyrazu, a każda z nich, gdy jest rzeczywiście sobą, pozostają ścisłe i prawdziwe. I tu ponownie wracamy do rozpoznania, jak ważny jest język, jak waży, jak powinno się rozważać w nim różne racje. I czym jest odpowiedzialność za słowo. Słowo.

I tak tu te dwa profile wrażliwości (naukowy i poetycki), łączone z innymi, także z uczuciowym, poprzez formułę próby, formułę eseju, podążającym drogą wielu form – formą relacji ze zdarzeń, formą poetycką, formą obrazu i dźwięku, formą naukową – powinny przedstawić kilka ważnych spraw. Tu – poprzez Pocztę Wrocławską dzięki Krakowowi Niezależnemu. Jakiej próby będzie to poczta, przekonamy się wspólnie. Bo tylko we wspólnocie język działa. Tworzy się w nim dzieło. Lepsze, gorsze, ale dzieło – to, co zdziałane. Tu – w poczcie, a więc z tych znaków wzięte, z ich znaczeń i oznaczeń, a więc też ich uporządkowań, które biorą się z dwóch przynajmniej, a po trosze i z trzeciego.  Pierwsze to dla rozumienia poczty łacińska posita, czyli ta, która jest w konkretnym miejscu umieszczona, a dalej w języku włoskim posta, która najpierw znaczy pocztę jako instytucję i budynek, ale przy okazji też położenie albo ślad, trop ku czemuś prowadzący. I to jest to, co w językach wielu jest znane jako poczta po prostu, punkt, w którym można nadać i odebrać list. A dawniej można było też wsiąść do wozu, do dyliżansu, który listy i paczki woził, i pojechać do następnego punktu, a każdy z tych punktów był punktem orientacyjnym. Inne z oznaczeń jest nasze – cztę, to znaczy liczę, czytam (czyli zliczam litery, słowa, zdania, teksty). A wyraz poczet też stąd się bierze, bo oznacza on po prostu liczbę ludzi ustawionych jeden za drugim, jeden obok drugiego i taki właśnie ludzi zbiór. Co zaś dobrze policzone, to i czci godne. Stąd też od cztę wyraz czta, z którego wziął się następny – poczta, czyli podarunek, mający kogoś uczcić, szacunek wyrazić, poczęstować, skąd i uczta może się przydarzyć. Pośrednio w związku z tym piszemy na końcu listu słowa: z poważaniem.

Do wszystkich tych oznaczeń odwołuje się Poczta Wrocławska. Jeżeli przy okazji samo PW skojarzy się z tradycją Polski Walczącej, wcale się nie obrażę (nie wspominając o tym, że z pocztą wędrowca PW może też się kojarzyć). Tradycja owa pozostaje bowiem wciąż ważna i godna czci, a więc też odczytywania. Walka wszak nie oznacza wyłącznie działań zbrojnych, ale i pokojową, a zarazem stanowczą obronę i atak w takich dziedzinach jak cywilizacja, polityka, kultura, technika i wiele innych dziedzin naszego codziennego życia.

Takie to więc próbowanie ucztowania, i to na pewno z myślą o Biesiadzie Dantego, która jest właśnie łączeniem prozy i poezji, a także tego, co ogólne, z tym, co szczegółowe. Również w ten sposób spróbuję nawiązać do tradycji, proponując, aby ci, którzy będą czytać, popróbowali. Jaki smak. Spróbuję.