Przeskocz do treści

Języki na wymarciu

Anna Maria Kowalska

To było do przewidzenia. Naukowcy powiadają, że w ciągu ostatnich 20 lat zasoby słownikowe wyrywkowo badanych języków nowożytnych ponoć pokaźnie się zredukowały. Proces zdaje się postępować. Istnieją podejrzenia, że winne są dwie sprawy: dominacja języka angielskiego w Internecie – i nowoczesne komunikatory, traktujące jako błędne rzadziej używane formy i wyrazy. Języka polskiego wprawdzie nie badano, ale złudzeń w tym względzie lepiej nie mieć. I polszczyzny to dotyczy, to widać i słychać.

O rozkwicie słowotwórstwa zatem można zapomnieć. Zabawy słowem coraz częściej wychodzą z użycia. Znowu coś ważnego i niestandardowego nam uciekło. W dodatku niepostrzeżenie. I nie bez naszej, wspólnej winy.

Coraz rzadziej rozmawiamy, a jeżeli już – to częściej przez telefony komórkowe, bądź za pomocą sms-ów i E – maili, jak twarzą w twarz. Z reguły krótko, węzłowato: „Janek śpi? Śpi. OK”. I wszystko jasne.

Okazjonalnie czytamy książki. Zwłaszcza wielotomowe. Wolimy oglądać obrazki. Przede wszystkim te ruchome. I grać. Gry komputerowe, jak „Chińczyki – trzymają się mocno”.

Zawężamy myślenie do realizacji „konkretnych” celów. To skutkuje niezrozumieniem czegokolwiek poza zestandaryzowanymi, najprostszymi poleceniami. Winne jest zatem tak przesadne „nacelowanie” myślowe, jak i stereotypizacja i technologizacja języka, teraz dodatkowo wymuszana także w ramach pantechnokratycznych form tzw. „edukacji”.

Dlaczego nie przyrasta nam nowych pojęć? Nie ma z czego. Coraz mniej wyobraźni.

Wsysa nas nowy, wspaniały, wirtualny świat. Nic dziwnego, że tępiejemy. Także lingwistycznie.

Nie wiem, jak Państwo, ale ja wciskam: „escape”. I idę w las, bo tam podobno nie poszła nauka.