Przeskocz do treści

Kilka procent to niewielka różnica

Z dr. Mirosławem Borutą, socjologiem z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, rozmawia Marcin Austyn.

Różnica zdobytych głosów przez Bronisława Komorowskiego i Jarosława Kaczyńskiego jest na tyle niewielka, że pytanie o wynik II tury pozostaje nadal otwarte.

– Większość analityków zgodnie twierdziła, że w braterskim duecie to Jarosław Kaczyński grał pierwsze skrzypce. Można więc powiedzieć, że Prawo i Sprawiedliwość oddało na potrzeby urzędu prezydenckiego i tych wyborów to, co ma najlepsze, natomiast Platforma Obywatelska, no cóż – Donald Tusk w styczniu zrezygnował; czy to zbytnia pewność siebie? To odmienne podejście, to tak różne potraktowanie wyborców także przekłada się na końcowy wynik. Wyborców nie wolno lekceważyć, bo – przynajmniej w dniu wyborów – zależy od nich bardzo wiele. W 2005 r. Lech Kaczyński przegrał I turę trzema procentami głosów, a II turę wygrał ośmioma. Kilka procent to niewielka różnica, wszystko rozstrzygnie się w II turze.

PO zaczyna robić ukłony w stronę Lewicy. Sądzi Pan, że ten elektorat w II turze zagłosuje na Komorowskiego, lub też – ujmując inaczej – przeciwko Kaczyńskiemu?

– I tak, i nie. Marek Belka czy Włodzimierz Cimoszewicz to tylko jednostki, a wokół Grzegorza Napieralskiego wyrosło środowisko, które może odegrać dużą rolę już podczas najbliższych wyborów samorządowych i parlamentarnych. Co więcej, program społeczny lewicy jest o wiele bliższy Prawu i Sprawiedliwości niż PO. Przecież ci ostatni z pewnością nie zaproponują bezpłatnej (czytaj: państwowej) edukacji, studiów wyższych czy służby zdrowia. Wiele obiecuję sobie także po bezpośrednich debatach. Dla nas, aktywnej, głosującej części społeczeństwa, to właśnie one mogą stać się czynnikiem rozstrzygającym. Życzyć trzeba sobie i Polsce tego, czego życzy się zazwyczaj – by wygrał lepszy.

Mimo próby tonowania emocji w kampanii nie brakowało słów, które paść nie powinny. Sięganie po „starą” retorykę było błędem?

– Największym błędem Platformy Obywatelskiej jest jej niemoc personalna. Ta partia składa się głównie z ludzi nastawionych na agresję i nienawiść do wszystkiego i wszystkich tych, którzy znajdują się poza jej środowiskiem. Już prawybory pomiędzy Bronisławem Komorowskim a Radosławem Sikorskim były wyborem pomiędzy „snajperem, który nie mógł nie trafić”, a „dorzynającym watahy”. Retoryka zbrodni i nienawiści wzmocniona późniejszymi wypowiedziami „autorytetów” nie budzi optymizmu. Ona nie pozwala na budowanie przyszłości opartej na wartościach, a przede wszystkim na szacunku dla drugiego człowieka i zrozumieniu jego inności, odmienności.

Jak Pan ocenia wypominaną przez liderów Platformy metamorfozę Jarosława Kaczyńskiego?

– Trudno tu mówić o jakiejś ogromnej metamorfozie Jarosława Kaczyńskiego. On taki jak teraz po prostu był. Przypominanie mu kilku przykładów wyrwanych z przeszłości i kontekstu nie zmienia mojej wysokiej oceny jego sposobu widzenia polityki zarówno jako służby (i to przede wszystkim służby) dla innych, jak i sposobu prowadzenia kampanii wyborczej.

Kandydaci potrafili udźwignąć ciężar debat?

– Mimo krótkiego czasu z kampanii można było wyłowić kilka znakomitych wystąpień. To m.in. seria debat Jarosława Kaczyńskiego w Warszawie, debata wstępna z prof. Jadwigą Staniszkis, debata o gospodarce, o państwie, o kwestiach społecznych, regionach czy edukacji. Z zainteresowaniem obejrzałem także transmitowaną przez telewizję publiczną debatę czterech kandydatów popieranych przez partie parlamentarne. W mojej ocenie, w tym starciu najlepiej zaprezentował się Jarosław Kaczyński, choć i Waldemar Pawlak ustępował mu niewiele, a nawet i uzupełniał. I co ważne, także Grzegorz Napieralski wykazał się kilkakrotnie „instynktem państwowca”. Obserwując postawy tych trzech kandydatów, można stwierdzić: „Tak należy, by zachowywał się prezydent”.

Pana zdaniem, politycy ubiegający się o urząd prezydenta RP mieli nam coś do przekazania?

– Nawiązałbym tu do debaty o państwie. Nie państwie teoretycznym, jakimś modelu, ale o państwie polskim. Linią graniczną jest dla mnie wizja państwa, państwa samodzielnego, współpracującego w ramach szerszych koalicji politycznych i bloków militarnych, ale wciąż mającego na uwadze możliwości rozwoju i bezpieczeństwa własnych obywateli, rozwoju i bezpieczeństwa edukacyjnego, ekonomicznego, energetycznego, zdrowotnego i wielu innych sfer, o których decyduje właśnie ono. Podkreślanie tych elementów – zauważmy tutaj choćby wypowiedzi o edukacji – przez Jarosława Kaczyńskiego (zniżki dla uczniów i studentów, prawo do studiowania za darmo), Grzegorza Napieralskiego (edukacja jest najważniejsza, przywrócenie gabinetów lekarskich w szkołach, studia dostępne dla wszystkich) i Waldemara Pawlaka (dobre szkolnictwo zawodowe, współpraca gospodarki z nauką) na pewno dobrze rokuje na przyszłość. Na tym tle Bronisław Komorowski ze swoją „wyliczanką” o wzroście liczby uczelni i studentów oraz potrzebie zamienienia tych „ilości” w „jakość” wypadł słabo, a na dodatek zdeprecjonował wysiłek i tak niedocenianych nauczycieli szkół i uczelni. Wracając do meritum – programy trzech pierwszych wspomnianych kandydatów, pomimo różnic, były ewidentnie propaństwowe. Nie dziwi więc, że właśnie te pierwsze trzy partie mają zinstytucjonalizowane zaplecze społeczne i popierające je związki zawodowe… To jest już jednak prognostyk na najbliższe wybory samorządowe i parlamentarne.

Dziękuję za rozmowę.

Tekst za: https://www.radiomaryja.pl/bez-kategorii/kilka-procent-to-niewielka-roznica