Przeskocz do treści

Niepokorne myśli wokół Powstania Styczniowego

Marek Gizmajer

Powstanie Styczniowe wybuchło w czasie stanu wojennego wprowadzonego przez władze carskie, walki trwały piętnaście miesięcy. „Karnawał Solidarności” lat 1980-81 trwał piętnaście miesięcy i zakończył się stanem wojennym wprowadzonym przez WRON. Nocą 14-15 stycznia 1863 do carskiego wojska powołano niepokornych z listy Wielopolskiego. Nocą 12-13 grudnia 1981 internowano niepokornych z listy Jaruzelskiego. Na każdej z tych list znalazła się podobna liczba ok. 12 tysięcy osób. Nie za dużo tych przypadków?

W 1863 roku w Petersburgu Powstańców okrzyknięto mianem bandytów, podobnie jak kilkadziesiąt lat później w Moskwie Żołnierzy Wyklętych. Zruszczeni bohaterowie opowiadania „Echa leśne” Stefana Żeromskiego nazwali Powstanie „podłym”. Carscy czynownicy w najlepszym razie głosili, że było przejawem szkodliwej nieodpowiedzialności i marzycielstwa.

Antypolska propaganda po dziś dzień powtarza tę wykładnię, urozmaicając ją wynurzeniami o romantyzmie, nieudolności i amatorszczyźnie jako naszych cechach narodowych. Porywamy się z motyką na słońce i zawsze przegrywamy, w odróżnieniu od naszych wschodnich sąsiadów, jakoby pozbawionych nieudolności i amatorszczyzny, którzy dzięki temu zawsze wygrywają. Mogą być z siebie dumni, a my mamy się wstydzić.

Czy rzeczywiście bierność i uległość wobec zaborcy byłyby rozwiązaniem lepszym niż walka? Historyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego prof. Andrzej Nowak przypomniał, co działo się z Polakami, gdy się nie buntowali. „Tylko w latach 1832-1873 z terenu maleńkiego Królestwa Kongresowego wcielono do armii Imperium Rosyjskiego ponad 200 tys. młodych ludzi, z czego około 150 tys. zmarło lub zginęło gdzieś na służbie garnizonowej w kazachskich stepach lub w walce z broniącymi swej niepodległości Czeczenami, albo od kijów rosyjskich kaprali. Najwyżej 20-25 tys. wróciło po 25-letniej służbie do kraju… To tylko jeden z elementów bilansu pokory, pogodzenia z niewolą.

Jeszcze większe straty niż powstania przyniosły Polsce lata obcego panowania. Ziemie polskie i ich ludność traktowane były jako peryferie, mniej lub bardziej ważne, ale zawsze peryferie Imperium. Peryferie, które się wykorzystuje w interesie imperialnego centrum. Przeciwko takiemu traktowaniu, przeciwko trwaniu takiego położenia wybuchło kolejne powstanie: Styczniowe.”

Inny historyk działający w IPN, dr Piotr Szubarczyk, także wskazuje na przyczyny, dla których brutalna branka do carskiego wojska przeprowadzona styczniową nocą w 1863 roku musiała doprowadzić do wybuchu. „Służba przypominała bardziej kompanię karną o najostrzejszym rygorze niż to, co dziś nazywa się służbą. Żołnierze byli poniewierani, obowiązywały upokarzające kary cielesne. Nie było koszar, żyli w prymitywnych ziemiankach. Mieli być gotowi umierać za cara wszędzie tam, gdzie nienasycony rosyjski lewiatan niewolił kolejne narody lub tam, gdzie dochodziło do rozpaczliwych buntów i powstań narodowych (il. Branka Polaków do armii rosyjskiej w 1863, mal. A. Sochaczewski).

Życie rosyjskich sołdatów było tak nędzne, że w czasach Mikołaja I umierało ich co roku blisko 40 tysięcy! Młodych ludzi! Nie w walce tylko z powodu warunków życia! Ta “służba” trwała nie przez dwa lata, lecz przez wiele lat, czasem dożywotnio, daleko od bliskich! Wzięcie do wojska było jak wyrok śmierci, jak dżuma czy cholera.”

W innym artykule historyk ten dochodzi do jedynej logicznej konkluzji: „Powstanie Styczniowe nie wzięło się z próżni, nie było aktem spontanicznym, nieplanowanym. Urastało przez wiele lat w sercach i umysłach polskich.” W obronie czynu zbrojnego stanął także Prymas Tysiąclecia kard. Stefan Wyszyński w pięknej metaforze. „Przyglądaliście się może kiedyś ptakowi, jak tłucze się w klatce? Wszystko pierze z piersi swojej wyrywa […] Któż może się dziwić, że o klatkę w Polsce ustanowioną rozbijały się piersi „polskich ptaków”, aż pióra leciały, rany pozostawiając?!”

W Powstanie zaangażowało się łącznie ok. 100-200 tys. Polaków, zginęło ok. 30.000, skoordynowane walki trwały 450 dni, stoczono blisko 1300 bitew i potyczek. Dowodzili kolejno gen. Ludwik Mierosławski, gen. Marian Langiewicz i Romuald Traugutt. W oddziałach walczyło dwóch późniejszych świętych, Adam Chmielowski (brat Albert) i Rafał Kalinowski. Także Traugutt umarł w opinii świętości, a ideę jego beatyfikacji popierał Stefan Wyszyński.

Europa uznała Powstanie za wewnętrzną sprawę Rosji i pozostała bierna (il. Obozowisko wojskowe w stanie wojenym w Warszawie w 1861 roku). Francuska policja nawet aresztowała Polaków kupujących broń i przekazała wszystkie ich dokumenty ambasadzie rosyjskiej w Paryżu.

W obronie Powstańców stanął tylko papież Pius IX oskarżając cara o to, że “prześladuje z dzikim okrucieństwem naród polski i podjął dzieło bezbożne wytępienia religii katolickiej w Polsce.” Najdłużej walczył na Podlasiu oddział ks. gen. Stanisława Brzóski, którego 23 maja 1865 roku Rosjanie powiesili w Sokołowie Podlaskim, a 23 maja 2008 roku prezydent prof. Lech Kaczyński odznaczył pośmiertnie Orderem Orła Białego.

Czy rzeczywiście Powstanie było wstydliwą i nieudolną amatorszczyzną pod hasłem „jakoś to będzie”? Istotne fakty przypomniał dr Tadeusz Krawczak, dyrektor Archiwum Akt Nowych. “Swój akces do Powstania [...] zgłosili wojskowi z Akademii Sztabu Generalnego Rosji. Symbolem jest tu Jarosław Dąbrowski, Zygmunt Sierakowski i inni. Również Romuald Traugutt był carskim oficerem i przeszedł normalną ścieżkę awansu wojskowego od junkra po oficera sztabu generalnego. Jeśli oficerowie, którzy znali siły rosyjskie i centra dowodzenia, zdecydowali się na podjęcie walki, to znaczy że widzieli szanse na powodzenie. To nie było porywanie się z motyką na słońce. Świadczą o tym plany Dąbrowskiego opanowania Brześcia, a później Modlina, rozgałęziony spisek wśród oficerów rosyjskich, itd.

Romuald Traugutt po powrocie z Francji, dokąd został wysłany przez tzw. rząd wrześniowy, wrócił z gotową koncepcją powadzenia walk. Chciał zorganizować oddziały powstańcze w regularną armię, przeprowadzić na wiosnę 1864 r. pobór do wojska w oparciu o struktury parafialne. To były plany wzorowane na poczynaniach z okresu Powstania Kościuszkowskiego”.

Nawet gdy plany nie powiodły się, to i tak armia rosyjska, największa machina militarna ówczesnego świata, dysponująca potężną siatką wywiadowczą w Polsce i Europie, potrzebowała ponad dwa lata na ostateczne pokonanie tych rzekomo szalonych, nieodpowiedzialnych, nieudolnych i niezorganizowanych Polaków.

Podobno wojna raz rozpoczęta nie kończy się nigdy. Bez lekcji roku 1863 nie byłoby roku 1918. Józef Piłsudski wychował się w rodzinie powstańczej, a gdy miał 20 lat został zesłany na Sybir, gdzie spędził pięć lat wśród Powstańców słuchając ich wspomnień, czytając pamiętniki i analizując doświadczenia. Po powrocie był już znawcą tematu, w 1912 roku wygłosił cykl wykładów analizujących powstańcze działania militarne i organizacyjne, w 1914 roku wydał książkę “22 stycznia 1863” wysoko ocenioną przez zawodowych historyków. W Powstaniu dostrzegł “wielkość, zaprzeczającą wszystkiemu temu, co my o sobie mówimy”.

Dr Bohdan Urbanowski, autor jego monografii, stwierdza: “Piłsudski mógł teraz uczyć się na błędach tych, którzy je popełniali. Zrozumiał, że konspiracja nie może być improwizacją, że musi być procesem wychowawczym i że walka jest wiedzą, którą trzeba sobie przyswoić. Sybir był szkołą charakteru, ale i korepetycjami z wiedzy o Powstaniu. Konspiracja polska przed 1863 r. trwała dwa lata, przed wymarszem Kadrówki dziesięć razy dłużej. Poprzedzona tak sumiennym przygotowaniem, uzbrojona w karabiny i wiedzę dowódcy Pierwsza Kompania Kadrowa wyruszyła w pole dokładnie w 50 rocznicę stracenia Romualda Traugutta, 6 sierpnia 1914 r. Towarzyszyła jej odezwa Rządu Narodowego wzorowana na roku 1863.

W wolnej Polsce w 1919 roku 3644 żyjących Powstańców włączono do Wojska Polskiego na prawach weteranów i jako pierwszych odznaczono krzyżami Virtuti Militari (il. Powstaniec weteran Walenty Bętkowski w 1929 r., kolorował p. Mikołaj Kaczmarek). Nakręcono o nich dziewięć filmów. To los nieodpowiedzialnych przegranych szaleńców porywających się z motyką na słońce, czy odpowiedzialnych żołnierzy dążących w niepewnych warunkach do zwycięstwa? Z dzisiejszej perspektywy nie sposób nie zauważyć, że po „zwycięskiej” armii carskiej zostały co najwyżej murszejące koszary.