Przeskocz do treści

Edyta Neyman-Malczewska*

"Brat ubogich" to tytuł kolejnej już premiery Teatru Stańczyk. Reżyseria spektaklu oparta jest na pięknych tekstach o życiu i działalności świętego Brata Alberta na bazie tekstów i poezji, a do szczęśliwego finału po uciążliwych w tempie prowadzonych próbach - doprowadziła pani Sława Bednarczyk. Premiera - 29 maja 2017 roku na Scenie Teatru Zależnego Politechniki Krakowskiej i 30 maja 2017 roku na Rynku krakowskim pod Sukiennicami (w czasie nieprzewidzianego pogrzebu p. Zbigniewa Wodeckiego).

20170529baPrzygotowania do tego przedstawienia, były o wiele bardziej pracochłonne od wcześniejszych premier. Jakże człowiek współczesny, który nigdy nie był w sytuacji skrajnego ubóstwa potrafi perfekcyjnie zagrać rolę żebraczki lub zdemoralizowanego bezwstydnego człowieka, aby upodobnić się do podopiecznych Brata Alberta -potrafi na scenie zagrać - nie mając przecież żadnego tego typu doświadczeń w swoim życiu, zwłaszcza po przebytej chorobie jak ja. Cóż... nadrzędnym obowiązkiem aktora jest jak najbardziej perfekcyjne odtworzenie postaci - wcielenie się jakby w nią. Bardzo ciężka praca, która jednak uczy cierpliwości i wiedzy o danej epoce, postaciach ważnych dla narodu oraz prawdy o świętych, których znamy tylko "z obrazka". Opuchlak żebrak - nędzarz - człowiek w łachmanach, brudny, cuchnący, brzydki, bez środków do życia , bez dachu nad głową. Pozornie łatwa rola, ale mała znajomość psychiki biedaka i jego zachowań spowodowała, że p. Bednarczyk musiała wspomóc nas wykładami z psychiatrii, psychologii oraz osobistej obserwacji zachowań tych ludzi poprzez zaprzyjaźnienie się z nimi - i to spowodowało, że prace wykonaliśmy poprawnie.

Bez cienia przesady, powiem, iż po premierze tego spektaklu widzowie wyszli bardzo smutni i przejęci a największe wrażenie zrobiła gra pani reżyser - Sławy Bednarczyk, która wcieliła się w postać głodującego człowieka - kobiety emerytki grzebiącej w śmietnikach, wyjadającej resztki wyrzucane przez ludzi sytych. Widzowie mówili, że najbardziej wstrząsającym momentem w tej roli było poszukiwanie jedzenia w śmietniku. Rola Brata Alberta w którą wcielił się pan Edward Jankowski również bardzo podobała się zaproszonym gościom.

Po premierze towarzyszył mi dziwny smutek i nie wiem właściwie dlaczego, ale może wymowne milczenie moich bliskich miało ten wymiar dramatyczny, który i mnie się udzielił. Przecież tak naprawdę nie wiedzą ludzie NIC o sytuacji tych najniżej dna żyjących. Odwraca się od nich oczy... udając, że ich nie ma. To jakiś wyrzut sumienia a sumienie prawdę odczuwa - choć można go też zniszczyć, otępić, znieczulić bezpowrotnie.

Uświadomiłam sobie, iż w XXI wieku ludzie przyzwyczajeni są do czerpania z życia jedynie przyjemności, luzu, wygodny, chcą się śmiać. Może podczas tego spektaklu ludzie uruchomili w sobie mechanizmy obronne, by nie dotknęła ich taka nędza. Szkoda, że tak łatwo ulegają modzie, pieniądzu, przyjemnościom nie doceniając w pełni wartości duchowych i moralnych w takich spektaklach jak ten. Chodzą na przedstawienia obrzydliwe i bezwstydne, prymitywne i wulgarne a teatr ma nieść dobro, szlachetność i piękno nie "sztukę dla sztuki".

Część widzów jednak dostrzegła ten ogrom pracy reżyserskiej i aktorskiej p. Sławy, która postarała się przypomnieć Krakowowi problem znieczulicy etycznej świata bogatego, świata ludzi sytych. A ja od 2011 roku biorę udział w premierach. Miałam różne role. Postać Jagustynki z "Chłopów" Reymonta, rolę poetki, zwariowanej nieco literatki w spektaklu "Droga do Marzeń" czy Damy z paryskiego "Ogrodu Apollinaire'a". A rola żebraczki zwracającej się do Ducha św. Alberta w ostatniej premierze to naprawdę było nie lada zadanie aktorskie. Teksty wymagały ode mnie ogromnej dykcji i nie wstydzę się przyznać że budziły we mnie lęk a nawet frustrację, bo nie wiedziałam czy podołam. Z drugiej strony intrygowały mnie te role, chciałam się z nimi zmierzyć, wspiąć się o jeden stopień wyżej w pracy nad słowem poetyckim, nad artykulacją. Czy ten cel osiągnęłam? Tego nie jestem pewna lecz za mną kolejne aktorskie wyzwanie, które choć trudne dla niepełnosprawnego, dają szansę sukcesu - słowem wyzbycia się kompleksu bycia nikim, mało docenianym i społeczeństwu niepotrzebnym, bezużytecznym, mało wydajnym jako człowiek, podobnie jak dla świętego Brata Alberta nędzarze.

* Autorka jest aktorką Teatru Stańczyk. Tekst zawiera we fragmentach zapis własnych obserwacji i osobistych refleksji nad życiem.

Edyta Neyman-Malczewska

Film Wojciecha Smarzowskiego "Pod Mocnym Aniołem" to prawdziwa historia ludzi zniewolonych nałogiem alkoholowym. Reżyser w sposób naturalistyczny ukazuje dramat grupy alkoholików i ich rodzin, które muszą znosić widok pijanych i brudnych bliskich. Dziecko jednego z bohaterów, które po każdej agresji pijanego rodzica - z nerwów oddaje mocz, kobieta, która wykrada pieniądze rodzinie, by tylko kupić wódkę a inna znaleziona na łóżku pijana - zostaje w środku nocy wyrzucona z domu bratowej.

Te dramatyczne wydarzenia dla rodzin - jak również samych chorych - mogą niewątpliwie stać się punktem zwrotnym w procesie terapii ludzi zmagających na co dzień się z chorobą alkoholową.

podmocnymaniolemNaturalizm obrazów z życia alkoholików nie jest widokiem łatwym i przyjemnym, ale - jeżeli ma służyć terapii antyalkoholowej - to ten brud, zwidy, halucynacje alkoholików może staną się terapią wstrząsową dla innych, którym alkohol niszczy życie w każdym jego wymiarze (fot. Wikipedia).

W filmie akcja jest bardzo dynamiczna dzieje się w różnych miejscach, w domu alkoholików, na oddziale szpitalnym i w sklepie monopolowym. Jednak to właśnie oddział szpitalny jest miejscem ratowania życia tych ludzi przez lekarzy oraz przymusowej terapii psychologicznej. Godziny spotkań alkoholików to również ich dramaty jak bezradność wobec nałogu, agresja innych uzależnionych i ogólna beznadzieja oraz bezsilność do zmiany życia pozbawionego jakiegokolwiek celu...

Alkohol i jego ofiary to nie jedyny temat filmu. Reżyser zadbał o pokazanie tradycji Świąt Bożego Narodzenia, w tym słów lekarza nie pozbawionych nadziei. Lekarz podczas wspólnie zorganizowanej wieczerzy wigilijnej składa życzenia swoim pacjentom „życzę Wam byście przestali pić”.

W filmie - pani z pieskiem (Sława Bednarczyk), dama w kapeluszu, elegancka i szykowna w niedowierzaniu , wręcz w szoku obserwuje upojonego wódką człowieka. Gra też inną postać; piękną kobietę szalejącą na balu, też z alkoholikiem. Zastanawia mnie dlaczego taka koncepcja tytułu filmu. Czy to tylko nazwa baru a może WŁADZA złego anioła, która stacza człowieka na samo dno? Ludzie po filmie - z kina wychodzą milczący... Refleksja osobista własnego picia po prostu dobija... Tak myślę.