Przeskocz do treści

"Tajemnica opuszczenia Łodzi Piotrowej. Życie Benedykta XVI" – premiera pierwszej polskiej biografii Josepha Ratzingera – Benedykta XVI.

Benedykt XVI należał do największych w dziejach papieży – przyjaciół Rzeczypospolitej, co zostało w tej książce mocno zaakcentowane. Autorka, znana z wielu książek i artykułów m.in. upamiętniających św. Jana Pawła II, przedstawia tu wszakże całe życie Josepha Ratzingera. Poznajemy jego bawarskie korzenie, brnąc także przez ponure czasy hitlerowskiego reżimu. Podążamy śladem jego kolejnych miejsc zamieszkania, do których autorka, przygotowując książkę, zajrzała osobiście. Wchodzimy do szkół i świątyń, do których uczęszczał i które go kształtowały, śledzimy koleje życia. Poznajemy błyskotliwą karierę „cudownego dziecka teologii”, ks. prof. Ratzingera, który w wieku 50 lat zostaje kardynałem. Na wyraźną prośbę polskiego papieża obejmuje w 1981 r. bardzo ważny w katolickim Kościele urząd prefekta Kongregacji Nauki Wiary; fakt ten był odebrany w niemieckojęzycznym, zdominowanym przez protestantyzm kręgu z niesmakiem. Zaczynają mnożyć się ataki na niego jako „inkwizytora”, „pancernego kardynała”; nawet określenie „strażnik wiary” okazuje się… epitetem.

Medialny wizerunek kard. Ratzingera jednak kompletnie rozmija się z jego pobożnością, z jego łagodnym i życzliwym obliczem, z pełną skromności postacią, która niemal niezauważenie codziennie o tej samej porze przemierzała Plac św. Piotra. Autorka zwraca uwagę, że ataki nie ustały, a nawet się nasiliły, gdy kard. Ratzinger jako następca Jana Pawła II zasiadł w wieku 78 lat na tronie Piotrowym. Również one, a nie tylko postępujący wiek i związane z nim choroby, nadwątliły siły papieża.

Książkę, napisaną nader błyskotliwie z wiedzą i temperamentem, świetnie się czyta. Autorka nie boi się własnych sądów i opinii, zwłaszcza jeśli chodzi o tytułową tajemnicę opuszczenia Łodzi Piotrowej, czyli rezygnacji z urzędu. Ale też bardzo często oddaje głos samemu bohaterowi książki. Niezwykle trafnie dobiera cytaty prezentujące aktualność i bogactwo myśli Josepha Ratzingera – Benedykta XVI, które są wielkim walorem tej wszechstronnej biografii. Dodatkowym atutem jest bogata warstwa ilustracyjna; blisko 200 zdjęć – w tym wiele autorstwa mistrza Adama Bujaka – zdjęć nie tylko samego papieża, ale też jego bliskich, jego ukochanej małej Ojczyzny, jak też dokumentujących długotrwałe związki ze św. Janem Pawłem II. Wspaniała pamiątka po wielkim papieżu rodem z Bawarii.

Jolanta Sosnowska – autorka dwóch tomów bestsellerowej biografii polskiego papieża pt. „Hetman Chrystusa” była gościem redaktor Ewy Stankiewicz w programie „Otwartym tekstem” w TV Republika. Tematem spotkania była piękna postać świętego Jana Pawła II.

Autorka dzieła jest zafascynowana postacią św. Jana Pawła II od 27 lat i jak przyznaje, ta fascynacja nadal nie osłabła.

– Jest wręcz przeciwnie, im częściej sięgam do jego mów i dokumentów, odkrywam wręcz profetyczne teksty. Choć mija czternasty rok od śmierci Jana Pawła II, stwierdzamy, jak bardzo go brak, jak bardzo ten świat stał się niedobry. Nikt tak jak on nie objaśniał tak zrozumiale i logicznie współczesnego świata – tłumaczy Jolanta Sosnowska. – W jego wypowiedziach poświęconych niemal wszystkim aspektom życia odnaleźć można tę troskę. Mam wrażenie, jakby Ojciec Święty przeczuwał, że świat idzie w złym kierunku. W 1989 roku, kiedy mury komunizmu zostały zburzone, wydawało się, że świat wypływa znowu na szerokie wody, że zaczynamy zbliżać się ku tradycyjnym wartościom, że powstanie Europa ducha chrześcijańskiego , tymczasem po śmierci Ojca Świętego zaczął się dość szybki demontaż tego wszystkiego, co on zbudował – dodaje.

Za: https://bialykruk.pl/wydarzenia/swiety-jan-pawel-ii-objasnial-nam-wspolczesny-swiat-gdy-odszedl-rozpoczal-sie-demontaz-tego-co-dobre--mowi-jolanta-sosnowska-w-telewizji-republika

jolantasosnowskaJolanta Sosnowska

Fotografie 2, 3 i 4 za stroną Polaków w Estonii - polonia.ee.

Podczas niedzielnej wizyty prezydentaAndrzeja Dudy w Tallinie odbyło się też bardzo sympatyczne, choć nieformalne spotkanie z przedstawicielami estońskiej Polonii, o czym jednak mediów głównonurtowe milczały... A przecież w słynnej „białej książeczce” z wytłoczonym na okładce orzełkiem w koronie zawierającej pakiet niezbędnych informacji, którą otrzymują wszyscy dziennikarze z obsługi prasowej, napisane zostało w ramce: „Uwaga: po złożeniu wieńców Panowie Prezydenci podchodzą do przedstawicieli Polonii”. Miało to nastąpić u stóp Pomnika Wolności, który znajduje się na placu Wolności, stanowiącym symbol dumy narodowej i obywatelskiej Estończyków. Obelisk zwieńczony krzyżem, podświetlany w nocy ledowym światłem, upamiętnia bohaterskie walki o niepodległość kraju, toczone w latach 1918-20.

estoniappbkJako dziennikarze i fotoreporterzy zostaliśmy przywiezieni na plac autobusem co najmniej kwadrans wcześniej, zanim przyjechały oficjalne delegacje. Kto chciał, mógł więc podejść do liczącej 20-30 osób grupy, która natychmiast, z daleka rzucała się w oczy. Kilkoro pań i panów ubranych było bowiem w piękne stroje krakowskie, a pomiędzy nimi ksiądz w sutannie – z daleka więc było wiadomo, że to tutejsza Polonia. Przybyli z szefową Związku Polaków w Estonii „Polonia” panią Haliną Krystyną Kisłacz oraz kilkoma członkami dziewięcioosobowego Zespołu Pieśni i Tańca „Lajkonik”. Powiewali dużą biało-czerwoną flagą (fot. bialykruk.pl).

Szef zespołu i jednocześnie wiceprezes „Polonii”, Mariusz Gubała w ostatniej chwili urwał się z pracy (w Estonii często pracuje się także w niedzielę, ale też i szanuje się pracę…), przybiegł spocony, ale ubrany w krakowską sukmanę, kaftan i portki, i bardzo, bardzo szczęśliwy. W dłoniach trzymał jeszcze przynależną do krakowskiego stroju czerwoną rogatywkę z czarnym, barankowym otokiem, zwana krakuską, zdobną w pawie pióra. Wszyscy zgodnie – choć jeden przez drugiego – mówili, że to niezwykle ważny dzień w ich życiu, że się bardzo cieszą i bardzo są zaszczyceni, że prezydent Polski chce się z nimi spotkać. Nawet jeśli tylko na chwilkę, to dla nich wielki honor i zaszczyt.

polacywestonii1Przez ostatnie lata tak nie było, a rząd polski kompletnie ich ignoruje – słyszę z wielu stron narzekania. Pani Kisłacz, emerytowana lekarz pediatra, chciałaby na przykład, żeby mieli z Warszawy pomoc w nauce języka polskiego, bo jak dotąd jej wnuczka uczona jest tylko w domu, a to o wiele za mało. Potrzebna byłaby szkoła, regularne lekcje, żeby następne pokolenia nie zerwały łańcucha łączności z Ojczyzną, nie utraciły ducha patriotyzmu. Śmiejąc się, z uroczym kresowym zaśpiewem mówi, że teraz to jej polski miesza się z estońskim i rosyjskim (który przecież za czasów okupacji sowieckiej był w Estońskiej Republice Radzieckiej językiem obowiązkowym) i czasem już nie wie w jakim języku mówi. Pani Kisłacz, szefowa związku „Polonia” chwali za to polską ambasadę w Tallinnie, że dobrze się „Polonii” z nią współpracuje, że im pomaga. Nie ukrywa też radości, że może porozmawiać z polskimi dziennikarzami w ojczystym języku, opowiedzieć – choć przez chwilę – o tutejszych sprawach i problemach. Wyszła tu za mąż za pół-Polaka pół Białorusina, co w Estonii nie jest niczym dziwnym. „Tu jest wszystko zmieszane, nie ma małżeństw czysto polskich, tu jest to normalne” – mówi pani Kisłacz. A mimo to prężna jest siła kultywowania polskiej tradycji i kultury. Zespół Pieśni i Tańca „Lajkonik” spotyka się na próbach raz w tygodniu, przed koncertami częściej. Występują na terenie całej Estonii i poza jej granicami – na Litwie, Łotwie, Ukrainie, w Polsce. Ostatnio gościli w Polanicy Zdroju i Wyszkowie, gdzie zaprezentowali zarówno folklor estoński jak i polski, planują przyjazd do Krakowa i Wieliczki.

polacywestonii2„Lajkonik” uczestniczył też w m.in. w Międzynarodowym Festiwalu Polskiego Folkloru na Łotwie, co roku świętują tańcem i śpiewem obchody świąt polskich narodowych 3 maja i 11 listopada, a także Boże Narodzenie. Święto Konstytucji 3 Maja jest też tradycyjnie obchodzone jako Międzynarodowy Dzień Polonii, na który w Tallinnie zapraszani są również przedstawiciele zaprzyjaźnionych organizacji innych mniejszości – litewskiej, łotewskiej, czuwaszskiej oraz estońskich organizacji społecznych. Z krótkiej rozmowy na tallińskim placu Wolności z przedstawicielami Polonii wynika, że współżycie z przedstawicielami innych narodów układa się w Estonii przyjaźnie i harmonijnie. Wśród członków zespołu „Lajkonik” są też Walentyna i Jacek Mielcarkowie, ona jest pochodzenia ukraińskiego, on – polskiego. „Przyjedziemy do was i pokażemy tańce estońskie, poczęstujemy estońskimi cukierkami” – wołają na pożegnanie.

Zgromadzeni na placu Wolności Polonusi wiedzą, że prezydent Duda przyjechał tu w bardzo ważnych sprawach bezpieczeństwa tej części Europy, zdają sobie sprawę z zagrożeń. „Tu jest bufor, chodzi o to, by te granice były bardziej szczelne – mówi piękną polszczyzną, zupełnie bez obcego akcentu Mariusz Gubała. – Jesteśmy zaszczyceni, że to właśnie Estonia, gdzie mieszkamy, jest pierwszym krajem, od którego głowa polskiego państwa rozpoczyna swe zagraniczne podróże”.

polacywestonii3Muszę już kończyć rozmowę, bo odwołują nas na miejsce przeznaczone dla prasy. Za chwilę na plac wjeżdża kolumna limuzyn. Prezydenci Polski i Estonii idą w kierunku pomnika Wolności. Andrzej Duda dostrzegłszy grupę Polaków uśmiecha się i chciał zrobić krok w ich kierunku. Jednak protokół dyplomatyczny ma swoje wymagania. Dopiero po ceremonii złożenia wieńców i oddaniu hołdu tym, którzy swe życie oddali za niepodległość Estonii, prezydent RP podchodzi do swych rodaków, ściska dłonie, rozmawia. Swoboda, serdeczność i bezpośredniość – to nowy styl urzędowania. Żadna pani zza ramienia prezydenta nie musi podpowiadać „przytulmy tę panią”... Andrzej Duda co prawda fizycznie nikogo nie przytula, ale z całej jego postaw promienieje radość, on ich wszystkich przytula swoja obecnością, tu nic nie trzeba udawać. Trwa to krótko, bo już zaraz następny punkt programu jego pierwszej oficjalnej wizyty zagranicznej, zwiedzanie pobliskiego Muzeum Okupacji i złożenie ważnych oświadczeń przez głowy obu państw. Chwile te jednak wszyscy zgromadzeni tego dnia w Tallinnie pod biało-czerwoną flagą zapamiętają, jak sami twierdzą, do końca życia. Wiążą z nią wielkie nadzieje na lepsze traktowanie przez polskie państwo żyjących poza Ojczyzną rodaków.

Jest to fragment większego artykułu, który się ukaże w najbliższym numerze wydawanego przez Białego Kruka miesięcznika „Wpis – Wiara, Patriotyzm i Sztuka”.

(Od Redakcji): Dziękując Autorce za możliwość umieszczenia materiałów na naszych stronach zapraszamy Państwa na stronę internetową Wydawnictwa: http://www.bialykruk.pl.

jolantasosnowskaJolanta Sosnowska

Po pierwszej zagranicznej wizycie naszej nowej głowy państwa niewiele już w głównonurtowych mediach śladu – dla niektórych z nich była tylko jednym z wielu newsów, często celowo i na konkretne zamówienie zmanipulowanym, często niezrozumiałym – a już na pewno niedocenionym. Dziś są nowe newsy, nowe sensacje, nowe bulwersacje, które mają targać trzewiami opinii publicznej; torsje są bowiem według mediów masowego rażenia najlepszą gwarancją braku myślenia, a ten brak – gwarancją uprawianej od ośmiu lat polityki...

prezydenciadthiA jednak warto i trzeba tę krótką podróż prezydenta Andrzeja Dudy do Estonii zapamiętać, przywiązywać do niej wagę i mieć nadzieję, że prezydent konsekwentnie pójdzie za ciosem. Jest ona bowiem jednym ze znaków przemian w polityce zagranicznej, na którą czeka Polska patriotyczna – czyli my, którzy kochamy naszą Ojczyznę. Prezydent Andrzej Duda wybierając na początek małą Estonię postąpił bardzo inteligentnie i przemyślanie (fot. bialykruk.pl). Od niej zaczął zjednywać sojuszników pośród krajów o podobnych do naszego losach, leżących w tej samej części Europy i w strefie tych samych zagrożeń. A patrząc sentymentalnie – pojechał do Inflant, pojechał do ziem, które kiedyś były skonfederowane z Rzeczpospolitą. Przypominanie tego faktu jest niebywale nie na rękę wszelkiej maści prorosyjskim mediom i politykom, bowiem wtedy właśnie potężna Rzeczpospolita była najlepszą ochroną przed rosyjskim batogiem. Brakło tej potęgi – zaczęły cierpieć liczne narody środkowej i wschodniej Europy. Te narody do dziś są postrzegane – w wielkim stopniu w wyniku ekspansywnej rosyjskiej polityki historycznej – jako nieważne, jako te, bez których Europa jakoby może się obejść. Ot, świetny kąsek w polityce appeasementu, zaspokajania wschodniego imperium. Tu przychodzą na pamięć słowa prezydenta Estonii Toomasa Hendrika Ilvesa, który jeszcze w 2012 r. podczas obchodów w Krakowie 20-lecia Instytutu Studiów Strategicznych mówił, że „Karykatura naszych krajów, szarych ludzi żyjących szarym życiem w szarych blokach, konsumujących pieniądze Europejczyków z Zachodu, musi znaleźć kres!” Otóż to.

Jasnym jest, że abyśmy mogli z tym negatywnym stereotypem walczyć, musimy się jednoczyć, musimy się sprzymierzać, bo tylko wtedy będzie łatwiej, tylko wtedy będziemy stanowić siłę, z którą inni będą się liczyć. Prezydent Ilves wypowiedział wówczas w Krakowie także ważne słowa o roli Polski: „Europie potrzebny jest lider. Polska jest tym krajem, który może być jednym z liderów w UE i NATO. Ma pozycję, która pozwala być wysłuchanym, nie ignorowanym. Może głośno mówić rzeczy, które gdyby wyszły z ust innych krajów, zostałyby niezauważone”.

Te słowa, które padły w Krakowie trzy lata temu nie były tylko kurtuazyjną gadaniną, skoro tę samą myśl prezydent Ilves powtórzył dobitnie w Tallinnie 23 sierpnia 2015 r. podczas obchodów 76. rocznicy podpisania przez Niemcy i Rosję zdradzieckiego paktu Ribbentrop – Mołotow oraz obchodzonego po raz szesnasty Europejskiego Dnia Pamięci Ofiar Reżimów Totalitarnych.

intermariumW odpowiedzi na słowa Toomasa Hendrika Ilvesa (możemy tak powiedzieć, bo Andrzej Duda nie czytał tego oświadczenia z kartki, a wygłaszał je z pamięci) nasz prezydent przypomniał ważną i znów aktualną ideę Międzymorza, choć tak wprost jej jeszcze nie nazwał: Dla mnie ta współpraca, w naszym regionie, regionie Europy Środkowej, między naszymi krajami jest niezwykle ważna. Powiem może trochę górnolotnie i może nie będzie to do końca przenośnia. Chciałbym, żeby ten łańcuch, który nazwano ‘łańcuchem wolności’, który wtedy stworzyliście, sięgał od Morza Bałtyckiego, od Tallina poprzez całą Europę Środkową aż do Morza Czarnego i Śródziemnego (fot. iwp.edu). To byłaby realizacja pewnego marzenia, wielkiej idei tworzenia wspólnoty. Da się budować wspólnotę, trzeba tylko szukać tego co łączy i szanować się nawzajem niezależnie od wielkości państwa i jego potencjału.

Coraz częściej i coraz głośniej słychać głosy, że przedwojenna idea Międzymorza warta jest przypomnienia, że należałoby nadać jej bardziej konkretne kształty, wreszcie zrealizować. Choć realia historyczne od tamtego czasu się zmieniły, to jednak sytuacja międzynarodowa znów stała się bardzo podobna. Dr Marek Deszczyński w obszernym artykule na ten temat, zamieszczonym we „Wpisie” (nr 12/2014) celnie analizuje, że idea Międzymorza: „Mimo upływu dziesięcioleci nie straciła wiele na aktualności. Wydarzenia ostatnich lat wskazują, że wręcz przeciwnie: winna ona w unowocześnionej formie powrócić jako jedna z kanonicznych zasad polskiej polityki zagranicznej. (…) Rzut oka na ówczesną mapę pokazuje, że w istocie chodziło o los trzynastu krajów: Finlandii, Estonii, Łotwy, Litwy, Polski, Czechosłowacji, Austrii, Węgier, Rumunii, Jugosławii, Albanii, Bułgarii i Grecji oraz jednego organizmu specyficznego – Wolnego Miasta Gdańska, liczących łącznie 2065 tys. km kw., a zamieszkiwanych w 1937 r. przez 123 mln mieszkańców. Strefę Międzymorza łączyła więc wspólnota zagrożeń. Niemal wszystkie kraje Europy Środkowej, m.in. z powodu trudności gospodarczych, były wrażliwe na penetrację przez komunizm. Niektóre z nich dodatkowo dzieliły z Niemcami spory terytorialne. (…) Idea międzymorska, mogąca stać się skutecznym narzędziem stabilizacji regionu, nie miała przed II wojną światową szans urzeczywistnienia. Projekt ministra Becka, stanowiący rozwinięcie zamysłów powstałych półtorej dekady wcześniej w kręgu marsz. Józefa Piłsudskiego, niestety nie spotkał się z dostatecznym zrozumieniem u partnerów. W rezultacie, państwa regionu zamiast stać się elementami wału obronnego dającego osłonę od wschodu i zachodu, zostały w kluczowym momencie rozegrane przeciw sobie i po kolei uległy przewadze Rzeszy Niemieckiej. W grze o zapobieżenie przekształceniu się Międzymorza w składową koalicji z udziałem Francji i Wielkiej Brytanii Hitler nie cofnął się przed zawarciem sojuszu ze swym strategicznym przeciwnikiem, również zainteresowanym w dezintegracji przedpola zamierzonej przez siebie ekspansji. Dopiero gdy było już za późno, w umysłach przywódców Litwy, Czech i Słowacji zaczęła kiełkować myśl o współzależności losów narodów Europy Środkowej.”

wzwrzrDziś, po Gruzji, Smoleńsku, Krymie i Donbasie trudno nie dostrzec aktualności przedstawionych wyżej założeń, mimo przynależności szeregu państw strefy międzymorskiej do NATO. Wiedział o tym prezydent Lech Kaczyński, rozumieją to osoby związane z obozem niepodległościowym w Polsce, na Węgrzech czy Ukrainie. W Estonii także. Ważne, by sprawę tę pojęli przede wszystkim ludzie niezdecydowani, jakich we wszystkich krajach Europy Środkowej nie jest mało. „Stosunki ludnościowe wyglądają dziś tak pisze dr Marek Deszczyński we wspomnianym wyżej eseju – że w dziewiętnastu państwach strefy (pomijając Austrię i Finlandię) żyje ok. 120 mln mieszkańców, dalsze przeszło 40 mln mieszka na Ukrainie, usiłującej wyrwać się spod kurateli Moskwy, następne niemal 10 mln na Białorusi (il. archiwum KN). W całej Rosji zaś – po niespokojny Kaukaz, rozwijające się dynamicznie Chiny i Pacyfik – mieszka niecałe 150 mln i liczba ta nie rośnie. Myśl nawiązująca do dziedzictwa jagiellońskiego, zarysowana na nowo u schyłku I wojny światowej przez Naczelnika odradzającej się Rzeczypospolitej znów wykazuje swoją wartość”.

Jest to fragment większego artykułu, który się ukaże w najbliższym numerze wydawanego przez Białego Kruka miesięcznika „Wpis - Wiara, Patriotyzm i Sztuka”.

(Od Redakcji): Dziękując Autorce za możliwość umieszczenia materiałów na naszych stronach zapraszamy Państwa na stronę internetową Wydawnictwa: http://www.bialykruk.pl.