Przeskocz do treści

Taki System…

andrzejkalinowskiAndrzej Kalinowski

Dzisiaj miałem okazję przekonać się osobiście w jakim świecie żyjemy. Dość dawno nic nie załatwiałem w mieście, więc się przekonałem.

Ale od początku. Mniej więcej rok temu moja Żona, po trzydziestu prawie latach pracy, zdobyła upragnione, po raz pierwszy, skierowanie z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych do sanatorium. Nie będę tu opisywał, ile musiała zrobić kroków i podejść aby to skierowanie uzyskać, to zupełnie inna historia. Znamy ją na co dzień chociażby z prób „podejść” do lekarza specjalisty czy w ogóle do okienka w przychodni osiedlowej. Żona, przed wyjazdem do Krynicy, przekazała mi pewne sprawy domowe abym ich na bieżąco pilnował. Otrzymałem też kartę płatniczą na paliwo do naszego samochodu. „Gdyby ci była potrzebna to skorzystasz, karta jest zapłacona możesz tankować na bieżąco” - powiedziała i pojechała. Po kilku dniach podjąłem próbę zatankowania pojazdu w markecie jednej z sieci, które to posiadają swoje punkty dystrybucji paliw. Po zatankowaniu paliwa na kwotę około 260 zł podjechałem do okienka kasowego celem dokonania wpłaty kartą plastikową. No i tu się zaczęło. Pani w kasie powiedziała mi, że karta jest nie moja, zasugerowała mi, że karta jest skradziona, a na moje tłumaczenia, że karta jest własnością mojej Żony a jestem jej mężem i, że to wszystko można sprawdzić mając dokumenty, dane w komputerze (tankujemy cały czas to samo auto – numer rejestracyjny jest (bo być musi) na każdej fakturze, w tej i tylko tej stacji, i zawsze tą kartą i zawsze wpłacamy w terminie) więc o co chodzi? – zapytałem. A pani w kasie dalej te same wywody. No to niech pani sprawdzi w komputerze to co ja mówię. Nie mogę, taki system – odpowiada kasjerka. W tym czasie zrobiło się trochę tłoczono za moim samochodem, no i zaraz zlecieli się postawni ochroniarze. Miałem pietra jak bym coś przeskrobał. No to – mówię, że ja może tym autem wycofam lub zjadę gdzieś na bok, pojadę do domu tramwajem i przywiozę gotówkę. Nie ma mowy zostałem obstawiony barierkami ochronnymi i pachołkami gumowymi i ani w przód (szlaban) ani w tył. Co robić – pomyślałem, chyba koniec świata. Sytuacja patowa. Ponieważ moje drzwi wejściowe zostały zablokowane, z powodu bliskości okienka kasowego dlatego też postanowiłem wyjść z samochodu drzwiami przednimi obok kierowcy. W ferworze wymiany zdań: kasjerki, ochroniarzy i kierownika zmiany (mnie już wtedy nikt nie słuchał), zostałem uznany za przestępcę. Poszedłem po ratunek do odległego o jakieś 400 metrów marketu, aby tam prosić o rozwiązanie tej sytuacji. Po przedstawieniu całego zajścia (mój błąd polegał na tym, że posługiwałem się kartą mojej Żony i to jest przestępstwo!), pani z biura obsługi klienta (była bardzo miła i taktowna, i nie było to tylko profesjonalne podejście), poradziła mi, abym skorzystał tu i teraz ze zrobienia sobie osobnej karty, i ona mi to może teraz to zrobić. Ucieszyłem się jak małe dziecko. Dostałem swoją kartę i jeszcze kilka bezpłatnych bonów na kwotę chyba 250 zł w ramach jakiejś zachęty czy premii. Niezwłocznie poszedłem do mojego samochodu stojącego przecież pod kasą. Ruch jakiś dziwny się tam zrobił. Patrzę, podchodząc bliżej, jest już nawet policja. Nie myślałem, że oni są tacy szybcy. Wszedłem do samochodu znowu bocznymi drzwiami, panowie policjanci poprosili mnie, abym później do nich podszedł gdyż tu, na terenie prywatnym (droga jest wewnętrzna) im nie wolno podejmować takiej interwencji, zapłaciłem swoją nową kartą płatniczą. Ponieważ miałem wspomniane wcześniej bony, wykorzystałem je na stacji paliw i tym sposobem otrzymałem paliwo prawie gratisowo. Potem podszedłem do policjantów. Panowie pytają mnie – co kasjerka chciała od pana? Odpowiedziałem, że nie wiem, ją o to zapytajcie, bo to ona was tu wezwała. Uśmiechnęli się i odjechali. Ot taki system. To było w tamtym roku.

takisytemDzisiaj moja Mama miała termin do chirurga na zabieg tzw. planowany. Ponieważ jest już w podeszłym wieku postanowiłem zawieźć ją do szpitala im. Rydygiera samochodem. No i tu się zaczęły przepychanki z „panami naszego życia i śmierci” czyli z portierami, parkingowymi i szlabanowymi (szlabanowy – to taki pracownik, który po podniesieniu lub upuszczeniu szlabanu może, ale nie musi, nas wpuścić lub nie wpuścić na teren danego szpitala czy innego obiektu opieki zdrowotnej niekoniecznie publicznej). Ponieważ na podobnym zabiegu byłem wiosna br. dlatego też śmiało podjechałem pod bramę, pod którą byłem tu wiosną. Wtedy też miałem problemy z szlabanowym. Usiłowałem tłumaczyć, że zabieg jest planowany, że mam skierowanie i imienne i godzinowe. Na nic moje starania, niczym na spowiedzi czekałem tylko kiedy mnie zapyta ile mam pieniędzy a on tu musi za kilka nędznych groszy 12 godzin siedzieć. Teraz było podobnie. Jednego kierowcę odprawił z niczym. Ja nie dawałem jednak za wygraną. Też chyba bym się już poddał gdyby nie fakt, że jechała po drugim przeciwległym pasie drogi ciężarówka z gruzem i pan podniósł szlaban do góry a ja w tym czasie wjechałem na teren szpitala. Zdziwienie moje było tym większe gdy zobaczyłem kilkaset aut osobowych parkujących po drugiej stronie szlabanu. A to są auta pracowników służby zdrowia, im wolno wjeżdżać na teren, a nam pacjentom nie – poinformował mnie inny pacjent który to właśnie dokuśtykał się na zabieg do swojego lekarza. A co by oni – ci pracownicy robili bez pacjentów na oddziale? Czy oni płacą inne niż my podatki, zwłaszcza te drogowe. A może to się robi państwo w państwie. Taki system – usłyszałem od innego zdegustowanego i wręcz załamanego pacjenta, który nie mógł dojechać na czas na swoją kolejkę do zabiegu, a czekał na nań kilka miesięcy – taki system. Ale moje problemy wcale nie skończyły się z chwilą dotarcia z Mamą do budynku. Podszedł do mnie inny pan porządkowy i oznajmił mi, żebym stąd jak najprędzej znikał bo tu właśnie jest oddawanie nowego pawilonu do eksploatacji i jest nawet telewizja i osoby postronne... itd. Pomyślałem, gdzie ja jestem i po co tu przyjechałem? Zaprowadziłem Mamę pod wskazane drzwi i opuściłem pomieszczenie. Wtedy nasunęła mi się taka myśl... Dlaczego tu, po drugiej stronie, nie ma telewizji. Może i tu byłoby więcej świecących się lamp, byłoby jaśniej, może lepiej byłoby tu wszędzie trafić, a wiosną było tu w tym budynku całkiem sympatycznie. Funkcjonowała nawet szatnia bezpłatna, a teraz? Ciasno, ciemno, wierzchnie ubrania wiszą przewieszone przez oparcia krzeseł, tłumy pacjentów, co nie jest sytuacją komfortową. Czyżby gospodarzom tego obiektu brakło pomysłów na dalsze funkcjonowanie tego szpitala? Odjechałem, gdyż pan porządkowy nalegał, pokazał mi nawet kierunek w którym mam się udać. Dojechałem do miejsca gdzie wszyscy opuszczają teren szpitala. Odczekałem swoje w kolejce i zaczęło się „przesłuchanie”. Poprzednik odjechał, a ja musiałem się gwałtownie zatrzymać bo na wysokości moich wycieraczek ukazał mi się... szlaban. No więc czekam. Po długiej chwili podchodzi do mnie wyraźnie zirytowany szlabanowy o dość pokaźnej posturze i pyta się co ja chcę robić. Poczułem się jak zbieg z Alcatraz. Pokornie oznajmiam, że chcę wyjechać. Na to pan odpowiada – a karteczkę pan ma? A jaką karteczkę? No, taką małą białą. Tłumaczę, że ja wjeżdżałem innym wjazdem, na to pan: „no to niech pan tam jedzie gdzie pan wjeżdżał”. Jak mam tam pojechać skoro jestem już zablokowany przez inne samochody. Wymiana zdań trwała kilka minut. Podsuwam panu myśl, że może mnie przecież wypuścić. Ale... to taki system – usłyszałem, że jak nie pokażę białej karteczki to nie mam szans opuszczenia obiektu. Taki system, słyszę kolejny raz. Przychodzi mi do głowy sytuacja, ta sprzed roku, gdzie udałem się w drogę na poszukiwanie rozwiązania. Pójdę chyba po karteczkę, skoro taki system. Pan mi sugeruje łapówkę, bo on tu musi... już gdzieś to słyszałem! Podpowiadam panu, no to jak się nie da to niech zawoła lawetę albo policję jeżeli popełniłem przestępstwo. Za mną z tyłu zrobił się już spory korek a kierowcy zaczęli ujadać na władcę parkingu, który to po chwili podniósł szlaban i mogłem spokojnie odjechać. Poczułem smak wolności. Taki system. Po zabiegu odebrałem Mamę już z postoju taksówek i dojechaliśmy spokojnie do domu. Po ochłonięciu z emocji usiadłem spokojnie w fotelu i pomyślałem o tym co mnie dzisiaj spotkało, w jakim świecie absurdu my żyjemy, taki system. Jakiś czas temu pisałem o podróżnej która przyjechała spóźniona na dworzec do Krakowa i choć spóźnienie było bardzo duże i z winy PKP to mimo iż napisała odwołanie do PKP o zwrot kosztów za bilet to i tak się tego nie doczekała. Taki system.

(Od Redakcji): Wspomniany artykuł "Podróże Kolejami Polskimi, czyli PKP", publikujemy tutaj:
https://www.krakowniezalezny.pl/podroze-kolejami-polskimi-czyli-pkp