Przeskocz do treści

Wtorkowa prawica, gender i Nowa Era

maciejmiezianMaciej Miezian

We wtorek jak zwykle udałem się do „Sarmacji” na ul. Św. Tomasza na kolejne spotkanie „Klubu Wtorkowego”. Tym razem klub zaprosił doborowe grono. Byli: Józef Orzeł, współzałożyciel Klubu Ronina (Warszawa); Zbigniew Kopczyński, organizator Klubu Dyskusyjnego Irka Kwietnia (Katowice); Ryszard Kapuściński, prezes klubów „Gazety Polskiej” (Kraków) i Zbigniew Kruk-Strzeboński, prezes Rady Krakowskiego Klubu „Kamieniołom” (Kraków).

Rozmawiano głównie o fenomenie prawicowego clubbingu, jego szansach i zagrożeniach. Nastroje były umiarkowane, bo co prawda społeczeństwo budzi się z letargu ale wcześniej świat może nam się zawalić na głowę. Bowiem oprócz Tuska i jego ekipy musimy zmagać się z szaleństwami Unii, ofensywą ideologii „gender” i majaczącym gdzieś w oddali islamem. Słowem: żniwo duże, a pracowników Pańskich wciąż za mało. Dlatego przed klubami stoi nadal moc zadań.

20140121mmPrzysłuchiwałem się tej rozmowie i uderzyły mnie trzy rzeczy. Po pierwsze wszyscy rozmówcy uważali obecną sytuacje za unikalną w skali dziejów. A przecież tak nie było. Weźmy np. tak lubiany przez wszystkich renesans. Czy zauważyli Państwo, że w Krakowie niema ani jednego renesansowego kościoła? Ani jednej sztuki! Za to mamy liczne kaplice w tym stylu, które są bardziej wyrazem doczesnej pychy fundatorów niż świadectwem wiary. Nawet te z nich, które fundowane były przez biskupów zawierają z reguły gigantyczne nagrobki donatorów i małe, skromne, ołtarzyki. Dbano też by w owych kaplicach nie było zbyt wiele elementów „klerykalnych”. Stąd pełnej pogańskich scen dekoracji przeciwstawiano niewielki krucyfiks, albo eleganckie tondo z odpowiednio ubraną i upozowaną Madonną.

Zatem ofensywa ateizmu czy „załamywanie się” religii chrześcijańskiej nie jest czymś nowym. W renesansie też mieliśmy rozdętą konsumpcję i skrajny hedonizm. A jak to się skończyło ? O tym można się przekonać chodząc ulicami Krakowa, bo w następnej epoce zwanej barokiem, ludzie byli tak pobożni, że kościoły stawiano na każdym skrzyżowaniu.

Po drugie „gender” też już istniał. Po pierwszej wojnie światowej feministyczne organizacje w Rosji doszły do tak ogromnej potęgi, że za zgodą partii zaczęły wprowadzać reformy - i to dokładnie takie, o które walczą dzisiejsi zwolennicy „postępu”. Lecz rozwody i aborcje na żądanie, uparta promocja „wolnej miłości” i ataki na rodzinę doprowadziły do chaosu (także w gospodarce) i spadku „dzietności” . Musiało więc w tej sprawie interweniować KC. A to co zrobiono z tzw. „Żonotdiełem” może być dla współczesnych feministek dobrym przykładem tego jak traktuje lewica sojuszników, których nie potrzebuje. Tak czy inaczej genderowo-komunistyczny eksperyment w ZSRS wart jest przypomnienia, tym bardziej, że wyszło ostatnio nieco książek na ten temat.

Po trzecie zauważyłem, że klubowicze nie bardzo orientują się czym jest tzw. „Era Wodnika”. Kojarzą ją głównie z posthipisowskim ruchem, który zgodnie z rzuconym przez Rudiego Dutschke hasłem „długiego marszu przez instytucje”, ogarnia na naszych oczach cały świat. Ale owa Era Wodnika, będąca hasłem wywodzącym się jeszcze ze starożytnej astrologii, ma też inne konotacje, nie koniecznie dla prawej strony niekorzystne. O ile oczywiście ponowne przyjście Chrystusa na ziemię i związana z tym apokalipsa może być korzystna dla kogokolwiek z nas. W każdym razie – jak głoszą pisma – wszyscy ci, którzy znajda się po prawej stronie siedzącego na tęczy (!) Zbawiciela, będą w nieporównanie lepszej sytuacji niż co po lewej. Ale dość już o tym, bo jeszcze słowo a przestaną mnie do tego klubu wpuszczać 😉