Przeskocz do treści

Zniewolenie Warszawy 17 stycznia 1945 roku

Marek Gizmajer

W PRL 17 stycznia celebrowano jako dzień wyzwolenia Warszawy przez Armię Czerwoną w 1945 roku. Organizowano uroczystości i akademie, składano wieńce pod „pomnikami wdzięczności”. Czy rzeczywiście tego dnia doszło do wyzwolenia? Niemcy wycofali się z doszczętnie zniszczonego miasta, które Sowieci opanowali w kilka godzin. W gruzach ukrywało się do 2000 osób, „warszawskich Robinsonów”.

19 stycznia 1945 roku w odgruzowanych Alejach Jerozolimskich obok ruin Dworca Głównego miała miejsce defilada wyzwolicieli z udziałem 1 Armii WP, a już 24 stycznia Beria donosił Stalinowi o skierowaniu do Warszawy wojsk NKWD „w celu zaprowadzenia należytego porządku”. Wyjaśniał: „Działają grupy operacyjne Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego oraz czekistów celem wykrycia i aresztowania kierownictwa Komendy Głównej AK, NSZ i innych podziemnych partii politycznych”.

W PRL podczas styczniowych uroczystości nawet nie wolno było zastanawiać się nad tym, że Armia Czerwona zajmowała prawobrzeżną Warszawę przez cztery miesiące i czymś musiała się tam zajmować. W połowie września 1944 roku front ustabilizował się. Niemcy po spacyfikowaniu Powstania, masakrze ludności i rabunku mienia (wywieziono 20-40 tysięcy wagonów dóbr) systematycznie burzyli i palili lewobrzeżne miasto. W tym samym czasie pod drugiej stronie Wisły sowieccy i polscy komuniści równie systematycznie zakładali urzędy terroru i pacyfikowali resztki polskiego ruchu oporu. Dwaj agresorzy zawarli kilkumiesięczny nieformalny rozejm aby unicestwić naszą stolicę. Różnica polega na tym, że po wojnie zbrodnie Niemców badano i propagowano przez kilkadziesiąt lat, natomiast zbrodni Rosjan do dziś nie sposób oszacować.

Wymownym symbolem zniewolenia Warszawy przez Sowietów, które rozpoczęło się już cztery miesiące przed symboliczną defiladą w Alejach, stał się pierwszy powojenny pomnik, słynni „czterej śpiący” na Placu Wileńskim. Nigdy nie dowiemy się, czy ta zbieżność liczby cztery jest przypadkowa. Koncepcję „dzieła” opracował niezidentyfikowany do dziś oficer Armii Czerwonej, zaś odsłonięcia dokonał Bolesław Bierut w listopadzie 1945 roku. Widniał na nim napis po polsku i po rosyjsku „Chwała bohaterom Armii Czerwonej” a oficjalna nazwa brzmiała Pomnik Braterstwa Broni (fot. Wikipedia).

Symbolika pomnika była wielowarstwowa, ale jednoznaczna. Trzej żołnierze radzieccy atakowali, byli dynamiczni, heroiczni. Górowali nad całością. To zwycięzcy. Pod nimi biernie stało czterech żołnierzy polskich ze spuszczonymi głowami. To pokonani, w najlepszym razie wartownicy nowego porządku. Symbolem zniewolenia był sam cokół. Istniał już przed wojną i był przeznaczony dla pomnika ks. Ignacego Skorupki, bohatera wojny z 1920 roku, który miał stanąć dokładnie w tym samym miejscu. Ćwierć wieku później Sowieci ukradli symbol naszego zwycięstwa i „przerobili” na swój.

Miejsce monumentu jest symboliczne także dlatego, że stał w samym centrum stalinowskiego systemu represji. Tuż obok niego miały swoje siedziby władze nowej Polski – Krajowa Rada Narodowa i Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej – dwieście metrów dalej nadzorująca je ambasada ZSRS, a w promieniu kilkuset metrów kolejno: Miejski Urząd Bezpieczeństwa Publicznego, areszt Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, Więzienie Karno-Śledcze nr III Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego (słynące z okrucieństwa tzw. Toledo), Kwatera Główna NKWD w Polsce, Trybunał Wojenny Armii Czerwonej, Komenda Miasta, kilka jednostek NKWD i dowództwa Armii Czerwonej. Niektóre funkcjonowały do 1956 roku. Ponieważ historię piszą zwycięzcy, liczby zakatowanych tam Polaków nigdy nie udało się ustalić. IPN wciąż prowadzi prace badawcze, a w Internecie można obejrzeć przejmujący film IPN TV „Na co patrzyli czterej śpiący?”

Gdy zatem w lewobrzeżnej Warszawie trwało jeszcze Powstanie, na Pradze Sowieci wprowadzali terrorem swój ustrój istniejący pół wieku. Pomnik nieistniejącego braterstwa był symbolem zniewolenia nie tylko Warszawy, ale i całej Polski. Zdemontowano go dopiero w 1992 roku, choć spadkobiercy reżimu walczyli o jego przywrócenie jeszcze ponad dwadzieścia lat. Przegrali dopiero w 2015 roku trochę przypadkiem - zbudowano tu stację warszawskiego metra.