„Poetą jest ten który pisze wiersze
I ten który wierszy nie pisze(…)
Poetą jest ten który odchodzi
I ten który odejść nie może”
Tadeusz Różewicz, „Kto jest poetą?”
Jeżeli czytacie poezję, nie tylko tę napisaną przez znanych autorów, to znaczy, że jesteście rzadkimi okazami ludzi doceniających liryczną stronę życia. W tym przypadku powinniście zapoznać się z twórczością Henryka Wrożyńskiego. „Młody poeta znowu odwiedził dyrektora teatru // Mówił o wojnach i śmierci // O miłości też // Nikt nie chciał go słuchać // Tyle się wydarzyło od czasów // Gdy greckie oliwki dusiły się we krwi”, warto posłuchać jego słów… (Henryk Wrożyński „Trzy teatry”)
Wieczór poezji czy popis aktorskiego talentu?
Henryka Wrożyńskiego gościliśmy 14 lipca 2017 roku w Saloniku Sztuki „Audialna” Pani Stanisławy Hnatowicz. To nie był tylko wieczór poezji, ale i spotkanie po latach wspaniałego rocznika 1979-1983 (i nie tylko) Wydziału Aktorstwa Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej imienia Ludwika Solskiego w Krakowie (przyjaciele ze szkoły aktorskiej to między innymi: Jarosław Bielski, Andrzej Franczyk, Renata Nowicka, Marta Grabysz, Beata Wojciechowska). Wrożyńskiego poznaliśmy przede wszystkim jako poetę, który niedawno temu wrócił po latach pisania, lecz należy dodać, że to także aktor, reżyser i nauczyciel aktorstwa, związany z teatrami: „Studio 21”, „Forma” oraz „Teatr Współczesny” w Szczecinie. W amerykańskim collage’u zapytany przez swojego przyjaciela: „Henryku, dlaczego nie piszesz wierszy?”, odpowiedział, że nie ma nic do powiedzenia, bo wszystko co chce powiedzieć, wyraża na scenie. Od pewnego czasu nauczył się mówić jednocześnie językiem poezji i aktorskiego gestu.
Część, zdaje się, że najważniejszych, bo wzbudzających silne emocje u artysty, wierszy, przeczytał samodzielnie, co dla widzów było niezwykłym przeżyciem: posłuchać autora-aktora, który sam najlepiej wie, co czuł podczas pisania swoich utworów, a co w aktorski sposób starał się przybliżyć. Ponadto szczegółowo przedstawiał kontekst do każdego tekstu, co poszerzyło pole interpretacyjne. Jego przyjaciele z młodzieńczych lat zaprezentowali wzruszające wiersze i swój wielki talent podczas ich recytacji, dlatego czytanie liryków w kameralnym gronie momentami zamieniało się w spektakl teatralny przed wielką publicznością. Jak to jest, że po tylu latach koledzy ze „szkolnej sceny” potrafią rozmawiać ze sobą jakby nigdy się nie rozstawali? Otóż jednogłośnie stwierdzili, że wciąż obowiązuje ich katalog tych samych wartości – jednoznaczny i niezmienny, dlatego mogą sobie powiedzieć wszystko wprost i mimo upływu lat nie posługują się zamiennikami (Renata Nowicka).
Polsko-amerykański poeta – „Niech ten chłopiec nie przestanie pisać” Stanisław Barańczak
Wrożyński jest autorem godnych uwagi tomów poetyckich takich jak „Białe podkolanówki”, „Ta ziemia lubi polską krew”, „Cygańska bajka”, „Niebo nad kołyską”, „Poplamione atramentem niebo” i „Kamień wystrzelony z procy”, niektóre z nich zostały przetłumaczone na język angielski, niemiecki oraz hiszpański. Przygotowuje do wydania prozę poetycką „Na palcach” i nowelę „Wymiana pamięci” oraz tłumaczy dramaty. Sam Stanisław Barańczak, podczas studiów Wrożyńskiego na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu imienia Adama Mickiewicza w Poznaniu (zakończonych po I roku), kiedy podrzucono mu kilka wierszy młodego Henryka, swoim genialnym okiem zauważył jego talent i rzekł: „Niech ten chłopiec nie przestaje pisać”. Z kolei Adriana Szymańska, poetka, krytyk literacki i tłumacz, w komentarzu do tomu „Kamień wystrzelony z procy” celnie określiła sedno poezji Wrożyńskiego:
„Jeśli każdy akt twórczy może stać się pomnikiem minionej chwili, a poezja jest sztuką ocalania pamięci, jak również wszystkich codziennych i niecodziennych obrotów rzeczy w realnym świecie i w naszej wyobraźni, to wiersze Henryka Wrożyńskiego są artystyczną iluminacją tych możliwości”.
Autor „Cygańskiej bajki” to emigrant mieszkający na obczyźnie od 1988 roku, być może dlatego znajdziemy tak wiele nostalgii na kartach jego tomów za ojczyzną małą i dużą. Można rzec, że to trochę taki Różewiczowski poeta „(…) który odchodzi i ten który odejść nie może”. Z pewnością pamięcią częściej sięga w polskie strony, o czym świadczą utwory, na które zwracał uwagę podczas spotkania i które szczerze przeżywał. „Pisać poezję można tylko w języku ojczystym” – powiedział Wrożyński, który, mimo że doskonale zna język angielski, nie tłumaczy swoich tomików ani nie pisze zbyt wiele tekstów w tym języku. Jego artystyczna dusza wydaje się rozdarta między Seattle – Szmaragdowym Metropolią a rodzinnym Szczecinkiem i pełnym wspomnień z młodzieńczych szaleństw Krakowem. Szczecinek, wyjątkowe miasto z pogranicza polsko-niemiecko-rosyjskiego, które pamiętało zło II wojny światowej, darzy szczególną dziecięcą miłością. To jego miasto urodzenia, czasów zakradania się na strych z barokowymi ramami z wyciętymi płótnami, starej i zdziczałej gruszy i czereśni, spacerów z bratem po magicznym ogrodzie, dojrzewania i poznawania świata, pierwszych wartościowych lektur oraz babci Pauliny, jego mentorki, krawcowej, której rodzina szyła piękne suknie dla dam carskiego dworu. Wrożyński często odwiedza Polskę, a nawet zdarza mu się realizować projekty teatralne, czego przykład stanowić może wyreżyserowany przez niego spektakl muzyczno-teatralny „Mahoniowe pudełko” do własnych tekstów, wystawiony w 2012 roku w Łodzi.
Korespondencja sztuk, historia narodowa i rodzinna. Pokolenie ‘76
Z doświadczeń ze spotkania, z osobistej rozmowy z poetą oraz z lektury kilkudziesięciu jego wierszy można by jego twórczość określić mianem syntetyzującej różne sztuki („Aktor”-teatr, „Autobiografia”-malarstwo, „Tryptyk ziemiański”-architektura, „Polonez”-taniec, „Skrzypce”-muzyka…), erudycyjnej (erudytą z pewnością jest, w końcu przez rok studiował polonistykę oraz inscenizował dramaty mistrzów: Szekspira, Dostojewskiego, Kafki, Witkacego….), osobistej (podmiot zazwyczaj wypowiada się w 1 osobie liczby pojedynczej, wyraźnie podkreślając swoje niezależne spojrzenie) oraz narodowo-rodzinnej („Pieta pamięci”, „Historia”, „Rękawiczki Pauliny”…). Jednakże należyte miejsce zajmują w niej także uniwersalne refleksje nad współczesnością („Matka Courage”…) i tematami wielkimi: miłość, śmierć, historia oraz ulotny konkret dnia codziennego („Autobiografia”, „Zdjęcie”….). Wrożyński kultywuje pamięć o bohaterach i członkach rodziny, wykorzystuje figury genialnych autorytetów (Judasz, Hiob, Wolfgang Amadeusz Mozart, Richard Wagner, Artur Rubinstein, Fryderyk Chopin, Karol Szymanowski…) oraz czerpie z kultury i tradycji i z przeżyć osobistych i familijnych. Autor „Kamienia wystrzelonego z procy” stara się unieruchomić konkret historyczny i zwiewny moment.
Utwór „Piosenka dla tych, którzy nie dolecieli” wzbudził największe wzruszenie u samego autora oraz publiczności. Został dedykowany Antoniemu Tomiczkowi oraz Aleksandrowi Nikodonowi, dwóm tak zwanym „małym”, bo nieznanym szerszemu gronu, a „wielkim” ze względu na swoje czyny, postaciom. Pierwszy z nich był polskim pilotem wojskowym, weteranem II wojny światowej oraz majorem Wojska Polskiego, zaś drugi był wujem Wrożyńskiego. W wierszu, w którym podmiot zwraca się z podziwem i z współczuciem do polskiego żołnierza-pilota oraz przywołuje jego harcerską młodość i bliskość z matką, mowa o konkretnej historii lotników Dywizjonu 301, którego samoloty latały z pomocą z Brindisi (Południowe Włochy) do Powstania Warszawskiego i na Bałkany. Z ust i serc Antoniego i Aleksandra oraz wielu innych młodzieńców wybrzmiewać mogła w tamtych trudnych chwilach strofa z wiersza „In Flanders Fields” Johna McCrae’a:
We are the Dead. Short days ago
We lived, felt dawn, saw sunset glow,
Loved, and were loved, and now we lie
In Flanders Fields.
„Pamięć to centrum mojej poezji”, pisze Wrożyński na swoim portalu społecznościowym, więc zgodnie ze swoją dewizą próbuje głośno przypominać historie bohaterów, jakby pod dyktando Miłoszowskiego: „Poeta pamięta(…)” (Czesław Miłosz, „Który skrzywdziłeś”). Wrożyński zdaje się iść za korowodem generała Józefa Bema z rapsodu Cypriana Kamila Norwida „Bema pamięci żałobny rapsod”, ale również dostrzega w herosach ludzi („Krzysztof Kamil Baczyński”).
Twórczość Wrożyńskiego należałoby osadzić w jakimś kontekście historyczno-literackim i zderzyć z poezją innych autorów jego czasu, poruszających podobne zagadnienia. Wydaje się, że tematy i tło jego liryków są bardziej polskie – to znaczy inspirowane polską tradycją literacką. Czytając poezję autora „Białych podkolanówek” nie musimy mieć w głowie twórców amerykańskich takich jak: Ezra Pound, Charles Bukowski, Frank O’Hara czy John Ashbery, lecz poetów polski, na przykład z generacji Nowej Fali (Adama Zagajewski, Stanisław Barańczak). Wrożyński urodził się w 1956, debiutował w latach siedemdziesiątych, dlatego można go zaliczyć do tak zwanego Pokolenia ’76/”Nowej Prywatności” – ideowej formacji poetów, którzy debiutowali w okresie powstania II obiegu wydawniczego, między innymi: Bronisława Maja, Jana Polkowskiego, Pawła Huellego, Antoniego Pawlaka, Leszka Szarugi czy Tomasza Jasturna.
Metafory „smaczne jak papierówki i wzruszające jak dźwięk skrzypiec” – wielki poeta wśród nieznanych: renesansowy ideał
W „Autobiografii” Henryk pisze: „Tymczasem ja rozgryzam metafory jak papierówki / I nie mogę skończyć (…)”.
Jednakże, jak sądzę, jego metafory są bardziej gorzkie (i kwaśne) jak grejpfrut, gdyż dotyczą spraw bolesnych, takich jak przemijanie, zapomnienie, śmierć…. i są przede wszystkim wzruszające jak płaczliwy dźwięk skrzypiec. Henryk otrzymał dwa talenty, które dobrze wykorzystuje, mimo nacisku współczesnych czasów w specjalizowaniu się w jednym fachu, stanął po stronie ideału renesansowego (wszechstronnego) artysty (Leonardo da Vinci, Michał Anioł). W opisywaniu jego artystycznej osobowości można by użyć słów z wiersza jego autorstwa „Aktor”:
I tyle w nim diabła ile weźmie na jedno ramię
I tyle w nim anioła ile weźmie na drugie ramię
I tyle w nim człowieka ile się wymiesza
I tyle w nim aktora ile w nim zostanie
Poezja Henryka Wrożyńskiego jest dla młodych, którzy chcą poznać prawdę przeszłości i teraźniejszości (często okrutną), wyłożoną językiem współczesnej poezji, bez zbędnych ozdobników i irytujących frazesów oraz dla pokolenia urodzonego po 50 roku, które pragnie zobaczyć swoje niezakłamane odbicie i skonfrontować swój pogląd na losy Polski z głosem rówieśnika. Tomiki Wrożyńskiego są po prostu godne dłuższej uwagi – to naprawdę „dobra”, ale nie lekka i przyjemna, poezja poruszająca tematy trudne. W ramach zachęty cytat z jednego z najbardziej, jak sądzę, „wymownych” dzisiaj, po przykrych doświadczeniach we Francji, Belgii, Niemczech i Anglii, utworów:
Jej dzieci rozrzucone po świecie wciąż walczą
Wojna nigdy się nie skończyła
Kule pomieszane z mieczami
Kopie tarcze medaliony
Szepty których nikt nie słyszał
Pusta kartka jak ćma zniknęła
Hełmy pełne wody święconej
Wygląda jak krew
Ktoś sztandarem obciera parszywą mordę
Matka Courage krzyczy nad ranem
Ten sam sen ucina jej głowę czwarty raz
(…) (Henryk Wrożyński, „Matka Courage”)
Wrożyński podkreśla, że ponosi odpowiedzialność za każde swoje słowo. Widać, że jest zadowolony ze swoich utworów, które dla niego stanowią dokończoną i zamkniętą całość. Na spotkaniu mówił, że jak artysta dobrze wykonuje swoją sztukę, to jest wiarygodny, gdyż publiczność ma wrażenie, że mówi prawdę. My uwierzyliśmy mu tamtego wieczoru – uwierzyliśmy jego poezji.
Lekcje języka polskiego i Jadwiga Klimkowicz
W galerii sztuki tamtego niezapomnianego dnia na własne „zmysły” zobaczyliśmy czym tak naprawdę jest „correspondance des arts”. W naszym wydaniu to piękne wiersze Henryka Wrożyńskiego, aktorskie miniatury wybrańców rocznika 1979-1983, tajemnicze dźwięki fortepianu w wykonaniu Ewy Ryks, przenikający śpiew Marty Grabysz do tekstów ekscentrycznego Witkacego oraz wspaniała wystawa czasowa i stała w „Audialni”. Poezja, teatr, muzyka oraz malarstwo dopełniały się wzajemnie, a co najistotniejsze w naszych spotkaniach – artyści różnych dziedzin sztuki rozmawiali ze sobą. Uważamy, że ich dzieła są niezwykle ważne, ale dla nas ważniejsze są ich poglądy i doświadczenia, którymi mogą się podczas takich wieczorów dzielić z innymi. Tego wszystkiego można było nauczyć się na „Lekcji Języka Polskiego” (lekcji estetycznego wychowania) Jadwigi Klimkowicz, z prawdziwymi atrybutami szkoły: dzwonkiem, listą obecności, „odpytywaniem” (wybrane osoby z publiczności miały za zadanie jednym zdaniem opisać spotkanie) oraz nagrodami od Muzeum Historycznego Miasta Krakowa i Teatru imienia Juliusza Słowackiego w Krakowie za aktywne uczestnictwo. Zgodnie z naszą tradycją goście częstowali się pajdą prawdziwie polskiego chleba z Piekarni Mojego Taty i lampką wina oraz prowadzili rozmowy do późnych godzin wieczornych. Jadwigę Klimkowicz, dyrektorkę Teatru Słowa i Tańca, można by nazwać Aniołem, ponieważ to dzięki niej na spotkaniach zawsze panuje magiczna atmosfera, bo to ona, jak nikt inny, wprowadza spokój i szacunek: „Ludzie bowiem to anioły bez skrzydeł, i to jest właśnie takie piękne, urodzić się bez skrzydeł i wyhodować je sobie (…)” (Jose Sarmago).
Zapraszam Państwa jeszcze do obejrzenia kompletu zdjęć ze spotkania. Autorem ich jest p. Piotr Podleśny: https://photos.app.goo.gl/iSYrmfayHbbVKHM22