Przeskocz do treści

Jadwiga Klimkowicz

"Przeszłość – to jest dziś, tylko cokolwiek dalej"

Trudno jest nie kochać Norwida! Tylko tymi słowami mogę rozpocząć moją opowieść o spotkaniu, podczas którego Marta Grabysz recytując słowa Cypriana Kamila Norwida wprowadziła nas w świat poezji, która jest jakże aktualna po dziś dzień. Norwid przewidywał, czuł i przenosił piórem na papier uwagi dla pokoleń, nie wiedząc wówczas, że jego czas dopiero nadejdzie. W 1848 roku napisał słowa: "Wszystko dla mnie za późno"...

Dlaczego? Otóż gdy zaczęły się drukować jego niektóre pisma w Paryżu, wybuchła rewolucja, kiedy zaś ukazało się pierwsze i jedyne książkowe wydanie utworów Norwida za jego życia, nastąpiło to krótko przed wybuchem powstania styczniowego. Trudno więc było wówczas społeczności polskiej myśleć o poezji. Ja jestem przekonana, a myślę że jest nas więcej, że Jego poezja, Jego myśli są właśnie absolutnie pasujące do naszej dzisiejszej rzeczywistości. Śledząc rożne prace, czytając jego dzieła i opracowania o samym Norwidzie znalazłam i takie przesłanie. Trudno się z nim nie zgodzić:

Norwid nie mieścił się w przestrzeni kultury XIX wieku. Wyrastał ponad nią. Był przekonany o istnieniu obiektywności, która przekracza granice mentalności epoki. Jego myśl, sposób filozofowania określić można filozofią bytu. Nie wkomponował się w oczekiwania współczesnych mu, by być poetą wieszczenia narodowego. Pragnął "narodowo". Nie chodzi tutaj o ściśle rozumiany natywizm, lecz o metaforyczne przybliżenie, jak się wydaje, wspólnego rysu myśli mistycznej i poetyckiej, która jest zorientowana filozoficznie. Przemienić w "uniwersalne". Miał odwagę bycia odrzuconym za cenę "Prawdy całej" której służył. Można powiedzieć o nim jak on powiedział o Sokratesie, że "nie umarł, tylko skończył dowodzenie". Odkrywał na swój poetycko-filozoficzny sposób głębie bytu i człowieka. Uwydatniał w swej myśli zarówno piękno, jak i dobro, by zawsze przybliżać siebie oraz odbiorcę do prawdy.

Podczas naszego spotkania usłyszeliśmy wielkie utwory Cypriana Kamila Norwida rozmawialiśmy i analizowaliśmy jego myśli i chęć przekazania światu poprzez poezję jego przemyśleń o otaczającej go rzeczywistości. Marta Grabysz, operując swym niezwykłym, donośnym, chwilami pełnym bólu, chwilami zachwytu, a chwilami też i pełnym przerażenia głosem, wprowadziła nas w świat magii słowa. Słuchając w takim wydaniu recytacji znaleźliśmy się w czymś tak nierzeczywistym, że trudno to opisać. Mogę tylko podziękować artystce za świat w którym mogłam się przez chwilę - wraz z chcącymi nas w tym dniu odwiedzić gośćmi - znaleźć.

To spotkanie, było inne niż zwykle, tym razem mogliśmy podziwiać również Łucję - uczennicę, Krakowskiej Zawodowej Szkoły Baletowej, prowadzoną pod okiem Renaty Godek, która swoim profesjonalizmem obdarza swoje uczennice. Wykonała walc "W wiosennym ogrodzie" do muzyki Fryderyka Chopina, walc, który wniósł dużą dawkę młodzieńczego optymizmu, a dla mnie też trochę nadziei, że są jeszcze szkoły, które uczą i przekazują piękno! Założycielem i dyrektorem szkoły jest Svietlana Gajda, warto poznać tę niezwykłą postać krakowskiej sceny artystycznej.

Patrząc na przebieg pracy zawodowej Swietlany Gajdy, trudno się dziwić, że Krakowska Zawodowa Szkoła Baletowa przewyższa inne tego typu placówki. To jednak nie jedyna niespodzianka tego wieczoru, mogliśmy też usłyszeć utwór "Uwierz Polsko" wykonany przez Maję Kapinos, młodziutką wychowankę Reginy Warskiej z Gminnego Ośrodka w Charsznicy, uczestniczkę Grupy Teatralnej im. Ksieni Zofii Grothówny z Imbramowic, która wzruszyła nas do łez. Warto podkreślić, iż utwór został skomponowany przez Monikę Brewczak z której dorobkiem polecam się zapoznać, można być dumnym, iż takie postacie jeszcze, mimo wszystko, w dzisiejszych czasach mamy!

Zatem dużo się działo, a duch Norwida z wyżyn, życzliwym tchnieniem oplatał gościnne mury Hotelu Polskiego. Hotel Polski Pod Białym Orłem jest jednym z najstarszych hoteli Krakowa. Dokumenty miejskie z drugiej połowy XVIII wieku wspominają o dwóch kamienicach usytuowanych przy Drodze Królewskiej, w pobliżu Bramy Floriańskiej, z których jedna spełniała funkcję zajazdu o nazwie "Pod Białym Orłem". Druga, narożna, prócz oberży mieściła w swych murach również mały browar. W 1913 roku właścicielem obu kamienic został Książę Adam Ludwik Czartoryski (1872-1937), który następnie dokonał ich modernizacji tworząc "Hotel Polski". W latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia Hotel został znacjonalizowany przez ówczesne władze komunistyczne. W grudniu 1991 roku, po przemianach ustrojowych, został zwrócony prawowitym właścicielom. Wtedy też przyjął nową, poszerzoną nazwę: "Hotel Polski pod Białym Orłem". Od lipca 2014 roku Hotel jest zarządzany przez sieć hotelową: Donimirski Botique Hotels. Wnętrza Hotelu "Pod Białym Orłem" zdobią reprodukcje dzieł pochodzących ze zbiorów Muzeum XX. Czartoryskich w Krakowie.

Podsumowując nasze spotkanie pragnę podziękować nie tylko naszym gościom, naszym sponsorom za niespodzianki i coś miłego dla podniebienia i dla duszy, naszej artystce Marcie Grabysz, której uroczy sześcioletni wnusio Iwo, odśpiewał "Legiony", pianiście Bonifacemu Klimkowiczowi za wykonanie utworów Fryderyka Chopina oraz Marcie Oleksy-Dziubek z Grupy Teatralnej im. Ksieni Zofii Grothówny za przedstawienie ciekawostek z życia Cypriana Kamila Norwida. Dziękuję też wszystkim gościom i cieszy mnie fakt, iż zasiadają w salonikowych fotelach osoby z różnych kręgów społecznych i że jest nas spora grupa. Cieszy mnie też fakt iż szerzą naszą kulturę poza granicami tak jak to czyni min. Regina Wasiak-Taylor – animatorka kultury, dziennikarka, prezes Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie w Londynie, która zaszczyciła nas swoja obecnością.

Najważniejsze jednak jest to, by łączyć pokolenia, przekazywać historię, zarażać pięknem dobrem i prawdą. By nasze, można rzec, że wręcz w rodzinnej atmosferze spotkania trwały! Dlatego dziękuję też jednej z najmłodszych uczestniczek spotkania Samarze, która wzięła czynny udział i przygotowała kilka ciekawych cytatów naszego poety, które warto zapamiętać, a jeden z nich na pewno: "Ojczyzna – to wielki zbiorowy obowiązek".

Jadwiga Klimkowicz

Naszym gościem była krakowska artystka, Marta Grabysz, oprawę muzyczną zapewnił pianista Bonifacy Klimkowicz, ciekawostki kostiumowe przygotowała dla nas Marta Oleksy-Dziubek.

To było pełne życia, łączące pokolenia spotkanie, które odbyło się w wyjątkowym miejscu, a mianowicie w bibliotece Hotelu Gródek, który usytuowany jest na krakowskim Starym Mieście, w bezpośrednim sąsiedztwie Rynku Głównego, a w swych starannie i z olbrzymim wyczuciem estetyki urządzonych wnętrzach, gościł wielu znamienitych gości z kraju i z zagranicy. Ulica Na Gródku przypomina o starodawnym grodzie obronnym, istniejącym tu, zanim Kraków uzyskał prawa miejskie w 1257 roku. Z tutejszej siedziby w maju 1311 roku wójt miasta Albert poprowadził niemieckich mieszczan przeciwko królowi. Król Władysław Łokietek krwawo zdławił bunt, spalił Gródek, a Alberta wypędził z miasta. W XV wieku powstaje dzisiejszy układ ulic z kamienicami i obronną rezydencją. W XVII w. na miejscu rezydencji księżna Anna Lubomirska, funduje – jako wotum za zwycięstwo nad Turkami – istniejący tu do dziś, barokowy kościół i klasztor Sióstr Dominikanek.

Gdy w 1655 roku Szwedzi oblegali miasto, podczas szturmu zapalił się dach klasztoru. Wśród dymów ukazała się postać Najświętszej Maryi Panny, dzięki czemu przerażeni Szwedzi wstrzymali atak. Pamiątką tego cudu jest obraz Matki Boskiej na murze klasztoru, widoczny z Plant. W czasach współczesnych przebudowę budynku na hotel poprzedziły badania archeologiczne. Znalezione podczas badań przedmioty są widoczne w tutejszej ekspozycji. Najstarsze znalezisko to pisanka- grzechotka z Kijowa z XI w. Firma Donimirski otwiera tu hotel w 2005 roku. Wnętrza projektuje księżna Ingrid Lubomirska. Podczas wizyty Papieża Benedykta XVI w Krakowie w 2006 roku w hotelu gości Prezydent Polski wraz z małżonką. Zatem warto wiedzieć,iż pomiędzy ulicami Mikołajską, św. Krzyża oraz Plantami znajdująca się ul. Gródek. Na której mieści się wspomniany klasztor dominikanek z kościołem pw. Matki Boskiej Śnieżnej, a w średniowieczu był tu gród obronny, który w granicach Krakowa znalazł się po rozszerzeniu granic miasta pod koniec XIII w. (fot. obok i poniżej p. Stanisław Kapinos).

Na przełomie XIII i XIV w. mieścił się tu prawdopodobnie jeden z pierwszych świeckich budynków murowanych w Krakowie – rezydencja wójta Alberta, który w 1311 r. stanął na czele znanego buntu niemieckiej części mieszczaństwa przeciwko panowaniu w Małopolsce Władysława Łokietka. Po stłumieniu buntu król skonfiskował majątek i ustanowił tu siedzibę starosty grodowego. Czy rezydencja wójta Alberta była grodem obronnym obejmującym cały obszar dzisiejszego Gródka? Badacze nie są zgodni. Argumentem potwierdzającym może być zaburzona w tym miejscu regularność szachownicy ulic krakowskiego układu lokacyjnego, ale są też odmienne opinie. Stefan Świszczowski, historyk sztuki, architekt i badacz dziejów Krakowa twierdził, że rezydencja nie mogła być tak wielka i prawdopodobnie obecna ulica Mikołajska biegła pierwotnie prosto aż do Bramy Rzeźniczej, której relikty widoczne są w murach klasztoru dominikanek na Gródku, od strony Plant.

W XV w. Gródek przejęli Tarnowscy, którzy położoną najbliżej murów miejskich część grodu przekształcili w rezydencję. W 1621 r. Gródek odkupiła kasztelanowa Anna z Branickich Lubomirska z przeznaczeniem na klasztor. Kasztelanowa ufundowała tu też kościół przyklasztorny pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny Śnieżnej, który jest jak podaje tradycja — votum dziękczynnym za zwycięstwo jej syna Stanisława Lubomirskiego pod Chocimiem. Klasztor poświęcony w 1635 roku (lub jak podają inne źródła w 1934 roku) został zniszczony podczas oblężenia Krakowa przez Szwedów w 1655 roku. Został jednak odbudowany, a ponowna konsekracja kościoła odbyła się w 1671 roku. Na Gródku odcisnęły się także kolejne ważne dla dziejów miasta wydarzenia, ale niezależnie od historycznych zawirowań pozostaje on krakowską siedzibą sióstr dominikanek. A od ówczesnego Gródka, obok zwyczajowej nazwy klasztoru „Klasztor sióstr dominikanek na Gródku” pochodzi także nazwa niewielkiej ulicy – Na Gródku (fot. powyżej p. Stanisław Kapinos).

Recytacją obdarzyła nas Marta Grabysz (fot. obok p. Bogusław "Bobo" Rawiński), która w moim oczach jest artystką potrafiącą zaczarować publiczność w stopniu doskonałym. To jedna z najwybitniejszych artystek Krakowa, którą warto posłuchać! Ja cieszę się że podczas naszych spotkań łączymy pokolenia, którym warto przekazywać wiedzę i że telefony nie zawsze służą tylko do bezmyślnych gier ale i do poszukiwania informacji, co widać na jednym z naszych zdjęć. Kończąc swoją opowieść o tym wyjątkowym spotkaniu, pragnę bardzo podziękować naszym sponsorom - Panu Jerzemu Donimirskiemu - Hotele Donimirski, Muzeum Miasta Krakowa, Piekarni Mojego Taty - Kraków oraz Browarowi Zamkowemu - Cieszyn.

Jadwiga Klimkowicz

Cieszyn miłość niespełniona, bo był jest i będzie nieuchwytny, nieodgadniony. Przyciąga wabi rozkochuje, ale nie daje nigdy w pełni poczuć swojego smaku.
Cieszyn ma duszę, którą doskonale można podziwiać, lecz żeby ją poznać trzeba zobaczyć jaki jest piękny, zjawiskowy, urokliwy w całości i detalach. Jaki jest brudny, szary, mało kolorowy, niby otwarty, ale tyle w nim uprzedzeń, złości, zakłamania, układów układzików...
Ale jest, po prostu taki jest... I jakby nie wiedział to przypomnę Cieszynowi mojemu, że od miesięcy od lat żyję w jego bliskości i to jest moje szczęście… (Ireneusz Czyż)

Szanowni Państwo, zanim spotkamy się ponownie po pandemicznym czasie, tym razem w Saloniku Polskiej Kultury w Hotelu Polskim Sieć Donimirski w Krakowie, pragnę zaprosić na kilka wakacyjnych spotkań do Cieszyna, gdzie w Galerii Kultury i Sztuki - Saloniku Cieszyńska Wenecja poznamy ciekawych artystów, takież historie i trochę prawdy o pięknym cieszyńskim grodzie.

W Saloniku który mam zaszczyt prowadzić, gościliśmy Pana Ireneusza Czyża, który choć na co dzień zawodowo zajmuje się inną profesją to znajduje również czas na swoje ukochane malarstwo, które przy dźwiękach płynącej muzyki i pięknej poezji miałam przyjemność zaprezentować. Gdybym ja miała oceniać obrazy Pana Ireneusza, które przedstawiają obraz miasta to powiedziałabym po prostu że przedstawione na nich miasto jest prawdziwe: trochę szare, trochę smutne, czyli zgodziłabym się ze zdaniem naszego artysty, ale jest w nim jakiś spokój i jest pełne nadziei, czyli takie jak było kiedyś, a za jakim jedna cześć mieszkańców tęskni, a inna część na siłę wprowadza tandetne maszkary. Obrazy te nie są dla osób, które zawieszą obraz na ścianie tylko dlatego że jest kolorowy, ale to obrazy, które pozwalają wejść w świat intymnego miasta. Patrząc na obraz, który przedstawia Cieszyńską Wenecję możemy wyobrazić sobie codzienne życie we wnętrzu tych cudownych domków stojących nad Młynówką, który zachęca nas do poznania historii tego pięknego miejsca, a którego będąc w Cieszynie nie można ominąć. Cieszyńska Wenecja, to fragment starówki powstały pomiędzy XVII a XIX wiekiem. To właśnie w tej części starego miasta skupili się rzemieślnicy, którzy do wykonywania swojego zawodu potrzebowali dostępu do wody. Dziś odwiedzają to miejsce turyści, którzy poszukują ciekawych atrakcji. Budynki nad Młynówką zlokalizowane przy ul. Przykopa w większości należały do rzemieślników, którzy założyli tam swoją działalność ze względu na niezbędny dla ich potrzeb dostęp do wody. Umiejscowili się tu kowale, garbarze, tkacze, sukiennicy, czy wyprawiający bardzo delikatną skórę na rękawiczki i ubrania - białoskórnicy. Pierwsze ślady działalności na tym terenie datowane są na połowę XVII wieku. Dziś mieści się tam m.in. Galeria w Bramie, a ilość znajdujących się tam dzieł sztuki jest tak wielka że nikt nie wyjdzie z pustymi rękoma, jest też Plackarnia Pana Janka, a placki mają tam tradycyjny doskonały smak! No i oczywiście Galeria Kultury i Sztuki - Salonik Cieszyńska Wenecja w którym w każdą sobotę spotykamy się w wokół starego pianina którego dźwięki wydobywa Pan Jaroslav Domański - https://www.youtube.com/watch?v=aFuwfGeHrBk

Cieszyńska Wenecja to miejsce magiczne, jakby zatrzymane w czasie.

Patrząc zaś na obrazy kobiet, to widzę w nich niepokój, jakąś walkę i pogubienie. Jednak widząc dzisiejsze życie kobiet, obrazy te to cała prawda! Tak kobiety takie dziś właśnie są! Ale to tylko moja ocena, a Państwa zapraszam do poznania malarstwa Pana Ireneusza, który gdy zadałam kilka pytań dotyczących obrazów kobiet, tak na nie odpowiedział: „Ach, gdybym mógł z mojej pamięci, albo raczej niepamięci wydobyć te wszystkie obrazy, portrety, akty... Niestety szukam pomyślnej dla siebie treści, lecz jej nie znajduję. Jest kilka obrazów, ale czy mogę cośkolwiek o nich opowiedzieć... Zastanawiam się nad nimi więcej niż trzeba... chcę obrazy moich kobiet myśli, uczucia, emocje, chwile, zachować dla siebie. Czarowne, tajemnicze, namiętne, mądre, uduchowione, zdolne, smutne, radosne, szalone... Nie można wyobrazić sobie większego szczęścia, jak być przy takich kobietach ciągle, nieustannie, bez końca. Kochać je i być przez nie kochanym. Ale na ziemi nie ma takiego miejsca dla takiej miłości ani tu, ani gdzie indziej…”

Tą cudowną odpowiedź, którą otrzymałam zachowam w pamięci na zawsze i choć kobiece obrazy Pana Ireneusza widzę inaczej, to myślę że takie właśnie powinny być kobiety, właśnie takie jak widzi nas artysta. Gdy zapytałam o technikę to odpowiedz była jednoznaczna: „Nie potrafię powiedzieć, która technika jest dla mnie najlepsza, a moje malarstwo nie należy do żadnej szkoły. Nie jestem ani naturalistą ani ekspresjonistą ani impresjonistą, kubistą czy surrealistą. Po prostu wyrażam się tak jak potrafię. Jestem tu i teraz a malowanie zostało wpisane w mój kod genetyczny. Malowanie jest twórczym aktem, dzieje się... Był czas, że praca łączyła się jak gdyby z tym co malowałem i jak malowałem, ale teraz bardziej przeszkadza niż pomaga. Nie mam pracowni, maluję w moim mieszkaniu. Tak było zawsze a tam, gdzie mieszkam musi być miejsce do malowania. Emocje są różne, czasem jest dobrze a czasem źle, ale tworzy się.”

Gdy zapytałam o spotkanie w Saloniku usłyszałam: „Galeria Kultury i Sztuki-Salonik Cieszyńska Wenecja jest czymś innym niż instytucje zajmujące się w naszym mieście kulturą i sztuką, w Saloniku odnajdujemy siebie to właśnie w tym miejscu pomimo iż nie raz zadajemy sobie pytanie, po co to wszystko, czy warto poświęcać się sztuce?
Mimo drogi przez mękę idziemy dalej bo to jest nasz świat nasze emocje rozpostarte między ziemią a niebem. Czasem jakaś myśl wizja projekt twórczy wystrzeli nas w kosmos…, a w Saloniku pozwala nam się tworzyć i rozumieć że jesteśmy potrzebni by świat był jeszcze piękniejszy! Proszę realizować tę wizję aby takie osobniki jak ja mogły poczuć się dowartościowane.”

Szanowni Państwo, mam nadzieję że udało mi się (w wielkim skrócie) przybliżyć postać cieszyńskiego, znakomitego i autentycznego artysty i takie to właśnie dusze podczas Letnich Spotkań ze Sztuką będę chciała Państwu przybliżyć.

A co warto zwiedzić ponadto w Cieszynie ? Myślę że wakacyjną porą warto wybrać się na zwiedzanie Browaru Zamkowego Cieszyn, już we wcześniejszym artykule o tym pisałam, ale warto też wybrać się do muzeum, które założone zostało w roku 1802 przez ks. Leopolda Jana Szersznika, jednego z najwybitniejszych obywateli w dziejach miasta. Był wszechstronnie wykształconym humanistą, członkiem zakonu jezuitów. Studiował w Ołomuńcu, Brnie i Pradze. Po kasacji zakonu powrócił do rodzinnego Cieszyna, aby w tym prowincjonalnym miasteczku podjąć pracę oświatową. Spod jego skrzydeł wyszedł Józef Bożek z Bierów k. Skoczowa, dziś znany w świecie jako czeski mechanik i wynalazca. To właśnie ks. Szersznik, wykorzystując swą wiedzę i talent spowodował, że Cieszyn osiągnął pozycję ośrodka kulturalnego o znaczeniu ponadregionalnym. Pozostawił po sobie dwa wielkie dzieła. Pierwsze to biblioteka, która w 1814 roku (roku jego śmierci), liczyła 12 tysięcy tomów i zawierała druki z XVIII, XVII i XVI wieku oraz kilka inkunabułów. Dziś jej spadkobiercą jest Książnica Cieszyńska. Drugie to muzeum, będące najstarszą publiczną placówką tego typu w dzisiejszej Polsce.

Muzealnictwo pojmował ks. Szersznik w sposób prawie nowoczesny, stąd jego poczynaniom przyświecały cele naukowe i dydaktyczne. Zgromadzona kolekcja stanowiła znakomitą ilustracje tzw. historii naturalnej a jasny układ zbiorów zachęcał do pracy zarówno specjalistów jak i uczniów cieszyńskich szkół, tym bardziej że jej znakomitym uzupełnieniem była wspomniana wyżej biblioteka. Koniec XIX wieku przyniósł w Cieszynie kilka inicjatyw społecznych z których najbardziej doniosłe dla muzealnictwa okazało się powołanie w 1901 roku "Polskiego Towarzystwa Ludoznawczego w Cieszynie", na czele którego stanął ks. Józef Londzin - profesor, działacz polityczny, poseł do parlamentu wiedeńskiego, a później warszawskiego, burmistrz Cieszyna. To właśnie PTL zorganizowało w 1903 r. wielką wystawę ludoznawczą w Cieszynie, która przerodziła się w swoistą manifestację polskości, a zebrane eksponaty przeszły na własność Towarzystwa. Warto zwiedzić muzeum usiąść mieszczącym się przy nim parku i złapać oddech by poznawać następne historie, które będę chciała Państwu poprzez nasze spotkania przybliżyć. Tak na koniec przybliżę raz jeszcze tą informację: ks. Szersznik, wykorzystując swą wiedzę i talent spowodował, że Cieszyn osiągnął pozycję ośrodka kulturalnego o znaczeniu ponadregionalnym, ja niestety mam wrażenie że w Cieszynie i dziś ponownie potrzebujemy ks. Leopolda Jana Szersznika. Zapraszam.

Jadwiga Klimkowicz

Czas św. Norberta - poznajmy tą zapomnianą postać Kościoła...

Jednym z moich wyzwań u Sióstr Norbertanek w Imbramowicach, była realizacja filmu "Czas św. Norberta" z okazji założenia klasztorów premonstratensów, które powstały dokładnie 24 grudnia 900 lat temu.

Św. Norbert różnie jest postrzegany, przez jednych przychylnie, przez innych nie. Wzbudza zapewne kontrowersje, gdyż próbował podporządkować sobie nieokrzepły kościół w Polsce. Ja jednak staram się przybliżyć duchową myśl tego wprowadzającego nas w zakłopotanie zakonnika. Dlaczego zakłopotanie? Moim zdaniem nie chodzi tylko o historię naszego kraju, ale prawdę, która i dziś jest nadal aktualna. Dostrzegał rzeczy, które rozbijały kościół od wewnątrz i głośno o tym mówił. Św. Norbert był człowiekiem głębokiej wiary i jasnej wizji kościoła, prowadził życie skromne, trzymając się z dala od zbytków tego świata i tak stał się świętym.

Praca przy tym filmie była dla mnie wyjątkowym wyzwaniem, ponieważ materiałów o św. Norbercie jest bardzo mało, a pandemia uniemożliwiła wiele wyjazdów by zrealizować zdjęcia. Głównym jednak powodem wyjątkowości tej produkcji, była ciężko chora Siostra Przeorysza Maria Przybysz (dzisiaj już śp.), która - pomimo ciężkiego stanu zdrowia - tłumaczyła teksty z języka niemieckiego, by mógł powstać film na którym jej bardzo zależało.

Film z okazji 900-lecia powstania Norbertanów. To dzięki Niej i dla Niej, choć wiedziałam, że czas zbyt jest krótki, że nie sprzyja aura, to jednak warto przybliżyć myśl św. Norberta. To dzięki Niej i dla Niej Państwo możecie zanurzyć się w potędze wiary i zrozumienie sensu istnienia klasztorów norbertańskich. To właśnie Siostra Przeorysza w nocnych porach naszej pracy wspierała nas wysyłając nam min. słowa: "Dziękuję Państwu, że mimo tak trudnych warunków terminowych podjęli się Państwo zadania, to prawdziwy miód na moje serduszko i cała pociecha w chorobie".

Na zawsze zostawię sobie w moich zapiskach tego smsa, przedostatniego Siostry do mnie. Była nam bardzo wdzięczna, jednak to wszyscy my powinniśmy być wdzięczni za jej opiekę i siłę, którą nam dała. Warto przemyśleć dlaczego takie klasztory są potrzebne, dlaczego Siostry w zamknięciu za kratami czynią dla nas tak wiele dobra. Dziś w Polsce mamy już tylko dwa klasztory Norbertanek, a w nim Siostry, które nadal dzielnie sprawują swoją misję! One modlą się za nas, a my módlmy się aby ich było więcej!

Ponieważ to one otaczają swoją modlitwą wszystkich najbardziej potrzebujących! Czym jest modlitwa? Po co jest modlitwa? Dlaczego nam jest potrzebna? No cóż, każdy kto choć raz rano lub wieczorem rozmawiał uczciwie z Panem Bogiem dobrze wie! Dlatego pragnę Państwu z czystym sumieniem zaproponować film "Czas św. Norberta" w mojej skromnej reżyserii, który miałam zaszczyt pokazać opatowi generalnemu Zakonu Norbertanów Josowi Woutersowi. Pragnę też przy okazji podziękować wszystkim, którzy swoją pracą przyczynili się do tej krótkiej 27-mio minutowej opowieści w której, w roli głównej występuje Piotr Piecha wraz z Lucyną Korzonek i Wiktorem Miśtalem.

Dziękuję też Michałowi Kołdrasowi, Damianowi Dacie oraz mojemu synowi za muzykę którą skomponował i wsparcie na planie. Wraz z tym filmem zbliża się do mnie wielkimi krokami zamknięcie projektu, którego celem było założenie na prośbę Siostry Przełożonej grupy teatralnej, propagowanie wiedzy na temat klasztorów oraz szerzenie dobra poprzez sztukę! Mam nadzieję, że choć trochę udało mi się zachęcić do poznania tej wielkiej skarbnicy wiedzy jaką są klasztory norbertańskie, które rozpoczynają następne stulecie, a w Imbramowicach wprowadza nas w ten nowy czas niezwykle dzielna Siostra Teresa, obecna Matka Przeorysza Klasztoru w Imbramowicach.

Wspierajmy ją, odwiedzajmy cudowną świątynię w klasztorze, a w czasie bożonarodzeniowym warto wybrać się na wycieczkę, choćby po to, by podziwiać niezwykle piękną szopkę. Każda pora roku jest tam piękna, każda chwila spędzona w świątyni daje nam energię i siłę do przetrwania wszelkich trudów. Warto też wiedzieć, iż 30 listopada 2003 roku, w Pierwszą Niedzielę Adwentu Jego Ekscelencja Ksiądz Biskup prof. Kazimierz Ryczan, ordynariusz Diecezji Kieleckiej ustanowił imbramowicką świątynię klasztorną regionalnym Sanktuarium Męki Pańskiej w związku z rozwijającym się kultem Pana Jezusa Cierpiącego w tutejszym łaskami słynącym Obrazie.

Raz jeszcze polecam film (https://www.youtube.com/watch?v=biDY_3kSlGI) oraz stronę klasztoru w Imbramowicach (http://n.tjmedia.pl)!

Jadwiga Klimkowicz

Przed nami krótka historia, do poznania której zaprasza Państwa aktor z którym mam olbrzymi zaszczyt współpracować już od wielu lat - p. Władysław Byrdy. Aktor i cudowny człowiek, który zadebiutował w 1984 roku w filmie Krzysztofa Kieślowskiego "Krótki film o zabijaniu" grając tam rolę pomocnika kata. Przed wyjazdem do USA wystąpił także na deskach Teatru Dramatycznego w Warszawie.

W USA od 1987 roku grał w kilkunastu teatrach amerykańskich, a także na tamtejszych scenach polonijnych. W 2011 roku w Trap Door Theatre w Chicago zagrał główną rolę Ojca w dramacie o konflikcie bałkańskim, zbierając doskonałe recenzje. Spektakl okazał się najlepszym przedstawieniem teatrów niezależnych w Chicago. Sztukę wyreżyserował Istvan Szabo. Ponadto zagrał w wielu niezależnych filmach i produkcjach w USA. W dreszczowcu "Biały Kruk" wcielił się w rolę norweskiego farmera Lou, obok takich gwiazd Hollywood jak Roy Scheider i Ron Silver. Ostatnio zmienił trochę pola zaiteresowań "odkurzając" swoją pasję śpiewania, czego dowodem były liczne koncerty w Chicagolandzie i nie tylko. Mocną stroną jego aktorskich wszechstronności jest też praca lektora i podkładanie swojego głosu w licznych projektach i filmach.

Temat dotyczy jednak miejsca, które już wszyscy Państwo poznaliście trochę w moich artykułach. Dzisiaj, z okazji minionej już rocznicy 300-lecia konsekracji Świątyni Klasztoru Sióstr Norbertanek w Imbramowicach i nadchodzącej rocznicy 900-lecia zakonów norbertańskich, chciałabym zaprosić i zachęcić Państwa do posłuchania, obejrzenia i duchowego przeżycia - zamieszczonego materiału filmowego (https://www.youtube.com/watch?v=rd89GeVOVq8), gdzie w tle słyszymy muzykę, którą zrealizował nauczyciel gry na gitarze, p. Zbigniew Karolczyk. Pragnę też, poprzez tę historię, zaprosić już dziś do obejrzenia filmu "Czas św. Norberta", który niebawem przedstawię na stronach "Krakowa Niezależnego".

Żyjemy w coraz trudniejszych, dziwniejszych a można rzec, że nawet złych czasach. Wszyscy gdzieś biegają, zmagają się z wieloma problemami, zachciankami i nie zauważają otaczającego nas piękna, a ono naprawdę jest i otacza nas tak naprawdę wszędzie, trzeba umieć tylko patrzeć. Razu pewnego spotkałam w kawiarence na krakowskich plantach p. Leszka Sobola, od którego otrzymałam książkę "Kultura Klasztoru SS. Norbertanek w Imbramowicach" i wysłuchałam jego imbramowickich opowieści. Zrozumiałam wowczas, że muszę to miejsce, które znajduje się tak blisko krakowskiego zgiełku dokładnie poznać, ponieważ jego historia i przyroda jest tak niewyobrażalnie piękna, że nie można przejść przez tę cudowną krainę obojętnie.

I jeszcze "Cztery Pory Roku u Źródeł Dłubni" - w każdej z tych pór roku odnajdziemy piękno i otaczającego nas ducha spokoju, miłości i dobra! Tam właśnie mieści się Klasztor Sióstr Norbertanek w Imbramowicach, tam też swoją siedzibę ma Grupa Teatralna im. Ksieni Zofii Grothówny, której zostałam na prośbę Sióstr założycielką. Grupa, która poprzez działania artystyczne pomaga poznać znane i mniej znane sztuki teatralne, postacie ważne dla kultury polskiej czy historię regionu. Grupa współpracuje z zawodowymi artystami, a jej trzon tworzą ludzie, którzy wiedzą czym powinna być sztuka i jakie powinna mieć przesłanie! Pomimo, że pandemia nie pozwala na systematyczne spotykanie się z gośćmi, to grupa pracuje i przygotowuje coraz to ciekawsze projekty.

Przy tej to okazji, przygotowując się do następnej realizacji filmowej, raz jeszcze zachęcam Państwa do wysłuchania historii, która przybliży to niezwykłe miejsce, zachęcam do lektury polecam książek "Kultura Klasztoru SS. Norbertanek w Imbramowicach" Leszka Sobola oraz "Cztery Pory Roku u Źródeł Dłubni", pod redakcją Elżbiety Kmity-Dziasek i Bożeny Kościej. Tutaj znajdziecie Państwo niezwykłe zdjęcia pp. Agaty i Stanisława Kapinosów, a zamieszczone w publikacji teksty p. Zygmunta Novaka, profesora architektury krajobrazu wybrane zostały przez Mieczysława Novaka - syna, z pietyzmem dbającego o rodzinne tradycje.

Jest jednak coś jeszcze: płyta, która pozwoli poznać bliżej historię, kulturę oraz społeczność Gminy Trzyciąż, bo w tej to właśnie gminie znajdują się Imbramowice oraz inne przedstawione w książce oraz na płycie miejsca. Przy tej okazji bardzo serdecznie dziękuję Wójtowi gminy Trzyciąż za pomoc przy wydaniu płyty, która nie tylko jest duchowym przesłaniem, ale i przybliża nam tak inspirujące miejsca sztuki i historii. Pragnę też serdecznie, podziękować pp. Marcie Grabysz, Izabeli Drobotowicz-Orkisz oraz Piotrowi Piesze za współpracę przy organizacji 300-lecia świątyni Klasztoru Sióstr Norbertanek na czele którego stała Siostra Przeorysza Maria Przybysz (dziś już śp.). Dalsze dzieło dbania o historię i jej szerzenia przejęła Matka Teresa. Polecam, zachęcam, poznajcie Państwo to piękne miejsce - warto też wybrać się tam, by zobaczyć niesamowitą szopkę, a to już przecież niebawem!

Jadwiga Klimkowicz

Stojąc nad grobem Feliksa Konopki oraz jego ojca Jana, obu tak ważnych dla kultury i dziedzictwa narodowego, poczułam coś czego nie sposób opisać. Jedno wiem, że ten stan objął również tych którzy zebrali się wokół mogiły. Wszyscy obdarzyliśmy się wzajemnie spojrzeniem, które w rzeczywistości było niemym wyrzutem. Czym zasłużyli sobie nasi bohaterowie, by zostać aż tak zapomnianymi? Cmentarz Rakowicki, kwatera 22, rząd 9, grób 11. Pamiętajmy by przechodząc obok zapalić tam ogień świecy...

Szlakiem pióra - Feliks Konopka, ps. Piotr Krzemień, poeta, tłumacz.

Biorąc udział w projekcie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego – „Kultura w sieci” chciałabym przedstawić niezwykłą i ważną, a gdzieś pomijaną w powszechnej świadomości postać. Muszę przyznać, iż w trakcie realizacji napotkałam na całą - można rzec - rzeszę ludzi, która wspierała moją pracę, za co jestem bardzo wdzięczna. Miałam też możliwość zapoznać się oczywiście bliżej z życiem i twórczością barona Feliksa Konopki, ale również otwierały się następne tematy dotyczące ciekawych postaci. Poznając cudownych, prawych ludzi, którzy zgodzili się wziąć udział w nagraniach jak m.in. p. Roman Sum. Czy nie sposób nie wspomnieć tu o Tadeuszu Łomnickim aktorze scen polskich, który jak zwykle ze spokojem i pełnym profesjonalizmem wcielił się w postać naszego bohatera?

Chciałabym również, przy tej okazji, podziękować za naprowadzenie mnie w poszukiwaniach materiałów p. Teresie Romanowskiej - to osoba która w pełnym zaangażowaniu poświęciła mi swój czas.

Szanowni Państwo, jednak w tym wszystkim był ktoś, kogo nie spodziewałam się spotkać, osoba o dużej wiedzy i kulturze osobistej - żona barona Feliksa Konopki, p. Maria Gościej–Konopka, lektor języka francuskiego na krakowskich uczelniach. To dzięki tej skromnej, delikatnej, filigranowej, uroczej Pani mogłam zapoznać Państwa z unikalnymi materiałami i wiedzą.

Urodzony 17 lipca 1888 w Brniu pod Dąbrową Tarnowską w rodzinie ziemiańskiej, był synem Jana Franciszka Konopki działacza społecznego, polityka, posła na Sejm Krajowy, cesarsko-królewskiego oraz papieskiego szambelana, człowieka nieposzlakowanej opinii, obdarzonego olbrzymim zaufaniem m.in. przez prezydenta Ignacego Mościckiego. Ojciec Feliksa, człowiek o wielu zdolnościach, był również kompozytorem sonat, marszów i pieśni kościelnych. Matką naszego bohatera była Anna z Bobrowskich. Feliks uczęszczał do Gimnazjum św. Anny w Krakowie, gdzie w 1906 zdał maturę.

Następnie do 1911 studiował nauki rolnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim, a w 1912-14 malarstwo i grafikę na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie pod okiem samego Jacka Malczewskiego. Jego wszechstronne wykształcenie obejmowało m.in. doskonałą znajomość języków: francuskiego, niemieckiego, angielskiego, jak również głęboką wiedzę z zakresu literatury, kultury, historii. Po studiach przebywał stale na wsi, administrując rodzinnym majątkiem w Brniu. W 1925 r. zadebiutował wierszami pt. „Kwitnący sad”, „Tonit-Żerga” i „Jesień w parku”, drukowanymi w dzienniku Czas (nr 2), z którym współpracował następnie do 1935. Tłumaczył wiersze współczesnych poetów polskich na język francuski, którego znajomość wyniósł z domu; przekłady te ukazywały się m.in. w wychodzącym w Warszawie miesięczniku „La Pologne Litteraire” (1930).

W czasie okupacji niemieckiej przebywał nadal w Brniu. W jego majątku znajdowało schronienie wielu ludzi zajmujących się konspiracją, zatrudniał również i dawał schronienie Żydom, którzy występowali tam jako niezbędni pracownicy, czego Niemcy nie wykryli, zainteresowani głównie grabieniem podobnych majątków dworskich z plonów. Po wojnie wywłaszczony przez komunistyczne władze z rodzinnego majątku, zamieszkał w Krakowie. Od 1945 należał do Związku Zawodowego Literatów Polskich (od 1949 Związek Literatów Polskich). W latach 1947-1950 ze wzg. na swoje umiejętności malarskie był zatrudniony w Państwowej Pracowni Konserwacji Zabytków i pracował przy restauracji ołtarza Wita Stwosza w Kościele Mariackim, co pozwoliło mu przetrwać najtrudniejsze lata, gdy pozbawiony majątku musiał zamieszkać w Krakowie przy ul. Krupniczej, jednocześnie opiekując się swoim schorowanym i wiekowym już ojcem Janem.

By móc egzystować w trudnej powojennej rzeczywistości zmuszony był wyprzedać ocalałe resztki zabytkowego wyposażenia ze swego dworu m.in. zabytkowe gobeliny sprzedane muzeom w Kielcach i Poznaniu. Trzeba tutaj koniecznie nadmienić, iż pozostała w dworze w Brniu część wyposażenia uległa dewastacji i rozkradzeniu, a sam Feliks Konopka miał wzbroniony wstęp do swoich posiadłości, których nawet nie mógł odwiedzić. Mimo to nie załamał się, nie poddał, nie popadł w desperację, a mając już w roku 1945 57 lat służył kulturze polskiej, popularyzował ją tłumaczeniami na języki obce. Nie zajmował się polityką, nie był służalczy wobec komunistycznych władz, pozostał człowiekiem nienagannych manier - Polakiem i Europejczykiem w najlepszym tych słów znaczeniu. W następnych latach zajmował się twórczością poetycką i przekładową z literatury francuskiej i niemieckiej, a także tłumaczeniami poezji polskiej (szczególnie romantycznej) na te języki, m.in. dokonywał przekładów tekstów do utworów muzycznych, publikowanych przez Polskie Wydawnictwo Muzyczne.

Otrzymywał za to prestiżowe nagrody, mimo że czasy nie były przychylne w sensie politycznym dla byłych ziemian wywłaszczonych z majątku. Tłumaczenia jego autorstwa były na tyle znakomite, że po dzień dzisiejszy uchodzą za bezkonkurencyjne, jak np. Faust Goethego. Dokonywał też tłumaczeń tekstów do utworów muzyki poważnej, współpracując z Polskim Wydawnictwem Muzycznym. Wśród jego osiągnięć są m.in. utwory Lutosławskiego, Hillara czy Blocha. Współpracował także z Polskim Radiem jako autor audycji literackich i adaptacji (też pod pseud. Piotr Krzemień). Jeszcze przed wojną obracał się w kręgach artystycznych, pisał wiersze, związany z grupą poetycką Czartak, publikował w ówczesnych czasopismach literackich, wydał kilka tomów poezji, pierwszy w 1921 roku. Zachęcony przez reżysera francuskiego, Louisa Jouveta, w czasie jego wizyty w Polsce w 1948, podjął się przekładu Zemsty A. Fredry. Wiele lat pracował nad tłumaczeniem Fausta Goethego i planował napisanie rozprawy na ten temat, czego nie spełnił. Od 1959 należał do Polskiego PEN Clubu.

Za prace przekładowe otrzymał w 1963 nagrodę PEN Clubu, w 1977 nagrodę ZAiKS-u, a w 1978 za osiągnięcia w dziedzinie upowszechniania kultury nagrodę m. Krakowa. Od 1976 był członkiem założycielem The International Academy of Poets w Londynie. Odznaczony Krzyżem Kawalerskim (1957) i Krzyżem Komandorskim (1979) Orderu Odrodzenia Polski. W roku 1978 Feliks Konopka wziął ślub ze swoją sekretarką p Marią Gościej, kobietą niezwykle szlachetną i odpowiedzialną, która będąc dużo młodsza od swego męża zaopiekowała się nim stając się pod koniec życia "oczami" ociemniałego już wówczas Feliksa. Po jego śmierci natomiast w sposób wysoce odpowiedzialny zabezpieczyła jego archiwum i w sposób nie mniej szlachetny, nie przykładając wagi do majątku po mężu, z miłością dbała o dobre imię Feliksa. Zmarł on 17 lutego 1982 w Krakowie; pochowany tamże na Cmentarzu Rakowickim.

I jeszcze fragment wywiadu radiowego:
Dziennikarka: - Panie Feliksie, czy chciałby mi Pan powiedzieć, jakie są Pana poglądy na sztukę tłumaczenia?
Feliks Konopka - Tak jak w każdym zawodzie, tak i w zawodzie tłumacza naczelnym obowiązkiem jest uczciwość. Kwestia talentu, wiedzy, znajomości języków jest sprawą dalszą, a na pierwszy plan wysuwa się pytanie, czy dany tłumacz, biorąc na swój warsztat dzieło cudze, pamięta, że odtąd w rękach swoich ma nie tylko inwencję i pisarskie walory, ale przede wszystkim honor autora oryginału. Sprawę tę w dużym stopniu zaostrza fakt, że w większości wypadków autor oryginału już nie żyje i sam bronić się nie może.
Dziennikarka: - Ale musi być przecież pewna swoboda... Pan raczej ogranicza swobodę tłumacza?
Feliks Konopka - Proszę mnie dobrze zrozumieć, ja sam jestem zwolennikiem jak najdalej posuniętej swobody w przekładzie, śmiałego odbiegania od dosłowności, zastępowania metafor oryginału innymi metaforami lepiej brzmiącymi w języku, na który się tłumaczy - ale za rzecz niedopuszczalną uważam świadomą, a nieraz celową niewierność intencjom autora i uwłaczające jego honorowi posługiwanie się jego dziełem dla głoszenia nie jego, ale własnych tłumacza idei czy poglądów. Złym przejawem jest przeto, że tego rodzaju translatorskie wybryki spotykają się nierzadko ze strony odbiorców, a nawet krytyków, z dużą wyrozumiałością i niemal uznaniem. Podkreślam więc że tłumacz przede wszystkim musi być uczciwy, a poza tym niech każdy robi na co go tylko stać w tym zawsze obowiązującym dążeniu do wyjątkowo tylko osiągalnego ideału kongenialności.

A ja sama, tak na koniec, chciałabym jeszcze podziękować Grupie Teatralnej im. Ksieni Zofii Grothówny z Imbramowic, właścicielowi Piekarni Mojego Taty z Krakowa (ul. Meiselsa 6) za jak zwykle pyszny, prawdziwie polski chleb, dziękuję p. Monice Kocbuch z Działu Promocji i Marketingu Muzeum Krakowa, p. prezesowi Michałowi Peschakowi z Browaru Zamkowego Cieszyn, właścicielowi kwiaciarni "Mariusz" z Cieszyna, całej ekipie za jak zwykle wspaniałą współpracę i zaprosić Państwa do zwiedzenia Brnia, na romantyczne spacery z duchem poezji Feliksa Konopki. Tam, gdzie dziś mieści się Centrum Polonii - Ośrodek Kultury, Turystyki i Rekreacji w Brniu, działający pod dyrekcją p. Małgorzaty Bułat.

A teraz zapraszam Państwa na film:
https://www.youtube.com/watch?v=_v0Ke5J6eZI&t

Jadwiga Klimkowicz

Szanowni Państwo, w ramach programu stypendialnego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego "Kultura w Sieci", którego jestem stypendystką, pragnę serdecznie zaprosić na filmową podróż z poezją.

Dziś pierwszy odcinek, który przybliży nam nietuzinkową postać Stanisława Ledóchowskiego.

Pragnę zaznaczyć, iż jestem bardzo wdzięczna Ministerstwu za umożliwienie mi realizacji filmu, ale też szczególnie podziękować p. Stanisławowi Ledóchowskiemu za niepowtarzalne spotkanie, które dodało mi jeszcze więcej sił by realizować i przedstawiać świat bez którego tak naprawdę żyć nie można i nie powinno się o nim zapomnieć! Jestem głęboko przekonana że warto poświęcić trochę czasu i zapoznać się z historią oraz poezją tego wybitnego i niezwykle skromnego twórcy.

Piotr Piecha, który poprowadził spotkanie jest dla mnie bardzo ważną w tym wszystkim osobą, motywuje mnie - bym działała dalej i nie poddawała się przeciwnościom losu.

Mam też wokół siebie wspaniałych młodych ludzi, którym bardzo dziękuję za cudowną współpracę.

To pp. Michał Kołdras i Bonifacy Klimkowicz - dziękuję że jesteście ze mną. Pragnę też podziękować właścicielowi Piekarni Mojego Taty, za jak zwykle pyszny chleb, który w ramach programu Kultura w Sieci był z nami w różnych częściach Polski i przyjmowany jest zawsze i wszędzie z wielkim wzruszeniem i szacunkiem! Dziękuję Panu za wsparcie - dziękuję, że nigdy na planie my i nasi goście nie jesteśmy głodni!

Dziękuję też za książki ufundowane przez Muzeum Krakowa, które możemy wręczać i przybliżać piękną historię Polski oraz za wszelkie inne wyrazy wsparcia, poparcia i sympatii dla moich projektów.

Ród Ledóchowskich zapisał się w historii nie tylko naszej ojczyzny, lecz także Europy. Rodzina Ledóchowskich pochodzi z Kresów Wschodnich, z Wołynia. Jak wiele tamtejszych rodów początkowo wyznawali prawosławie, dopiero za Kazimierza Jagiellończyka stali się katolikami, dając Kościołowi duchownych, zakonników, wiernych i gorliwych świeckich wyznawców, a także błogosławioną i świętą. Założycielem rodu był rycerz Nestor Halka, który otrzymał od Kazimierza Jagiellończyka wieś Ledóchów koło Krzemieńca. Pochodząca z Wołynia gałąź rodziny nosi więc podwójne nazwisko: Halka–Ledóchowscy. Nestor, walcząc za wiarę, otrzymał herb – trzy krzyże w złotym kole na błękitnym tle, odtąd herb rodu. Później do herbu dodano sentencję: Avorum respice mores (Bacz na obyczaje przodków).

Stanisław Ledóchowski urodził się 15 sierpnia 1932 roku w Warszawie, jako syn Edwarda - działacza społecznego, jednego z prezesów Akcji Katolickiej, dowódcy szwadronu w 1. Pułku Szwoleżerów Józefa Piłsudskiego w Warszawie, urodził się w dniu, którego religijne i narodowe treści odcisnęły trwałe piętro na jego życiu. Zaangażowany w podziemne harcerstwo, po upadku Powstania Warszawskiego w którym zginął ojciec, znalazł się wraz z matką w obozie w Pruszkowie. Ukończył liceum im. Stefana Batorego w Warszawie, gniazda Szarych Szeregów, gdzie w 1951 roku otrzymał maturę. Uznany za wroga ludu i jednostkę aspołeczną nie miał szans na wyższe studia. Chcąc otrzymać status robotnika, rozpoczął pracę jako kamieniarz–przekuwacz w Przedsiębiorstwie KAM (Konserwacja Architektury Monumentalnej) w Warszawie. W 1952 roku zdał egzamin na historię sztuki na Uniwersytet Jagielloński z wynikiem bardzo dobrym, ale "z braku miejsc" nie otrzymał indeksu.

Następnie został wcielony do wojskowych batalionów pracy. Pracował w trzech kopalniach: „Prezydent”, „Michał” i „Matylda”. W wojsku angażuje się w pracownię rzeźbiarską, uczestnicząc w wystawach Śląskiego Okręgu Wojskowego. Po wyjściu z wojska podejmuje studia na wydziale rzeźby Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, udaje mu się to dzięki poparciu prof. Michała Byliny, znanego batalisty, oficera 1. Pułku Szwoleżerów, kolegi ojca. Po studiach pracuje jako krytyk sztuki i publicysta, w „Kierunkach”, „Przeglądzie Kulturalnym” i w „Kulturze” i innych tygodnikach kulturalnych. Współpracował także z redakcją literacką Polskiego Radia. Zainteresowania scenografią i dekoracją wnętrz skutkują współpracą z Andrzejem Żuławskim, dla którego przygotowuje scenografię do wszystkich jego filmów realizowanych w Polsce, m.in. do „Trzeciej części nocy”, filmu uważanego za jego szczytowe osiągnięcie. Współpracuje również z Andrzejem Trzos–Rastawieckim, przygotowując dekoracje do jego filmu „Gdziekolwiek jesteś, panie prezydencie”, o Stefanie Starzyńskim.

Zostaje współzałożycielem Federacji Klubów Kolekcjonerskich oraz wieloletnim redaktorem jedynego wówczas pisma o tym profilu, „Kolekcjonera Polskiego”. Po dziesięciu latach, w związku z likwidacją „Kolekcjonera”, Stanisław Ledóchowski wycofał się z pracy dziennikarskiej i zajął pracą społeczną w kilku stowarzyszeniach: w Towarzystwie Przyjaciół Książki, Stowarzyszeniu Miłośników Dawnej Broni i Barwy, w Polskim Towarzystwie Heraldycznym, jako członek zarządów tych organizacji. Jest też członkiem Koła Pierwszego Pułku Szwoleżerów Józefa Piłsudskiego. Stanisław Ledóchowski pracował naukowo, zajmując się heraldyką i dawnymi militariami polskimi. Jest też autorem tekstów do albumów fotograficznych, m.in. Polska – dwory i dworki oraz Dwory, dworki i pałace z fotogramami wybitnego artysty Michała Wiśniewskiego. Żegnając nietuzinkową postać bohatera naszego filmu, człowieka tak skromnego jak obdarzonego licznymi talentami, o wysokiej kulturze osobistej, olbrzymiej wrażliwości, zarazem człowieka głębokiej wiary, mamy świadomość przeżycia unikalnej rozmowy ze swoistym wzorcem do naśladowania i przykładem pokory wobec życia, które przeszedł z podniesionym czołem.

PS. W artykule wykorzystałam m.in. informacje zawarte w Podkowiańskim Magazynie Kulturalnym (nr 41-42), Album z Podkową - Małgorzata Wittes, Zielone wzgórze. Przede wszystkim jednak opierałam się na przekazie p. Stanisława Ledóchowskiego, a teraz zapraszam Państwa na film:
https://www.youtube.com/watch?v=EdLcx9t0wpA

Jadwiga Klimkowicz

Szanowni Państwo, dziś troszkę inaczej, jako że mija 33 rocznica założenia grupy teatralnej, a co za tym idzie powstanie Teatru Słowa i Tańca - Produkcja Filmowa i Teatralna JK. Chciałam przy tej okazji wspomnieć o niezwykłej osobowości. Zadałam sobie pytanie: gdzie się tak spieszysz? Czy nie warto na chwilkę przystanąć? No tak… ale biegałam, biegałam i nie zdążyłam zaprosić kogoś na spotkanie z Państwem, kto w mojej pracy zawodowej był bardzo ważnym człowiekiem. Chciałam Państwu przybliżyć sylwetkę Mirosława Daszkiewicza – kulturysty. No i tu można zadać pytanie, cóż ma do naszych spotkań kulturysta? Ano ma. Kulturystyka to żmudna ale konsekwentna praca nad swoim ciałem, walka ze słabościami i pokusami. Motto kulturystów to:

Będę zdobywał, co nie zostało jeszcze zdobyte.
Będę wierzył w to, co inni zwątpili.
Wyćwiczyłem swój umysł, ciało będzie podążać.
Biorę pod uwagę fakt, że moi wrogowie nie oczekują mojego zwycięstwa.
Lecz nigdy się nie poddam!
W moim sercu nie będzie słabości.

Tak jest z każdą dziedziną sportu, tańca czy innej sztuki, bo to ciągła praca! I to na pewno połączyło mnie na sali ćwiczeń z przyszłym Mistrzem Świata w kulturystyce. Dlaczego chciałam Państwu coś o nim opowiedzieć? Dlatego, że ten świat to też ciężka droga, którą trzeba przebyć aby osiągnąć sukces. Dziś jest to już inna, bardziej zawiła droga... Kiedyś jednak ktoś taki jak Mirosław Daszkiewicz zdobył status ikony tej dyscypliny, który nigdy nie zniżyłby się do statusu dzisiejszych celebrytów.

Miałam przyjemność spędzić z nim sporo czasu na sali ćwiczeń, od niego dowiedziałam się, że mogę jeszcze więcej, że by doprowadzić swoje ciało do znakomitej formy, trzeba tylko chcieć. Balet i kulturystyka połączyły nasze działania w moim jednym z pierwszych przedsięwzięć teatralnych w 1989 roku podczas spektaklu "Siła Światła" do muzyki Pink Floyd w krakowskiej „Rotundzie”. W którym podczas wielu prób uczestniczył Mirosław Daszkiewicz, późniejszy Mistrz Świata oraz Mirosław Sukiennik, mistrz Europy. Ja z Mirkiem Daszkiewiczem toczyłam zakłady na sali ćwiczeń, a w ilości wykonanych "brzuszków", mało kto mógł mnie pokonać. Nieskromnie pisząc byłam dobrym zawodnikiem, cieszę się, że co nieco przyczyniłam się też do sukcesu Mirka, bo balet to piękna praca ciała, którą i w kulturystyce można wykorzystać, dlatego też spędziliśmy sporo czasu na sali ćwiczeń by osiągnąć wymarzony cel.

Dążenie do doskonałości swojego ciała to dążenie do antycznych wzorców, ale tak postrzegano to kiedyś , obecnie niestety zmieniły się środki... niegdyś przykładem były posągi greckich bogów dziś ten sport ma niewiele wspólnego z poczuciem piękna!

Dziś Mirosław Daszkiewicz jest już po drugiej stronie. Wierzę że patrzy z góry i wspiera młode talenty. Zawsze chętnie udzielał rad więc pamiętajmy wszyscy o tym i uczmy się od mistrzów, by w każdej dziedzinie świat był lepszy a nie tylko nijaki, przeciętny. Pamiętajmy o Mirosławie Daszkiewiczu ponieważ to kolejna postać dzięki której i my możemy zostać nie zapomniani! Szkoda że tak szybko odszedłeś i nie zdążyłam Cię ponownie zaprosić.

Jadwiga Klimkowicz

Szanowni Państwo, powyższy tytuł to tytuł spektaklu. Zapewne większość te słowa kojarzy ze Świętym Janem Pawłem II… i bardzo dobrze . Jednak po Mszy Świętej w niezwykłym miejscu, wśród skał , w całej okazałości piękna przyrody , słuchając kazania księdza dr. Artura Kardasia, doktora nauk humanistycznych (historia), którego przedmiotem badań naukowych jest Wielka Emigracja i dzieje zmartwychwstańców - nasuwa się również i mnie samej pytanie: czy rozumiemy wszystko co zostało nam w tych słowach przekazane! Czy wśród wielu zdjęć które posiadamy, wykonanych podczas spotkań ze Świętym Janem Pawłem II, pamiętamy wypowiedziane przez Niego słowa? Czy też tylko wśród swych znajomych jesteśmy zwykłymi "oglądaczami wspominek" z wszelakiego rodzaju uroczystości związanych z różnego rodzaju jubileuszami, nabożeństwami i spotkaniami w tym np. pod Oknem Papieskim. Ale nie mi oceniać i nie mi osądzać, gdyż i ja sama mam do siebie wiele zarzutów. Powinniśmy wszyscy wiedzieć, iż w maju minęła setna rocznica urodzin naszego największego z największych Polaków ! A czy wszyscy o tym wiemy i pamiętamy?

Realizując wiele spektakli teatralnych związanych z tematem Ojca Świętego - Jana Pawła II, spotkałam niezwykłą buntowniczkę w dobrym tego słowa znaczeniu, obrończynię i pasjonatkę mowy i historii polskiej, dla której miałam przyjemność zrealizować wiele choreografii, a mowa tu o Sławie Bednarczyk. "Sławeńka" bo tak pozwolę sobie o niej mówić przekazywała poprzez spektakle olbrzymią wiedzę , całą masę ciekawostek historycznych i nauczała z niezwykłą pieczołowitością pięknej i wykwintnej mowy polskiej! To niezwykły pedagog, artysta i twórca niepowtarzalnych spektakli patriotycznych. "Sławeńka" zrealizowała min. spektakl pt.: "Nie lękajcie się Prawdy" przybliżając nam słowa Ojca Świętego - Jana Pawła II. Kiedy poprosiłam aby powiedziała coś więcej o realizacji tego typu spektakli odpowiedziała:

„Jan Paweł II często cytował słowa Chrystusa o prawdzie. O tym, że prawda wyzwala, że jest drogą życia, daje wolność bowiem nie niszczy i nie dręczy sumienia tak jak kłamstwo. Rzeczywiście tak jest, gdyż życie w oszustwie słowa i czynów, dwulicowość postępowania albo pycha, albo tez pożądliwość mamony lub stanowiska - to nerwowa konfrontacja z wyborem miedzy dobrem a złem. Wychowanie a nie chowanie młodych Polaków to obowiązek moralny i odpowiedzialność przed Bogiem oraz Ojczyzną , której los zależy od moralnego i etycznego działania dla dobra, wolności i niepodległości sumienia… Życie poświęciłam na kształtowanie takich postaw jakie głosił Ojciec Święty w swoich kazaniach - Nasz Wielki Rodak - Jan Paweł II - właściwie męczennik tego świata, bo świat może go słuchał ale nie wprowadził w życie, ani państwowe, ani społeczne, ani finansowo-gospodarcze. Tak Wielki Człowiek rodzi się raz na parę setek lat. Taki dar od Boga dla Polski, Świata… powoli zapominany. Ten spektakl po to został stworzony aby młodym Polakom przypomnieć kim są, po co żyją i jaki cel i sens ma ziemskie istnienie. Dziś woła do Polaków z nieba: Co zrobiliście z moja ziemską Ojczyzną? Co zrobiliście z moim narodem? Co zrobiliście ze światem - z moim słowem”.

Szanowni Państwo, dziś i ja po latach - patrząc na młodych wówczas adeptów sztuki zadaję pytanie: czy pamiętacie czego chciała was nauczyć? Czy pamiętacie sens tekstów, których uczyliście się na pamięć? Czy rozumiecie słowa zawarte w spektaklach , które przedstawialiście wiele razy? Patrząc na dzisiejsze poczynania młodych ludzi, często niezwykle utalentowanych, mam różne myśli, często przeżywam rozterkę i zadaję sobie pytanie: dlaczego i po co podejmują się prac, które tak naprawdę nie wzbogacają kultury, ani ich osobiście?! Idąc jednak dalej tą myślą dochodzę do wniosku że to nie wina was - młodych ludzi, po prostu żyjecie w świecie pełnej komercjalizacji, świecie, gdzie chęć posiadania jeszcze więcej niż się posiada doprowadza was i nas czyli wszystkich do globalnego upadku piękna, dobra, miłości, a co za tym idzie, stajemy się niczym bez wartości. Można nas, was, wszystkich wyrzucić do kosza jak starą zniszczoną lalkę, która nie posiada jednej rączki, nóżki, czy oczka, bo to przecież nie problem, zawsze można wymienić ją na nową. Tylko gdzie nas to prowadzi... Czy zastanawiamy się nad tym, że tą zniszczoną lalką nie stanie się któregoś dnia każdy z nas? Polecam kilka wybranych fragmentów z wspomnianego już wcześniej spektaklu opartego na tekstach wielkiego Polaka jakim był Ojciec Święty Jan Paweł II . I tak jeszcze na koniec: nie podoba mi się pojęcie "pokolenie JPII", to takie określenia, które zbliżają nas do nowomowy, jak niezrozumiałe, modne teraz wyrażenie "xd" czy "lol" - czy tak naprawdę ktoś rozumie o co w tym chodzi?

Wybrane teksty do spektaklu: "Otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi! Jego zbawczej władzy otwórzcie granice państw, systemów ekonomicznych i politycznych, kierunków cywilizacyjnych. Nie lękajcie się! Chrystus wie, co kryje się we wnętrzu człowieka. Jedynie On to wie".

"Człowiek otrzymuje od Boga swą istotną godność, a wraz z nią zdolność wznoszenia się ponad wszelki porządek społeczny w dążeniu do prawdy i dobra. Jest on jednak również uwarunkowany strukturą społeczną, w której żyje, otrzymanym wychowaniem i środowiskiem".

"Istotnie, głównym bogactwem człowieka jest wraz z ziemią sam człowiek".

"Trzeba być pokornym, ażeby łaska Boża mogła w nas działać, przeobrażać nasze życie i przynosić owoc dobra. Dla chrześcijanina sytuacja nigdy nie jest beznadziejna".

"Potrzeba nieustannej odnowy umysłów i serc, aby przepełniała je miłość i sprawiedliwość, uczciwość i ofiarność, szacunek dla innych i troska o dobro wspólne, szczególnie o to dobro, jakim jest wolna Ojczyzna".

To tylko kilka przykładów tekstów Ojca Świętego wykorzystanych w spektaklu w reż. Sławy Bednarczyk - te słowa są nam dziś wszystkim bardzo potrzebne! Pamiętajmy! A tak swoją drogą szkoda, że Sława Bednarczyk zaprzestała nauczania mowy polskiej. Myślę, że nadal jest w tej kwestii bardzo potrzebna, a ja cieszę się, że miałam przyjemność współpracy z tak wymagającym artystą.

Jadwiga Klimkowicz

"Przez Sztukę Bliżej Dobra" to motto, które już od dawna przyświeca naszym działaniom. Piszę naszym, ponieważ dzięki współpracy ze wspaniałymi artystami, a nie sposób nie wspomnieć tu o kimś takim jak p. Piotr Piecha, który dzielnie wspiera działania grupy Teatralnej im. Ksieni Zofii Grothówny, powstają ciekawe spektakle, które cieszą się Państwa - licznie przyjeżdżając z różnych stron - zainteresowaniem. Jest nam niezmiernie miło również i z tego powodu, iż poprzez podejmowane i realizowane tematy wszyscy coraz bardziej zagłębiamy się w poznawaniu kultury polskiej. Nie da się ukryć, że sprzyja temu również miejsce, które przesiąknięte jest sztuką, dobrem, pięknem i miłością!

Klasztor Sióstr Norbertanek w Imbramowicach to miejsce, które każdy powinien odwiedzić, a i czas teraz ku temu sprzyja, by po zwiedzeniu wystawy szopek w krakowskim Muzeum Celestat, wybrać się z całą rodziną, by zobaczyć urzekająco piękną ruchomą Szopkę Norbertańską, a przy okazji prawdziwe polskie Jasełka w reż. wspomnianego już powyżej p. Piotra Piechy. Drodzy Państwo, zachęcamy też do udziału w cyklicznych spotkaniach teatralnych w których każdy może wziąć udział nie patrząc na wiek i wykonywany zawód.

A dlaczego właśnie Klasztor Sióstr Norbertanek w Imbramowicach? Ponieważ jest to nawiązanie do wielowiekowej tradycji szkoły dla Panien, gdzie na nauki oddawane były córki o najbardziej znanych nazwiskach w Polsce, a historię postaramy się przybliżyć podczas następnych spotkań. Zatem, czy może być wspanialsze miejsce na tego typu działania artystyczne?

Pragnę podziękować za miniony rok właścicielowi "Piekarni Mojego Taty" za jak zwykle pyszny chleb oraz p. Monice Kocbuch z biura promocji Muzeum Krakowa za wsparcie nas materiałami dzięki którym możemy Państwa obdarowywać ciekawą literaturą, a co za tym idzie poszerzać wiedzę o historii i sztuce!

Dziękuję p. Mirosławowi Borucie Krakowskiemu za to, że i Państwo możecie się coś więcej o nas dowiedzieć.

Zapraszam zatem na cykliczne spotkania z grupą Teatralną im. Ksieni Zofii Grothówny działającą dzięki wsparciu Sióstr Norbertanek pod moją skromną opieką (TSiT–JK – produkcja filmowa i teatralna).

Życzę Państwu w imieniu swoim oraz wszystkich współpracujących ze mną artystów, Szczęśliwego Nowego Roku, wielu wspaniałych, teatralnych przeżyć, a przede wszystkim Błogosławieństwa Bożego! Dziękuję Wam Kochane Siostry, że to dzięki Wam może dziać się tak dużo! Dziękuję fantastycznej grupie ludzi, która przyjeżdża z różnych stron nie raz w trudnych warunkach atmosferycznych, nie raz prosto z uczelni, pracy, po to by móc poprzez sztukę czynić dobro, a tego nam w dzisiejszych czasach bardzo potrzeba!

Jadwiga Klimkowicz

Zdjęcia w tekście p. Marcin Stawinoga.

"Dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do tego, aby dzisiejsze święto w Imbramowicach wypadło tak pięknie i godnie. Cieszymy się wspólnie z wielkiej wartości jaką jest wolność i pamiętajmy o współczesnej odpowiedzialności za naszą ojczyznę i jej powodzenie" - podsumował wspólne świętowanie wójt Gminy Trzyciąż, p. Roman Żelazny. Organizatorem uroczystości była Biblioteka i Ośrodek Animacji Kultury Gminy Trzyciąż przy udziale Starostwa Powiatowego w Olkuszu.

Szanowni Państwo, w ostatnim czasie rzadko informowałam o naszych poczynaniach czyli wydarzeniach przygotowanych przez Teatr Słowa i Tańca JK. Przyznam się szczerze, iż trochę nie nadążam, gdyż dzieje się sporo. Jednak dzisiejszym materiałem chciałabym zachęcić do śledzenia naszej strony na facebooku, ale i do dalszego obserwowania strony Krakowa Niezależnego.

Pragnę też bardzo serdecznie podziękować właścicielowi "Piekarni Mojego Taty" za wsparcie w postaci prawdziwego chleba, którym podczas naszych spotkań możemy Państwa częstować, oraz p. Monice Kocbuch z Muzeum Historycznego Miasta Krakowa za książki, które wiem, że już Państwo i czytacie i polecacie innym, a na tym nam właśnie zależy. Dziękuję także p. Bożenie Kościej za materiał, na którym mogłam się oprzeć przy realizacji spektaklu z Grupą Teatralną im. Ksieni Zofii Grothówny, działającej przy klasztorze Sióstr Norbertanek w Imbramowicach, spektaklu, który odbył się 15 sierpnia 2018 roku (poniżej link do spektaklu), a który chciałam dziś w wielkim skrócie Państwu polecić. Imbramowice i klasztor Sióstr Norbertanek to tylko 30 min od centrum Krakowa a spędzić można tam cudowny i niezapomniany, pełen ducha czas!
https://www.youtube.com/watch?v=7nh_s44Evx0

Klasztor. Cudowne ocalenie

"Tu bodaj w paru słowach chcę wspomnieć o Furgale, który odwiózł w nocy rannych powstańców do Krakowa, o pięknej roli klasztoru, który narażając się na doraźne niebezpieczeństwo i srogie później represje, z prawdziwym bohaterstwem ocalił życie wielu powstańcom. Ranni leżeli pokotem w kościele. Los jeńców był straszny. Dzicz kozacka wiązała ich do koni puszczanych w cwał, tak że na miejsce przywłóczono kupę okrwawionego mięsa ludzkiego" (ze wspomnień rodzinnych - Novaków, doc. dr Zygmunt Novak, rękopis na prawach autorskich 14 VIII 1963 roku, "Ojcowska ziemia i jej ludzie w 1863 roku").

Z kronik klasztornych sióstr Norbertanek w Imbramowicach

"Powstanie Styczniowe 1863 roku nie ominęło tutejszego klasztoru. Potyczki odbywające się w najbliższej okolicy, narażały klasztor na niejedno niebezpieczeństwo. Dnia 16 sierpnia 1863 roku oddział Kozaków otoczył klasztor i począł się do niego dobywać. Przerażone zakonnice na klęczkach padły przed obrazem Matki Najświętszej w chórze błagając o ratunek. Ufność ich nie była zawiedziona.

W tej samej chwili nadjechał z głównej kwatery pułkownik Szachowskoj, kazał Kozakom odstąpić od klasztoru. Z wdzięczności za to cudowne ocalenie co roku w dzień 15 sierpnia obraz Matki Najświętszej z chóru zostaje przez całe zgromadzenie procesjonalnie przy śpiewie "Gwiazdo morza" zaniesiony do kościoła, gdzie 16-go odbywa się przed nim uroczysta wotywa"".

W imbramowickim klasztorze klauzurowe norbertanki przebywają nieprzerwanie od ponad 780 lat - jest to jeden z najstarszych klasztorów norbertańskich na ziemiach polskich. Klasztor ufundowany został ok. 1226 przez biskupa krakowskiego Iwo Odrowąża. Obecna późnobarokowa budowla kościelno–klasztorna to w większości dzieło architekta Kacpra Bażanki. Klasztor od XIII w. ulegał napadom tatarskim, pożarom, był obiektem ataku podczas wielu wojen, czy powstań narodowych, niemniej jednak regularnie prowadził szkoły, szpital i udzielał ludności różnych form pomocy, uruchamiając akcje dobroczynne i społeczne. Do historii przeszły np. Instytut Naukowy Wyższy Żeński czy Szkoła Rolnicza. Za udział w walce z okupantem niemieckim klasztor został odznaczony Srebrnym i Złotym Krzyżem Zasługi. Zarządzały nim dotąd 53 siostry przełożone. Obecnie w klasztorze mieszka 12 sióstr (serwis internetowy ekai.pl).

jadwigaklimkowicz1Jadwiga Klimkowicz

"Przez Sztukę bliżej Dobra" to cykliczne spotkania na które serdecznie zapraszam, ale co, jak i kiedy następnym razem, tymczasem 4 maja 2018 roku imbramowickie Siostry Norbertanki umożliwiły i w dużej mierze przygotowały premierę filmu „Moja Fatima”.

20180504tsit1Jest to 30-sto minutowe wspomnienie siostry Łucji, opowiada nam, przypomina obrazy z dzieciństwa w których osobiście wraz ze swymi małymi przyjaciółmi uczestniczyła. Film ten jest krótką opowieścią m.in. o modlitwie, ma na celu pomóc zapewne nie jednej rozdartej duszy odpowiedzieć czym dla nas w dzisiejszym świecie jest modlitwa. W realizacji tej odpowiedzi wsparła mnie grupa motocyklistów uczestników pielgrzymki do Fatimy, ale i uczniowie, studenci, koło gospodyń wiejskich, nauczyciele, wykładowcy lekarze, księża a nawet dwuletni chłopczyk któremu słowo modlitwa nie jest obce.

20180504tsit2Dziękuję im wszystkim, dziękuję krakowskim i nie tylko krakowskim aktorom, ponieważ część nagrań została zrealizowana w USA przez artystów, którzy bez chwili wahania włączyli się w tę realizację. Dziękuję za umożliwienie wykorzystania – poezji, która przybliża nam sens istnienia. Dziękuję wszystkim, że jesteście ze mną, a wszystkich tych z Państwa, którzy zechcieliby obejrzeć film w całości zapraszam na pokazy organizowane na terenie całego kraju. Informacja telefoniczna 660-951-909 oraz e-mail: teatrsit1@op.pl.

I jeszcze zachęcająca linka: https://www.youtube.com/watch?v=76q8OodNi3w

PS. Poniższym psalmem - który dziś Państwu polecam - napisanym przez Martę Grabysz z muzyką Piotra Piechy rozpoczęliśmy premierowe spotkanie – dziękuję Wam kochani - nie spodziewałam się! Dziękuję niezwykłej publiczności, która włączyła się w ciszy, by później wspólnie rozważać fenomen modlitwy.

Marta Grabysz (Kraków 2018)

20180504tsit3Psalm "Na rozstajach"

Sterczę na wietrze
Pośród pól Twych Panie
Jak strach na wróble
Z potarganą duszą
W starej kapocie wyświechtanej CZASEM
Z umęczoną myślą,
Zalęknioną dolą.

20180504tsit4Jak zdarty kapelusz...
Tak serce dziurawe
Skrzyżowanych ramion zmurszałe kikuty
Unoszę ku Tobie w modlitwie.

Zdławionym bezgłosiem rozpaczliwie
Wołam -
Odpuść mi Panie
Wśród łąk,
Na rozstajach
Me grzechy bezduszne...
I te co nie moje!

20180504tsit5Jak kostur starca na wiór wysuszony -
Odwiecznym wichrem
W pokorze chyląc się ku ziemi przodków
Odziany w łachman znoju
By jeszcze się unieść
Uklękam...
Zaszlocham...
Zanucę...

W promieniach łask Twoich
Stoję TU - o Panie,
By chciwe ptactwo
Ślepych oczu dołów
Nie chciało znów dziobać
Nim w proch się obróci
Spróchniałe ciało -
Pod ciężarem losu...
Tak chciałeś o Panie...
Tak dałeś o Panie...

20180504tsit6Tym wierszem pragnę pochylić się nad
Krzyżem na rozstaju dróg do Imbramowic
I pokłonić się kochanym Siostrom
Norbertankom za ich modlitwy,
dzięki którym mogę TAM powracać.

Jadwidze Klimkowicz i ekipie filmu "Moja Fatima" -
w podziękowaniu za niezwykle przeżycia
i najpiękniejsze emocje jakie mogą się rodzić
tylko w chwili największego skupienia,
porozumienia i przyjaźni
podczas pracy artystycznej.

W takich momentach dziękuję Bogu,
że TU JESTEM.

jadwigaklimkowicz1Jadwiga Klimkowicz

Rok 2017 to rok Stanisława Wyspiańskiego. Goszcząc w różnych stronach naszego kraju przybliżaliśmy sylwetkę artysty. Głównym jednak miejscem naszych spotkań był korzkiewski zamek na którym gościliśmy m.in. młodzież z Zespółu Szkół nr 6 im. Króla Jana III Sobieskiego w Jastrzębiu-Zdroju pod opieką Elżbiety Marciniak, Anny Kamyczek-Owsiak i Agnieszki Klepek-Drozd.

zamekkorzkiewMłodzież twórcza i otwarta na propozycje działań artystycznych, które poprowadził jak zwykle doskonały Piotr Piecha. Wesele Wyspiańskiego to główny temat, ale całość sylwetki przybliżyła nam Zofia Daszkiewicz - polecam Państwu lekturę poniższego tekstu! Za urozmaicenie spotkania pragnę podziękować właścicielowi "Piekarni Mojego Taty", właścicielowi Zajazdu Polesie w Januszowicach, Muzeum Historycznemu Miasta Krakowa, oraz Dyrekcji Teatru im. Juliusza Słowackiego, w którym młodzież - zwiedzając przy okazji jubileuszu Kraków - gościła na doskonałym spektaklu "Chory z urojenia".

zofiadaszkiewiczmZofia Daszkiewicz

Wybrane fakty z życia i twórczości Stanisława Wyspiańskiego

Autorką zdjęć w tekście jest p. Joanna Kwaśny.

Stanisław Wyspiański przyszedł na świat 15.01.1869 roku w Krakowie przy ul. Krupniczej 14. Był synem rzeźbiarza Franciszka Wyspiańskiego i Marii z Rogowskich. Warunki materialne rodziny były skromne. Dziadek Stanisława, Mateusz Rogowski, był zamożnym człowiekiem, poniósł jednak ogromne straty spowodowane pożarami Krakowa w 1850 i 1857 roku. Prawdziwa katastrofa nastąpiła po upadku powstania styczniowego. Dziadek udzielał pomocy powstańcom, został aresztowany, skonfiskowano większą część jego majątku i zasądzono wiele grzywien. Wkrótce po ślubie córki zmarł. Matka Stanisława musiała sprzedać kamienicę i rodzina Wyspiańskich zamieszkała w skromnych warunkach przy ul. Kanoniczej w Domu Długosza, w którym Franciszek Wyspiański miał pracownię.

zdwyspianski1W 1875 roku Stanisław rozpoczął naukę w Szkole Ćwiczeń przy Seminarium Nauczycielskim. Poznał kolegów, którzy byli mu bliscy do końca życia: Józefa Mehoffera, Henryka Opieńskiego, Stanisława Estreichera i Lucjana Rydla. W tym czasie pogorszyła się sytuacja rodzinna Stanisława. Ojciec nie mógł sobie poradzić z utrzymaniem rodziny i zaczął nadużywać alkoholu. Matka zmarła na gruźlicę w 1876 roku. Mały Staś w wieku 7 lat został półsierotą. W szkole miał świetne relacje z kolegami. W wolnych chwilach rysował dziecięce i kobiece głowy, kwiaty i żołnierzy. Nigdy nie rysował koni.

We wrześniu 1879 roku 10-letni Staś został uczniem Gimnazjum Św. Anny. Szkoła miała świetnych nauczycieli. W tym czasie stałą opieką otoczyła chłopca ciotka Joanna Stankiewiczowa z mężem Kazimierzem. Stanisław zamieszkał z nimi. Stworzyli mu świetne warunki materialne umożliwiające intelektualny i artystyczny rozwój. Bezgranicznie go kochali. Zafascynował go teatr. Wspólnie z kolegami założyli w szkole kółko dramatyczne. Przygotowywali amatorskie przedstawienia, grając w nich główne role. Stanisław chodził często do Muzeum Narodowego w Sukiennicach. Dużo rysował. Zwrócił na niego uwagę dyrektor muzeum Władysław Łuszczkiewicz. Będąc uczniem VI klasy gimnazjum, zapisał się, jako uczeń nadzwyczajny, do krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych na oddział rysunków. W 1887 roku Stanisław Wyspiański zdał maturę. O wysokim poziomie nauki w gimnazjum świadczy fakt, że edukację rozpoczęło 200 uczniów, a skończyło 30. Po maturze wyjechał na wycieczkę po wschodniej Galicji. Wykonał wiele rysunków ołówkiem, tuszem i atramentem. Jan Matejko docenił ich wartość i Stanisław został przyjęty do Szkoły Sztuk Pięknych do II oddziału rysunków. Jednocześnie rozpoczął naukę na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Podczas podróży do Królestwa Polskiego rysował detale architektoniczne, wyposażenia zabytkowych wnętrz, badał historię obiektów.

zdwyspianski2Wyjątkowym wydarzeniem była dla studenta II roku oferta od dyrektora Jana Matejki i architekta Tadeusza Stryjeńskiego. Zaproponowali mu oraz Mehofferowi pracę przy renowacji kościoła Mariackiego. Mieli wykonywać dekoracje malarskie wg projektów J. Matejki. Ta praca zbliżyła S. Wyspiańskiego do J. Matejki i T. Stryjeńskiego, którzy traktowali go jak artystę wykonującego trudne zadania. Otrzymywał też wynagrodzenie. Powierzono mu artystyczny dozór nad wszystkimi artystami pracującymi przy konserwacji kościoła. Współpracował z J. Matejką przy realizacji Litanii aniołów. Poznał tajniki warsztatu dekoracji monumentalnej. Wykonywał liczne rysunki. W 1890 roku narysował ołówkiem pierwszy autoportret. Po ukończeniu konserwacji kościoła wyjechał za granicę. Podróże wpłynęły na ukształtowanie jego artystycznej osobowości. W Paryżu zafascynował go teatr. Zwiedzał muzea i podziwiał gotyckie katedry. Musiał wrócić do Krakowa, ponieważ został wezwany do odbycia służby wojskowej. Został wcielony do 13 pułku piechoty.

zdwyspianski3Dzięki staraniom J. Matejki i prezydenta Krakowa został przeniesiony do rezerwy. Dużą satysfakcję przyniosła mu kontynuacja prac przy renowacji kościoła Mariackiego. Wspólnie z Mehofferem mieli opracować i przenieść na ściany herby oraz wykonać projekty pojedynczych witraży. Po zakończeniu prac ponownie wyjechał za granicę. Zwiedził Niemcy, Austrię, Szwajcarię, Włochy. Zatrzymał się w Paryżu, gdzie odczuł potrzebę pisania, zmieniał się wewnętrznie. Wrócił do Krakowa odmieniony artystycznie. Poznał nowoczesną sztukę, głównie impresjonizm. Pogłębił uczucia patriotyczne. W Krakowie musiał się zatroszczyć o środki materialne. Brak zamówień na malarstwo monumentalne przyczynił się do ukształtowania Wyspiańskiego – portrecisty. Malował portrety przyjaciół i znajomych, dzieci, miejskie widoki i kwiaty. Dzięki temu, że zatrudniono go do renowacji kościoła Franciszkanów, został uczestnikiem krakowskiego życia artystycznego i miał zapewniony stały dochód. Młody artysta przez pół roku 1895 całkiem poświęcił się dekoracji ścian zniszczonych podczas pożaru w 1850 roku. Była to ciężka praca wykonywana w pośpiechu. Wiele oryginalnych projektów artysty odrzucono. Fryz z łabędzi musiał zastąpić fryz z lilii. Nie wydano zgody na fryz z postaci aniołów, do których pozowali ubodzy ministranci w mocno zniszczonych butach, aby wierni nie pomyśleli, że w niebie panuje nędza. W kościele dominuje więc dekoracja kwiatowa. Przy głównym ołtarzu powstały znakomite malowidła figuralne: „Matka Boska – Królowa wieśniaczka polska” w chłopskim kaftanie, zaś Dzieciątko jest otulone chustą, wzrusza „Caritas” i „Strącone anioły”. Obecnie wymagają one zabiegów konserwatorskich. To, czego dokonał S. Wyspiański stanowi arcydzieło i tworzy nowy rozdział w historii sakralnej polichromii. W następnym roku zaproponowano artyście wykonanie witraży do kościelnych okien. Powstał wspaniały cykl witraży w oknach wokół głównego ołtarza: Cztery żywioły – „Powietrze”, „Ogień”, „Woda” i „Ziemia” oraz witraże figuralne: „Święty Franciszek” i „Błogosławiona Salomea”. Największe dzieło artysty „Bóg Ojciec” umieszczono nad chórem. Witraż ten należy do czołowych dzieł przełomu wieków w skali światowej.

zdwyspianski4W 1896 roku artysta przyjął propozycję konserwacji i uzupełnienia witraży w kościelnych krużgankach oo. Dominikanów, zniszczonych pożarem 1850 roku. Z powodu braku pieniędzy odrestaurowano jedynie trzy witraże.

Ciekawe prace wykonał S. Wyspiański w Domu Lekarskim przy ul. Radziwiłłowskiej 4. Szczególną uwagę zwracał witraż „Apollo spętany”. Niestety, został zniszczony podczas wojny w 1945 roku. Podziwiano przepiękny wystrój wnętrz: fryz z gałęzi i liści kasztanu, wieniec z róż na suficie, mosiężne żyrandole w kształcie gwiazd śnieżnych, mahoniowe meble, żelazną balustradę schodów. Równocześnie sporządzał projekty dekoracji dla kilku instytucji, przygotowywał dekoracje teatralne, wystawy własnych obrazów, malował portrety, pejzaże, kwiaty, wykonał projekt stroju dla Lajkonika, pisał dramaty.

Artysta był związany z teatrem miejskim, który został otwarty 21.10.1893 roku. Na tej scenie odbyły się prapremiery jego kilku dramatów; niezwykłym wydarzeniem dla Krakowa i Polaków stała się premiera narodowego dramatu, jakim jest „Wesele”. Miała miejsce 16.03.1901 roku. Źródłem inspiracji dla autora było wesele Lucjana Rydla z Jadwigą Mikołajczykówną w domu Włodzimierza Tetmajera w Bronowicach. Ślub odbył się 20 listopada 1900 roku, wesele trwało trzy dni. Niewiele brakowało a Wyspiańskiego na weselu by nie było. Lucjan Rydel zaprosił przyjaciela, aby był świadkiem na jego ślubie, jednak nie dołączył zaproszenia na wesele ani dla Wyspiańskiego, ani dla jego żony. Artysta poczuł się urażony i na dwa dni przed ślubem zawiadomił Rydla, że nie będzie świadkował, skoro nie został zaproszony z żoną na wesele. Rydel przeprosił przyjaciela, nadając przeprosinom piękną, obrzędową formę. Wysłał na Plac Mariacki weselnych drużbów Jaśka i Kaspra w krakowskich strojach na koniach, aby pokłonili się artyście w jego pracowni i zaprosili na bronowickie wesele. Przeprosiny zostały przyjęte i Wyspiański z żoną i córeczką Helenką przyjechał na wesele. Stał na progu między dwiema izbami oparty o framugę drzwi, patrzył i słuchał. To co widział i słyszał stało się inspiracją do napisania dramatu, któremu artysta nadał tytuł „Wesele”.

zdwyspianski5O niezwykłym talencie Stanisława Wyspiańskiego, jako dramaturga świadczy fakt, że już 16 marca 1901 roku miała miejsce premiera dramatu, w którym autor poddał surowej krytyce narodowy mit, według którego, gdy nadejdzie właściwy moment historyczny, naród powstanie i odzyska wolność. Inteligencja i chłopi zawiedli oczekiwania. Przygotowania do premiery Wesela wywołały szok. Były awantury w teatrze, artyści zwracali role, nie chcieli grać, ponieważ nie zrozumieli sztuki. Rolę Panny Młodej oddała aktorka dwa dni przed premierą. Na szczęście Wanda Siemaszkowa nie odmówiła prośbom S. Wyspiańskiego. Autor wyraził jej wdzięczność w oryginalny sposób. Po spektaklu zobaczyła w swej garderobie koszyk wypełniony ziemniakami sporządzonymi z marcepanu oraz bilecik z wyrazami wdzięczności od dramaturga. Matka L. Rydla w nocy poprzedzającej premierę zmieniła na afiszach, wykonanych na jej koszt, imiona bohaterek, aby jej córka Hania nie została ośmieszona przez jej zbyt swobodne zachowanie wobec wiejskich chłopców. Premiera budziła powszechne zainteresowanie, ponieważ wiedziano, że bohaterami sztuki są autentyczni ludzie dobrze znani w krakowskim i bronowickim środowisku. Dramat odebrano z zachwytem i oburzeniem. Wniesiono na scenę wieniec dla autora z mickiewiczowską cyfrą „44”, co świadczyło o tym, że uznano w osobie S. Wyspiańskiego czwartego wieszcza. Były też kpiny i demonstracyjne wyjścia z teatru podczas spektaklu. L. Rydel był oburzony dyshonorem wyrządzonym ukochanej siostrze, Haneczce. Wesele biło rekordy powodzenia. Do końca roku grano aż 31 przedstawień, zaś kwiaty dla autora przywożono do dorożkami do mieszkania Wyspiańskich przy ul. Krowoderskiej. W 1905 roku dramaturg zabiegał o stanowisko dyrektora teatru. Władze miasta nie zaakceptowały jego kandydatury. Miał na to wpływ zły stan zdrowia S. Wyspiańskiego oraz jego plany dotyczące reformy teatru. Chciał on stworzyć nową scenę narodową. Dyrektorem teatru został Ludwik Solski.

zdwyspianski6Ostatni raz S. Wyspiański był w teatrze 16 września 1905 roku. Podczas spektaklu nagle zasłabł i został odwieziony do kliniki dr. Żuławskiego.

Wiedząc o zbliżającej się śmierci, nabył posiadłość w Węgrzcach, aby żona mogła utrzymać siebie i dzieci, gdy go zabraknie. Było to możliwe głównie dzięki nagrodzie im. Probusa Barczewskiego, przyznanej mu przez Akademię Umiejętności za cykl Pejzaży z Kopcem, niezbędne okazało się też zaciągnięcie pożyczki w Kasie Oszczędności Miasta Krakowa oraz finansowej pomocy ciotki Stankiewiczowej, która spłacała raty jeszcze długo po śmierci artysty. Latem 1906 roku wiejskim wozem sąsiada Waśki (którego syn po śmierci S. Wyspiańskiego został drugim mężem Teofili) przywieziono rzeczy Wyspiańskich do domu w Węgrzcach.

Budynek był okazały, wyróżniał się rynnami, blaszanym dachem i zakratowanymi oknami. Był otynkowany na biało, stał na wysokiej podmurówce. Wchodziło się do domu od strony podwórka po kilku schodkach przez oszkloną werandkę. Po lewej stronie długiej, wąskiej sieni była kuchnia i jadalnia, zaś z prawej strony znajdował się pokój dziecięcy, za nim sypialnia. W największej izbie od frontu urządzono pracownię artysty. Blisko domu był studnia. Na podwórku znajdowały się zabudowania gospodarcze: stajnia, stodoła, szopa i budynek gospodarczy nazywany izba czeladną. Do posiadłości należał malowniczy staw, który zasypano, gdy utopiła się w nim krowa, ponad 30 morgów ziemi i powóz, którym Teofila jeździła na zakupy do Krakowa.

zdwyspianski7W Węgrzcach artysta przeżył tragiczny konflikt potęgi ducha z niemocą ciała. Ogromnie cierpiał, poruszał się jedynie w fotelu na kółkach. Bezwładną rękę miał ujętą w dwie deseczki, gdy wypadał mu ołówek dyktował teksty czuwającej przy nim ciotce Stankiewiczowej. W tak tragicznych warunkach powstawały fragmenty dramatu o Zygmuncie Auguście i Barbarze Radziwiłłównie. Z węgrzeckiego okresu pochodzi tylko kilka rysunków oraz tragiczny autoportret ze zniekształconym nosem. Liczne wizyty w domu artysty składali pisarze, aktorzy, reżyserzy, scenografowie, między innymi Stefan Żeromski, Adam Asnyk, Ludwik Solski, Karol Frycz.

W 1907 roku S. Wyspiański urządził w swoim obejściu huczne dożynki. Zaprosił mieszkańców wsi oraz przyjaciół i znajomych z Krakowa. Chłopi przynieśli gospodarzowi barwne wieńce, które uwito z węgrzeckich zbóż i kwiatów. Zgodnie z tradycją urządzono zabawy i pochody z przebierańcami. Grała ludowa kapela. Artysta obserwował radosne święto, ciesząc się żywym i tak pięknym ludowym obyczajem. Tylko 15 miesięcy spędził Wyspiański w swej posiadłości. Cierpiał fizycznie i psychicznie, wiedząc, że nie ma sił na realizację powstających w umyśle wizji.

14 listopada 1907 roku został przewieziony do kliniki dr. Maksymiliana Rutkowskiego przy ul. Siemiradzkiego. Wierny Feldman podtrzymywał chorego i cucił winem mdlejącego z bólu artystę. W klinice przeżył dwa tygodnie. 28 listopada 1907 roku o godz. 17.00 S. Wyspiański zmarł. W tym czasie szalała burza z piorunami. Jesienny deszcz uderzał w szyby, wicher łamał gałęzie drzew. Bardzo wcześnie zapadła noc.

20161216tsitNa pogrzeb wielkiego artysty przybyli przedstawiciele świata artystycznego i kulturalnego z całego kraju. Trumna ze zwłokami zmarłego była wystawiona w kaplicy w podziemiu kościoła oo. Pijarów. Żałobne dekoracje z nieśmiertelników zaprojektowali malarze Ferdynand Ruszczyc i Karol Frycz. Wokół trumny ułożono około 200 wieńców. 2 grudnia o godz. 9.30 przeniesiono trumnę do kościoła Mariackiego, gdzie odprawiono żałobne nabożeństwo. Następnie Królewską Drogą jechała spowita kirem trumna umieszczona na specjalnie podwyższonym karawanie ciągniętym przez sześć karych koni. Na czarno obitym katafalku ze srebrnymi ornamentami i srebrnymi lichtarzami ułożono tylko kilka wieńców, w tym – nadesłany z Częstochowy – srebrny z biało-czerwonymi szarfami oraz wieniec z fiołków, ulubionych kwiatów artysty. Powiewały chorągwie i flagi, niesiono setki płonących pochodni. Zgodnie z wolą zmarłego w Krypcie Zasłużonych na Skałce nie wygłoszono żadnych przemówień. Tylko Zygmunt żegnał wielkiego artystę. Żył On jedynie 38 lat. Zostawił spuściznę, która oparła się upływowi czasu i wciąż zachwyca wielkością dokonań. Był autorem dramatów: Wesele, Wyzwolenie, Noc listopadowa, Warszawianka, Klątwa, Sędziowie, Achilles, Bolesław Śmiały, Akropolis, Skałka, Meleager, Protesilas i Laodamia, Powrót Odysa.

jadwigaklimkowicz1Jadwiga Klimkowicz

W Polsce pierwszy raz Jasełka zorganizowano na dworze św. Kingi, żony Bolesława Wstydliwego, pod koniec XIII wieku. Tradycja polska nakazuje, aby okres przedstawiania Jasełek rozpoczynał się z drugim dniem Świąt Bożego Narodzenia – na Świętego Szczepana.

koj1jkAtrakcyjność tej ludowej sztuki podnosił dobór i sposób przedstawienia postaci uczestniczących w scenie: narodziny Zbawiciela, agrarne elementy dekoracyjne (wół, osioł, siano, żłób, sceny pasterskie), postać okrutnego Heroda, egzotyczni królowie o odmiennym kolorze skóry i kolorowym orszaku, rzeź niewinnych dzieci, śmierć z kosą, aniołowie o olbrzymich skrzydłach oraz diabły, żydzi, mieszczanie, rycerze, egzotyczne karawany kupieckie z wielbłądami, chłopi pracujący w polu, kobiety przy żniwach.

koj23jkDziś najczęściej Jasełka przedstawiają postacie znanych polityków, celebrytów zapominając o najważniejszym, a mianowicie o mistyczności oraz możliwości uczestniczenia w tajemnicy Bożego Narodzenia. Teatr Słowa i Tańca JK oraz Teatr Lalki i Aktora "Radość" wraz z grupą teatralna im. Ksieni Zofii Grothówny działającej przy klasztorze Sióstr Norbertanek w Imbramowicach, zaprosili Państwa do uczestniczenia w polskich Jasełkach. Jasełkach pełnych życia z przeżywaniem wielu radości ale i z odrobiną strachu i niespodzianek.

koj4jkGościliśmy w małopolskich kościołach bawiąc wiernych, dorosłych, dzieci i seniorów. Zwiedziliśmy przy tej okazji kościoły, rozmawialiśmy z naszą niezwykłą publicznością i dziękujemy! dziękujemy dziękujemy! za tak wspaniałe przyjęcie. Dziękujemy za wspólne śpiewanie kolęd za uściski dłoni i miłą atmosferę. Piotr Piecha przypomniał nam potrzebę istnienia Polskich Jasełek, całość pięknym dźwiękiem fletu otoczyła Teresa Szturc, którego dźwięk pozostał w naszej pamięci.

A ja w roli Anioła zapraszam już dziś na spotkanie z nami za rok, a w najbliższym czasie na spektakle pasyjne. Niech śpiew i dobre słowo zostanie w nas!

Dzielcie się domem, dzielcie się chlebem, a Bóg się z wami podzieli Niebem! Bo kogo przyjmie, do serca swego to jakbyś Boga przyjął samego! Narodzonego! Narodzonego!

koj5jk

kingahrabia2Kinga Hrabia

Fiodor Dostojewski autor „Zbrodni i kary” pisał: „Niezbadane są drogi, na których Bóg odnajduje człowieka”. Dzisiaj Bóg nie musiał nas daleko szukać, ponieważ sami przybyliśmy do jego domu na piękną uroczystość 300-lecia konsekracji świątyni Klasztoru Sióstr Norbertanek w Imbramowicach.

Spotkanie z literaturą i sztuką w Klasztorze w Imbramowicach

iszhsl127 sierpnia w Spichlerzu Kultury odbyło się wyjątkowe „spotkanie” z artystami literatury pięknej: Stefanem Żeromskim oraz Wincentym Polem, a dokładnie z admiratorkami ich twórczości – literaturoznawczynią p. doktor Kazimierą Zapałową (która z powodów zdrowotnych nie mogła uczestniczyć w rozmowie) oraz praprawnuczką autora „Śpiewu z mogiły” p. Barbarą Pol-Jelonek. Spotkanie prowadziła dyrektorka Teatru Słowa i Tańca Jadwiga Klimkowicz z pomocą moją oraz adeptów teatru. Tematem przewodnim były związki obu pisarzy z tamtejszym klasztorem, jednakże to spotkanie miało także charakter występu artystycznego. Z ust krakowskiej aktorki Marty Grabysz wybrzmiewały podniosłe słowa ze „Śpiewu z mogiły” Wincentego Pola:

Leci liście z drzewa,
Co wyrosło wolne;
Z nad mogiły śpiewa
Jakieś ptaszę polne:
Nie było — nie było
Polsko dobrą, tobie!
Wszystko się prześniło,
A twe dzieci w grobie

(zdaję się, że najbardziej znany utwór ze względu na Chopinowskie umuzycznienie) – oraz fragmenty powieści młodopolskich Stefana Żeromskiego: „Ludzi bezdomnych” i „Wiernej rzeki”, w których autor zwany „sumieniem narodu” wspominał o Imbramowicach. Warto zacytować te fragmenty; pierwszy z nich pojawia się w „Zwierzeniach” Joasi Podborskiej, kiedy ta opisuje poglądy wujostwa z Mękarzyc, zaś drugi podczas rozmowy księcia Józefa Odrowąża z Salomeą Brynicką:
Otóż i Tecia używa tych samych zwrotów. Czasem, gdy ja mówię coś dziwacznego dla Mękarzyc, Tecia szybko bada okiem twarze rodziców i przybiera na swoją ich uśmiech. Nie mówię o myślach i sądach. Wszystkie te sądy o rzeczach są takie same, jak były kilkadziesiąt lat temu, kiedy ciotka Waleria była panną i uczyła się w Ibramowicach. Tecia, dziś żyjąca, jest, właściwie mówiąc, panną z czasów Klementyny z Tańskich Hoffmanowej... („Ludzie bezdomni”):

— Pani po włosku nie umie, ale za to po francusku...
— A umiem, bom się uczyła na pensji, u zakonnic, w Ibramowicach. Troszeczkę się nie douczyłam, bo mi tatko kazał wracać do gospodarstwa. Zresztą, przyznam się, żem tak znowu nadzwyczajnie za tymi Ibramowicami nie przepadała. („Wierna rzeka”).

„Wierna rzeka: klechda domowa” z 1912 roku opowiada o powstaniu styczniowym oraz dziejach miłości księcia Józefa Odrowąża do ubogiej szlachcianki Salomei. Z kolei „Ludzie bezdomni” z 1900 roku opisują społeczną działalność lekarza Tomasza Judyma i jego miłość do nauczycielki Joasi Podborskiej.

Goście mogli też posłuchać wspaniałych występów muzycznych pianistki Ewy Ryks oraz skrzypka Antoniego Kulki-Sobkowicza. Ponadto tancerki z Opery Krakowskiej: Wioletta Maciejewska i Katarzyna Borstyn, w sukniach z epoki zaprezentowały nam oryginalną choreografię baletu dworskiego „Sotto le Stelle”.

Wincenty Pol i Stefan Żeromski – wielkie biografie i nieznane związki z Imbramowicami

iszhsl2Wincenty Pol urodził się w 1807 roku w Lublinie w rodzinie austriackiego urzędnika niemieckiego pochodzenia, a zmarł w 1872 roku w Krakowie. Został pochowany w krypcie zasłużonych na Skałce w Krakowie. Pol to poeta należący do nurtu romantyzmu krajowego, uznawany za poetę narodowego, który twórczo wykorzystywał polską tradycję literacką, geograf i uczestnik powstania listopadowego. Z inspiracji Adama Mickiewicza ogłosił swój najpopularniejszy zbiór powstańczych piosenek „Pieśni Janusza” w 1835 roku, będących lirycznym zapisem wojennych przeżyć. Wiele z nich weszło do narodowego śpiewnika, na przykład: „Krakus”, „Mazur” czy „Pieśń ułanów”. Był mistrzem romantycznej gawędy wierszowanej. Wykładał geografię oraz historię na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Stefan Żeromski, prozaik, dramatopisarz, publicysta i społecznik, urodził się w 1864 roku w Strawczynie w zubożałej rodzinie szlacheckiej, a zmarł w 1925 roku w Warszawie. Dzieciństwo spędził we wsi Ciekoty u stóp Gór Świętokrzyskich. Wychowany w domu o patriotycznych tradycjach, wcześnie osierocony, został zmuszony do samodzielnego utrzymywania się i zarabiania na życie – już podczas nauki w kieleckim gimnazjum pracował jako korepetytor. W 1886, nie uzyskawszy matury, opuścił Kielce, przeniósł się do Warszawy i wstąpił do Szkoły Weterynaryjnej. W 1888 z powodu problemów finansowych i zdrowotnych przerwał naukę i rozpoczął pracę guwernera w rożnych dworkach szlacheckich. W kręgu artystycznym reprezentował on rolę pisarza społecznie i narodowo zaangażowanego, będącego rzecznikiem najuboższych, analizującego i krytykującego niesprawiedliwy porządek społeczny. Zawsze aktywnie uczestniczył w życiu politycznym, społecznym i kulturalnym kraju. Debiutował krótkimi formami prozatorskimi, wprowadzającymi charakterystyczne dla całej twórczości tematy krzywdy społecznej, zacofania ludu, spoczywającego na inteligencji moralnego obowiązku wprowadzania postępu, kształcenia najniższych warstw społecznych – wydany tom w 1895 roku „Opowiadania” zawierał między innymi: „Zmierzch”, „Siłaczkę” i „Doktora Piotra”. Opublikowany tom w 1896 roku opowiadań „Rozdziobią nas kruki, wrony...” wprowadzał reprezentatywną dla Żeromskiego tematykę niepodległościową, związaną z problemem świadomości narodowej. Jest on autorem ważnych powieści, które od lat znajdują się na szkolnej liście lektur polskich uczniów i studentów, takich jak: „Syzyfowe prace”, „Ludzie bezdomni”, „Popioły”, „Wierna rzeka” czy „Przedwiośnie”. Obok wielkiej prozy Żeromski tworzył dramaty: „Róża”, „Turoń”, „Uciekła mi przepióreczka” oraz pisma publicystyczne i teksty krytyczno-literackie.

Pani Doktor Kazimiera Zapałowa, autorka książki „Rodzina Stefana Żeromskiego w Świętokrzyskiem” oraz kustosz Muzeum Lat Szkolnych Stefana Żeromskiego w Kielcach, znalazła w zacytowanych wyżej dwu znaczących powieściach Żeromskiego odniesienie do Imbramowic, Ibramowic – jak zapisywał autor „Przedwiośnia”, które znał jedynie z opowiadań, a w których język mówiony zgubił literę „m”. Literaturoznawczyni postanowiła przyjrzeć się krewniaczkom czy powinowatym pisarza: Katerlankom, Saskim, Trepczankom, Paczkównom, Kuleszyńskim, Makólskim, które kształciły się w Szkole Wyższej Żeńskiej Sióstr Norbertanek. Polecamy jej książki o genealogii oraz biografii Żeromskiego, które zainteresowanym wyczerpująco przedstawią te zagadnienia.

Norbertanki – historia

iszhsl3Pierwszy Zakon Norbertanów został założony we Francji przez Świętego Ojca Norberta, który pociągnął tyle mężczyzn i kobiet do miłości Chrystusa jak żaden inny kapłan od czasów apostolskich. Siostry Norbertanki zakładają habity w kolorze białym na cześć Niepokalanego Poczęcia, według nakazu który otrzymał Ojciec Norbert od samej Najświętszej Dziewicy w widzeniu. W centrum duchowym sióstr Norbertanek mieści się Pan Jezus Eucharystyczny – kult Eucharystii. Ich motto, tak zwana Reguła Miłości, brzmi: „Jedno serce i jedna dusza w Bogu”.

Imbramowice to malownicza wieś położona w powiecie olkuskim, w gminie Trzyciąż, której dawno temu znakiem rozpoznawczym stał się Klasztor Sióstr Norbertanek. Początki klasztoru sięgają końca XII wieku. Jego fundatorem był komes Imbram, od którego imienia stworzona został nazwa miejscowości (wcześniej Dłubnia). Imię Imbram pochodzenia germańskiego stanowi złożenie z członów „heima” – „ojczyzna, miejsce zamieszkania” i „hraban” – „kruk”, czyli Imbramowice to ojczyzna kruka. Po skutecznych staraniach biskupa Iwo Odrowąża, który na rzecz klasztoru przeznaczył pokaźne dobra ziemskie, papież Grzegorz IX zatwierdzi bullą w 1229 to miejsce na siedzibę Norbertanek. W kościele znajduje się obraz „Pana Jezusa Cierpiącego” łaskami słynący z XVII w, który został namalowany przez nieznanego artystę oraz relikwie z drzewa Krzyża Świętego i kolumny biczowania. Klasztor chroni w swojej bibliotece także wiele cennych rękopisów i starodruków oraz zabytków malarstwa religijnego – jeden z najcenniejszych obrazów przechowywanych w skarbcu to dzieło autorstwa Jana Breughel’a Starszego przedstawiające Matkę Bożą z dzieciątkiem w girlandzie.

Genealogia – pamięć o...., czyli sens naszego spotkania

iszhsl4Spotkanie u sióstr Norbertanek związane było zarówno z tym sakralnym obiektem i jego historią oraz z genealogią dwóch znanych artystów. Etymologia „genealogii” wywodzi się z greki, słowo stanowi połączenie „genos” – rodu oraz „logos” – słowo, wiedza. Genealogia to jedna z nauki historii, która zajmuje się badaniem pochodzenia rodzin, ich historii oraz wzajemnych relacji i losów poszczególnych członków rodów. Podobno wszyscy Polacy wśród swoich przodków mają Mieszka I... Najbardziej znane „drzewo genealogiczne” (a zarazem źródło jego nazwy) stanowi drzewo Jessego, przedstawiające pochodzenie Jezusa Chrystusa. W Księdze Izajasza znajduje się proroctwo, które głosi o nadejściu Mesjasza: „Wyrośnie różdżka z pnia Jessego, wypuści się odrośl z jego korzeni”. Serdecznie polecam uważną lekturę wierszy: Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej „Drzewo genealogiczne” oraz Jacka Kaczmarskiego pod tym samym tytułem, których wymowa podkreśla jak ważna dla każdego Polaka już od samego dzieciństwa jest jego historia rodu. Każdy z nas, jak sądzę, powinien znać swoje pochodzenie i koleje losów swoich przodków, choćby pradziadków, aby móc ukształtować swoją tożsamość i w pełni zrozumieć siebie oraz jak śpiewał Marek Grechuta: „ocalać [ich – KH.] od zapomnienia”. Ten moralny nakaz doskonale ujęła Wisława Szymborska w swoim utworze „Rehabilitacja”:

Umarłych wieczność dotąd trwa,
dokąd pamięcią się im płaci.
Chwiejna waluta. Nie ma dnia,
by ktoś wieczności swej nie tracił.

Wspólnie i z należytym szacunkiem uczciliśmy pamięć o Historii, Miejscu oraz o pisarzach.

Informacje na temat historii Klasztoru Sióstr Norbertanek w Imbramowicach oraz związków Stefana Żeromskiego z tym miejscem zaczerpnęłam z artykułów udostępnionych na stronie: http://www.imbramowice.norbertanki.org/pl/historia-i-kultura-klasztoru.

Natomiast biogramy pisarzy pochodzą ze Słownika Pisarzy pod redakcją Jadwigi Marcinek (Kraków 2007), a definicja genealogii z https://pl.wikipedia.org/wiki/Genealogia.

Zapraszam Państwa jeszcze do obejrzenia relacji filmowej "300-lecie konsekracji świątyni Klasztoru Sióstr Norbertanek w Imbramowicach": https://youtu.be/k92cNSwDuJQ

kingahrabia2Kinga Hrabia

Poetą jest ten który pisze wiersze
I ten który wierszy nie pisze(…)
Poetą jest ten który odchodzi
I ten który odejść nie może”
Tadeusz Różewicz, „Kto jest poetą?

Jeżeli czytacie poezję, nie tylko tę napisaną przez znanych autorów, to znaczy, że jesteście rzadkimi okazami ludzi doceniających liryczną stronę życia. W tym przypadku powinniście zapoznać się z twórczością Henryka Wrożyńskiego. „Młody poeta znowu odwiedził dyrektora teatru // Mówił o wojnach i śmierci // O miłości też // Nikt nie chciał go słuchać // Tyle się wydarzyło od czasów // Gdy greckie oliwki dusiły się we krwi”, warto posłuchać jego słów… (Henryk Wrożyński „Trzy teatry”)

Wieczór poezji czy popis aktorskiego talentu?

20170714khhw1Henryka Wrożyńskiego gościliśmy 14 lipca 2017 roku w Saloniku Sztuki „Audialna” Pani Stanisławy Hnatowicz. To nie był tylko wieczór poezji, ale i spotkanie po latach wspaniałego rocznika 1979-1983 (i nie tylko) Wydziału Aktorstwa Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej imienia Ludwika Solskiego w Krakowie (przyjaciele ze szkoły aktorskiej to między innymi: Jarosław Bielski, Andrzej Franczyk, Renata Nowicka, Marta Grabysz, Beata Wojciechowska). Wrożyńskiego poznaliśmy przede wszystkim jako poetę, który niedawno temu wrócił po latach pisania, lecz należy dodać, że to także aktor, reżyser i nauczyciel aktorstwa, związany z teatrami: „Studio 21”, „Forma” oraz „Teatr Współczesny” w Szczecinie. W amerykańskim collage’u zapytany przez swojego przyjaciela: „Henryku, dlaczego nie piszesz wierszy?”, odpowiedział, że nie ma nic do powiedzenia, bo wszystko co chce powiedzieć, wyraża na scenie. Od pewnego czasu nauczył się mówić jednocześnie językiem poezji i aktorskiego gestu.

Część, zdaje się, że najważniejszych, bo wzbudzających silne emocje u artysty, wierszy, przeczytał samodzielnie, co dla widzów było niezwykłym przeżyciem: posłuchać autora-aktora, który sam najlepiej wie, co czuł podczas pisania swoich utworów, a co w aktorski sposób starał się przybliżyć. Ponadto szczegółowo przedstawiał kontekst do każdego tekstu, co poszerzyło pole interpretacyjne. Jego przyjaciele z młodzieńczych lat zaprezentowali wzruszające wiersze i swój wielki talent podczas ich recytacji, dlatego czytanie liryków w kameralnym gronie momentami zamieniało się w spektakl teatralny przed wielką publicznością. Jak to jest, że po tylu latach koledzy ze „szkolnej sceny” potrafią rozmawiać ze sobą jakby nigdy się nie rozstawali? Otóż jednogłośnie stwierdzili, że wciąż obowiązuje ich katalog tych samych wartości – jednoznaczny i niezmienny, dlatego mogą sobie powiedzieć wszystko wprost i mimo upływu lat nie posługują się zamiennikami (Renata Nowicka).

Polsko-amerykański poeta – „Niech ten chłopiec nie przestanie pisać” Stanisław Barańczak

20170714khhw2Wrożyński jest autorem godnych uwagi tomów poetyckich takich jak „Białe podkolanówki”, „Ta ziemia lubi polską krew”, „Cygańska bajka”, „Niebo nad kołyską”, „Poplamione atramentem niebo” i „Kamień wystrzelony z procy”, niektóre z nich zostały przetłumaczone na język angielski, niemiecki oraz hiszpański. Przygotowuje do wydania prozę poetycką „Na palcach” i nowelę „Wymiana pamięci” oraz tłumaczy dramaty. Sam Stanisław Barańczak, podczas studiów Wrożyńskiego na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu imienia Adama Mickiewicza w Poznaniu (zakończonych po I roku), kiedy podrzucono mu kilka wierszy młodego Henryka, swoim genialnym okiem zauważył jego talent i rzekł: „Niech ten chłopiec nie przestaje pisać”. Z kolei Adriana Szymańska, poetka, krytyk literacki i tłumacz, w komentarzu do tomu „Kamień wystrzelony z procy” celnie określiła sedno poezji Wrożyńskiego:

„Jeśli każdy akt twórczy może stać się pomnikiem minionej chwili, a poezja jest sztuką ocalania pamięci, jak również wszystkich codziennych i niecodziennych obrotów rzeczy w realnym świecie i w naszej wyobraźni, to wiersze Henryka Wrożyńskiego są artystyczną iluminacją tych możliwości”.

Autor „Cygańskiej bajki” to emigrant mieszkający na obczyźnie od 1988 roku, być może dlatego znajdziemy tak wiele nostalgii na kartach jego tomów za ojczyzną małą i dużą. Można rzec, że to trochę taki Różewiczowski poeta „(…) który odchodzi i ten który odejść nie może”. Z pewnością pamięcią częściej sięga w polskie strony, o czym świadczą utwory, na które zwracał uwagę podczas spotkania i które szczerze przeżywał. „Pisać poezję można tylko w języku ojczystym” – powiedział Wrożyński, który, mimo że doskonale zna język angielski, nie tłumaczy swoich tomików ani nie pisze zbyt wiele tekstów w tym języku. Jego artystyczna dusza wydaje się rozdarta między Seattle – Szmaragdowym Metropolią a rodzinnym Szczecinkiem i pełnym wspomnień z młodzieńczych szaleństw Krakowem. Szczecinek, wyjątkowe miasto z pogranicza polsko-niemiecko-rosyjskiego, które pamiętało zło II wojny światowej, darzy szczególną dziecięcą miłością. To jego miasto urodzenia, czasów zakradania się na strych z barokowymi ramami z wyciętymi płótnami, starej i zdziczałej gruszy i czereśni, spacerów z bratem po magicznym ogrodzie, dojrzewania i poznawania świata, pierwszych wartościowych lektur oraz babci Pauliny, jego mentorki, krawcowej, której rodzina szyła piękne suknie dla dam carskiego dworu. Wrożyński często odwiedza Polskę, a nawet zdarza mu się realizować projekty teatralne, czego przykład stanowić może wyreżyserowany przez niego spektakl muzyczno-teatralny „Mahoniowe pudełko” do własnych tekstów, wystawiony w 2012 roku w Łodzi.

Korespondencja sztuk, historia narodowa i rodzinna. Pokolenie ‘76

Z doświadczeń ze spotkania, z osobistej rozmowy z poetą oraz z lektury kilkudziesięciu jego wierszy można by jego twórczość określić mianem syntetyzującej różne sztuki („Aktor”-teatr, „Autobiografia”-malarstwo, „Tryptyk ziemiański”-architektura, „Polonez”-taniec, „Skrzypce”-muzyka…), erudycyjnej (erudytą z pewnością jest, w końcu przez rok studiował polonistykę oraz inscenizował dramaty mistrzów: Szekspira, Dostojewskiego, Kafki, Witkacego….), osobistej (podmiot zazwyczaj wypowiada się w 1 osobie liczby pojedynczej, wyraźnie podkreślając swoje niezależne spojrzenie) oraz narodowo-rodzinnej („Pieta pamięci”, „Historia”, „Rękawiczki Pauliny”…). Jednakże należyte miejsce zajmują w niej także uniwersalne refleksje nad współczesnością („Matka Courage”…) i tematami wielkimi: miłość, śmierć, historia oraz ulotny konkret dnia codziennego („Autobiografia”, „Zdjęcie”….). Wrożyński kultywuje pamięć o bohaterach i członkach rodziny, wykorzystuje figury genialnych autorytetów (Judasz, Hiob, Wolfgang Amadeusz Mozart, Richard Wagner, Artur Rubinstein, Fryderyk Chopin, Karol Szymanowski…) oraz czerpie z kultury i tradycji i z przeżyć osobistych i familijnych. Autor „Kamienia wystrzelonego z procy” stara się unieruchomić konkret historyczny i zwiewny moment.

Utwór „Piosenka dla tych, którzy nie dolecieli” wzbudził największe wzruszenie u samego autora oraz publiczności. Został dedykowany Antoniemu Tomiczkowi oraz Aleksandrowi Nikodonowi, dwóm tak zwanym „małym”, bo nieznanym szerszemu gronu, a „wielkim” ze względu na swoje czyny, postaciom. Pierwszy z nich był polskim pilotem wojskowym, weteranem II wojny światowej oraz majorem Wojska Polskiego, zaś drugi był wujem Wrożyńskiego. W wierszu, w którym podmiot zwraca się z podziwem i z współczuciem do polskiego żołnierza-pilota oraz przywołuje jego harcerską młodość i bliskość z matką, mowa o konkretnej historii lotników Dywizjonu 301, którego samoloty latały z pomocą z Brindisi (Południowe Włochy) do Powstania Warszawskiego i na Bałkany. Z ust i serc Antoniego i Aleksandra oraz wielu innych młodzieńców wybrzmiewać mogła w tamtych trudnych chwilach strofa z wiersza „In Flanders Fields” Johna McCrae’a:

We are the Dead. Short days ago
We lived, felt dawn, saw sunset glow,
Loved, and were loved, and now we lie
In Flanders Fields.

„Pamięć to centrum mojej poezji”, pisze Wrożyński na swoim portalu społecznościowym, więc zgodnie ze swoją dewizą próbuje głośno przypominać historie bohaterów, jakby pod dyktando Miłoszowskiego: „Poeta pamięta(…)” (Czesław Miłosz, „Który skrzywdziłeś”). Wrożyński zdaje się iść za korowodem generała Józefa Bema z rapsodu Cypriana Kamila Norwida „Bema pamięci żałobny rapsod”, ale również dostrzega w herosach ludzi („Krzysztof Kamil Baczyński”).

20170714khhw4Twórczość Wrożyńskiego należałoby osadzić w jakimś kontekście historyczno-literackim i zderzyć z poezją innych autorów jego czasu, poruszających podobne zagadnienia. Wydaje się, że tematy i tło jego liryków są bardziej polskie – to znaczy inspirowane polską tradycją literacką. Czytając poezję autora „Białych podkolanówek” nie musimy mieć w głowie twórców amerykańskich takich jak: Ezra Pound, Charles Bukowski, Frank O’Hara czy John Ashbery, lecz poetów polski, na przykład z generacji Nowej Fali (Adama Zagajewski, Stanisław Barańczak). Wrożyński urodził się w 1956, debiutował w latach siedemdziesiątych, dlatego można go zaliczyć do tak zwanego Pokolenia ’76/”Nowej Prywatności” – ideowej formacji poetów, którzy debiutowali w okresie powstania II obiegu wydawniczego, między innymi: Bronisława Maja, Jana Polkowskiego, Pawła Huellego, Antoniego Pawlaka, Leszka Szarugi czy Tomasza Jasturna.

Metafory „smaczne jak papierówki i wzruszające jak dźwięk skrzypiec” – wielki poeta wśród nieznanych: renesansowy ideał

W „Autobiografii” Henryk pisze: „Tymczasem ja rozgryzam metafory jak papierówki / I nie mogę skończyć (…)”.

Jednakże, jak sądzę, jego metafory są bardziej gorzkie (i kwaśne) jak grejpfrut, gdyż dotyczą spraw bolesnych, takich jak przemijanie, zapomnienie, śmierć…. i są przede wszystkim wzruszające jak płaczliwy dźwięk skrzypiec. Henryk otrzymał dwa talenty, które dobrze wykorzystuje, mimo nacisku współczesnych czasów w specjalizowaniu się w jednym fachu, stanął po stronie ideału renesansowego (wszechstronnego) artysty (Leonardo da Vinci, Michał Anioł). W opisywaniu jego artystycznej osobowości można by użyć słów z wiersza jego autorstwa „Aktor”:

I tyle w nim diabła ile weźmie na jedno ramię
I tyle w nim anioła ile weźmie na drugie ramię
I tyle w nim człowieka ile się wymiesza
I tyle w nim aktora ile w nim zostanie

Poezja Henryka Wrożyńskiego jest dla młodych, którzy chcą poznać prawdę przeszłości i teraźniejszości (często okrutną), wyłożoną językiem współczesnej poezji, bez zbędnych ozdobników i irytujących frazesów oraz dla pokolenia urodzonego po 50 roku, które pragnie zobaczyć swoje niezakłamane odbicie i skonfrontować swój pogląd na losy Polski z głosem rówieśnika. Tomiki Wrożyńskiego są po prostu godne dłuższej uwagi – to naprawdę „dobra”, ale nie lekka i przyjemna, poezja poruszająca tematy trudne. W ramach zachęty cytat z jednego z najbardziej, jak sądzę, „wymownych” dzisiaj, po przykrych doświadczeniach we Francji, Belgii, Niemczech i Anglii, utworów:

Jej dzieci rozrzucone po świecie wciąż walczą
Wojna nigdy się nie skończyła
Kule pomieszane z mieczami
Kopie tarcze medaliony
Szepty których nikt nie słyszał
Pusta kartka jak ćma zniknęła
Hełmy pełne wody święconej
Wygląda jak krew
Ktoś sztandarem obciera parszywą mordę
Matka Courage krzyczy nad ranem
Ten sam sen ucina jej głowę czwarty raz
(…) (Henryk Wrożyński, „Matka Courage”)

Wrożyński podkreśla, że ponosi odpowiedzialność za każde swoje słowo. Widać, że jest zadowolony ze swoich utworów, które dla niego stanowią dokończoną i zamkniętą całość. Na spotkaniu mówił, że jak artysta dobrze wykonuje swoją sztukę, to jest wiarygodny, gdyż publiczność ma wrażenie, że mówi prawdę. My uwierzyliśmy mu tamtego wieczoru – uwierzyliśmy jego poezji.

Lekcje języka polskiego i Jadwiga Klimkowicz

20170714khhw3W galerii sztuki tamtego niezapomnianego dnia na własne „zmysły” zobaczyliśmy czym tak naprawdę jest „correspondance des arts”. W naszym wydaniu to piękne wiersze Henryka Wrożyńskiego, aktorskie miniatury wybrańców rocznika 1979-1983, tajemnicze dźwięki fortepianu w wykonaniu Ewy Ryks, przenikający śpiew Marty Grabysz do tekstów ekscentrycznego Witkacego oraz wspaniała wystawa czasowa i stała w „Audialni”. Poezja, teatr, muzyka oraz malarstwo dopełniały się wzajemnie, a co najistotniejsze w naszych spotkaniach – artyści różnych dziedzin sztuki rozmawiali ze sobą. Uważamy, że ich dzieła są niezwykle ważne, ale dla nas ważniejsze są ich poglądy i doświadczenia, którymi mogą się podczas takich wieczorów dzielić z innymi. Tego wszystkiego można było nauczyć się na „Lekcji Języka Polskiego” (lekcji estetycznego wychowania) Jadwigi Klimkowicz, z prawdziwymi atrybutami szkoły: dzwonkiem, listą obecności, „odpytywaniem” (wybrane osoby z publiczności miały za zadanie jednym zdaniem opisać spotkanie) oraz nagrodami od Muzeum Historycznego Miasta Krakowa i Teatru imienia Juliusza Słowackiego w Krakowie za aktywne uczestnictwo. Zgodnie z naszą tradycją goście częstowali się pajdą prawdziwie polskiego chleba z Piekarni Mojego Taty i lampką wina oraz prowadzili rozmowy do późnych godzin wieczornych. Jadwigę Klimkowicz, dyrektorkę Teatru Słowa i Tańca, można by nazwać Aniołem, ponieważ to dzięki niej na spotkaniach zawsze panuje magiczna atmosfera, bo to ona, jak nikt inny, wprowadza spokój i szacunek: „Ludzie bowiem to anioły bez skrzydeł, i to jest właśnie takie piękne, urodzić się bez skrzydeł i wyhodować je sobie (…)” (Jose Sarmago).

Zapraszam Państwa jeszcze do obejrzenia kompletu zdjęć ze spotkania. Autorem ich jest p. Piotr Podleśny: https://photos.app.goo.gl/iSYrmfayHbbVKHM22

kingahrabiaKinga Hrabia

Fotografie w tekście p. Elżbieta Marchewka.

Ogromnym zaszczytem jest pisać do Państwa kilka słów o tak ważnych wydarzeniach, które zapełniają karty historii o kulturze Polski, oraz o tak ważnych ludziach, którzy, jak najlepiej potrafią, tworzą tę historię, a ich narzędziami są: głos, ciało, kamera, pędzel, dłut, pióro i wszelkie armatury, które służą wyrażaniu swej ekspresji twórczej, ale najważniejszym jest piękne serce. Niestety na wielu wielkich ludzi starszego pokolenia nadchodzi czas odejścia ze świata, lecz nie z naszej pamięci, która młodych nakłania do szlachetnych czynów. Nieprzeceniona jest praca pani Jadwigi Klimkowicz, która od lat w zacnym gronie artystów i różnorodnym gronie publiczności, jednocześnie kultywuje tę pamięć o wyjątkowych ludziach oraz o ukochanej Ojczyźnie, adoruje piękno i ulubieńców Muz, ale i brata pokolenia, pozwala nawiązywać bliskie relacje mistrzów i uczniów, dlatego w tym miejscu należy podziękować za jej obecność, obecność tej, którą nazywam Aniołem Sztuki. Zapraszamy na „randez-vous” przyszłości z teraźniejszością, sędziwych i młodych, sztuki i życia, które pod swoim wpływem, ulegają zmianie.

20161216tsit5W kolejny niezwykły piątkowy wieczór mieliśmy przyjemność zobaczyć następny projekt wspaniałych ludzi, film – wariacje na temat rzeczywistości, którego głównym bohaterem jest Święty Jan Chrzciciel na tle urokliwego kościoła, pod powołaniem jego urodzenia, w Korzkwi. Udanego filmu nie można opowiedzieć, jednak trzeba wspomnieć o jego zdolnych twórcach: scenarzysta i reżyser: Jadwiga Klimkowicz, zdjęcia i montaż: niezawodny a jednocześnie skromny Michał Kołdras, Jan Chrzciciel: Piotr Piecha, Chrystus: Dastin Szczur, pozostała obsada: Marta Grabysz, Tadeusz Łomnicki oraz adepci Teatru Słowa i Tańca, parafianie i księża z Korzkwi. W zespole składającym się z profesjonalistów i amatorów, wbrew pozorom i przypuszczeniom, pracuje się doskonale i obydwie strony uczą się od siebie nawzajem, a z tych, docenionych już przez publiczność po projekcjach, starań, powstaje autonomiczna część życia parafii i kultury katolickiej.

20161216tsit4Film jako niezastąpiona sztuka wizualna, która zatrzymuje, powtarza, przetwarza wciąż na nowo wspomnienia, obrazuje sens nauczania i życia Jan Baptysty, działalność parafii, otaczającą nasz rzeczywistość, w której można odnaleźć ludzkie cnoty. Jednakże w filmie przecież nie chodzi tylko o opowiadanie historii, ale także o sposób opowiadania, o doświadczenie wizualne i dźwiękowe, o efekt autentyczności i osobistości, dlatego zadbano o dźwięki instrumentów specjalnie nagranych do tej mini produkcji, o liryczne głosy, odczytujące złote myśli z poezji, o doskonały montaż.

To wszystko wprowadza w magiczny nastrój – nastrój modlitwy, rozmowy z Bogiem, kontemplacji świata i intymności: https://www.youtube.com/watch?v=YexduEY5YBM&t=6s

Wszakże w ten dzień, w Audialni u Pani Stanisławy Hnatowicz, film był istotny, ale jako tło do zaprezentowania wspaniałego aktora, odtwórcy pierwszoplanowej roli, Pana Piotra Piechy, stąd też warto krótko przytoczyć jego życiorys i wymienić chociaż kilka zasług. Piotr Piecha ukończył Wyższą Szkołę Teatralną w Krakowie w 1987 roku i od tego roku jest aktorem cenionego Teatru Ludowego w Krakowie. Spełnia się także jako wykładowca logotechniki oraz impostacji głosu na krakowskich uczelniach wyższych. Otwarty do współpracy z licznymi placówkami kulturalno-oświatowymi, na pracę z młodzieżą, salonami sztuki, o czym świadczy chociażby nasze spotkanie, ale i współtworzenie i wieloletnie prowadzenie Festiwalu „Radości i Uśmiechu – Lajkonik”. Kocha czytać, dlatego idealnie wpisuje się w idee naszej „Lekcji Języka Polskiego”, jak zwie się cykl tych zejść, więc angażuje się w spotkania z czytelnikami w Bibliotece Publicznej w Krakowie oraz bierze udział w przedsięwzięciach promujących czytelnictwo. Wyróżniony za swoje zasługi Srebrnym Medalem Jana Pawła II w 2011 roku czy dostrzeżeniem w Konkursie Profesjonalistów FORBSA 2012; w zawodach zaufania Publicznego, w kategorii Aktor. Od wielu lat blisko związany z Teatrem Słowa i Tańca. W radości, w zadumie, w towarzystwie nowicjuszów artystycznych, swoją zwyczajną i niezwyczajną osobowością, zaprezentował się nam nasz gość. Za przewodnika spotkania wybrał księdza Jana Twardowskiego z jego franciszkańską, pełną Boga, miłości, problemów ludzkich, przyrody, modlitwy, bliską życiu poezją, który w 1996 roku o Janie Chrzcicielu w miniaturce zwracał się do malarzy:

”Nie malujcie go bez uśmiechu
chudego jakby zjadł szarańczy ostatki
przecież w dniu Nawiedzenia
podskoczył z radości w łonie matki”.

20161216tsit3Z racji tego, że zarówno film jak i gościa specjalnego, łączy jedna, niezapomniana postać – Jan Chrzciciel, wskazane jest nakreślić i jego sylwetkę. Jan Chrzciciel żył na przełomie I wieku przed Chr. i I wieku po Chr., był ostatnim biblijnym prorokiem przed nadejściem Chrystusa, pustelnikiem na Pustyni Judzkiej, a dzisiaj jest przede wszystkim znanym świętym kościoła katolickiego, patronem mnichów, dziewic, pasterzy, kowali, krawców, kuśnierzy, abstynentów, skazanych na śmierć, orędownikiem podczas gradobicia, tym, który spełnia misję przygotowania drogi dla i do Jezusa Chrystusa. Imię Jan jest pochodzenia hebrajskiego i oznacza tyle, co „Bóg jest łaskawy” albo „Jahwe się zmiłował”. Według Nowego Testamentu Jan Chrzciciel urodził się pół roku przed Jezusem z Nazaretu w wiosce Ain Karim. Był synem żydowskiego kapłana Zachariasza i Elżbiety, która była krewną Marii. Jego narodziny zapowiedziane były jako dowód prawdziwości zapowiedzi przez Archanioła Gabriela Marii w czasie zwiastowania, a także przepowiedziane jego ojcu przez anioła w Świątyni Jerozolimskiej. Jan został wtrącony do więzienia za jawne krytykowanie niemoralnego małżeństwa tetrarchy Galilei, Heroda Antypasa. Na skutek spisku żony Heroda, Herodiady, Jan został ścięty około 32 roku. Bodaj najważniejszym zdarzeniem w jego życiu było zjawienie się nad rzeką Jordan samego Chrystusa, który przybył tam „żeby przyjąć chrzest od niego. Lecz Jan powstrzymał Go mówiąc: „To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie?”. Jan niejeden raz widział Chrystusa nad Jordanem i świadczył o Nim wobec tłumu: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata”. Grób Świętego znajduje się w Wielkim Meczecie Umajjadów w Damaszku. Poczerniałe relikwie prawej ręki, tzw. Prawica-która-ochrzciła-Pana, która była przez wieki główną relikwią zakonu joannitów, znajduje się w soborze Chrystusa Zbawiciela w Moskwie.

20161216tsit2Niewątpliwie jest to najbardziej znany święty. Ewangeliści poświęcają mu niemal tyle miejsca, co samej Najświętszej Maryi Pannie. Do dnia dzisiejszego imię Jan należy do najczęściej spotykanych. Kościół wyniósł na ołtarze kilkuset Janów. Papieży Janów było również najwięcej. W samej Polsce kościołów pod wezwaniem św. Jana jest przeszło 350, a zdaje się, tym dla nas najbardziej znaczącym – kościół w Korzkwi. Idee, które głosił słowem i przykładem, zostały przełożone na filmowy obraz, który warto zobaczyć, bo wzrusza, uczy, wprowadza w nastrój modlitewny oraz pozwala przeżyć estetyczne doświadczenie dzięki cudownym zdjęciom Kościoła, który został wybudowany ponad czterysta lat temu i wabi oko swym czarem.

20161216tsit1Każde spotkanie przynosi ze sobą nowych artystów, niezapomniane rozmowy, niesamowite uroki, to znaczy te chwile, które po prostu są magiczne. Poznaliśmy trzy utalentowane dziewczyny, wokalistkę Adę Łomnicką z anielskim głosem, wysoki, mocnym, czystym, gitarzystkę Aleksandrę Śliwę oraz perkusistkę Angelikę Konieczną, to znaczy zespół „Gaudete” ze Zespołu Szkół Salezjańskich w Krakowie oraz ich cudowne pieśni religijne. Należyte pokłony dla muzyków! Łzy w oczach, ciarki na skórze, szybsze bicie serca; dzięki nim mogliśmy to poczuć podczas projekcji i występu na żywo.

20161216tsitNajlepszymi prezentami są te niematerialne doświadczenia – wspomnienia, rozmowy, zbliżenia, ale każdy z nas uwielbia także te namacalne podarunki, dlatego Teatr im. Juliusza Słowackiego oraz Muzeum Historyczne Miasta Krakowa obdarowuje nas wartościowymi książkami, a Piekarnia U Mojego Taty częstuje prawdziwie polskim chlebem. Publiczność żywo uczestniczy w kameralnych występach artystów, często zamieniając się na chwilę z nimi miejscami, jak na przykład poetyki: Halszka Podgórska-Dutka czy Teresa Owczarek, które recytowały tematycznie związane i niezwykle głębokie wiersze. I jak zawsze dysputy o artystycznych przedsięwzięciach, o życiu ludzi sztuki, o backstagu powstawania filmu (o zimnej wodzie w Jordanie korzkiewskim i Chrystusie Niefrasobliwym w osobie Dastina, o niedrgającej z zimna ręce operatora kamery Michała, o otwieraniu drzwi do Kościoła i dziesięciokrotnym wchodzeniu wiernych, o niesamowitych zmianach pogody i promieniach słońca...), podziękowania i pochwały za wsparcie i zaangażowanie, uściski i zdjęcia, muzykowanie z panem Jurkiem Bożykiem, nie miały końca, dlatego tak bardzo kocham te spotkania, może nawet bardziej za tę część nieoficjalną, bliższą, uczuciową. Kocham te spotkania za panią Stanisławę Hnatowicz i jej cichy uśmiech, za panią Jadwigę Klimkowicz i czujne oko, za pana Jurka Bożyka i subtelny humor.

jadwigaklimkowicz1Jadwiga Klimkowicz

"Polski Lwów w Audialni" to tytuł jednego z naszych spotkań w Salonie Audialnia. Tym razem wspaniałymi gośćmi byli Barbara Styrska oraz Jerzy Bożyk. Podobne spotkanie odbyło się w kawiarni Noworolski, jednak w Salonie było troszkę inaczej. Więcej historii, wspomnień, opowieści.

lwowpanoramaChoć wielokrotnie byłam zapraszana do zwiedzenia Lwowa (fot. Wikipedia) jednak wciąż nie udało mi się tego uczynić, a zapoznając się z jego historią wiem że naprawdę warto. Więc jeśli zdrowie dopisze to i ja któregoś dnia będę mogła dotknąć tego kawałka polskiej historii. Podczas tego wieczoru usłyszeliśmy dowcipnie śpiewającą Barbarę Styrską oraz jak zwykle fantastycznego Jurka Bożyka.

lwowhmBył oczywiście nasz młody pianista Bonifacy, ale i mała dziewczynka Marianna Pazhik, to takie moje odkrycie, odkrycie które po raz pierwszy usłyszałam na ulicy Floriańskiej. Ta prześliczna mała postać, jak się później okazało ma już spore doświadczenie. Jeśli będziecie Państwo mieli kiedyś możliwość to naprawdę warto posłuchać jej gry. Wspólnie czytaliśmy też poezję...

Podczas wieczoru mieliśmy też mały pokaz mody a wspaniałą charakteryzację przygotowała Francuska Szkoła Wizażu, Stylizacji i Charakteryzacji Kraków-Katowice...

Polecam Państwu zdjęcia, które wykonał podczas spotkania p. Ilja van de Pavert:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/6295335750025913617

tsit5nDziękuję zarówno jemu, jak i młodym, przesympatycznym charakteryzatorkom ze wspomnianej już wcześniej szkoły, której dyrektorem jest p. Barbara Miszczuk. Dziękuję za wspaniały chleb z Piekarni Mojego Taty oraz za nagrody które przygotowały: Muzeum Historyczne Miasta Krakowa i Teatr Juliusza Słowackiego w Krakowie.

Rozmyślajmy dziś wierni chrześcijanie - p. Piotr Piecha - Teatr Słowa i Tańca JK / Okres Wielkanocny to czas w którym Kościół raduje się ze zwycięstwa Chrystusa nad grzechem i śmiercią. To czas zastanowienia nad sobą, czas w którym - zwłaszcza obecnie - powinniśmy wszyscy usiąść i posłuchać swojej duszy! Powinniśmy odnaleźć w sobie dobro, które w nas jest, trzeba je tylko chcieć zobaczyć i przekazać innym.

Kilka lat temu miałam olbrzymi zaszczyt przygotować spektakl z młodzieżą do pieśni wielkanocnych wykonanych przez krakowskiego aktora, p. Piotra Piechę. Jedną z nich dziś i Państwu polecam.

Zdrowych i Wesołych Świąt Wielkanocnych!
Jadwiga Klimkowicz


https://www.youtube.com/watch?v=iD9PVwW6Yl4

jadwigaklimkowicz1Jadwiga Klimkowicz

Po raz kolejny spotkaliśmy się dzięki uprzejmości Pani Stanisławy Hnatowicz w Salonie Audialnia, tym razem naszym gościem był obchodzący 35- lecie pracy na scenie, Marek Piekarczyk wokalista zespołu TSA. Postać nietuzinkowa wymykająca się utartym stereotypom. Szczerość, wrażliwość, skromność, brak zadęcia oraz dystans do siebie i otoczenia.

20160225mp1Przyznam że bywając na koncertach TSA, na scenie widziałam wokalistę panującego nad reakcjami fanów w sposób subtelny i równocześnie stanowczy, a jak wiadomo rockowe granie niesie ze sobą dawkę energii, która może budzić olbrzymie emocje... Ale, do rzeczy... Spotkanie dźwiękami starego fortepianu (ponad 140 lat) rozpoczął młody pianista grając "Imagine" Johna Lennona, następnie nasz gość odpowiadał na pytania młodych ludzi i choć pytania były proste w formie i treści, Marek często z filozoficznym podtekstem cierpliwie odpowiadał. Znany szerszej publiczności (nie tylko rockowej) z telewizji artysta poddany został próbie czytania trudnego tekstu, z którego wybrnął wyśmienicie, jak na poetę przystało.

20160225mp2Całości dopełnił stworzony "ad hoc" duet artysty z Jurkiem Bożykiem, którzy improwizując, do słynnego "What a wonderful world" Louisa Armstronga wprowadzili publiczność w sentymenty nastrój.

Na koniec pamiątkowe, zdjęcia, podziękowania i długie rozmowy. Marek Piekarczyk " inaczej" okazał się być.... taki sam jak postrzegałam go wcześniej, miły, skromny, mądry. Gwiazda rocka, a jednak zwykły serdeczny człowiek.

Polecam Państwu krótką relację filmową przygotowaną przez p. Michała Kołdrasa:
https://www.youtube.com/watch?v=bpKXeFJc50w
oraz odpowiedni fragment "Kroniki Krakowskiej" (od 10:48-12:18):
http://krakow.tvp.pl/24184984/25-ii-2016-godz-2145

A dziękując pp. Stanisławie Hnatowicz i Markowi Piekarczykowi oraz przybyłym gościom za stworzenie kolejnego, fantastycznego wieczoru, na zakończenie zapraszam do galerii 45 zdjęć, autorstwa p. Grzegorza Pakuły:
https://goo.gl/photos/hgEGBULSsUgwbv2Z8

kingahrabiaKinga Hrabia

Szanowni Czytelnicy i Wspaniali Goście naszych „Lekcji języka Polskiego”, serdecznie zapraszam do lektury wywiadu z niezwykłą kobietą, p. Beatrix Podolską. Na początku kilka słów o bohaterce naszego czerwcowego wieczoru z poezją i muzyką, która doskonale przybliżyła nam życie i twórczość swojej matki - Jadwigi Hoesick-Podolskiej oraz dziadka – Ferdynanda Hoesicka.

Beatrix Podolska to piękna, skromna, miła, pełna wdzięku kobieta o wyjątkowym poczuciu stylu, która oczarowała mnie już podczas pierwszego spotkania. Jest autorką książek metodycznych dla studentów pedagogiki i nauczycieli przedszkoli. Od roku 1969 prowadziła kursy pedagogiczne w Argentynie, Urugwaju i Polsce oraz warsztaty na kongresach ISME między innymi w Austrii, Kanadzie i Polsce. Beatrix Podolska jest wnuczką Ferdynanda Hoesicka i córką Jadwigi Hoesick-Podolskiej. Ukończyła muzykologię na Wydziale Filozoficzno-Historycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. Uzyskała III stopień specjalizacji zawodowej w zakresie nauczania muzyki. Poświęciła się edukacji muzycznej dzieci i kształceniu pedagogów. Została odznaczona Złotym Krzyżem Zasługi przez Ministerstwo Oświaty i Wychowania za wybitne osiągnięcia w pracy dydaktycznej i wychowawczej, Srebrną Odznaką za pracę społeczną dla Miasta Krakowa, Złotą Odznaką ISME, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski oraz nagrodzona Medalem Komisji Edukacji Narodowej.

ferdynandhoesickFerdynand Hoesick był księgarzem i wydawcą, pisarzem Młodej Polski i Dwudziestolecia Międzywojennego, historykiem literatury, muzykografem, redaktorem naczelnym "Kuriera Warszawskiego". Poświęcił większość swojego opus literackiego narodowemu muzycznemu wieszczowi, Fryderykowi Chopinowi. Rozsławianie dzieła genialnego kompozytora i jego talentu pianistycznego stało się dla niestrudzonego biografa życiową pasją, a najważniejszym owocem - monumentalne dzieło pierwszej, kompletnej monografii Fryderyka Chopina - Chopin. Życie i twórczość (1911). Napisał kilkaset artykułów, felietonów, recenzji drukowanych w różnych czasopismach, a także wiele monografii poświęconych takim postaciom jak Julian Klaczko czy Stanisław Tarnowski. Wydał własne obszerne studia o Słowackim, Mickiewiczu, Krasińskim, Wyspiańskim, Kochanowskim, Sienkiewiczu, Goethem. Jest także autorem kilku powieści: w tym najsłynniejszej „Nemesis” oraz „Przy świetle księżyca”, „Miłość i miłostki w życiu sławnych ludzi” czy wielkiej 4-tomowej książki „Tatry i Zakopane. Przeszłość i teraźniejszość”, zdradzającej jego umiłowania do gór, po których często wędrował z Klimkiem Bachledą. Przyjaźnił się z Tetmajerami (Kazimierz Tetmajer nazywał go „jedynym przyjacielem”), Żeleńskimi, Lucjanem Rydlem i Stanisławem Estreicherem. Spotykał się z Kossakami, Malczewskim, Pochwalskim i Sienkiewiczem.

jadwigahoesick1935Jadwiga Hoesick ukończyła polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Słuchała wykładów m.in. prof. Jana Łosia, prof. Ignacego Chrzanowskiego i prof. Józefa Kallenbacha. Podczas „czwartków literackich”, w saloniku Jadwigi Hoesick bywali m.in.: Zofia Natansonówna, Jan Kazimierz Zaremba czy prof. Karol Estreicher. Jadwiga Hoesick była  korespondentką miesięcznika "La Pologne". Mając 25 lat wydała pierwszy tomik poezji, «Różowe migdały» (1925). Przez wiele lat organizowała odczyty związane z twórczością Ferdynanda Hoesicka, wygłaszała również prelekcje na temat twórczości ojca i własnej. Uczestniczyła w kongresach literackich. Krakowska poetka znała łacinę, francuski, włoski, hiszpański, angielski, niemiecki i esperanto.  W ostatnim okresie życia zajęła się opracowaniem spuścizny literackiej swego ojca. 5 lat zajęło jej opracowywanie dalszej części Pamiętników Ferdynanda Hoesicka na podstawie jego diariusza i listów. Sześć tomów maszynopisu obejmujące lata od roku 1902 do 1941 zostało złożonych w Bibliotece Jagiellońskiej, Polskiej Akademii Nauk (PAN) i Zakładzie Narodowym im. Ossolińskich (Ossolineum), gdzie czekają one na dalsze opracowanie.

***

beatrixpodolskaZ p. Beatrix Podolską rozmawia studentka polonistyki-komparatystyki na Uniwersytecie Jagiellońskim, p. Kinga Hrabia:

Jaką kobietą, matką, poetką była Jadwiga Hoesick- Podolska?

Była troskliwą matką i bardzo sprawiedliwą. Kiedy na przykład dawała coś jednej córce, druga też musiała to dostać. Pamiętam także, że jak dostałam rower to wtedy moja siostra Izabela pojechała na wycieczkę do Włoch. Największą miłość i troskę okazała nam podczas wojny w czasie przechodzenia przez zieloną granicę ze Lwowa do Krakowa. Miała dar wierszowania, układała rymy na poczekaniu: na każde imieniny pisała wierszowaną laurkę. Ozdabiała je malowanymi przez siebie kwiatami.

W jaki sposób wspominano Pani dziadka Ferdynanda Hoesicka w rodzinnym domu?

Niestety go nie pamiętam, kiedy zmarł miałam 3 lata, ale jego kult był żywy w naszej rodzinie. Był wzorem w wielu sytuacjach. Jego portret wisiał na czołowym miejscu, a on patrzył z niego na nas, czuwając nad rodziną. Ostatnie 10 lat życia moja Matka poświeciła na opracowanie dalszego ciągu jego pamiętników na podstawie diariusza i listów. Wtedy nic się nie liczyło prócz tej pracy. Pomagał jej drugi mąż Stanisław Podolski. Mama kontynuowała tradycję czwartkowych spotkań literackich na które zapraszani byli ludzie z kręgów świata kultury i sztuki.

Za co kocha Pani Kraków i czy ma Pani inne, bliskie sercu drugie miejsce na ziemi?

Kraków cenię właśnie za podtrzymywanie i kultywowanie tradycji w rodzinach i w mieście. Oprócz Krakowa takim miejscem jest Lanckorona, gdzie stoi wybudowany przez Mamę mały, drewniany domek, także miejsce spotkań z przyjaciółmi.

Dlaczego wybrała Pani karierę muzykologa, czy obranie takiej drogi życiowej ma związek z tradycją rodzinną?

Tak, muzyki było zawsze pełno w naszym domu. Jeszcze w domu mego Dziadka w Warszawie, a właściwie jego rodziców, organizowane były koncerty kameralne, na co mogli sobie wówczas pozwolić. Tu w Krakowie było skromniej, ale w salonie podczas czwartkowych spotkań grał nawet Ignacy Jan Paderewski. A w niedawnych czasach Adam Harasiewicz. Odtąd fortepian Bechstein jest niemal świętym instrumentem, grała na nim także moja Mama, a ja ćwiczyłam na nim w czasie edukacji muzycznej w PSM I stopnia i PLM. Potem grali na nim moi synowie, teraz grają uczniowie.

Studia muzykologiczne skończyłam nie wiedząc, że mój Dziadek studiował na tym samym wydziale Uniwersytetu Jagiellońskiego. Dowiedziałam się o tym później z jego pamiętnika „Powieść mojego życia”, który wznowiło w roku 1959 Ossolineum.

W jaki sposób pielęgnuje Pani spadek kulturowy, spadek rodu Hoesicków? Czy czuje się Pani obarczona tak wielkimi zaszczytami, osiągnięciami Pani Dziadka oraz Matki, czy odczuwa Pani w sobie jakąś wyższą powinność kontynuowania ich pracy i dbania o ich dzieła?

Tak, to rozległe pytanie, którego treść i spełnienie wypełnia moje życie, wszystkie troski i radości.

Staram się w pełni doceniać ich pracę i osiągnięcia; zaszczytów nie przypisując sobie, lecz kierując je do właściwego źródła. Czuję cały czas powinność kontynuowania ich pracy, aby pozostawione dzieła „ocalić od zapomnienia”. Idę w tym względzie w ślady Matki, której staraniem PWM wznowiło w roku 1967 dzieło Ferdynanda Hoesicka „Chopin. Życie i twórczość” z roku 1910 , a Ossolineum wspomniany powyżej pamiętnik.

W roku 2017, w 150 rocznicę urodzin Autora, Narodowy Instytut Fryderyka Chopina wyda fundamentalne 3-tomowe dzieło Ferdynanda Hoesicka: „Chopin. Życie i twórczość”.

Ciągle sięgam do dzieł Dziadka i znajduję tam cenne do dziś materiały, które powinny zostać wznowione. Wykorzystuję je w czasie organizowanych wieczorów literackich, które miałam okazję  prowadzić na przykład w Katedrze Muzykologii Uniwersytetu Jagiellońskiego („Ferdynand Hoesick - chopinolog”), Uniwersytecie Pedagogicznym („Chopin w polskiej szkole i kulturze”), w Domu Jana Matejki, w Domu Józefa Mehoffera, w Muzeum w Bronowicach, w Śródmiejskim Ośrodku Kultury na następujące tematy: „Życie i twórczość Fryderyka Chopina dziełach Ferdynanda Hoesicka - ojca chopinologii polskiej”, „Ferdynand Hoesick wśród przyjaciół Młodej Polski”.

Czym się Pani zajmuje na co dzień?

Powyższy tekst wiele już wyjaśnił, ale powtórzę: jest to głównie praca literacka polegająca na pisaniu artykułów lub opracowywaniu licznych materiałów z biblioteczki rodzinnej mego Dziadka Ferdynanda i mojej Matki Jadwigi. Paleta zainteresowań Hoesicka jest szeroka: w książce „Książki i ludzie” eseje i artykuły obejmują czasy od świata starożytnego poprzez wieki średnie i czasy odrodzenia aż po czasy nowoczesne. Ferdynand Hoesick pisał o Janie Kochanowskim (Życie i dzieła), Juliuszu Słowackim (Biografia 3-tomy), Fryderyku Chopinie (Chopin. Życie i twórczość), Zygmuncie Krasińskim (Miłość w życiu Zygmunta Krasińskiego), Julianie Klaczko (Rys życia i prac), Stanisławie Tarnowskim (Rys życia i prac), Henryku Sienkiewiczu i Stanisławie Wyspiańskim (Sienkiewicz i Wyspiański, Przyczynki i szkice), Wolfgangu Goethe (Goethe, najpiękniejsze dni w jego życiu).

Oprócz w/w dzieł napisał książki: Tatry i Zakopane, Legendowe postacie zakopiańskie, Miłość i miłostki w życiu sławnych ludzi, Szkice i opowiadania historyczno-literackie, Paryż, Dole i niedole miłosne, Swat, Nemezis, Samotność - krajobrazy i opowiadania, Wenus i Amor w felietonach literackich, Wilno i Krzemieniec, Wędrowiec i inne. Wiele ciekawych pozycji o nieśmiertelnej wartości czeka na wznowienie.

Udało mi się wznowić tomik wierszy mojej Matki Jadwigi Hoesick-Podolskiej: Różowe migdały. Mimo upływu lat od pierwszego wydania wiersze te (wydane także w wersji włosko-polskiej), cieszą się dużym zainteresowaniem wśród czytelników (Różowe migdały wydawnictwo Miniatura Kraków, 2015).

Zajmuję się także tłumaczeniem z języka francuskiego dzieł filozofa i pedagoga pochodzenia bułgarskiego Omraama Mikhaela Aivanhova (zm.1986), który w swoich książkach tłumaczonych na 40 języków z dziedziny kultury, etyki, psychologii, medycyny przedstawia najważniejsze zagadnienie dla współczesności: człowiek i jego doskonalenie się. Pokazuje możliwości lepszego samopoznania i kierowania własnym życiem. Zajmuje się miejscem i rolą człowieka we wszechświecie, naturze i społeczeństwie (na przykład książka: Twórczość artystyczna i twórczość duchowa).

Dlaczego warto czytać dzieła Ferdynanda Hoesicka?

Reasumując: twórczość Ferdynanda Hoesicka obejmuje szeroki zakres czasowy; mimo, że dzieła te powstawały w minionej epoce, opowiadają o ludziach najważniejszych dla naszej kultury, a ich tematyka jest obszerna. Są pisane pięknym językiem zrozumiałym dla współczesnego człowieka.

Wśród palety sławnych ludzi, o których pisze, każdy czytelnik może znaleźć ulubionego przez siebie. Mimo wyczerpania nakładów, niektóre książki są dostępne w bibliotekach.

Wkrótce ukaże się książka biograficzna napisana przez prawnuka Ferdynanda Hoesicka obejmująca jego życie i dzieła. Będzie bogato ilustrowana rodzinnymi zdjęciami, faksymiliami i fragmentami najciekawszych tekstów. Niekiedy można także znaleźć w antykwariatach książki, a także pamiętnik Powieść mojego życia obejmujący tematykę nie tylko z życia Autora, ale wydarzenia artystyczne, obyczajowe i kulturalne Krakowa, Warszawy i ważniejszych ośrodków kultury europejskiej w latach 1802-1902.

jakubkosiniakFragmenty twórczości Hoesicków wspaniale zaprezentował znany aktor – Jakub Kosiniak, który jest absolwentem PWST w Krakowie, fantastycznym lektorem z charakterystycznym głosem. Ma na koncie kilkadziesiąt ról w Teatrze Polskiego Radia i niezliczone nagrania prozy i poezji. Jego głos możemy usłyszeć również w filmach dokumentalnych.  Warto zaznaczyć, że Jakub Kosiniak doskonale rozumie idee naszych spotkań – Lekcji Języka Polskiego… Poprawna polszczyzna jest jego pasją, dlatego nie nagrywa tego, czego nie zaakceptuje jako zgodnego z Ustawą o języku polskim.

Dzieła Hoesicków dostępne są w Bibliotece Jagiellońskiej oraz w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej przy ul. Rajskiej.

jadwigaklimkowicz1Jadwiga Klimkowicz

Szanowni Państwo,

rozpoczęliśmy już rok 2016, rok pełen nadziei i zmian. Ja zaś jednak chciałam przywrócić wspomnieniami ostatni miesiąc roku 2015-tego, kiedy to miałam przyjemność prowadzić między innymi dwa wieczory poświęcone fenomenowi Lwowa.

„Polski Lwów”- taki był tytuł naszych spotkań. Olbrzymią dla mnie przyjemnością był telefon który otrzymałam z Warszawy, że to właśnie ten temat wybrała grupa turystów ze stolicy przy okazji zwiedzania wielkiego w zabytki i historię Krakowa. Pierwsze spotkanie odbyło się jak zwykle we wspaniałym, prawdziwie polskim salonie pani Stanisławy Hnatowicz- WIELKIEJ DAMY, tu nie bez powodu duże litery, ponieważ swoje życie poświęca artystom ratując wszystko to co dobre i wartościowe, a okazuje się że pracy w tej dziedzinie nie braknie ani pani Stanisławie ani nam... i czas zacząć mówić o tym głośno, a nawet krzyczeć! Drugie spotkanie odbyło się w Kawiarni Noworolski.

noworolskiWybrałam to miejsce ponieważ nie mogło być inaczej. Państwo Noworolscy zaintrygowali mnie swoją trzeźwą postawą wobec artystów, miłym, ciepłym uśmiechem oraz zdecydowaną konkretną rozmową, co bardzo sobie cenię. Nie wspomnę już o ich osobistym uroku zwłaszcza gdy w oczach pana Noworolskiego widać rozkosz i śpiew duszy prawdziwego smakosza degustującego torcik... Dzięki obecnym właścicielom nareszcie wśród pięknych wnętrz i niestety niezbyt atrakcyjnych (dla mnie przynajmniej), dziwnych nie pasujących do Rynku Głównego budek (budeczek?), wystawianych co roku, mogłam usłyszeć niejednokrotnie w ciekawym wykonaniu przez nie tylko mistrzów, ale i młodych adeptów, muzyki wykonanej na nie byle jakim fortepianie. W Kawiarni Noworolski goście z Warszawy mieli możliwość posmakować fantastycznych smakołyków no i doskonałego o tej porze roku, znakomitego grzańca (w bardzo przystępnej cenie). Tak więc w tym to właśnie wspaniałym miejscu spotkaliśmy się by wspólnie śpiewać i recytować m.in. wiersze o Lwowie...

Były też i tańce do jakże ciepłego wykonania pieśni lwowskich Barbary Styrskiej oraz niepowtarzalnego muzyka, uroczego Jurka Bożyka, proszę posłuchajmy go raz jeszcze:

 
• https://www.youtube.com/watch?v=TZ0WiXqk03A

Od lwowiaków nasłuchałam się wiele wspaniałych opowieści i zrozumiałam ich przywiązanie i miłość do swojego ukochanego miasta.

lwowhmDziś już jestem w pełni świadoma, zrozumiałam dlaczego tak tęsknią, dlaczego choć na pozór radośni mają w sobie tyle bólu i żalu! Dlatego też jako główne motto spotkania wybrałam fragment znalezionego w Internecie artykułu p. Marcina Hałasia "Lwów jest polski!":

Lwów to miasto-symbol. Trudno wyobrazić sobie miejsce bardziej związane z polskością: z polską historią, kulturą, tożsamością. Współcześnie przestaliśmy już w pełni zdawać sobie z tego sprawę. Dzisiaj wizja Rzeczypospolitej bez Lwowa jest łatwa i oczywista, jawi się wręcz jako naturalny porządek rzeczy. Tymczasem prawie 60 lat temu wyobrazić sobie Polskę bez Lwowa znaczyło mniej więcej tyle, ile wyobrazić sobie nasz kraj bez Krakowa czy Warszawy. To było przecież jedno z trzech–czterech najważniejszych dla naszej kultury i tożsamości miast. Tam biło serce Polski. Zrezygnować z tej tradycji, ze świadomości polskości Lwowa, oznacza rezygnację z ważnej części naszej narodowej tożsamości (za: http://www.uwazamrze.pl/artykul/986156/lwow-jest-polski).

Podczas wieczoru nie zabrakło niespodzianek przygotowanych przez Muzeum Historyczne Miasta Krakowa, Teatr Juliusza Słowackiego oraz piekarni Mojego Taty! Mieśmy też mały pokaz mody oraz makijażu przygotowany przez Francuską Szkołę Wizażu i Charakteryzacji.

tsitnowe

Podczas naszego wieczoru rozmawialiśmy również o tym, co warto zwiedzić i na jakie w najbliższym czasie wybrać się wystawy w Krakowie, jakie spektakle proponuje nam Teatr Juliusza Słowackiego, jakie obecnie ciekawe książki można zakupić w antykwariacie przy ulicy Św. Jana i co ciekawego pojawiło się w księgarni Gazety Polskiej, a było o czym porozmawiać, zachęcam (Księgarnia Gazety Polskiej, Kraków, Plac Wszystkich Świętych 9).

Na marginesie dodam że obecne miejsce księgarni ubawiło mnie do łez! Dlaczego? Proszę wybierzcie się po ciekawe pozycje i zobaczcie sami co widać w oknie za plecami Pani sprzedającej oraz dlaczego chleb z Piekarni Mojego Taty jest tak pyszny!

twlunwk8Kochani, uważam iż cudownie podsumowującym akcentem naszego spotkania był fakt, iż do zorganizowanej grupy goszczącej w Kawiarni Noworolski, dołączyli pozostali goście (również zagraniczni), a wśród nich również dzieci, bo przecież te małe duszyczki kształtują właśnie teraz swoje poglądy na naszą kulturę i tradycję.

Dziękuję wszystkim tym którzy przychodzą na spotkania, które mam zaszczyt organizować nie mając wsparcia od tych, którym tak naprawdę powinno zależeć na naszej kulturowej tożsamości!

Na ten Nowy Rok raz jeszcze Życząc wykorzystania szans, oraz Wszystkiego Najlepszego, zacytuję słowa Norwida ku przestrodze i nauce: "Niewolnicy wszędzie i zawsze niewolnikami będą – daj im skrzydła u ramion, a zamiatać pójdą ulice skrzydłami".

A pozostałe zdjęcia ze spotkania znajdą Państwo tutaj:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/12Stycznia2016

kingahrabiaKinga Hrabia

Czasem człowiek ma uczucie, że pęta się na scenie, nie będąc nawet statystą…
Stanisław Lec

Kim jest statysta? Statysta to osoba niebędąca aktorem, która przysłowiowo tworzy tło wobec postaci głównych lub uczestniczy tylko w scenach zbiorowych, odgrywając małe role w filmie. Niemniej jednak bez udziału statystów nie byłoby pięknych filmów, realistycznej scenografii, autentycznego nastroju. Statysta musi być cierpliwy, wytrzymały, zdeterminowany oraz posiadać talent bycia sobą w odmiennym czasie, miejscu, nastroju, historii…

janinakulinskapietrzyk1Janina Kulińska-Pietrzyk – wspaniała kobieta, której największym hobby jest zawód statysty. Należy do Agencji Statystów i Castingu w Krakowie. Z pewnością odpowiada jej atmosfera planu filmowego, gdzie wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie. Uwielbia wcielać się w różne postacie i jako statystka jest gotowa na każde wyzwanie (fot. p. Elżbieta Marchewka). Nawet w jej domu mówi się cytatami z filmów. Prawdziwą pasję rozpoczęła na planie filmu „Lista Schindlera” w reżyserii Stevena Spielberga, z którym pracowała 33 dni i zagrała aż 40 scen. Wspomina tę pracę jako wspaniałą przygodę. Kulińska-Pietrzyk bywa na każdej premierze swoich „polskich” filmów i utrzymuje bliski kontakt z innymi statystami. Nieważne czy Żydówka, dama, hrabina, chłopka – zawsze czuje się na planie jak ryba w wodzie. Jej filmografia jest długa i interesująca. Warto wymienić kilka najważniejszych pozycji: wspomniana „Lista Schindlera” Spielberga, „Sława i chwała” Kutza, „Gry uliczne” Krauzego, „Katyń” Wajdy, teatr telewizji: „Szkoła żon” Stuhra oraz spektakl Teatru Słowackiego w Krakowie „Czarownice z Salem” Sass. Z każdego planu zabrała ze sobą na lata autograf gwiazdy i zdjęcie z nią, a na dodatek wspaniałe wspomnienia i wyjątkowe znajomość, o których opowiedziała nam na naszej Lekcji języka polskiego.

Janina jest uprzejmą i żartobliwą osobą, dlatego kocha ją wiele ludzi. Ze swoimi przyjaciółkami spotyka się w kawiarni pod Wawelem. Panie lubią swoje towarzystwom lubią kawę i rozmowy. Pragną rozweselić od czasu do czasu świat…

janinakulinskapietrzyk2Z potrzeby serca Nina (dla bliskich i znajomych) została poetką, którą wysoko cenią sobie krakowianie i bochnianie. Jednak nie lubi być nazywana poetką, twierdząc, że po prostu pisze wiersze w odpowiedniej chwili i z odpowiednim nastrojem. W swojej poezji kieruje się zasadą prostoty, która dla niej stanowi podstawę wszystkiego. Inspiruje się człowiekiem i naturą. Interesuje ją wszystko, dlatego jej poezją jest różnorodna i niedookreślenia (fot. p. Elżbieta Marchewka). Gościom Saloniku Poezji zaprezentowała kilka wierszy z tomiku „Złudzenia” z 1997 roku wydanego przez Podgórski Dom Kultury Konfraternia Poetów, ale i te wiersze pisane niedawno temu, tzw. wiersze z szuflady. W pamięci utkwił mi wiersz „Barokowa jajecznica”… Odżegnując się wciąż od mienia poetki na początku swojego wieczoru pięknie zarecytowała sonet Adama Mickiewicza „Stepy akermańskie”, podając tym wzór prawdziwej poezji.

Prywatnie uwielbia iść na dobrą wystawę, przeczytać dobrą książkę, posłuchać dobrej muzyki, traktując te zajęcia jako odtrutkę na zagonienie dnia codziennego. Cieszy ją również podróżowanie… po krakowskich kawiarniach.

Ma dwa domy – dom babci i matki w Bochni, do którego przeniosła się na emeryturze oraz dom w Krakowie, w mieście, w którym się urodziła i spędziła całe swoje życie, aczkolwiek czuje się obywatelką „globalnej wioski”. Z zawodu jest technikiem fizjoterapii, rehabilitantem i socjologiem pracy, praktykiem i z pełną odpowiedzialnością można dodać także zawód statysty czy aktora epizodycznego.

jerzybozykivdpWieczór październikowy cechowała różnorodność, połączenie filmu, poezji i muzyki! Jakiej muzyki! Dwa niebywałe głosy Jurka Bożyka (fot. p. Ilja van de Pavert) i Barbary Styrskiej oraz piosenki z nutą lwowską i patriotyczną to niecodzienne połączenie. Fragment swojej baśni dla dzieci odczytał filozof, teolog, muzyk, a zarazem świetny satyryk i krakowski poeta Maciej S. J. Bolesławski (Enen Sławski). Baśni o tytule „Wędrówki wróblowego stracha” z niesamowitymi ilustracjami Ewy Kirło-Wojnarskiej. Melodyjne strofy czekają na swoje wydanie. Szczególnym gościem spotkania była poetyka z Podhala Danuta Mucharska, która na koniec przeczytała swój wiersz „Dwie kosy” z tomiku „Jesienny liść” ze specjalną dedykacją dla bohaterki wieczoru.

pieczywobezchemiiNasza anielska Jadwiga Klimkowicz swoim zwyczajem obdarowała uczniów prezentami, poczęstowała chlebem  (fot. p. Elżbieta Marchewka) i winem, zainicjowała długie, niezapomniane rozmowy…

Bonifacy Klimkowicz grał jak należy, ja powiedziałam to, co należy, a wszyscy bawili się tak dobrze jak zawsze. Jednakże ten wieczór był podwójnie wyjątkowy, ponieważ jakoś nadzwyczaj wypełniony śmiechem i przyjemną atmosferą.

jadwigaklimkowicz1Jadwiga Klimkowicz

By być lepszym, należy każdego dnia posłuchać krótkiej pieśni,
przeczytać dobry wiersz, zobaczyć wspaniały obraz
i jeśli byłoby to możliwe - wypowiedzieć kilka rozsądnych słów.
Johann Wolfgang von Goethe

Szanowni Państwo,

tsitlogokończąc ten sezon teatralny, pragnę przede wszystkim serdecznie podziękować wspaniałej publiczności, która tak wiernie wspiera nas swoją obecnością podczas wszelkiego rodzaju spotkań artystycznych. Dziękuję też wszystkim tym którzy zechcieli ze mną współpracować, dziękuję wspaniałym artystom, Marcie Grabysz, Ewie Ryks, Urszuli Kiebzak, Elżbiecie Marchewce, Piotrowi Piesze, Tadeuszowi Łomnickiemu, Dariuszowi Pacakowi, Grzegorzowi Lenartowi wraz z zespołem The Saints oraz Michałowi Kołdrasowi. Dziękuję wszystkim młodym tancerzom z którymi miałam przyjemność pracować, także swoim uczniom. Dziękuję wszystkim tym którzy wspierają Teatr Słowa i Tańca. Dziękuję Pani Stanisławie Hnatowicz za jej wspaniałą postawę wobec artystów, za jej wielkie artystyczne serce! Mirosławowi Borucie za patronat nad naszymi wydarzeniami.

przyjacieletsitDziękuję kompozytorowi Markowi Wilczyńskiemu za przedstawienie filmu Missa Cracoviensis, który zawiera unikalne zdjęcia z pierwszej wizyty Papieża Polaka w Polsce, głównie z Krakowa, muzyka nagrana przez kompozytora z małym zespołem i z udziałem Józefa Brody, reżyseria Jerzy Jogalla. Film został przedstawiony w sześćdziesięciu krajach i jest jednym z pierwszych, o ile nie pierwszym filmem o Papieżu Janie Pawle II. Dziękuję Dyrekcji Teatru im. Juliusza Słowackiego oraz Muzeum Historycznemu Miasta Krakowa. Dziękuję za wspaniały prawdziwie polski chleb z piekarni ''Mojego Taty". Życzę wszystkim wspaniałego wypoczynku i zapraszam ponownie we wrześniu. A w Salonie Audialnia czekają na nas między innymi ciekawe spotkania ze wspaniałymi twórcami kultury, poznamy historię tańca, wspaniałych poetów, wykładowców w tym również uczelni zagranicznych, historię makijażu oraz stroju, którą zaprezentuje nam Francuska Szkoła Wizażu - stylizacji & Charakteryzacji.

Zatem przez ten wspaniały wolny czas niech pozostanie z nami motto z filmu który polecam poniżej. Niech pozostanie też z nami pamięć nie tylko o chłopcu którego przedstawiłam w filmie ale i o wspaniałych młodych Polakach którzy oddali życie w walce z niemieckim i rosyjskim najeźdźcą.

Zapraszam ponownie po wakacjach a "na teraz" polecam linki do naszych produkcji 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=rVJ5NjY9bd0
http://www.youblisher.com/p/826657-Teatr-Slowa-i-Tanca-ksiazka
http://www.youblisher.com/p/847306-Jadwiga-Klimkowicz-Teatr-Slowa-i-Tanca-03-2014
http://www.youblisher.com/p/1038574-Jadwiga-Klimkowicz-Teatr-Slowa-i-Tanca-04-2014

kingahrabiaKinga Hrabia

Słowo rodzi się z dźwięku – dźwięk przed słowem.
Fryderyk Chopin

Czerwcowe popołudnie było inne niż zwykle, mimo tego że gościliśmy jak zawsze znanego w Polsce i na świecie artystę – kompozytora Marka Wilczyńskiego, który nie słowem, lecz dźwiękiem i obrazem prezentował swoją twórczość.

marekwilczynskiSpecjalnie dla Nas przywiózł dwa niezwykłe filmy, które rzadko są emitowane w Polsce a płyty z nagraniem niedostępne. Wilczyński krótko opowiedział o swojej namiętności -komponowaniu, o współpracy z cenionymi reżyserami i wybitnymi muzykami, o tym, czym dla niego jest muzyka i za co tak bardzo kocha Kraków.

„Missa Cracoviensis”

marekwilczynski4„Missa Cracoviensis” to tytuł autorskiego filmu dokumentalnego w reżyserii Jerzego Jogałły, produkcji niemieckiej, będącego relacją z I pielgrzymki Jana Pawła II do Polski w czerwcu 1979, przebiegającej pod hasłem „Gaude Mater Polonia”. Dzieło kinematograficzne zawiera unikalne zdjęcia z odwiedzin Karola Wojtyły w Krakowie. Wyjątkowym czyni go fakt, że jest jednym z pierwszych filmów o Papieżu Polaku, zaprezentowanym w sześćdziesięciu krajach Europy, ale też szczególna forma ekranizacji według struktury Mszy Świętej obrządku łacińskiego z uwzględnieniem jej części – Obrzędem Wstępnym, Liturgią Słowa, Liturgią Ofiary (Eucharystyczną) oraz Obrzędem Końcowym. Mieliśmy zaszczyt poznać twórcę ścieżki dźwiękowej, naszego gościa, któremu osobiście podziękował Ojciec Święty, zakochany, w przygotowanej przez niego z niewielkim zespołem oraz udziałem Józefa Brody, muzyce wadowickiej, nazwanej tak przez autora.

Biografia

marekwilczynski6Kim jest zaklinacz dźwięków, sympatyczny mężczyzna o miłej aparycji, szanowany muzyk - Marek Wilczyński? Fachowcy określają go mianami: muzyka, kompozytora, multiinstrumentalisty, muzykologa, realizatora nagrań oraz producenta. Jak na profesjonalistę przystoi jest także członkiem Związku Polskich Autorów i Kompozytorów oraz Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Natomiast dla nas jest pasjonatem, niezwykłym człowiekiem i niezapomnianym gościem, od dzieciństwa związanym z Krakowem, z Państwową Średnią Szkołą Muzyczną, Uniwersytetem Jagiellońskim oraz Państwową Wyższą Szkołą Muzyczną.

marekwilczynski3Warto poznać więcej szczegółów z życia zawodowego Marka Wilczyńskiego, które podaje nam znany informacyjny portal internetowy: „(…) był członkiem krakowskiej grupy Zdrój Jana, działającej od 1968 r. pod patronatem Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie.Występował i nagrywał z wieloma różniącymi się stylistycznie zespołami i artystami; m.in z grupą Maanam, Asavid Attraction, Quatro, Muzyką Centrum pod kierunkiem Marka Chołoniewskiego, Jackiem Wójcickim, Tadeuszem Kassattim, Jarosławem Śmietaną, Krzysztofem Ścierańskim, Markiem Jackowskim. Jako perkusista wykonuje muzykę eksperymentalną, jazzową, rockową i popową. Odbył tournée po Polsce i Stanach Zjednoczonych z Allenem Ginsbergiem, towarzysząc mu wraz z gitarzystą Stevenem Taylorem – na perkusji oraz syntezatorach. W swojej twórczości M. Wilczyński czerpie zarówno z muzyki popowej, rockowej, jazzowej, z muzyki awangardowej, klasycznej, jak i z muzyki ludowej polskiej, i innych kręgów kulturowych. Dzięki otwartości na różne gatunki muzyczne, kompozytor tworzy muzykę zróżnicowaną stylistycznie, bardzo ekpresyjną, o wyraźnych liniach melodycznych i strukturach rytmicznych. Specjalizuje się w formach krótkich, bardzo lapidarnych. Zarówno jako kompozytor i jako muzyk wykorzystuje również instrumenty nietypowe (dawne jak i współczesne) oraz związane z innymi kulturami, zwykle z własnych zbiorów. Obok więc takich instrumentów jak cymbały, piła czy lira korbowa, używa instrumentów elektronicznych analogowych (Moog EMS Synthi, theremin) jak i cyfrowych. Poza muzyką użytkową komponuje także utwory audio art. Jest autorem ok. 300 ilustracji muzycznych do filmów animowanych, dokumentalnych i fabularnych. Współpracuje z polskimi i zagranicznymi wytwórniami filmowymi (m.in. Studio Filmów Animowanych w Krakowie, Studio Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej, Se-ma-for w Łodzi, Studio Miniatur Filmowych w Warszawie) oraz z wieloma reżyserami (m.in. Maciek Albrecht, Ryszard Antoniszczak, Krzysztof Kiwerski, Jerzy Kucia, Andrzej Orzechowski, Krzysztof Raynoch, Jerzy Ridan, Marek Serafiński, Alina Skiba, Aleksander "Olo" Sroczyński, Longin Szmyd), Bronisław Zeman i innymi. Jest autorem muzyki do serii Ryszarda Antoniszczaka „Bajki zza okna”. Komponuje także muzykę do filmów autorskich, pełnometrażowych filmów animowanych (np. „Close to You”, koprodukcja polsko-amerykańska w reż. Maćka Albrechta z 1994 r.), seriali dla dzieci, filmów dokumentalnych oraz filmów fabularnych (m.in. „Przeklęta ziemia” w reż. Ryszarda Czekały, „Planeta krawiec” w reż. Jerzego Domaradzkiego). Artyście poświęcony jest półgodzinny film telewizyjny „Łowca dźwięków” w reż. J. Ridana. Jako kompozytor muzyki teatralnej zadebiutował w 1974 r. muzyką do spektaklu „Henryk VIII” Szekspira w reż. Jerzego Golińskiego w Teatrze Nowym w Łodzi. Od tego czasu współpracuje z wieloma teatrami (m.in. Teatr Słowackiego w Krakowie, Teatr Groteska w Krakowie, Teatr Dramatyczny w Opolu, Teatr Ateneum w Warszawie, Teatr Polski we Wrocławiu) oraz reżyserami teatralnymi (m.in. Kazimierz Dejmek, Bogdan Hussakowski, Tadeusz Minc, Jan Polewka, Adolf Weltschek). Jest autorem muzyki do wszystkich spektakli Teatru Własnego”.

marekwilczynski2Byliśmy wzruszeni projekcją filmu „Missa Cracoviensis” oraz oczarowani osobą Marka Wilczyńskiego, który przybył do nas nie tylko jako wieloletni przyjaciel Teatru Słowa i Tańca, ale jako poważany Konsultant Amerykański w Krakowie na zaproszenie organizatorów Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Etiuda&Anima…

A Magic-Lantern Life

marekwilczynski5Tajemniczy tytuł filmu zaniepokoił każdego… Jak możemy przeczytać na stronie Festiwalu: „Laterna magica, czyli latarnia magiczna albo czarnoksięska, to proste urządzenie pozwalające rzutować na ekran obrazy ze szklanych przeźroczy. Wynaleziona została w poł. XVII w. przez jezuitę Athanasiusa Kirchera, udoskonalono ją i opatentowano jednak dopiero w II poł. XIX w. na zaledwie kilkadziesiąt lat przed pojawieniem się kina. The American Magic-Lantern Theater jest jedną z trzech działających na świecie grup, które odtwarzają dawne spektakle latarni magicznych w tradycyjnej formie XIX-wiecznego widowiska z epoki wiktoriańskiej, które było bardzo popularne przed powstaniem kina w Stanach Zjednoczonych, gromadząc wielomilionową publiczność. Latarnia magiczna traktowana jest jako element żywej tradycji kultury medialnej USA i, jak to określiło po jednym ze spektakli AMLT National Public Radio, jest „żywym skarbem narodowym” USA”. Film w reżyserii Petear O’Neill’ego, w produkcji USA z 2014 roku, do którego komponował dźwięk Marek Wilczyński, jest opowieścią o American Magic-Lantern Theater i pracy Terry’ego Bortona, założyciela teatru i jego prezentara, oraz śpiewaczki i akompaniatorki Nancy Stewart. Czy można zakochać się w magicznych lampach, czy jakiś czarnoksiężnik rzucił na mnie urok, ale moim marzeniem jest zobaczyć spektakl na żywo!

Polecamy Państwu także:

1. https://vimeo.com/133260786
2. https://www.google.pl/?gfe_rd=cr&ei=8BPvVd3VCeuG8Qfb3pfQCQ&gws_rd=ssl#q=marek+wilczy%C5%84ski
3. https://vimeo.com/105192305
4. http://www.filmpolski.pl/fp/index.php?osoba=413506