Przeskocz do treści

Moja odpowiedź na list dyrektora Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie p. Krzysztofa Radwana

(Od Redakcji): odpowiedź dotyczy tekstów:
https://www.krakowniezalezny.pl/muzeum-lotnictwa-czy-umieralnia
https://www.krakowniezalezny.pl/odpowiedz-na-list-pana-rafala-chylinskiego

Rafał Chyliński

Szanowni Państwo,

dziwię się „osłupieniu” p. Radwana po przeczytaniu mojego opublikowanego listu, gdyż jego treść była Panu wcześniej znana z naszej elektronicznej korespondencji. Mimo Pana stwierdzenia, że wystawa „Swego nie znacie”..., jest wysoko doceniana przez specjalistów z całego świata w dalszym ciągu śmiem twierdzić, że ta ekspozycja stanowiła również wygodną dla MLP sytuację umożliwiającą umieszczenie tam razem ze szczątkami obcych historycznych samolotów również nasze polskie, które przez lata zalegały w magazynie w oczekiwaniu na renowację, która była planowana ale zabrakło konsekwencji. Łatwiej było potraktować je jak destrukty i pozbyć się kłopotu i to nazywam manipulacją. Oczywiście, że ze znajdującym się tam śmigłowcem „Żuk” czy LWD „Szpak 2” niewiele da się już zrobić, jednak „Pegaz” czy LWD „Żuraw” są jeszcze do uratowania. Ja mówię tylko o polskich konstrukcjach nie historycznych szczątkach obcych samolotów pochodzących z tzw. „kolekcji Goringa”. Nigdy nie predysponowałem do miana specjalisty w dziedzinie lotnictwa a tym bardziej muzealnictwa, jest to p. Radwana wymysł, natomiast on raczej powinien. Jak wygląda motoszybowiec „Pegaz” każdy widzi i nie chodzi o to aby wyglądał „lepiej niż z fabryki” a tylko żeby wreszcie został odrestaurowany ze starannością, podobnie jak chociażby sowieckie Jaki. Dziwię się stwierdzeniu p. Radwana, że motoszybowiec wygląda w rzeczywistości lepiej niż na zdjęciach – jak jest to możliwe? Co do moich „rozważań”, jak to się wyraził Pan dyrektor w kwestii przechowywania „Pegaza” w klimatyzowanym pomieszczeniu, to z całym szacunkiem ale tu znowu spotykam się z manipulacją i nieprawdą. W jednym ze swoich e-maili, dokładnie z 3 marca do p. Radwana w kontekście przechowywania eksponatów muzealnych napisałem: samolotowe eksponaty historyczne a w szczególności o konstrukcji drewnianej z natury rzeczy Panie dyrektorze stoją w porządnych muzeach w ogrzewanych pomieszczeniach a najczęściej klimatyzowanych. Nie było tu mowy że Pegaz ma stanąć w klimatyzowanym pomieszczeniu, których Muzeum nie ma, lecz o standardach, jest to więc następne przekłamanie. „Pegaz” na pewno nie jest najcenniejszym z muzealiów, jest jednak jednym z eksponatów o który powinno się dbać na równi z innymi a nie umieszczać go wśród destruktów, tym bardziej że, jak sam p. dyrektor stwierdza - w 1989 r. zdecydowałem o umieszczeniu go na liście eksponatów do remontu. Zabrakło jednak wytrwałości i woli do zrealizowania tego zamierzenia. Być może, że koncepcja wystawy „Swego nie znacie...” narodziła się w 1992 r. jednak mijające się z prawdą jest stwierdzenie, że „Pegaz” tam się od razu znalazł. Zanim tam wylądował przeleżał w magazynie do 2003 r. Co do tablicy przyrządów to w dalszym ciągu twierdzę, że będąc w 1990 lub 1991 r. widziałem tablice z wszystkimi zegarami z wyjątkiem jednego wyglądającą dokładnie tak jak w książce „Konstrukcje Lotnicze Polski Ludowej” wydanej w 1965 r. Nie posiadam żadnej fotografii tablicy przyrządów motoszybowca z okresu jego użytkowania w Aeroklubie Warszawskim więc jest nieprawdą abym się na nią kiedykolwiek powoływał. Dzisiaj po tablicy przyrządów nie ma śladu co widać na zdjęciu, a w 2012 r. była kiedy odwiedziłem w Muzeum, tyle że bez zegarów. Jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe dlaczego następca dyrektora Mariana Markowskiego jak twierdzi Pan dyrektor usunął Pegaza z hangaru, gdzie stał przez wiele lat na stałej ekspozycji i umieścił pod gołym niebem i wtedy to właśnie motoszybowiec miał ucierpieć najbardziej. Próbowałem dowiedzieć się od osób będących w owym czasie często w Muzeum czy pamiętają stojącego „Pegaza” na trawie, jednak nikt takiego faktu nie pamiętał. Wygląda na to, że za stan „Pegaza” winę ponosi według dyrektora Radwana następca dyrektora M. Markowskiego odkomenderowany do pełnienia tej funkcji z Dowództwa Wojsk Lotniczych. Jeśli chodzi o moją publikację na temat motoszybowca „Pegaz” planowaną wspólnie z synem oblatywacza, to nie było żadnych serii spotkań tylko jedno podczas którego otrzymałem od dyrektora CD ze skanami zdjęć z remontu motoszybowca, który odbył się w połowie lat 60-tych zeszłego wieku oraz skany dokumentów dotyczące przekazania „Pegaza” do Muzeum, potrzebne do publikacji i p. Radwan wie o tym dobrze, więc kolejna ewidentna nieprawda - w jakim celu? Po paru dniach od tego spotkania wyjechałem do USA. Seria spotkań natomiast odbyła się w przeciągu 12 lat i dotyczyła jednego tematu odrestaurowania „Pegaza”. Do wspólnego ukończenia książki nie doszło z powodu rezygnacji współautora, który miał tu inne cele niż wspólne pisanie monografii „Pegaza”. Za radą p. dr. inż. Andrzeja Glassa napisałem e-mail do p. Radwana w którym deklarowałem samodzielne napisanie książki. Dostałem odpowiedź odmowną – projekt książki wydał się nam interesujący m.in. ze względu na zespół autorski: syn konstruktora i syn oblatywacza, dawały nadzieję na powodzenie sprzedaży książki. Widać, że dyrektorowi chodziło głównie o stronę finansową a reszta na dalszym miejscu wiedząc o tym że jestem w posiadaniu sporej oryginalnej dokumentacji dotyczącej „Pegaza”.

Po czterech latach mając w dużej mierze napisaną książkę i będąc przekonanym, że jednak najlepszym miejscem na wydanie tej monografii jest MLP gdzie znajduje się motoszybowiec, zaproponowałem współautorstwo jednemu z pracowników Muzeum, którego miałem przyjemność poznać podczas mojej ostatniej wizyty w Muzeum. Podyktowane to było m.in. dobrze mi znaną historię powstawania w MLP książki o RWD-13 autorstwa p. A. Glassa i p. Piotra Woźniaka, który w czasie jej tworzenia musiał co chwila przyjeżdżać do Krakowa i naprawiać szereg nieprawidłowości podczas przygotowywania jej do druku a ponieważ jak p. Radwan pewnie pamięta mieszkam daleko od Krakowa i częste wizyty byłyby niemożliwe, pomyślałem naiwnie, że w razie gdyby dyrektor zaakceptował taki pomysł, byłbym spokojny o należyte przygotowanie tej publikacji, gdyż osoba pracownika Muzeum jako współautora by to gwarantowała. Myślę, że moja intencja nie była w końcu taka nieetyczna.

Wyjątkowo paskudne i cyniczne jednak było stwierdzenie p. dyrektora Radwana, że w całej tej sprawie, jakoby moim głównym założeniem było uznanie motoszybowca „Pegaz” za wręcz kamień milowy światowej awiacji. „Pegaz” jak p. Radwan pewno wie był tylko pierwszym powojennym motoszybowcem z pierwszym powojennym silnikiem lotniczym polskiej konstrukcji. Służył on przez kilkanaście lat szybownikom w Aeroklubie Warszawskim gdzie niektórzy z nich byli przeszkalani na maszyny motorowe i tyle. Głównym moim założeniem było i nadal jest, szkoda że p. dyrektor tego nie zauważył, ocalenie motoszybowca od całkowitego rozpadu jego drewnianej konstrukcji przez jego generalny remont i wystawienie go na ogólnej ekspozycji. Chciałbym jeszcze nadmienić, że nie mam pojęcia o przebiegu edukacji p. Radwana i żaden sposób nigdy nie odnosiłem się do jego wykształcenia ani do merytorycznego przygotowania pracowników Muzeum. Do tego co p. dyrektor pisze w ostatnim akapicie swego wystąpienia nie będę się odnosił bo szkoda mi czasu. Cała ta kuriozalna historia trwająca z górą 25 lat nie nastraja mnie optymistycznie i nie wróże motoszybowcowi dobrego losu. Na koniec proponował bym p. dyrektorowi K. Radwanowi wystąpienie do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego z propozycją zmiany nazwy MLP na po prostu Muzeum Lotnictwa w Krakowie.