Przeskocz do treści

Haniebna „odezwa do wszystkich Polaków” zmusza nas, uczestników walk z systemem komunistycznym w latach 1980-1989 do głośnego protestu. Nie pierwszy raz fałszywi hipokryci podpisani pod tą odezwą próbuje zakłócić spokój w Polsce.

Uważamy, że podważanie mandatu uzyskanego w wyborach demokratycznych jest działaniem nikczemnym, a nawoływanie do nieposłuszeństwa obywatelskiego, faktycznie puczu, jest działaniem zdradzieckim wobec Polski.

W grudniu 1981 r. i latach następnych protestowaliśmy przeciwko bezprawiu i niesprawiedliwości. Organizowaliśmy społeczeństwo obywatelskie. Za przywiązanie do wolności i wartości płaciliśmy wysoką cenę, niektórzy najwyższą. Nigdy nie dopominaliśmy się nagród. Nagrodą była wolna Polska.

Uznawaliśmy w wolnej Polsce wyniki wyborów, również, jeżeli nie były po naszej myśli.

I nawet jeśli dziś dochodzi do potknięć, to doceniamy działania demokratycznie wybranych władz mające na celu naprawę państwa.

W poczuciu odpowiedzialności za przyszłość kraju, zwracamy się do wszystkich o nie uleganie prowokacji autorów apelu. Cytując „odezwę” wierzymy, że 13 grudnia 2016 r. „pokażmy, że potrafimy być razem. I nie dajmy się, jak pamiętnego 13 grudnia ’81 roku, ustawić przeciwko sobie, nie dopuśćmy do żadnej konfrontacji. Dość tego szaleństwa!”

Janusz Barański - prof. UJ, działacz NZS UJ, aresztowany w stanie wojennym, odznaczony Krzyżem Wolności i Solidarności,
Krzysztof Bzdyl - prezes Związku Konfederatów Polski Niepodległej, członek Małopolskiej Rady Kombatantów i Osób Represjonowanych i członek Prezydium Zarządu Okręgu Małopolska Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, współzałożyciel KPN, więzień polityczny PRL,
Mieczysław Gil - były senator, poseł, współzałożyciel Solidarności w Małopolsce, przywódca strajku w HiL w grudniu 1981, lider Solidarności w Małopolsce, więzień polityczny w latach 1982-1984,
Janusz Januszewski - przywódca strajku w sierpniu 1980 i współzałożyciel "S" w PKS Oświęcim, członek prezydium Zarządu Regionalnego NSZZ "S" "Podbeskidzie", internowany,
Zdzisław Jurkowski - prezes Stowarzyszenia NZS 1980 Niezależne Zrzeszenie Studentów UJ, współorganizator wydawnictw podziemnych, internowany w stanie wojennym,
Adam Kalita - Radny Miasta Krakowa, Krakowski Klub Wtorkowy , Niezależne Zrzeszenie Studentów UJ, współorganizator podziemia w Małopolsce, więzień w okresie Stanu wojennego,
Andrzej Kampa - działacz NSZZ "S" i opozycji antykomunistycznej w Tarnowskich Górach w latach 1980-1989.Sekretarz i wiceprzewodniczący Zarządu Regionu Śląsko-Dąbrowskiego NSZZ "S" w latach 1990-2002. Odznaczony Krzyżem Wolności i Solidarności,
Eugeniusz Karasiński - założyciel NSZZ "S" w "Energopol" Katowice, członek MKZ Katowice, a potem Zarządu Regionu Śląsko-Dąbrowskiego NSZZ "S". W stanie wojennym internowany i wysłany do wojskowego obozu specjalnego w Wędrzynie. Od 1989 działacz regionalny i krajowy NSZZ "S". Od 1997 przewodniczący Stowarzyszenia Represjonowanych w stanie Wojennym Regionu Śląsko-Dąbrowskiego. Członek Śląskiej Rady Konsultacyjnej, odznaczony Krzyżem Wolności i Solidarności,
Zbigniew Klich - uczestnik strajku na Śląsku w 1980 w "FAZOS" Tarnowskie Góry, dwukrotnie internowany, odznaczony Krzyżem Wolności i Solidarności,
Ryszard Majdzik - wiceprzewodniczący rady miasta Skawina, współzałożyciel Solidarności w Małopolsce i podziemia niepodległościowego, internowany w stanie wojennym,
Wojciech Marchewczyk - współorganizator Solidarności w AGH, uczestnik strajku z młodzieżą NZS w HiL w grudniu ‘81, wydawca pisma Hutnik, więziony w latach 1982-1986,
Przemysław Miśkiewicz - przewodniczący Stowarzyszenia Pokolenie, działacz opozycji antykomunistycznej w latach 80. członek NZS, aresztowany w 1984,
Ryszard Nikodem - prac. MKZ Katowice, a następnie wiceprzewodniczący Zarządu Regionu Śląsko-Dąbrowskiego NSZZ "S" do czasu stanu wojennego. Internowany rok czasu. Odznaczony Krzyżem Wolności i Solidarności,
Wiesław Pyzio - organizator strajku Solidarności w grudniu 1981 i podziemia w regionie Podbeskidzie, dwukrotnie więziony latach 1982-1986, łącznie ponad 2 lata,
Andrzej Rozpłochowski - przewodniczący Śląskiej Rady Konsultacyjnej do spraw działaczy opozycji antykomunistycznej i osób represjonowanych, przywódca strajku w sierpniu 1980 w hucie "Katowice" i sygnatariusz zawartego tam Porozumienia Katowickiego, współtwórca NSZZ "Solidarność" w regionie i kraju, internowany oraz jeden 11-tki czołowych więźniów politycznych PRL w latach 1982-1984,
Andrzej Sobieraj - współzałożyciel MKZ NSZZ "S" Ziemia Radomska i w latach 1980-1981 przewodniczący związku w województwie radomskim, członek KKK i KK "S", prezes Stowarzyszenia Osób Internowanych i Represjonowanych w Stanie Wojennym Regionu Radomskiego oraz przewodniczący Rady Konsultacyjnej Województwa Mazowieckiego,
Grzegorz Surdy - Krakowski Klub Wtorkowy, Niezależne Zrzeszenie Studentów PW oraz UJ, współzałożyciel Ruchu Wolność i Pokój, współorganizator podziemia w Małopolsce, dwukrotnie więziony w latach 1982-1986, łącznie ponad 2 lata.

Anna Dąbrowska*

W czasie sejmowej debaty nad ustawą dezubekizacyjną padło wiele słów nikczemnych. Nic jednak nie jest w stanie „przebić” tego, co mówili w czasie protestu przeciw tej ustawie, zebrani przed gmachem Sejmu najbardziej nią zainteresowani a zacytowano na stronach dorzeczy.pl:

- A sam stan wojenny? Czy oprócz tego, że byli ludzie internowani - no były jakieś bijatyki, ścieżki zdrowia - ale generalnie rzecz biorąc, najczęściej dochowywano jakiejś kultury – mówił chwalący się doświadczeniem stanu wojennego mężczyzna. Niestety, nie podał ani stopnia, ani nawet nazwy jednostki, w której zapewne służył, skoro w proteście uczestniczył.

20161205adksdNie ma się co spierać o „kulturę stanu wojennego”, skoro mówi się o „jakiejś kulturze”. Ma ów pan rację, była ona ”jakąś”, bo wtedy wszystko było „jakieś”. Od zaopatrzenia sklepów, przez patriotyzm, rządzących, skończywszy na demokracji. I szokowałyby z pewnością cytowane wyżej słowa, gdyby nie świadomość, że są one jedynie testem na skuteczność indoktrynacji „mas”, czyli społeczeństwa, którą uprawia, przez ostatnie przeszło 20 lat, wiadoma gazeta. To w niej pisało się o niezwykłości naszych generałów: Kiszczaka i Jaruzelskiego (fot. YouTube). Słowami jej nadredaktora, nazywano jednego „człowiekiem honoru” a od drugiego kazano się „odpieprzyć”. Po prostu uznał ktoś, że dojrzeliśmy już do przewartościowania ocen tego etapu naszej współczesnej historii i czas nas przekonać, że ów trudny czas koniecznych zmian lat 80-tych był niczym, wobec dzisiejszego zagrożenia demokracji. SBecy czy ZOMOwcy pałujący demonstrujących na ulicach, mordujący kapłanów, to z wymysły IPN-u a pokojowe oddanie władzy to zwieńczenie pełnej chwały służby dla Polski gen Jaruzelskiego. Żeby zaś wszystko było jasne, dodał jeszcze przemawiający apologeta stanu wojennego:

– Nie wolno teraz pokazywać, kto był większym albo mniejszym oprawcą (...) Gdzie są ci oprawcy? Oprawcami są ci, którzy dziś dzielą dalej Polaków. To są oprawcy!

Nic ich tak nie boli, jak widmo przeciętnej emerytury. Wyartykułowała to wdowa po generale Kiszczaku twierdząc, że za 2100 miesięcznie po prostu nie da się żyć.

Pani Generałowo, to plotka. Da się. Sama się Pani przekona.

* Autorka jest prezesem Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Za: http://warszawskagazeta.pl/kraj/item/4378-kultura-stanu-wojennego-czy-te-sb-eckie-mozgi-doszczetnie-juz-powariowaly

alicjarostockaAlicja Rostocka

Kolejna rozprawa przeciwko p. Markowi Majcherowi oskarżonemu o „zamach krzesłem” odbyła się 4 listopada w budynku Sądu Okręgowego w Krakowie Wydział III Karny (ul. Przy Rondzie 7).

Zapraszam Państwa do obejrzenia 24 zdjęć: https://goo.gl/photos/YurST2GuBrjeRGRB9

elzbietaserafinElżbieta Serafin

Tego dnia odwiedziliśmy naszego kolegę Zygmunta Miernika w więzieniu w Wojkowicach. Pojechaliśmy ja, Józef Wieczorek jako dziennikarz zaproszony przez ZKPN1979-89, Stanisław Tatara, Stanisław Zamojski i Krzysztof Bzdyl. Dzień wcześniej w Krakowskim Klubie Wtorkowym gościł marszałek Kornel Morawiecki. Podczas spotkania poruszył wiele ważnych spraw, mówił też o aktualnie monitorowanym problemie - handlu kradzionymi nieruchomościami w Warszawie. Myślałam w tym momencie o tym skandalicznym procederze, który od lat ciągnie się też tu w Krakowie - Polacy wywalani z dawnych mieszkań na bruk, do lokali socjalnych, do hoteli robotniczych, a w zamian wiele nowych miejsc noclegowych dla obcokrajowców, wiele sprzedanych polskich mieszkań obcokrajowcom, którzy coraz liczniej lokują się w Krakowie - oczywiście za sprawą nieuczciwych prawników, sędziów i tej całej hałastry nienażartych, chorych na władzę, którzy bezprawnie zawładnęli majątkiem narodowym. Podczas spotkania oczywiście zadawano wiele pytań, a Kornel Morawiecki odpowiadał długo, jak najdokładniej. Pytałam o Zygmunta, co robią w Jego sprawie. Wiele osób natychmiast zareagowało aplauzem. To było naprawdę miłe. To znaczy, że wiele osób jest z nim. Jeden z Jego kolegów prosił, żeby pozdrowić go w więzieniu, podał karteczkę, na której napisał kilka ciepłych słów.

20161026es1Zakład Karny Wojkowice. Miałam nadzieję, że dostaniemy zgodę na sfilmowanie spotkania. Do więzienia zadzwonił dzwonkiem przy żelaznej bramie Krzysztof Bzdyl. Otwarto drzwi, pojawił się wkrótce zastępca dyrektora i poinformował nas, że musimy poczekać, bo mają tam jakieś zajęcia, musi porozmawiać z dyrektorem. No, ale kiedy ponownie pojawił się przed nami - tak, dostaliśmy zgodę na rozmowę, na widzenie, ale niestety bez możliwości jakiejkolwiek rejestracji. Przeszliśmy lasem pod drzwi z innej strony, za którymi 2 sierpnia Zygmunt zniknął nam, kiedy zgłosił się na odsiedzenie 10-cio miesięcznego wyroku. Zygmunt jest bardzo dzielnym człowiekiem, naraża się, bo ma uczciwy cel, przegonić antypolskie, rozpasane towarzystwo z wymiaru - niestety ciągle niesprawiedliwości, zlikwidować ruskie pomniki - symbole zniewolenia naszego narodu, które jeszcze tkwią w naszych miastach pielęgnowane przez urzędniczy ciemnogród. Jest samotnym bohaterem. Wiele osób wie o Zygmuncie, dostaje korespondencję z różnych stron świata, wiele osób nadal interweniuje w Jego sprawie, ale decydenci nie rozumieją tego co on uczynił, nie dorastają do niego, pomału przestawiają klocki - by się komuś nie narazić (?), a może im się po prostu nie chce (?).

Ale nie tylko decydenci nie dorośli do niego, nie dorośli też niektórzy dziennikarze, którzy siedząc wygodnie w swoim domowym fotelu, dotykają palcami klawiatury komputera i piszą słowa, których... powinni się wstydzić. Ta sędzia chroniła sowieckiego agenta Kiszczaka, który wymordował wielu Polaków, panie dziennikarzu. Zygmunt tę gazetę ma tam w więzieniu i poda ją dalej innym więźniom, żeby sobie poczytali. On potrzebuje od nas z zewnątrz pozytywnej energii. Potrzebuje aprobaty, bo przecież to co robi, robi dla nas, dla naszego honoru, dla polskich patriotów, nawet tych, którzy nie ruszywszy się z fotela potrafią tylko krytykować, obrażać. Robi to w obronie Polaków niszczonych przez zdeprawowanych urzędników. Zygmunt jest samotnym bohaterem, jest Żołnierzem Niezłomnym. Potrzebuje wsparcia, wsparcia w tym co robi, czego chce dokonać, wsparcia, by go stamtąd wyciągnąć. Dzielnie się trzyma, choć przygasł, a ta cała zepsuta do dna hałastra, zaciera ręce. Zygmunt czuje, że na tych 10 miesiącach się nie skończy, będą ci, którym depcze po piętach starali się podorzucać wszelkie winy i przewiny, za te zburzone ruskie pomniki, za te obrażone sędzie, które skazują polskich patriotów, ale nadal mocno trzymają się swoich stołków, za tych policjantów, broniących sowieckie pomniki, których tak strasznie pobił, że omal go nie zabili.

Chciałam podziękować Andrzejowi Lei z Warszawskiej Gazety, bo od niego Zygmunt na pewno dostanie dużo pozytywnej energii. Andrzej Leja (Człowiek Lasu) cały czas wspiera Zygmunta dobrym, mądrym słowem, ale też czynem, bo też dzwonił do więzienia, by dowiadywać się o niego.

20161026es2Zygmunt mówił o pierwszych dniach w więzieniu, że go zamknęli na zamku. Jadąc do Wojkowic mijaliśmy zamek w Będzinie, ale nie o taki zamek chodziło. 14 dni spędził w zakładzie karnym typu zamkniętego, nazwanym zamkiem. Traktowany był źle, zarzucano mu pobicie kucharza, chcieli go wysłać do psychiatryka - stare ubeckie metody nadal się praktykuje, coś kombinowano, żeby go upokorzyć. Siedział w 8-osobowej celi, choć od pierwszych chwil różne środowiska apelowały, by był traktowany w sposób szczególny, jako więzień polityczny, więzień sumienia. Na czyje zlecenie go tak traktowano? Czy to tam jest taka praktyka, czy może któryś komuch z zewnątrz, któremu nadepnął na odcisk to zlecił? Z "zamku" przewieźli go na południowo-wschodnie rubieże Rzeczypospolitej, czyli do oddalonego o setki kilometrów więzienia w Uhercach. Tłumaczą się, że więzienie w Wojkowicach było przepełnione, a chcieli mu stworzyć odpowiednie warunki. Taka zabawa, żeby człowiekowi podokuczać, żeby go skruszyć, upokorzyć, oddalić od najbliższych jeszcze bardziej. Na czyje to było zlecenie, kto to wymyślił, co siedziało w głowie osoby, która podejmowała taką decyzję?

Wracając jeszcze do "torta". Sędzia Wielgolewska, która została obrzucona tortem mówi, że nie wie kto rzucił. Ona tego nie wie! Nie ma ani jednej osoby, która by wskazała na Zygmunta.

To dlaczego skazali akurat Jego i to na tak wysoką karę? Prokuratorzy, sędziowie zamurowali się w tych swoich kodeksach, że nie potrafią już zrozumieć człowieka, nie potrafią zrozumieć sprawy, nie chcą, bo mają te swoje paragrafy, które sobie dopasują, żeby się zemścić. Bo to zemsta, a nie uczciwa gra. Ale to prawo ma być dla człowieka, a nie człowiek dla prawa. Mówił nam, że były jakieś rozmowy sędziów o tym jak dosypywać następne kary, jeśli prezydent Duda go ułaskawi. Zygmunt ma otwarte sprawy, m.in. za ruskie pomniki katowickie. Zygmunt słyszał też pogróżki od policjantów. Mówili, że się utopi, że z okna wypadnie, że samochód ciężarowy go przejedzie. Przed 1-wszym procesem tortowym, przed wyrokiem zaocznym chcieli, żeby sam poddał się karze. Do Rzecznika Praw Obywatelskich pisze sąd, który wydał wyrok w sprawie kasacji. Rzecznik nie reaguje. Z końcem września Komisja Penitencjarna ZK w Wojkowicach podjęła decyzję o odmowie przyznania mu statusu więźnia politycznego tłumacząc, że podczas czynu za który został skazany użył przemocy. Odwołał się. Ministerstwo Sprawiedliwości ma to rozpatrywać.

Przyjeżdża do niego poseł Janusz Sanocki - jeden z nielicznych, który go odwiedza. W połowie października był u Zygmunta poseł Tadeusz Woźniak przysłany przez Ministra Sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobrę. Zygmunt poinformował go o swoich oczekiwaniach, takich jak: przyznanie mu statusu więźnia politycznego, spowodowanie kasacji wyroku oraz udzielenie przerwy w odbywanej karze ze względów zdrowotnych na czas rozpoznania kasacji. Chce, żeby rozpatrzyć sprawę od nowa, ale oczywiście nie w tym samym sądzie, bo nawet w uzasadnieniu sędzi Dryll jest poświadczenie nieprawdy, naruszyli tam całe prawo. Zygmunt mówi, że sąd pomijał jego pytania. Wniosek o kasację był od adwokata z urzędu, który nie wypełnia obowiązków jak należy, nie chce psuć sobie kontaktu z sądem. Zygmunt jest wożony na różne rozprawy, które wciąż trwają, ale już nie ma skuwanych nóg, jeździ na siedzeniu obok 2 policjantów. Ma skuwane ręce z przodu. Tutaj też ma więcej swobody, może 24 godziny na dobę poruszać się wewnątrz budynku, ale na zewnątrz (oczywiście w obrębie więziennych murów) wyznacza się pory.

20161026es3Zygmunt siedzi teraz w celi 3-osobowej. Dogaduje się z ludźmi, ogląda programy informacyjne w Telewizji. Znajomi dostarczają Gazetę Polską, Warszawską. Są tu delikatesy, ale ceny wyższe. Może dostawać paczki do 6 kg. Lekarstwa ma. Na dziś nie ma tu żadnej złośliwości. Ma dostać przepustkę. Ale przecież musi opłacać mieszkanie, które na niego czeka. Prosił, żeby wspierać materialnie nie jego, ale Miasteczko Namiotowe ustawione pod Sądem Najwyższym w Warszawie. Ci ludzie z Adamem Słomką trwają tam w sprawie Zygmunta, w sprawie nas wszystkich, by oczyścić ten wymiar niesprawiedliwości z tych aroganckich, działających na szkodę Polski i Polaków rozpasanych urzędników i aby móc patrzeć sędziom na ręce - wprowadzić Ławy Przysięgłych.

Po około godzinnej rozmowie czas widzenia się skończył. Uścisnęliśmy Zygmunta.

Potem Krzysztof Bzdyl rozmawiał z zastępcą dyrektora P. Golanką. Oświadczył, że przybył tu w imieniu Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, że chcieliśmy nagrywać i dlaczego nie można dostać decyzji w ciągu 15 minut, wygląda to na szykany. Dyrektor odpowiedział, że muszą się przygotować. Trzeba w ciągu 14 dni (lub 7 dni ?) złożyć wniosek. Dowiedzieliśmy się, że w skład Komisji Penitencjarnej, która nie zgodziła się na przyznanie Zygmuntowi statusu więźnia sumienia/politycznego wchodzą osoby stąd, czyli ktoś z dyrekcji więzienia, psycholog, wychowawca, kierownik penitencjarny. Krzysztof Bzdyl przypomniał przypadek z 2004 roku, kiedy to Lecha Kaczyńskiego uderzono tortem i wtedy uznano, że nic się nie stało, prokuratura umorzyła sprawę z powodu małej szkodliwości społecznej. Dyrektor na to, że każda komisja penitencjarna podlega podważeniu i potem sąd to rozpatruje. Krzysztof Bzdyl stwierdził, że prokuratura będzie to prowadzić, bo Ministerstwo Sprawiedliwości uznało, że decyzja jest dziwna. Zapytał też dlaczego Zygmunt miał skuwane nogi podczas transportu. Zastępca dyrektora wyjaśniał, że większość więźniów jest tak transportowana. Są 2 instytucje - służba więzienna i policja, i nie mają wpływu w jaki sposób zabezpiecza się transport. Na koniec dodał: "Podchodzimy do p. Miernika bardzo życzliwie. Staramy się, żeby jego pobyt był jak najmniej dolegliwy dla niego".

20161026es4A tymczasem nic tu się nie zmienia. Jest tak jak spodziewał się Zygmunt. Haniebne rozprawy, gdzie sędziowie karzą Polaków za oczyszczanie Kraju z komunistycznych śmieci trwają nadal. Właśnie przeczytałam, że Zygmunt został skazany przez kolejną sędzię do wymiany, działającą na szkodę Państwa Polskiego - SSR Anetę Kaproń - Rosik z Sądu Rejonowego dla Warszawy Pragi - Południe za "sprofanowanie" jak ona podaje "Pomnika Wdzięczności Armii Czerwonej" - ruskiego okupacyjnego monumentu w Parku Skaryszewskim w Warszawie. W dodatku (jak podaje autor tekstu pan Kazimierz Maciejewski) przesłała wyrok na adres domowy Zygmunta Miernika, przez co wyrok uprawomocnił się. Kim jest ta kobieta, bo na pewno mentalnie nie jest Polką. Sędzia z Nowego Sącza też wyznaczyła na luty terminy kolejnych rozpraw, gdzie policjant, który znęcał się nad Zygmuntem oskarża go. Paranoja. Chorzy ludzie. Zygmunt Miernik zasługuje na medal za ten akt tortowy.

Panowie urzędnicy z tak zwanej "dobrej zmiany" - ruszcie się! Oczyśćcie Zygmunta Miernika ze wszystkich tych bezsensownych zarzutów i wreszcie go uwolnijcie! Otoczcie go wyjątkową ochroną! Pamiętajcie: Zygmunt nie chce ułaskawienia, chce uniewinnienia. W imię honoru Polskiego Państwa, Honoru waszych urzędów zróbcie to już, natychmiast, zanim ci komunistyczni oprawcy go tam wykończą.

Zapraszam Państwa do obejrzenia kompletu zdjęć z naszej wizyty:
https://goo.gl/photos/k5v8kjLxAp23cTEh9

miroslawborutapisMirosław Boruta

PiS: W listopadzie będą się wybory szefów okręgów, według rozmówcy PAP intencją władz partii jest, by wybory były fikcją, prawda czy fałsz?

20000 osób z desantu rosyjskiego na Polskę służyło w "Ludowym Wojsku Polskim" - a gdzie służyła lub... służy reszta? http://wpolityce.pl/historia/313415-cenckiewicz-tysiace-sowietow-z-lwp-ukrytych-w-nieznanych-historykom-kartotekach-caw

Kultura polityczna w Polsce upada przez brak poszanowania dla prawdy a fundamentem społeczeństwa medialnego stały się propaganda i kłamstwo.

Mors tua vita mea... A czy nie można inaczej? Nawet najbardziej zażarta walka o władzę, wpływy czy pieniądze może się odbywać... ładniej 😉

waclawkujbidaWacław Kujbida*

Z Wacławem Kujbidą o tym, kto mordował Żydów w Jedwabnem i dlaczego prokuratorzy IPN nie chcą ujawnić prawdy rozmawia Błażej Torański.

Błażej Torański: Wie Pan, co o pogromie w Jedwabnem jest napisane w polskiej Wikipedii?

Wacław Kujbida: Wiem. Dokładnie nie przytoczę, ale w skrócie mniej więcej brzmi to tak, że grupa polskich młokosów spędziła ludność żydowską na rynek, a potem do stodoły i podpaliła.

Dokładnie to jest tak: „masowe morderstwo dokonane przez grupę co najmniej 40 Polaków zamieszkujących miasto Jedwabne na kilkuset Żydach zamieszkujących to miasto i jego okolice 10 lipca 1941 z inspiracji niemieckiej, w czasie niemieckiej okupacji Polski. W wyniku zbrodni zginęło co najmniej 340 osób, z czego około 300 zostało żywcem spalonych w stodole”. Co Pan czuje, jak to czyta?

Nie ma słów oburzenia. Ten przekaz jest już tak zmanipulowany za granicą, że przeciętny obywatel Stanów Zjednoczonych czy Kanady zapytany o okupację Polski w czasie II wojny światowej myśli automatycznie, że mordercami w Jedwabnem byli nie Niemcy, tylko Polacy.

Do tego fałszywego obrazu pogromu w Jedwabnem przyłożył rękę Instytut Pamięci Narodowej, powołany w końcu m.in. do tego, aby dementować kłamstwa historyczne. Jak Pan postrzega ten paradoks?

To jest nie tylko paradoks. To skandal. Ale jest to także ustawowa ułomność Instytutu Pamięci Narodowej, który ma dwa piony. W jednym są placówki edukacyjne, badawcze, historyczne. Drugi jest pion prokuratorski, który ma to samo źródło finansowania, ale nie jest zależny organizacyjnie od władz IPN. Prokuratorzy IPN są niezależni i – tak jest w przypadku Jedwabnego – prowadzą własną politykę. W tej mierze postawa prokuratorów od kilkunastu lat jest skandaliczna. Oparli się bowiem w swych śledztwach na fałszywych przesłankach. Kontynuowali wnioski wysnute ze śledztw Urzędu Bezpieczeństwa stalinowskiej Polski. To nie były niezależne śledztwa, bo to samo UB zabijało żołnierzy wyklętych w sfingowanych procesach. W tym czasie śledztwa w sprawie Jedwabnego były fikcją polityczną, maskaradą. Paradoksem historii jest, że IPN odmówił nam wszczęcia śledztwa na podstawie nowych śladów, zeznań naocznych świadków i dowodów, do których dotarliśmy. We wnioskach w lutym i w marcu tego roku domagaliśmy się, aby Niemców uznać za sprawców, a Jana Tomasza Grossa, jako winnego przestępstwa z art. 55 ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, w którym jest mowa o zaprzeczaniu zbrodniom niemieckim. IPN odpisał nam, że nasze argumenty nawet nie zasługują na rozważenie. Wyśmiano nas. To bardzo smutne.

Ano właśnie. IPN prowadził śledztwa w latach 2002–2004. Wedle IPN rola Polaków – co najmniej czterdziestu mieszkańców Jedwabnego i okolic – była decydująca w realizacji zbrodniczego planu. Polacy byli wykonawcami zbrodni zainspirowanej przez Niemców. Prokuratorzy IPN przesłuchali 111 żyjących świadków.

Niestety, łatwo udowodnić, że nie byli to naoczni świadkowie. Ci ludzie słyszeli o zbrodni od babć, dziadków, znajomych, a często urodzili się wiele lat po pogromie w Jedwabnem. Jeszcze raz chce jednak podkreślić, że to są rezultaty śledztw pionu prokuratorskiego, a nie całego IPN. W niczym to jednak śledczych nie usprawiedliwia. Nie oparli się bowiem na naocznych świadkach i czerpali wiedzę z zakłamanego, zmanipulowanego śledztwa UB z czasów PRL. Mam na to dowody. Najgorsze, że od roku informujemy IPN o nowych dowodach historycznych, odnalezionych przez nas świadkach, prosimy o ich przesłuchanie, a prokuratorzy IPN na to nie reagują. Nie wiem, jak to nazwać.

Wraz z żoną odnalazł Pan naocznego świadka: Hieronimę Wilczewską. Twierdzi tak (cytuję dosłownie): „To nie byli żadne Polacy. Polacy byli tak samo gonione pod karabinem, jak i ci Żydzi. Jeśli pomagali to pod karabinami, pod strachem z karabinu. Może i był tam jaki ochotnik. Ale większość byłą ludzi zmuszonych, którzy ze strachu szli, pomagali. Pokazywali, gdzie ci Żydzi mieszkają. Niech powiedzą prawdę, że Polacy byli zmuszani pod karabinami. Zamordowali Niemcy”. Byli zmuszani czy nie?

Byli. To się potwierdza. Prokuratorzy IPN albo nie chcą, albo nie mogą dotrzeć do tych świadectw. Do Hieronimy Wilczewskiej, ale i do Stanisława Boczkowskiego dotarliśmy w 2013 roku. Także inne świadectwa naocznych świadków mówią, że Polacy pod groźbą śmierci byli zmuszani do wskazywania miejsc, gdzie mieszkają Żydzi, ich sąsiedzi, do pilnowania ich i zapędzenia do stodoły. Nie jest jednak możliwe, aby czterdziestu Polaków, młokosów z kijami, zapędziło kilkuset Żydów, zgromadziło ich na rynku i tymi samymi kijami wtłoczyło się do stodoły i podpaliło. Nie bądźmy dziećmi.

Przez trzy lata Hieronima Wilczewska i Stanisław Boczkowski nie zostali przesłuchani przez prokuratorów IPN?

Tak, trzy lata temu przeprowadziliśmy wywiady dziennikarskie. Nic tego nie zapowiadało, ale szybko zorientowaliśmy się, że są to fundamentalne odkrycia i świadkowie. Praca nad filmem „Jedwabne–Świadkowie–Świadectwa–Fakty” trwała dwa i pół roku, bo nie mówimy w nim tylko o zbrodni w Jedwabnem, ale także o czternastu tego samego rodzaju zbrodniach! Za każdym razem ludzi pochodzenia żydowskiego palono w drewnianych domach lub stodołach.

Metoda zbrodni była ta sama, bo komandem śmierci dowodził ten sam esesman, porucznik Hermann Schaper. Mordowali Żydów kolejno w: Wiźnie, Wąsoszu, Radziłowie, Jedwabnem, Łomży, Tykocinie, Rutkach, Piątnicy, Zambrowie...

Nie tylko ludność pochodzenia żydowskiego, ale i wielu Polaków zlikwidowano w ten sposób po 22 czerwca, po wejściu Niemców na tereny Polski okupowanej przez Sowietów, włączonych do zachodniej Białorusi. Do końca sierpnia komando Schapera szło od wioski do wioski i robiło to, co w Jedwabnem: rozstrzeliwało, ale najczęściej paliło w stodołach. Jedwabne – w którym sprawstwo zbrodni IPN przypisał Polakom – ma być od tego wyjątkiem? Absurd. Ten sposób mordowania był powszechny w Einsatzkommando. Tłumaczymy to dokładnie w naszym filmie. Nawarstwienie manipulacji historycznej jest głębsze, gdyż mówi się o okrutnych zbrodniach na zachodniej Białorusi i Ukrainie, przemilczając, że to były tereny Polski, zajęte przez Sowietów po 17 września 1939 roku.

Jak Pan tłumaczy, że prokuratorzy, dysponujący aparatem śledczym, nie potrafili dotrzeć do naocznych świadków, co udało się Panu?

Przypuszczam, że nie chcieli dotrzeć do wszystkich, dostępnych im materiałów. Powiem więcej: w tej chwili w zasięgu prokuratorów IPN są dokumenty dowodzące, że nie Polacy są autorami tej zbrodni.

Harold Zissman z Jedwabnego, na którego Pan się powołuje, napisał w pamiętniku o esesmanach: „Zagonili wszystkich Żydów do stodoły i podpalili. Ktokolwiek chciał stamtąd uciekać został skoszony seriami z pistoletów maszynowych”. Przecież Polacy nie mieli broni, tylko kije. Zissman jest niezwykle wiarygodnym świadkiem, bo nieprzychylnym Polakom. Wrócił do Jedwabnego z Armią Radziecką, z NKWD, a potem zwiał do Stanów Zjednoczonych. Na Niemców, jako sprawców tej zbrodni wskazuje także autor innego pamiętnika: Michael Maik.

Niczym w mantrze powrócę do śledztwa prokuratorów IPN–u. W 2001 roku przerwano w Jedwabnem ekshumację. Wydobyto wtedy szczątki ubrań, butów, rzeczy osobistych, które pokazujemy na filmie, ale także inne dowody rzeczowe, na przykład fragmenty pomnika Lenina.

Stanisław Boczkowski mówi, że Niemcy nie tylko bili Żydów z Jedwabnego, kazali im na rynku śpiewać, skakać i tańczyć, a także krzyczeć „Przez nas wojna” i rozebrać pomnik Lenina. Z rozbitego monumentu każdy miał dźwigać fragment do stodoły.

Te fragmenty przechowywane są w wejcherowskim magazynie gdańskiego Muzeum II wojny światowej. Proszę napisać tłustym drukiem, że prokuratorzy IPN z Białegostoku odmówili nam upublicznienia w filmie protokołów przekazania dowodów rzeczowych. Inaczej mówiąc: nie mogliśmy powiedzieć w filmie o tym, co wykopano, w jakich ilościach.

Jak Pan tłumaczy ten zakaz?

Prokuratorzy Komisji Badania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu białostockiego IPN mają prawo do niezależnych decyzji. Są one skandaliczne.

Przeciętny Polak nie odróżnia pionów w IPN. Wszystko idzie na konto tej instytucji. A wygląda na to, jakby pion prokuratorski był państwem w państwie. Byłoby to możliwe w Kanadzie, gdzie mieszka Pan od 26 lat?

Widzę tu analogię do Trybunału Konstytucyjnego, który w założeniu ma być gwarantem demokracji, a w praktyce zabezpiecza interesy tylko pewnej grupy ludzi. W Polsce jest to pozostałość nieszczęsnego układu komunistycznego. W Kanadzie nie byłoby to możliwe. Każda instytucja państwowa czy dotowana z funduszy społecznych, gdyby działała przeciwko interesom tego państwa i narodu, przestałaby istnieć w ciągu 48 godzin. Kanadyjczycy bardzo interesują się naszym filmem. Działamy w mediach polskojęzycznych. Na kanadyjskiej stacji kablowej prowadzimy z żoną magazyn informacyjny. Ludzie bardzo interesują się tym tematem i mam nadzieję, że znajdziemy pieniądze na zrealizowanie anglojęzycznej wersji filmu.

Ciągle montujecie swój film, uzupełniacie o kolejne fragmenty. Kiedy uzyska ostateczny kształt?

Jesteśmy umęczeni próbami dotarcia do prawdy, choćby do wspomnianych dokumentów IPN–u. To nie są czasy stalinowskie ani stan wojenny, tylko Polska Anno Domini 2016. Nie do wiary.

Na szczęście nowy prezes IPN, dr Jarosław Szarek nie ma wątpliwości: „Wykonawcami tej zbrodni byli Niemcy, którzy wykorzystali w tej machinie własnego terroru pod przymusem grupkę Polaków”.

Jak najbardziej zgadzam się z tą opinią. Obawiam się jednak – obym był złym prorokiem, może się mylę, ale taka mam wiedzę – że prezes dr Jarosław Szarek nie jest zwierzchnikiem pionu prokuratorskiego w IPN. Ten pion może robić, co chce.

Jaka jest szansa dotarcia filmu do szerokiej widowni?

Nachalnie próbuję dobijać się do szefów Telewizji Polskiej. Kto jak kto, ale właśnie ta telewizja opłacana z kieszeni polskiego podatnika powinna ten film pokazać. Usiłujemy też znaleźć dystrybutora wersji DVD. Ten dokument powinien być pokazywany w polskich szkołach. Młodzi ludzie nie wiedzą, jak wyglądała okupacja, nie znają niuansów i dzięki temu mogą być manipulowani. Robimy, co możemy, aby ten film przebił się w Polsce.

* Wacław Kujbida, rocznik 1953, architekt po Politechnice Krakowskiej. Reżyser, publicysta, dziennikarz, badacz najnowszej historii Polski, realizator i autor radiowy, filmowy i telewizyjny, członek SDP. W 1979, po trzech latach współpracy z Radiem Kraków, odmówił wstąpienia do PZPR i nie dostał etatu. Wyemigrował do Kanady, gdzie mieszka od 26 lat. Wraz z żoną Elżbietą (biologiem po Uniwersytecie Jagiellońskim) prowadzą internetową telewizję „TV Niezależna Polonia”. W ottawskiej telewizji kablowej mają swój comiesięczny, polskojęzyczny program. Przez ostatnie dwa i pół roku realizowali film dokumentalny „Jedwabne–Świadkowie–Świadectwa–Fakty”. Obraz był pokazywany m.in. na ostatnim Festiwalu Niezłomni, Niezależni Wyklęci w Gdyni oraz na Festiwalu Filmu Niezależnego OKNO.

(Od Redakcji): Tekst publikujemy za zgodą Autora i stroną: http://www.sdp.pl/wywiady/13382,to-nie-jest-stalinowska-polska-dlaczego-wiec-nadal-nie-znamy-prawdy-,1476777429

elzbietaserafinElżbieta Serafin

11 października 2016 roku pojechaliśmy na kolejną rozprawę, z serii rozpraw odpryskowych, do nowosądeckiego Sądu Rejonowego (II Wydział Karny), gdzie przed obliczem sędzi Anny Serwin-Bajan miał stanąć oskarżony Zygmunt Miernik. Przypominam, że chodzi tu wciąż o to, co działo się w Nowym Sączu 27 września 2014 roku. Wtedy to, podczas legalnej manifestacji, policjanci oraz zomowcy chroniący zakazany w Polsce sowiecki, okupacyjny łuk triumfalny zaatakowali ludzi biorących udział w tym spotkaniu, zaaresztowali Zygmunta Miernika, Mariusza i Kacpra Szewczyków, spisali wiele osób, również dziennikarzy rejestrujących tamto wydarzenie. Postawili wielu osobom bezsensowne zarzuty w stylu "zakłócanie ciszy dziennej" czy "znieważenie pomnika Braterstwa Broni". No i nowosądecki wymiar niesprawiedliwości wziął się do roboty, rozmnożył te rozprawy, by koledzy mieli co robić, by się wykazać, no i tych złych z biało-czerwonymi opaskami, biało-czerwonymi flagami, z białym orłem na piersi, co znieważyli ich ulubiony pomnik Braterstwa Broni stojący przy Al. Wolności, koniecznie ukarać. Zygmunta policjanci wtedy poturbowali, rzucali go na ziemię wielokrotnie i niemalże go tam zamordowali (co jest zarejestrowane na filmie), ale policjanci się nie poddają. Oskarżyli go o zaatakowanie ich, o pobicie, o znieważenie.

20161011es1Policjantów, którzy prowadzili Zygmunta Miernika na salę nowosądeckiego sądu było wielu. Kolega naliczył 11. Zgromadzeni krzyczeli: "Cześć i chwała bohaterom!" Po wejściu na salę Zygmunt, którego policjanci przywieźli z więzienia w Wojkowicach, stwierdził, że jeszcze nie jadł śniadania, nie zażył leków, a insulinę miał brać ponad 2 i pół godziny temu. Poprosił o przerwę. Zakuli Go w kajdanki, wyprowadzili z sali. Po wznowieniu posiedzenia, występujący w imieniu Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej oraz Związku Konfederatów Polski Niepodległej, Krzysztof Bzdyl chciał złożyć wnioski, by wystąpić w sprawie w charakterze obrońcy oskarżonego oraz jako przedstawiciel społeczny powyższych organizacji, lecz sędzia natychmiast zaczęła dyktować protokolantce: "Sąd postanowił na podstawie art. 82 kpk, art. 90 par 1 kpk nie dopuścić Krzysztofa Bzdyla do udziału...". Próbował on złożyć wniosek o przydzielenie Zygmuntowi Miernikowi obrońcy z urzędu. "Nie przysługuje panu prawo wypowiadania się w tym procesie" - powiedziała pani sędzia. "Żadnych komentarzy ze strony publiczności" - powtarzała - "sąd nie zamierza z wami dyskutować". Poinformowała "pana oskarżonego", że 24 czerwca 2016 roku pod jego nieobecność przeprowadziła rozprawę, w czasie której został odczytany akt oskarżenia, sąd zarządził postępowanie dowodowe i przesłuchał wezwanego na ten dzień świadka, czyli Damiana Janiczka (to ten policjant, który niemalże doprowadził do śmierci Zygmunta).

Zygmunt poprosił, by rozprawę zacząć od początku, bo nie wie o co został oskarżony. "Procesy kiblowe skończyły się w latach 60-tych" - powiedział. Sędzia zarządziła 5-minutową przerwę, by skserować akt oskarżenia, a gorliwi policjanci znów Go skuli i wyprowadzili z sali.

20161011es2Zygmunt zapoznawszy się pobieżnie z dokumentami stwierdził, że jest to akt oskarżenia w sprawie, w której już zapadł wyrok w pierwszej instancji. Sędzia wyjaśnia: "Częściowo zostało to postanowienie uchylone przez Sąd Okręgowy i odnośnie zarzutów z punktu 2, 3 i 4 sprawa się toczy". Te 3 punkty opisują jak to Zygmunt Miernik działał publicznie i bez powodu okazując przez to rażące lekceważenie porządku prawnego, znieważył policjanta słowami uznanymi powszechnie za obelżywe oraz użył przemocy, że kopnął, że uderzył w głowę. Sędzia zadawała pytania dotyczące danych osobowych rodziców, pracy, dochodów. Pytała o żonę, dzieci czy leczy się odwykowo. W końcu zapytała czy na sali rozpraw jest pan Zygmunt Miernik. Sala w śmiech. Wymieniła nazwiska osób, które mają być świadkami i kazała im wyjść. Zygmunt wystąpił o obrońcę z urzędu, zauważył (i nie tylko on) stronniczość sędzi, że przejmuje ona rolę prokuratora, a nie sędziego. Zaproponował, by rozważyła wyłączenie się z tej rozprawy, a także, by sąd nowosądecki przeniósł sprawę do innego sądu, w innym mieście, ponieważ prokuratorzy, policja, sędziowie są tu ze sobą powiązani, choćby sędzia, która spowodowała zaatakowanie przez policjantów grupy ludzi wracających z sądu i rozpoczęcie kolejnej bezsensownej rozprawy przeciwko nim. Rozprawa ta ciągnęła się potem w Krakowie przez wiele miesięcy, a Zygmunta do dziś przywożono tam z więzienia w Wojkowicach skutego w kajdankach. Dziś, tj. 19 października 2016 roku krakowski sędzia Marek Imielski wreszcie zakończył ten bezsensowny cyrk uniewinniając grupę ludzi, w tym pojmanego przez policjantów przechodnia, który wracał do domu z siatkami pełnymi zakupów.

Sędzia zgodziła się na wyznaczenie obrońcy i stwierdziła, że sprawa dziś się nie odbędzie, ponieważ obrońca musi mieć czas na zapoznanie się ze sprawą.

20161011es3Zygmunt obserwując zachowanie sędzi podpowiedział jej, by spytała prokuratora czy się przychyla do wniosku. "Niech sąd chociaż udaje, że tutaj się toczy praworządny proces"- rzucił. Prokurator zasugerował mediacje z oskarżającym. Zygmunt odpowiedział: "Panie prokuratorze, przecież ten człowiek miał polecenie mnie oskarżyć. Czy pan wierzy, że funkcjonariusz policji się z tego wycofa? My mamy świadków, jest nagrany materiał" i dodał: "Pan chyba pomylił role. On mnie napadł. Ja jestem pokrzywdzony". Zasugerował, żeby prokurator też spowodował, by sąd się wyłączył i przeniósł sprawę do innego sądu, bo jak powiedział: "Tutaj, na tej ziemi, patriotów się oskarża, a złodziejom, łobuzom nadaje obywatelstwo honorowe. To jest wstyd i hańba!" (Chodzi tu Zygmuntowi o przyznany niedawno tytuł Honorowego Obywatela Nowego Sącza ruskiemu, komunistycznemu agentowi Józefowi Oleksemu). Dostał gromkie brawa.

Sędzia odroczyła rozprawę i wyznaczyła terminy kolejnych, bezsensownych spotkań na 3, 7, 10 i 14 lutego 2017 roku, na godzinę 11.00. Zygmunt stwierdził: "Ja składam od razu wniosek o celowe przedłużanie sprawy". Czy ktoś wreszcie zatrzyma ten niekończący się cyrk w wykonaniu nowosądeckich urzędników państwowych?

Zapraszam Państwa jeszcze do obejrzenia pełnej fotorelacji:
https://goo.gl/photos/Aedo7cqG8ZJC7SVV6

adamslomka1Adam Słomka*

Rzecznik Sądu Najwyższego dr hab. Dariusz Świecki w rozmowie z Dziennikiem Gazetą Prawną z 3 października br. na temat protestacyjnego miasteczka namiotowego pod siedzibą Sądu Najwyższego celowo wprowadził opinię publiczną w błąd stwierdzając, że dekomunizacja jest „jedynie populistycznym hasłem niemającym odzwierciedlenia w rzeczywistości”.

Jednocześnie rzecznik SN poinformował, że już 1 września 2016 roku skierowano wobec Adama Słomki zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa polegającego na znieważeniu organu RP (art. 226 ust. 3 kk). Zaś już 16 września br. rzecznik Świecki przekazał w imieniu SN oświadczenie, w którym przekonuje, że Sąd Najwyższy przeszedł weryfikację na mocy ustawy z 20 grudnia 1989 roku o zmianie ustaw -?? Prawo o ustroju sądów powszechnych i in. (Dz.U.1989, nr 73, poz. 436) – de facto art. 9 w/w … czyli wygaszeniu kadencji SN PRL.

Tymczasem działania, na które powołuje się rzecznik SN polegające na przyjęciu przez Sejm PRL X kadencji (tzw. kontraktowy) powyższej ustawy mają tyle wspólnego z dekomunizacją, co zmiana w nazwie prezydentury Wojciecha Jaruzelskiego. Przypomnieć należy, że został on wybrany jako prezydent PRL, a wraz ze zmianą nazwy PRL na RP został – ?po myśli inwencji rzecznika SN -?? „zdekomunizowany”. To oczywista manipulacja faktami ze strony przedstawiciela Sądu Najwyższego.

Dekomunizacja w cieniu denazyfikacji

Deutsche Welle podało właśnie konkluzje raportu komisji naukowej, pt. „Die Akte Rosenburg”, która na zlecenie byłej minister sprawiedliwości RFN Sabiny Leuthaeuser-Schnarrenberger (FDP) badała przeszłość tego resortu. Raport końcowy przedstawił w Berlinie obecny minister sprawiedliwości Heiko Maas (SPD).

Jak wynika z w/w raportu, odsetek byłych członków NSDAP w okresie 1949/1950 do 1973 wynosił w przypadku kadry kierowniczej ponad 50 proc., a w niektórych departamentach ministerstwa okresowo nawet ponad 70 proc. Ponadto co piąty ze 107 prawników zajmujących kierownicze stanowiska w Federalnym Ministerstwie Sprawiedliwości należał kiedyś do SA, 16 proc. pracowało niegdyś w ministerstwie sprawiedliwości Rzeszy. Kierujący pracami komisji historyków prawnik Christoph Safferling powiedział w rozmowie z „Sueddeutsche Zeitung”, że w szczytowym roku 1957 77 proc. kierowniczych stanowisk w Federalnym Ministerstwie Sprawiedliwości obsadzonych było przez dawnych członków NSDAP, od szefów referatów wzwyż. – Nikt nie spodziewał się, że ten odsetek był aż tak wysoki – zaznaczył Safferling. Można bez wahania stwierdzić, że Federalne Ministerstwo Sprawiedliwości było najbardziej obciążone personalnie nazistowską przeszłością ze wszystkich bońskich ministerstw. Niektóre z tych ministerstw już dokonały rozprawy ze swoją przeszłością, inne dopiero są w trakcie tego procesu.

Lepiej późno niż wcale

rpkpprl1„Kasta sędziowska” broni się metodami z czasów PRL. Nic dziwnego, albowiem członkiem Kolegium SN jest SSN Marian Buliński. Tak się składa, że to Konfederacja Polski Niepodległej – NIEZŁOMNI zawiadomiła ministra Zbigniewa Ziobro o setkach komunistycznych sędziów i prokuratorów, którzy dopuszczali się licznych zbrodni w czasach PRL. Część z w/w nadal jest aktywnych zawodowo. Tak się złożyło, że IPN Oddział w Białymstoku wszczął 16 września 2016 r. śledztwo sygn. S.50.2016.zK w sprawie zbrodni komunistycznej będącej zarazem zbrodnią przeciwko ludzkości w sprawie o sygn. Pg.Śl.II/123/82, tj. o czyn z art. 189 ust. 2 kk w zb. z art. 231 ust. 1 kk w zw. z 11 ust. 2 kk i in. Chodzi o zbrodnię polegającą na skazaniu (sygn. So.W.414/82) Bogusława Malona za to, że „w dniach 17 i 23 sierpnia 1982 r. wywiesił w miejscach publicznych na terenie Szczytna 7 sporządzonych przez siebie ulotek o treści nawołującej do nieposłuszeństwa przepisom oraz wyszydzającej ustrój PRL”. Działacz opozycji czasów PRL został skazany przez Sąd Pomorskiego Okręgu Wojskowego w Bydgoszczy w trybie doraźnym na 3 lata pozbawienia wolności i pozbawienie praw publicznych na 2 lata.

W sprawę zaangażowani byli:

– sędziowie PRL: kpt. Marian Buliński (Sąd Pomorskiego Okręgu Wojskowego – Bydgoszcz) – sędzia zawodowy; płk Zbigniew Grabowski (Sąd Pomorskiego Okręgu Wojskowego – Bydgoszcz) – sędzia zawodowy, przewodniczący; por. Andrzej Kamiński (Sąd Pomorskiego Okręgu Wojskowego – Bydgoszcz) – sędzia zawodowy; ppor. Ryszard Kozłowski (Sąd Pomorskiego Okręgu Wojskowego – Bydgoszcz) – sędzia zawodowy, postanowienie o trybie doraźnym, mjr Ryszard Michałowski (Sąd Pomorskiego Okręgu Wojskowego – Bydgoszcz) – sędzia zawodowy (Sąd Warszawskiego Okręgu Wojskowego – Warszawa) – sędzia zawodowy, tymczasowe aresztowanie; (Sąd Pomorskiego Okręgu Wojskowego – Bydgoszcz) – sędzia zawodowy, tymczasowe aresztowanie.

– prokuratorzy PRL: por. Jerzy Puzyrewski (Wojskowa Prokuratura Garnizonowa – Olsztyn); kpt. Dariusz Szewirski (Wojskowa Prokuratura Garnizonowa – Olsztyn) por. Wojciech Trześniewski (Wojskowa Prokuratura Garnizonowa – Olsztyn).

rpkpprl2Z informacji przekazanej 5 października 2016 roku m.in. PAP wiadomo, że Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego prof. Małgorzata Gersdorf próbuje narzucić rządowi Beaty Szydło, prokuraturze, inspekcji sanitarnej walkę z „miasteczkiem namiotowym” umieszczonym przed gmachem SN.

Manifestujący patrioci mają rzekomo załatwiać swoje potrzeby fizjologiczne na trawniku przed w/w sądem i popełniać inne wykroczenia, np. niszczyć trawnik. Wygląda na to, że pani Gersdorf wsłuchała się w głos i „doświadczenie” SSN Mariana Bulińskiego, który brał udział w skazaniu człowieka za 7 ulotek na 3 lata więzienia.

PiS wsłuchało się w głos kolegów z opozycji?

Od nowego roku kilkuset funkcjonariuszy policji ma stracić stanowiska. Chodzi o policjantów pełniących kierownicze funkcje, którzy służbę rozpoczęli przed 1989 – informuje RMF FM. Jak podaje radio, decyzję podjęło Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. Zwolnienia mają objąć komendantów, wicekomendantów i naczelników wydziałów. Według sprawozdania, które cytuje z posiedzenia zarządu NSZZP z wiceministrem SWiA Jarosławem Zielińskim i Komendantem Głównym Policji, wiceminister poinformował, że „po 31 grudnia 2016 roku osoby w przeszłości zatrudnione w Milicji Obywatelskiej nie będą mogły zajmować kierowniczych stanowisk w Policji”. Zatem skala problemu, który zauważyło MSWiA jest nadal porażająca. Jeszcze w marcu wiceminister Zieliński był uprzejmy odpowiedzieć na interpelację poselską nr 699 m.in. dr Józefa Brynkusa (nr 799 posła Janusza Sanockiego, oświadczenie senatorskie mec. Zbigniewa Cichonia, 9 posiedzenie Senatu RP IX kadencji), z treści której wynika wprost to, że dla kierownictwa MSWiA obeliski i monumenty postawione jako wyraz czołobitności okupacyjnej armii są (były?) „pomnikami”, a ponadto Zastępca Komendanta Głównego Policji w dniu 13 października 2015 roku polecił wzmożony nadzór nad miejscami pamięci żołnierzy radzieckich. Od wielu lat moje środowisko domagało się dekomunizacji, lustracji oraz rozliczenia czasów PRL. Wielokrotnie oskarżano nas o przesadę. Dopiero dziś koledzy z PiS dostrzegają ten problem -? w obliczu zagrożenia imperialną polityką Federacji Rosyjskiej. Mimo wielu lat opóźnień mogą liczyć na wsparcie środowiska KPN i NIEZŁOMNYCH w oczyszczeniu instytucji państwowych z komunistycznych zbrodniarzy. O ile walka z komunistami i ich kolejnymi pokoleniami w strukturach MSWiA będzie dosyć prosta to jednak ważniejszą jest batalia o sanację wymiaru sprawiedliwości. Stąd miasteczko namiotowe pod SN i nasze pozytywne propozycje zmian.

Podsumowując. Domagam się natychmiastowego odsunięcia od orzekania sędziego Mariana Bulińskiego i innych komunistycznych zbrodniarzy. Przedstawiciele sądownictwa nie chcą dyskutować na temat naszych pozytywnych projektów zmian w sądownictwie, m.in. wprowadzenie tzw. „ław przysięgłych”, które istniały w II RP. Ława przysięgłych jako instytucja polskiego prawa procesowego istniała w dwudziestoleciu międzywojennym. Przewidywały tę instytucję Konstytucja marcowa w artykule 83, kodeks postępowania karnego z 1928 r. oraz prawo o ustroju sądów powszechnych z tego samego roku. Na ziemiach dawnego zaboru austriackiego, działały one na podstawie przepisów zaborczych – zostały one zniesione ustawą z dnia 9 kwietnia 1938 r. o zniesieniu instytucji sądów przysięgłych i sędziów pokoju.

Tryb powoływania członków sądów przysięgłych w II RP różnił się znacznie od przyjętego w systemie prawa brytyjskiego. Przysięgli ławnicy mieli być wybierani przez organizacje społeczne i pełnić swoją funkcję kadencyjnie. „Kasta sędziowska” musi przejść rzeczywistą sanację i usunąć ze swoich szeregów zwykłych zdrajców. W obecnym stanie rzeczy i sytuacji swoistego wypowiedzenia posłuszeństwa Państwu Polskiemu przez władzę sądowniczą drogą do uzdrowienia powinno być wniesienie ustawy wygaszającej obecny skład SN na podstawie sprzeniewierzenia się art. 2 Konstytucji RP, m.in. ujawnione rozmowy o „ustawianiu” spraw „za bańkę”. Metody działania z czasów PRL muszą zostać przecięte … aby mogła zostać zrealizowana „dobra zmiana”.

* Autor to przewodniczący Konfederacji Polski Niepodległej – Niezłomni, był posłem na Sejm RP I, II i III kadencji, więźniem politycznym PRL. Obecnie koordynuje prace Europejskiego Centrum Ścigania Zbrodniarzy Komunistycznych i Faszystowskich.

edwardkuliga

Edward Kuliga*

Słuszna inicjatywa obywatelska obrony dzieci nienarodzonych, spotkała się, co było do przewidzenia, z furią środowisk liberalnych i lewicowych. Jak zwykle biją oni w te same dzwony: tzw. wolności i praw kobiet.

Taktyka socjotechniczna nowej lewicy polega m.in. na zmianie tradycyjnych pojęć poprzez wymianę ich zawartości semantycznej oraz stosowanie eufemizmów łagodzących i relatywizujących prawdę i znaczenie logiczne i moralne słów dla niej niewygodnych. W myśl powyższej taktyki zabijanie dzieci w łonach matek albo tuż po urodzeniu zastąpiono pojęciem aborcji, rozumianej jako niewinny zabieg przerwania ciąży niechcianej, a pojęcie dziecka- zarodkiem lub płodem likwidowanym dla jego dobra. Cała energia zwolenników dzieciobójstwa i stojącymi za nimi grup interesów idzie teraz na wciągnięcie obrońców życia na płaszczyznę ideologiczną i przekształcenie sporu o obronę życia dzieci w wojnę światopoglądową i polityczną. Przedmiotem sporu nie jest dobro człowieka jako osoby i istoty ludzkiej, tylko bliżej niezdefiniowany zarodek i płód ludzki, z którym każdy może postąpić jak zechce. Według tej ideologii człowiek w fazie prenatalnej to pojęcie światopoglądowe do dowolnego zdefiniowania przez każdego nieuka czy cynika na swój sposób. Zaś ordynarne prawo do własnego brzucha zrównuje dziecko nienarodzone z nowotworem złośliwym. Jest to jest pułapka ideologiczna i polityczna zastawiona na obrońców życia i aby się z niej wyrwać trzeba wyeliminować z ustawy wszelkie eufemizmy, w tym kłamstwo aborcyjne i pojęcie aborcji w jej dotychczasowym, ideologicznym znaczeniu i nazywać rzeczy po imieniu. Należy przenieść spór na obiektywną płaszczyznę naukowo-medyczną i prawną i używać pojęć jednoznacznych i adekwatnych do czynów z uwzględnieniem kultury życia i kontekstu etycznego, wynikającego z cywilizacji łacińskiej.

Zamiast o zakazie aborcji mówić wprost o zakazie dzieciobójstwa. Zamiast o ochronie płodu mówić o prawie dziecka do życia itd. Wobec silnego zamętu i fałszywej świadomości społecznej w tej sprawie potrzebny jest słownik podstawowych definicji do ustawy z określeniem pojęcia osoby i początku życia istoty ludzkiej z biologicznego i medycznego punktu widzenia i jako podmiotu prawa. Niech wystąpią publicznie uczeni (nie politycy czy dziennikarze) i wyjaśnią ludziom czym jest istota ludzka i jej genetyczna i biologiczna tożsamość. Ważne są także świadectwa matek dzieci ocalonych i zabitych. Walka z poprawnością polityczną i zakłamaniem ideologicznym wokół obrony życia może przynieść skutek tylko poprzez jasne i jednoznaczne mówienie prawdy i nazywanie rzeczy i czynów zgodnie z ich rzeczywistym znaczeniem. Zwolennicy zabijania dzieci bardzo tego nie lubią, bo wiedzą, że na polu prawdy są przegrani. Niepoprawnie jest głosować za zabijaniem i selekcją genetyczną dzieci - natomiast za aborcją płodu owszem. Niewielu zaprzeczy dziecku prawu do życia- ale z płodem można już uczynić wszystko. W celu bezkarnego unicestwiania ludzi niewygodnych zawsze odmawiano im najpierw godności ludzkiej. Ta walka trwa od początku świata i będzie trwała zawsze ale przy okazji tej ustawy trzeba poruszyć świadomość społeczną, przezwyciężyć ugruntowaną przez lata kłamstwa mentalność aborcyjną i na nowo postawić problem istoty człowieczeństwa i kultury życia we współczesnym świecie. Niska świadomość i słaba kondycja moralna społeczeństwa są tu największą przeszkodą. Jakiekolwiek uchwały w tej sprawie musi poprzedzić szczera refleksja, szeroka kampania edukacyjna i informacyjna oparta na prawdzie, wolna od gry politycznej i od nacisku antypolskiej agentury wpływu, szukającej każdej okazji i pretekstu do obalenia polskiego Rządu.

Czy życie, godność i podmiotowość ludzką nabywamy z chwilą poczęcia , czy na mocy głosowania lub decyzji naszych zwolenników lub przeciwników. Czy bycie człowiekiem ma charakter obiektywny i przyrodzony czy też uznaniowy. Czy każdy ma prawo do urodzenia się. Kto może decydować o dalszym życiu dziecka poczętego. Czy odmawianie godności ludzkiej i kłamstwo aborcyjne powinny być penalizowane. Rozstrzygnięcie tych zagadnień musi być postawione na wstępie do ustawy o zakazie dzieciobójstwa - inaczej dalsze procedowanie będzie zawieszone w próżni aksjologicznej i logicznej i zakończy się kolejnym kompromisem ideologicznym albo gestem Piłata. Każda forma oportunizmu w tej sprawie będzie ze szkodą dla tych najmniejszych, których tylko Pan Bóg weźmie w obronę, bo obdarzył ich szczególną troską i miłością(Mt.18.5,10).

* Autor był działaczem krakowskiej „Solidarności” w latach 1980-1989.

Minister Sprawiedliwości
Prokurator Generalny
Zbigniew Ziobro
Al. Ujazdowskie 11
00-950 Warszawa

Dotyczy: łamania prawa w stosunku do więźnia politycznego Zygmunta Miernika s. Ignacego przez władze ZK w Wojkowicach i przez konwojującą go policję

Szanowny Panie Ministrze,

zkpn19791989logoW dniu 25 sierpnia 2016 r. podczas manifestacji pod Ministerstwem Sprawiedliwości domagającej się uwolnienia więźnia politycznego Zygmunta Miernika, jako jeden z dwu reprezentantów zgromadzenia, spotkałem się w budynku z przedstawicielami Ministerstwa, w tym z Dyrektorem Gabinetu Politycznego panem Michałem Wosiem. W osobistej rozmowie przyrzekli oni, że Zygmunt Miernik będzie traktowany w oparciu o art. 107 KKW mówiący o skazanych za przestępstwo popełnione z motywacji politycznej, religijnej lub przekonań ideowych, że będzie traktowany zgodnie z zasadami humanitaryzmu, z szacunkiem, jego potrzeby będą respektowane, będzie mógł być dalej leczony. Przyrzeczono również wniesienie kasacji od niesprawiedliwego wyroku sądowego, który był zwykłą zemstą sądową za protest przeciwko ochranianiu zbrodniarzy komunistycznych przez sądy. Bo to czego dokonał Zygmunt Miernik, było czynem koniecznym, chwalebnym i odważnym.

Minęły niedawno dwa miesiące uwięzienia Zygmunta Miernika i rzeczywistość okazała się całkowicie inna. Trwają nieprzerwanie prześladowania i upokarzanie Miernika, któremu patronuje dyrektor ZK płk Maciej Błaszczyszyn. Najważniejszym faktem jest decyzja kierownictwa więzienia o zaliczeniu Zygmunta Miernika do więźniów kryminalnych, gdyż wg nich jego czyn nie został popełniony z motywacji politycznej lub przekonań ideowych. Wszyscy wiemy, że Dyrektor ZK łamie prawo podejmując taką decyzję, wiemy, że rzut tortem nie był zastosowaniem przemocy. W 2004 roku mężczyzna, który z bliskiej odległości uderzył tortem prezydenta Lecha Kaczyńskiego nie odsiedział nawet dnia w więzieniu (tak wynika z info w Internecie). Czyżby głowa ochroniarza Czesława Kiszczaka, sędzi Anny Wielgolewskiej zasługiwała na wyjątkową ochronę prawną, na którą nie zasługiwała osoba prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Czy Ministerstwo Sprawiedliwości sprawuje jakikolwiek nadzór nad ZK Wojkowice, czy też więzienie jest samodzielną ekspozyturą Moskwy na III RP, bo tylko w interesie agentury leży prześladowanie patriotów.

To oczywiście tylko początek długiej listy szykan wobec Miernika. Przebywa on w celi sześcioosobowej, zamknięty z kryminalistami. Także na spacer wychodzi razem z nimi. Zygmunt Miernik, weteran walk o Niepodległą Polskę zamiast jak mówi art. 19 Konstytucji być otoczony specjalną opieką przez państwo jest niszczony przez to państwo o które walczył całe życie. Jest dowożony na rozprawy do sądu w Krakowie skuty kajdankami, z nogami skutymi łańcuchem, jak najbardziej niebezpieczny przestępca. Ja to wszystko widzę, bo razem z nim i pięcioma innymi osobami jestem oskarżony o śpiewanie pieśni patriotycznych, a jak policjant zeznał rozpoznano nas po opaskach białoczerwonych na rękach i po posiadaniu określonych poglądów. Wypadało by się zapytać, czy mamy się śmiać, czy płakać. Zygmunt Miernik jest specjalnie kuty bardzo ciasno, aby zadawać mu dodatkowy ból. Po ostatnim takim kuciu miał czerwone wybroczyny na przegubach rąk. Jest ciężko chory. Ma zaawansowaną cukrzycę. Pozbawia się go możliwości zażywania lekarstw i przyjmowania posiłków w czasie brania go w transport do różnych miejscowości, gdzie są przeciwko niemu prowadzone rozprawy o działalność patriotyczną. To właśnie w trakcie tych transportów policjanci starają się bardzo o niszczenie jego zdrowia. Jeżeli Pan o tym nie wiedział, to niniejszym informuję o tych faktach.

Chciałbym dowiedzieć się od Pana Ministra, kiedy to bezprawie sądowe, więzienne i policyjne zakończy się w stosunku do Zygmunta Miernika. O ile to pierwsze jest niezależne od Pana decyzji, to za drugą i trzecią formę bezprawia jest Pan odpowiedzialny.

Zygmunt Miernik to na razie ostatni więzień PRL. Sądzę, że Pan wie co należy zrobić, że Pan wie co jest Pana obowiązkiem. Nie muszę Panu podpowiadać.

Oczekuję, zgodnie z art. 35 KPA pisemnej, szczegółowej i terminowej odpowiedzi, i wyjaśnień na opisane w tym piśmie bezprawie spotykające weterana walk o Niepodległą Polskę, Zygmunta Miernika.

Z poważaniem,
Krzysztof Bzdyl – prezes ZKPN 1979-89, więzień polityczny - więzienia: Warszawa, ul. Rakowiecka / Nowy Wiśnicz / Kraków, ul. Montelupich / Racibórz / Strzelce Opolskie / Kłodzko / Strzelin

krakowniezaleznymkInformacja własna

27 września 2016 roku w Sądzie Rejonowym dla Krakowa–Śródmieścia, ul. Przy Rondzie 7 odbyła się kolejna rozprawa w ramach procesu za działalność patriotyczną – usunięcie obiektu rosyjskiego z centrum Nowego Sącza. Wśród osób biorących udział w rozprawie był także oskarżony - obecny więzień polityczny III RP - p. Zygmunt Miernik, którego przywieziono w kajdanach na rękach i nogach.

Dwie relacje filmowe nadesłał p. Stefan Budziaszek:
Zeznania policjanta. "Haniebny proces cd." https://www.youtube.com/watch?v=-TCel3TH1Tk
Uwolnić Zygmunta Miernika! Apel do min. Zbigniewa Ziobry https://www.youtube.com/watch?v=6yahTu8RqxI

A fotoreportaże sprzed i z sali rozpraw oraz sprzed budynku sądu pp. Alicja Rostocka i Elżbieta Serafin: https://goo.gl/photos/ntxNYmsPRemHp1Wo9 / https://goo.gl/photos/XLy7XmbVWWdd9Yjx8

stefanbudziaszekStefan Budziaszek

13 września 2016 roku przed sądem w Krakowie odbyła się kolejna rozprawa w czwartym już procesie opartym na podstawie fałszywych, haniebnych oskarżeń przez policjantów z komendy Miejskiej Policji w Nowym Sączu, przeciwko weteranom z Konfederacji Polski Niepodległej. Przewodniczący Związku Konfederatów Polski Niepodległej, p. Krzysztof Bzdyl zwrócił się do Sądu z prośbą o skierowanie pisma do ministra Mariusza Błaszczaka z zapytaniem czy ma on pełną świadomość, że jego podwładni z policji w Nowym Sączu uczestniczą jako oskarżyciele patriotów w tym antypolskim procesie: https://www.youtube.com/watch?v=3S1fgrHEph4

(Od Redakcji): zestaw zdjęć z rozprawy zawdzięczamy p. Elżbiecie Serafin:
https://goo.gl/photos/yJTrqJFdTGhx1h7u8

Warszawa-Wadowice, 7 września 2016 r.

Oświadczenie organizatorów Projektu „Rotmistrz Pilecki Bohater Niezwyciężony”

Stare przysłowie głosi, że „czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”. Ostatnio dowiódł tego znany działacz PZPR a obecnie PO, Dariusz Rosati. Oto ów kieszonkowy mąż stanu (nie bierzemy pod uwagę jego wzrostu) zadał na Twitterze pytanie, „czy to może być prawda?” informując zarazem o rzekomym pokrewieństwie z rodziną Lecha i Jarosława Kaczyńskich komunistycznego ministra sprawiedliwości w rządzie Bieruta, Henryka Świątkowskiego, który podpisał wyrok śmierci na Rotmistrza Witolda Pileckiego. To manipulacja wyjątkowo ohydna i niegodziwa.

Wszyscy znający, choćby pobieżnie, historię najnowszą Polski, wiedzą, że owo rzekome pokrewieństwo to bujda, dawno już zdementowana przez historyków i genealogów. Ale Dariuszowi Rosatiemu to nie przeszkadza, bowiem plucie na Polskę i Polaków wyssał w młodości ze statutu PZPR. Więc dzisiaj czyni to nadal. Jak niegdyś mistrz totalitarnej propagandy Józef Goebels, jak późniejsi goebelsowscy naśladowcy, Stefan Martyka i Wanda Odolska w komunistycznej radiowej „Fali 49”. Pytali oni onegdaj przez propagandowe tuby np. „czy to nie jest dziwne?” albo „kto za tym stoi?”.

Jak widać, to stara i wielokrotnie stosowana metoda lewackiej i komunistycznej propagandy oraz bezpieki wykorzystywana do opluwania porządnych ludzi, zawoalowana w pozornej niewiedzy uzasadniającej pytania, przypomniała się działaczowi PO, a wcześniej PZPR. Metoda znana ludziom totalitarnych służb, a zatem także Dariuszowi Rosatiemu, który był wszak zarejestrowanym kontaktem operacyjnym bezpieki. I już sam ten fakt powinien go społecznie dyskwalifikować. O dyskwalifikacji honorowej nie warto wspominać, bo agenci bezpieki pojęcia honoru nie znali i nigdy nie mieli.

Nie apelujemy zatem do Dariusza Rosatiego o przeprosiny, czy to za pomówienie rodziny Kaczyńskich, czy za manipulowanie pamięcią Witolda Pileckiego, bo się po nim przeprosin nie spodziewamy. Żądamy krótko, sienkiewiczowsko-kmicicowskim „Kończ Waść, wstydu (sobie) oszczędź”… No, chyba, że pojęcie wstydu także Dariuszowi Rosatiemu jest obce. A to może być prawdą.

W imieniu organizatorów Projektu „Rotmistrz Pilecki Bohater Niezwyciężony”
Biuro Prasowe Projektu

Pod oświadczeniem podpisali się także: Małgorzata Kupiszewska, koordynator Projektu / dr hab. prof. UP Kraków Józef Brynkus, poseł na Sejm RP, opiekun naukowy Projektu / Michał Siwiec-Cielebon, dziennikarz.

elzbietaserafinElżbieta Serafin

29 sierpnia 2016 roku z oskarżenia Prokuratury Rejonowej Kraków - Śródmieście Wschód przed Sądem Rejonowym dla Krakowa - Krowodrzy Wydział II Karny stanął nasz kolega dziennikarz Józef Wieczorek. Ukarany został kwotą 3.000 zł plus koszty sądowe (mimo, że nie było rozprawy) za opublikowanie na YouTube wideo z procesu Adama Słomki, którego postawiono przed sądem za rzekome nakłanianie przestępców z gangu "Krakowiaka" do zabójstwa sędziego. Jak pisze Józef Wieczorek: "Proces Adama Słomki przypadł na okres zbierania głosów poparcia dla jego kandydatury w wyborach prezydenckich, co mogło być działaniem na rzecz zdyskredytowania go jako kolejnego kandydata". W ramach wykonywania dziennikarskich obowiązków czuł się zobowiązany ten proces zarejestrować. Sędzia pozwolił nagrywać dźwięk bez obrazu. Adam Słomka został uniewinniony. Józef Wieczorek "kierując się dobrem publicznym oskarżonego kandydata na prezydenta" ujawnił przebieg rozprawy zarejestrowany przez jednego z obserwatorów. Do tej pory nie zażądano od niego usunięcia tego materiału z YouTube. Oskarżyciel natomiast żąda ujawnienia osoby, od której otrzymał nagranie, co jest sprzeczne z Kodeksem Etyki Dziennikarza. Jak podaje też Józef Wieczorek: "W wykazie dowodów przedstawionych w akcie oskarżenia znalazł się nie tylko zapis rozprawy Adama Słomki, ale też zapis spotkania z nim Klubu Wtorkowego (ze strony blogmedia24.pl), a także jedno z moich pism do władz Uniwersytetu Jagiellońskiego o wznowienie wykładów na uczelni przerwanych w wyniku politycznej weryfikacji kadr akademickich w 1986 r przeprowadzonej przez komisję o nieznanym do dnia dzisiejszego składzie. Wytoczenie mi w/w procesu w takim rozszerzonym zestawie dowodowym trudno inaczej zinterpretować jak zastraszanie niezależnego dziennikarza niewygodnego na wielu polach działalności publicznej".

Józef Wieczorek absolwent geologii Uniwersytetu Warszawskiego wykładał geologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Opublikował wiele prac, działał w Polskim Towarzystwie Geologicznym. Komunistyczne władze Uniwersytetu Jagiellońskiego usunęły go z uczelni, bo był niewygodny, bo był patriotą. Jako dysydent akademicki założył wiele stron internetowych, gdzie opisuje problemy środowiska akademickiego, a w szczególności jego patologie. Jest niezależnym dziennikarzem i fotoreporterem. Za swoją działalność został uhonorowany przez Kongres Mediów Niezależnych główną nagrodą "za obronę prawdy w mediach".

"Wytoczenie mi procesu w tej sprawie może zniechęcać dziennikarzy do wnikliwego relacjonowania rozpraw sądowych i egzekwowania prawa do informowania o nich opinii publicznej. Moim zdaniem właśnie o to może chodzić w tej sprawie" - mówi.

29 sierpnia Józef Wieczorek przekazał prowadzącemu rozprawę sędziemu Przemysławowi Wypychowi wniosek o pozwolenie na rejestrację obrazu i dźwięku. Dostał zezwolenie tylko na rejestrację dźwięku, ponieważ jest stroną w sprawie, o czym mówi art. 358 KPK. Obrońca Konrad Firlej zgłosił wniosek o dopuszczenie dowodów z zeznań świadków. Sędzia zapytał czy są świadkowie na sali. Ludzie nie byli pewni czy będą występować jako świadkowie. Zrobiło się lekkie zamieszanie. Sędzia ustawił wszystkich do pionu i poinformował, że od tej chwili będzie usuwać z sali każdą osobę, która się samodzielnie odezwie. Sędzia wymienił osoby, które będą świadkami i kazał im opuścić salę.

Głos zabiera oskarżyciel: "Oskarżam Józefa Wieczorka o to, że w bliżej nieustalonym dniu w okresie od 13 marca 2015 roku do 18 marca 2015 roku w nieustalonym miejscu, przy użyciu internetowego serwisu You Tube publicznie rozpowszechnił wiadomości z rozprawy sądowej prowadzonej z wyłączeniem jawności przed Sądem Okręgowym w Krakowie Wydział IV Karny Odwoławczy sygn. 4KA1059/14, jest to przestępstwo z art. 241 paragraf 2 KK".

Józef Wieczorek wyjaśniał, że nie on rejestrował rozprawę i nie jest właścicielem platformy You Tube, która rozpowszechnia film, a która w razie naruszenia prawa może taki materiał usunąć. Nie reagowała też prokuratura, gdy film był na You Tube. Nie zwróciła się ani do You Tube, ani do Józefa Wieczorka, że jest naruszane prawo i należy to usunąć, a on nie miał wtedy informacji, że narusza jakieś prawo. Nigdy nie miał takiej sprawy, a opublikował około 1300 filmów. Prokurator pytała o tamtą rozprawę Adama Słomki z 13 marca 2015 roku. Był na tamtej rozprawie tylko na początku. Publiczność protestowała przeciwko odmowie zgody na pełną rejestrację rozprawy (obraz i dźwięk), wkroczyła policja, wyszedł z sali jako pierwszy, bo nie dostał zgody. Nie słyszał, by sąd wyłączył jawność rozprawy. Na sali zrobiło się głośno, sąd zarządził, by publiczność opuściła salę. Dostał potem zapis rozprawy, co było dowodem na to, że inne osoby mogły za zgodą sądu rejestrować jej przebieg. Prokurator pytała czy mimo zakazów sędziów spotkał się z nagrywaniem rozpraw. Bywało różnie, bo np. kiedy na jawnej rozprawie prosił o zgodę na rejestrację, zgody takiej nie otrzymał. Przypomniał proces jasełkowy, kiedy to na pierwszej rozprawie pozwolono rejestrować, na następnej nie - bez podania przyczyny. Ale gdy weszła Telewizja, dostali zgodę na rejestrację, zarówno oni jak i Wieczorek. Jak mówi: "zależało to od humoru, a nie przepisu prawa". A w tej sprawie, że rozprawa była niejawna dowiedział się dopiero wiele miesięcy później, jesienią, gdy przesłuchiwano go na komendzie policji. Na pytanie obrońcy Konrada Firleja: "Czy uważa pan, że materiał, który pan zamieścił na You Tubie godzi w jakieś wartości społeczne wyższego rzędu, w związku z tym nie powinien być na You Tubie umieszczony?" odpowiedział, że gdyby tak było, to by tego nie publikował i dodał: "To jest normalna zasada. Nie odbywa się to na sali sądowej, tylko dochodzi do pertraktacji". Konrad Firlej zadał kolejne pytanie: "Czy uważa pan, że ten materiał realizował jak zadania, do których powoływani są między innymi dziennikarze, a więc upublicznienia spraw, które budzą w odczuciu społecznym wątpliwości?" "Tak. Jako dziennikarz mam obowiązek" - odpowiedział. Józef Wieczorek na pytanie sędziego czy obejrzał film przed publikacją powiedział, że fragmentarycznie. To nie było nagranie z podglądu czy podsłuchu. Ten fragment pokazywał ścianę. Nagranie filmu nic nie wnosiło, a nagranie głosu było kiepskie. Policja to rozszyfrowywała przez ok. 10 godzin.

Kolejna rozprawa, podczas której nastąpi przesłuchanie świadków odbędzie się 17 października 2016 roku o godzinie 10:10 w sali D-144.

Prosimy Państwa o rozpowszechnianie informacji o tej sprawie. Prosimy też wesprzeć swoją obecnością naszego kolegę Józefa Wieczorka.

Anna Dąbrowska*

Determinacja „salonu” w przywróceniu panowania Bredzisława i jego kumpli z „partii kolesi”, jest ogromna. Jak w wolnej amerykance: wszystkie chwyty dozwolone. Nie ma znaczenia, że kostiumy „demokratów” i toleransów opadną przy okazji szarpaniny i ukarze się naga… prawda. Już i tak wiadomo kto POP a kto Polak. Ostatnia niedziela w Gdańsku wyraźnie to pokazała.

Naród w swej najlepszej reprezentacji zjawił się na pogrzebie Wyklętych Bohaterów. Po 70 latach oddał należną im cześć, podziękował za walkę o wolność ojczyzny, wierność jej odwiecznym ideałom. Towarzystwo komediantów i udawaczy zadawało pytania kim byli. Komunistyczne kanalie wylewały wiadra ekskrementów w sieci. Najbardziej bezczelni sprofanowali swą obecnością miejsce modlitwy.

Bandę udawanych patriotów stać tylko na destrukcję. I niech mi nikt nie wmawia, że każdy ma prawo do swoich poglądów. Tu nie w poglądach problem a w identyfikacji z Polską, z Narodem. Mam wielu przyjaciół o odmiennych poglądach politycznych, ale: 3 maja, 1 sierpnia i 3 marca identycznie czcimy. Bo to nasza wspólna przeszłość, zwłaszcza od czasu, kiedy znamy prawdziwą jej wersję.

Kolejną hucpę urządzono w Warszawie. Opisuje ją na stronie wpolityce.pl Jan Pospieszalski.

20160901adksdFinałowy koncert festiwalu „Chopin i jego Europa” w Filharmonii Narodowej (fot. pixabay.com). Przed występem artystów przemawia wiceminister kultury Wanda Zwinogrodzka – ministerstwo jest współorganizatorem festiwalu. W tym momencie grupka ludzi zaczyna głośno się śmiać, tupać, buczeć. Wrażliwi i kulturalni obywatele nie będą przecież spokojnie słuchali słów jakiegoś pisiora. Chamstwo w tym tolerancyjnym środowisku to widać norma. Skoro nic są dla nich groby, trumny, pogrzeby, czym być może Narodowa Filharmonia. Może to jakaś fobia, lęk przed wszystkim co w nazwie choćby posiada słowo „NARODOWY”?

Bogu dzięki Polacy są mądrzy. Nie dajemy się sprowokować byle komu a na dodatek potrafimy z klasą reagować na te podłe, prostackie i obce naszej kulturze zachowania.

„Kiedy dyrektor Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina podziękował ministerstwu za współorganizację koncertu – pisze Jan Pospieszalski - na sali rozbrzmiała salwa oklasków”.

Według autora tekstu, była to właśnie reakcja na prowokację chamów.

* Autorka jest prezesem Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Tekst i ilustracja za: http://warszawskagazeta.pl/felietony/anna-dabrowski/item/4129-kolejny-atak-chamow-teraz-filharmonia-narodowa

krakowniezaleznymkInformacja własna

W poniedziałek, 29 sierpnia 2016 roku przed sądem dla Krakowa-Śródmieścia ruszył proces za działalność pro publico bono p. Józefa Wieczorka. Oskarżono go o rozpowszechnianie na filmowym kanale społecznościowym YouTube relacji wideo z rozprawy sądowej i wyznaczono karę w wysokości 3.000 zł (plus koszty sądowe).

Jak pisze sam Józef Wieczorek: "Rzeczywiście na YouTube (Proces Adama Słomki w Krakowie 13 03 2015 r – https://www.youtube.com/watch?v=nUgdgcAyH_U) umieściłem nagranie z procesu Adama Słomki - polskiego polityka, działacza opozycji demokratycznej przez lata związanego z KPN, b. posła na Sejm, a w 2015 r. kandydata w wyborach prezydenckich z ramienia koalicji „Niezłomni”...

davProces A. Słomki przypadł na okres zbierania głosów poparcia dla jego kandydatury i budził uzasadnione zainteresowanie publiczne. Absurdalność oskarżeń A. Słomki o nakłanianie bandytów z tzw. gangu “Krakowiaka” do zabójstwa sędziego nasuwała myśl o działaniach na rzecz zdyskredytowania niewygodnego kandydata na prezydenta. Zawiadomiony o procesie chciałem w ramach wykonywania dziennikarskich obowiązków (miałem legitymację prasową Związku Konfederatów Polski Niepodległej Oddział Małopolski) ten proces zarejestrować, ale sąd ogłosił niejawność procesu dla mediów i obserwatorów, przeciwko czemu oskarżony protestował powołując się na prawa człowieka" (na zdjęciu pośrodku - obrońca, p. mec. Konrad Firlej i oskarżony, p. Józef Wieczorek, fot. p. Mirosław Boruta).

Więcej szczegółów znajdą Państwo na stronie oskarżonego:
https://blogjw.wordpress.com/2016/01/15/moja-dzialalnosc-pro-publico-bono-przed-sadem
a my dziękujemy za zdjęcia z rozprawy, nadesłane przez p. Elżbietę Serafin:
https://goo.gl/photos/f1vedn51YHc2ZZQFA

Anna Dąbrowska*

Wicepremier rządu obecnego króla Europy gościł w progach zaprzyjaźnionej z nim telewizji. Zarówno osoba, jak słowa przez ministra wypowiedziane, potwierdzają, że miejsce, w którym się znalazł jest dla tego gatunku ludzi najbardziej odpowiednie. Tam nie tylko czują pokrewieństwo dusz i umysłów, tam czerpią energię do działania i stamtąd wpływają na swoich fanów.

- Wielka Brytania wykluczona z gry z powodu Brexitu. Obecny polski rząd skłócony i to w taki zasadniczy, głęboki sposób, z Niemcami. I jeżeli Trump wygra - bez sojusznika amerykańskiego. W tej sytuacji uważam, że jedyną rzecz, jaką patriotyczny polityk mógłby zrobić - a patriotyzmu Jarosławowi Kaczyńskiemu nie odmawiam, mimo że zdrowego rozsądku już tak - to jest pójść na kolanach do Berlina i przeprosić Angelę Merkel – takich to rad udzielał panu prezesowi Kaczyńskiemu i obecnemu rządowi pan były wicepremier naszego kraju w rozmowie z red. Jolantą Pieńkowską.

20160809adksdMoże nie ma się co dziwić, komuś, kto wychowany został na kosmopolitę. Wszak z polskim interesem narodowym ma pan Rostowski (fot. YouTube) tyle wspólnego, co zawodnik sumo z baletem. Udowodnił to pełniąc w sposób poddańczy wobec dyktatu możnych unii, funkcje wicepremiera i ministra. Przeraża jednak, jak bardzo rządzący przez 8 lat ludzie zakodowani byli na poddaństwo. Polska suwerenna, samo-stanowiąca po prostu nie mieści się w schemacie ich myślenia. Przyczyny dla których tak się dzieje, pozostawiam psychologom i socjologom. Niezależnie od ich opinii, nigdy więcej nie powinni Polską rządzić ludzie podobni panu Rostowskiemu.

* Autorka jest prezesem Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Tekst i ilustracja za: http://warszawskagazeta.pl/polityka/item/4069-jan-antony-vincent-rostowski-radzi-prezesowi-jaroslawowi-kaczynskiemu-czyli-madremu-dosc

alicjarostockaAlicja Rostocka

We czwartek, 11 sierpnia 2016 roku przed budynkiem krakowskich sądów odbyła się manifestacja przeciw bezprawiu sądowemu "Uwolnić Miernika a wsadzić Michnika". Jak napisali organizatorzy - Związek Konfederatów Polski Niepodległej 1979-89 celem pikiety było zaprotestowanie przeciw antypolskim wyrokom, przeciw uniewinnianiu zbrodniarzy komunistycznych winnych zbrodni przeciw ludzkości, a skazywaniu na więzienie polskich patriotów - np. p. Zygmunta Miernika - protestujących przeciw takiemu działaniu sądów. Zapraszam Państwa do obejrzenia kilkunastu zdjęć z pikiety: https://goo.gl/photos/LFxFJyfxeiCJ4FwaA

(Od Redakcji): A my zapraszamy do obejrzenia relacji filmowej, autorstwa p. Stefana Budziaszka:
https://www.youtube.com/watch?v=97mTsvkDKg4

Więcej o sprawie p. Zygmunta Miernika pisze na naszych stronach p. Elżbieta Serafin:
https://www.krakowniezalezny.pl/zygmunt-miernik-w-wiezieniu

stefanbudziaszekStefan Budziaszek

10 sierpnia 2016 roku senator Bogdan Pęk w swoim wystąpieniu przy Krzyżu Narodowej Pamięci w Krakowie, w czasie uroczystości poświęconej 76. Miesięcznicy Smoleńskiej, powiedział m.in: "Nie może być tak, żeby większość mediów łgała i linczowała publicznie naszych najlepszych przedstawicieli"...

Zapraszam na film: https://www.youtube.com/watch?v=Qm-CNELRdHg

elzbietaserafinElżbieta Serafin

W czerwcu 2013 roku w Warszawskim Sądzie Okręgowym toczył się kolejny proces zbrodniarza komunistycznego generała Czesława Kiszczaka odpowiedzialnego między innymi za wymordowanie górników z kopalni "Wujek" w grudniu 1981 roku. Jak podawało Biuro Prasowe Ruchu Byłych i Przyszłych Więźniów Politycznych "Niezłomni", to on wysłał 13 grudnia 1981 r. do jednostek milicji szyfrogram zezwalający na użycie broni ostrej.

Komunistyczny wymiar niesprawiedliwości robił wszystko, żeby tacy zbrodniarze jak Kiszczak, Jaruzelski uniknęli kary. Pomimo, że w 2004 r. skazano Kiszczaka na 2 lata więzienia w zawieszeniu, potem go uniewinniono. W 2012 roku skazano go na 4 lata więzienia, by na mocy amnestii karę zmniejszyć o połowę i zawiesić na 5 lat. Wstrzymywano proces Kiszczaka ze względu na zły stan zdrowia, choć świadkowie widzieli go remontującego swój domek letniskowy.

W 2013 roku, gdy po raz kolejny kombinowano - sędzia Anna Wielgolewska wyłączyła jawność posiedzenia, a wypowiadający się biegli psychiatrzy uznali, że stan zdrowia Kiszczaka nie pozwala na jego uczestnictwo w procesie - obecni na rozprawie obserwatorzy (członkowie różnych organizacji, represjonowani przez takich komunistycznych zbrodniarzy) oburzeni takim zachowaniem sądu poczęstowali drwiącą sobie z ludzi sędzię tortem. Ten happening miał zwrócić uwagę Polaków na stan polskiego sądownictwa, na zepsucie sędziów, na stan polskiego wymiaru niesprawiedliwości, na te wszystkie dziwne układy. O ten akt tortowy oskarżono działacza niepodległościowego Zygmunta Miernika.

Zamiast oczyścić społeczeństwo polskie ze zbrodniarzy, wskazać i ukarać wreszcie tych komunistycznych zbirów, morderców, którzy znęcali się nad narodem polskim, mordowali wielu ludzi, także polskich księży, m.in. ks. Popiełuszkę, ks. Suchowolca, ks. Zycha na polecenie obcych państw, polskie sądy nadal wypchane po brzegi rozpasanymi urzędnikami wciąż karzą polskich patriotów, którzy domagają się sprawiedliwości. Prawnicy, sędziowie bawią się swoją pracą, traktują paragrafy jak swoje zabawki, a sądy jak salony gier. Bawią się krzywdząc przy tym niewinnych ludzi, a sami pozostają bezkarni.

Proces Zygmunta Miernika rozpoczął się w czerwcu 2015 roku w Sądzie Rejonowym Warszawa Wola. Jak pisał Mariusz Cysewski (dziennikarz, redaktor i założyciel pisma Wolny Czyn), wysyłano Miernika na badania psychiatryczne, by pozbawić go prawa do sądu. Podawał w 2013 roku, że Zygmunt został wezwany telefonicznie przez policję w Będzinie i usłyszał zarzuty związane z domniemanym rzuceniem tortem w Annę Wielgolewską, która jako sędzia z Sądu Okręgowego w Warszawie pozorowała proces Czesława Kiszczaka, jednego z dwu zbrodniarzy wszechczasów w Polsce - polskiego Himmlera swego de facto patrona i zapewniła mu bezkarność. Mariusz Cysewski przewidywał wtedy, że proces przeciwko Miernikowi rozpocznie się za jakieś 1,5 roku, może 2 lata, gdy wszyscy zapomną już czego miał dotyczyć. 7 września 2015 roku przed sądem zeznawała poczęstowana tortem sędzia - obrończyni morderców Polaków - Anna Wielgolewska, a przewodniczyła posiedzeniu Joanna Dryll (z rodziny komunistycznego ministra Drylla - jak podał Adam Słomka), która uniemożliwiała Miernikowi zadawanie pytań zeznającej, a następnie zarządziła aresztowanie Miernika i wtrącenie go do więzienia na 14 dni za rzekomą obrazę sądu.

Za "tort" Zygmunt Miernik dostał wyrok - 2 miesiące więzienia. Prokuratura żądała 10 miesięcy. W kwietniu 2016 roku Warszawski Sąd Okręgowy rozpatrywał odwołanie od wyroku sądu pierwszej instancji. Odwoływali się zarówno prokuratura jak i obrona. Sędziowie - Piotr Kluz, Ewa Leszczyńska - Furtak, Agnieszka Komorowicz wydali wyrok - 10 miesięcy bezwzględnego więzienia, tylko taka kara jest karą zasłużoną - usłyszeli obecni na sali. "Oskarżony musi sobie wreszcie uświadomić, że popełnianie przestępstw nie popłaca i takie zachowanie musi spotkać się z adekwatną reakcją prawnokarną" - powiedziała sędzia Agnieszka Komorowicz (za Solidarni2010). Niech ci sędziowie i prokuratorzy spojrzą do lustra, czy im się coś nie pomyliło, bo to właśnie oni najczęściej te przestępstwa popełniają. Oprócz tak podłego potraktowania Zygmunta Miernika w obrzydliwy sposób potraktowano także publiczność. Wielu ludzi nie dostało się na salę rozpraw, a wśród nich dziennikarka TV Republika Ewa Stankiewicz (przewodnicząca Solidarnych2010) czy Grzegorz Braun.

2 sierpnia 2016 roku Zygmunt Miernik sam, dobrowolnie zgłosił się do więzienia w Wojkowicach koło Katowic. Na wiecu poparcia dla Zygmunta pod bramą więzienia wypowiadali się działacze różnych organizacji patriotycznych, niepodległościowych jak: Solidarni2010, Solidarność, Solidarność Walcząca, Niezłomni, Związek Konfederatów Polski Niepodległej 1979-89, Kluby Gazety Polskiej, a także koledzy i przyjaciele Zygmunta oburzeni bezprawiem panującym w polskich sądach.

Paweł Piekarczyk prosił, żeby wysyłać do Zygmunta do więzienia ogromne ilości kartek i listów, by zwrócić na niego uwagę władz więzienia, że został niesprawiedliwie potraktowany. Powiedział też, że nazwisko tej sędzi Joanny Dryll, która posłała Zygmunta do więzienia wkrótce dołączy do grupy nazwisk czy nazw źle się Polakom kojarzących jak Rzepliński czy Targowica.

Zygmunt Miernik, który za chwilę miał zniknąć nam za murami więzienia zwrócił uwagę na to, że: "Dotąd, dopóki te popłuczyny stalinowskich rodzin zostaną w sądach nie zmieni się nic, żadna dobra zmiana nie nastąpi, bo nadal będą bronić swoich kolesi, swoje układy. Żeby dobra zmiana nastąpiła musi być zmiana sądownictwa, a to się da zrobić, tylko trzeba tego chcieć". Mówił też: "Ja wiem, że będą wyli jak potępieńcy, ja nie proszę o ułaskawienie, ja proszę o wznowienie tych wszystkich procesów, gdzie byłem skazywany, oskarżony. Bo przecież jak to może być, że policjanci fałszywie oskarżają, policjanci, którzy usiłowali mnie zabić są niewinni. Dość tej bezczelności wymiaru sprawiedliwości, większość z nich to trzecie pokolenie sędziów stalinowskich".

Adam Słomka rozpoczął drugą część pikiety, której nadał hasło: "Uwolnić Miernika wsadzić Michnika (Stefana?). Zwrócił uwagę na to, że zamiast prawdziwych przestępców, do więzienia trafia polski patriota, więzień polityczny PRL-u, który od lat walczy o to, by rozliczyć tych wszystkich komunistycznych zbrodniarzy, tych wszystkich sędziów, prokuratorów, itp. Do tej pory nie został skazany generał Ciastoń odpowiedzialny za porwanie i zamordowanie księdza Jerzego Popiełuszki, doradca generała Kiszczaka jest w składzie Trybunału Konstytucyjnego, generała Bielawnego, który przyczynił się do śmierci 96 osób pod Smoleńskiem skazano wyrokiem w zawieszeniu. W całym Kraju tego typu ludzie zajmują wysokie stanowiska. Słomka poinformował nas, że wielu posłów złożyło interpelacje poselskie, składają wnioski o kasację wyroku do Ministra Sprawiedliwości i do Prezydenta. Rzecznik Praw Obywatelskich również zobowiązał się działać w tej sprawie. Adam Słomka złożył wniosek do Centralnego Zarządu Służby Więziennej, do dyrektora tutejszego aresztu i Rzecznika Praw Obywatelskich o uznanie dla Zygmunta statusu więźnia politycznego. Będą podejmowane też inne działania, by zrobić wreszcie porządek w tym polskim wymiarze niesprawiedliwości. Próbowaliśmy bezpośrednio, tam na miejscu porozmawiać z dyrektorem więzienia, by zwrócić uwagę na to, żeby traktowali Zygmunta w sposób szczególny, zgodnie z obowiązującym prawem dla więźniów politycznych, ale dyrektor się nie pokazał.

Dlaczego nasi politycy nie zatrzymali tego haniebnego procederu? Obudźcie się ministrowie, panie Prezydencie! Wyciągnijcie Zygmunta Miernika z tego więzienia i przeproście go! Dosyć tego bezprawia! Dosyć deprawowania następnych pokoleń! Uwolnijcie Zygmunta Miernika!

Podaję adres więzienia i proszę o reagowanie tak jak mówił Paweł Piekarczyk - zasypujmy to więzienie listami i kartkami do Zygmunta Miernika:
Zakład Karny Wojkowice / ul. Sobieskiego 298 / 42-580 Wojkowice

Zapraszam Państwa jeszcze do obejrzenia fotorelacji z 2 sierpnia 2016 roku:
https://goo.gl/photos/qwth8wBwEFfZv4gQ6

(Od Redakcji): Dziękujemy też za zdjęcia nadesłane przez p. Alicję Rostocką:
https://goo.gl/photos/d8KTRdT2tQEVp39HA

adamzyzmanAdam Zyzman

Jak wynika z doniesień mediów, 1300 nauczycieli, w tym wielu z Krakowa, podpisało się pod otwartym listem protestacyjnym „przeciwko manipulowaniu najnowszą historią Polski”. Z listu wynika, że są „głęboko poruszeni i zaniepokojeni” wypowiedziami m.in. szefowej MEN i prezesa IPN, a sprawa dotyczy wypowiedzi Anny Zalewskiej, Minister Edukacji Narodowej, która w publicznym wystąpieniu unikała klarownej odpowiedzi na pytania dotyczące sprawstwa zbrodni na polskich Żydach w Jedwabnem i Kielcach, „podważając tym samym – jak czytamy w liście – ustalenia historyków i prokuratorów”.

„Nasze zdumienie budzą także słowa doktora Jarosława Szarka, obecnego prezesa Instytutu Pamięci Narodowej (ośrodka pragnącego odgrywać ważną rolę w edukacji historycznej), który obarczył odpowiedzialnością za mord jedwabieński wyłącznie Niemców”. - można także przeczytać w liście.

Moje zdumienie natomiast budzi fakt, że są nauczyciele, którzy w wolnej Polsce chcą kontynuować pedagogikę wstydu wobec naszych najmłodszych pokoleń, przekonując ich, że sprawcami wszystkiego co najgorsze są wyłącznie Polacy, nawet, gdy przyjęte wersje budzą wiele wątpliwości. Zaskakujące jest dla mnie to, że ludzie, którzy uczą innych nie mają żadnych wątpliwości i potrafią protestować przeciwko tym, którzy takie wątpliwości wysuwają, próbując tym samym zamknąć im usta!

Takich wyznawców przestrzegania „linii partii” w nauczaniu pamiętam ze swoich szkolnych czasów, ale sądziłem, że wraz z upływem lat ludzie ci odeszli już z nauczycielskiego zawodu. Tymczasem, jak podają media, wśród sygnatariuszy listu są także ludzie młodzi. Teoretycznie powinienem wezwać MEN i kuratoria, by jak najszybciej odsunęli tych ludzi od wykonywania zawodu nauczycielskiego i wpływu na kształtowanie młodego pokolenia, ale zdaję sobie sprawę, że prawdopodobnie im właśnie o takie działanie chodzi. Chcą wykazać, że w Polsce rządzonej przez PiS prześladuje się ludzi za… poglądy na wydarzenia historyczne. Dlatego apeluję do tych „odważnych”, by opublikowali nie tylko swe nazwiska, ale także wykaz szkół w których są zatrudnieni. Niech Polacy wiedzą do jakich szkół nie posyłać swych dzieci, by nie przesiąkały antypolskim wychowaniem. Ja w każdym razie postanowiłem, że przed pójściem moich wnuków do szkoły dokładnie sprawdzę, czy w danej szkole nie pracuje ktoś, kto nie tylko będzie ich wychowywał tak, by nie byli dumni z tego, że są Polakami, ale także będzie zabijał w nich ciekawość świata i rozstrzygania wątpliwości, dbając tylko o przyswojenie obowiązujących w pewnych środowiskach „prawd objawionych”.

jerzyrobertnowakJerzy Robert Nowak

(Tekst mojego artykułu, który ukazał się w najnowszym numerze „Zakazanej historii” za lipiec 2016 r.)

Zbliżająca się 75. rocznica mordu w Jedwabnem staje się tym lepszą okazją do podsumowania dotychczasowych efektów badań tej zbrodni i ich nagłaśniania. Niestety ta ostatnia sprawa wygląda szczególnie fatalnie dla Polski. W świecie powszechnie zwyciężyła narracja Jana Tomasza Grossa, obciążająca Polaków za rzekome sprawstwo tej zbrodni. Co więcej, pomimo ustaleń bardzo połowicznej, przerwanej ekshumacji przeważająca część zagranicznych autorów podaje zafałszowaną przez Grossa ilość żydowskich ofiar w Jedwabnem, tj. 1600 osób, a nie 350-400, jak ustalono w czasie ekshumacji. Przykładowo podam, że nawet znany historyk francuski prof. Daniel Beauvois, doktor honoris causa Uniwersytetów Wrocławskiego, Warszawskiego i Jagiellońskiego podał w swej wydanej w 1995 r. "Histoire de Pologne" fałszywą liczbę 1600 osób w Jedwabnem. Co sprawiło, że za granicą zatriumfowała tak krzywdząca dla Polski fałszywa narracja J. T. Grossa?

Złożyło się na to kilka czynników. Pierwszym z nich była szkodliwa postawa pierwszego szefa IPN-u Leona Kieresa, który wspierał tezy Grossa. Drugim czynnikiem był fakt, że przez cztery lata rządów SLD i i osiem lat Platformy Obywatelskiej nie dbano o jakiekolwiek zasady polskiej polityki historycznej i jakąkolwiek obronę prawdy o historii Polski. Po trzecie, i to jest też bardzo ważny czynnik - w pierwszych latach po ogłoszeniu książki J. T. Grossa „Sąsiedzi” zbyt mało polskich historyków i publicystów wystąpiło z odważnym otwartym potępieniem wbrew „poprawności politycznej” tej jawnie oszczerczej, wręcz hochsztaplerskiej książki żydowskiego socjologa. Wśród tych, którzy otwarcie wystąpili przeciw kłamstwom Grossa przytoczę takie nazwiska jak prof. Tomasz Strzembosz, dr Piotr Gontarczyk, dr Leszek Żebrowski, profesor Marek Wierzbicki, dr Sławomir Radoń, prof. Krzysztof Kawalec, prof. Tomasz Szarota, dr Adam Cyra, prof. Ryszard Bender, dr a później profesor Bogdan Musiał. Wystąpiłem również ja w 2001 r. z pierwszą naukową książką demaskującą kłamstwa Grossa pt. „Sto kłamstw J. T. Grossa”. Z kręgów polonijnych zaś trzeba odnotować stanowczą krytykę kłamstw Grossa przez prof. Ivo C. Pogonowskiego, dr, a później prof. Marka Jana Chodakiewicza, prof. Johna Radziłowskiego i Ryszarda Tyndorfa. Było to jednak o wiele za mało, by przeciwstawić się ogromnej skoordynowanej wrzawie bardzo silnego lobby żydowskiego w Polsce, o którym szerzej jeszcze później wspomnę.

Zafałszowania wokół mordu w Jedwabnem

Od momentu opublikowania „Sąsiadów” Grossa w 2000 r. wiele kwestii w tej książce wydawało się całkowicie nieprawdopodobnych i wzbudziło natychmiastowe kontrowersje. Szczególnie nieprawdopodobna wydała się podana przez Grossa liczba 1600 Żydów, którzy mieli być spaleni w jednej stodole. Wątpiono, czy jakakolwiek stodoła mogła pomieścić taką ilość ofiar. Ekshumacja w Jedwabnem dowiodła później, że w rzeczywistości zginęło tam nie 1600 Żydów, lecz około 350-400. Od początku podważano twierdzenie Grossa, że zbrodnia została popełniona całkowicie przez Polaków, bez jakiegokolwiek aktywnego udziału Niemców w sytuacji, gdyż było to na terenie okupowanym przez Niemców. W czasie, gdy Polacy nie mogli wtedy w ogóle posiadać benzyny nonsensem stawała się teza Grossa, że to Polacy spalili benzyną Żydów, zapędzonych do stodoły. Od początku podejrzenia budziło odrzucanie przez Grossa polskich świadectw i niektórych dawniejszych świadectw żydowskich, które jednoznacznie wskazywały, że sprawcami mordu byli Niemcy. Podejrzenia wzbudzały przytaczane przez Grossa świadectwa jego trzech głównych świadków o dość szemranych rodowodach. Główny jego świadek Szmul Wassersztejn w momencie mordu w ogóle nie przebywał w Jedwabnem, lecz ukrywał się kilka kilometrów odległości od miasta. Inny świadek nigdy nie mieszkał w Jedwabnem. Trzeci świadek, jak się okazało, również nie był w 1941 roku w Jedwabnem, bo w 1940 r. został przez Sowietów schwytany na kradzieży patefonu i wywiezionym na Syberię. Szybko udowodniono również dziesiątki innych nieścisłości.Grossa.

Szczególnie znamienna była dość szczególna „metoda badawcza” J. T. Grossa, który mając do czynienia z dwoma sprzecznymi wersjami (nawet, gdy obie były autorstwa Żydów) bez wahania bezbłędnie wybierał wersję najbardziej niekorzystną dla Polaków. Starannie przemilczał przy tym fakt, że istnieje również całkowicie odmienna wersja tego samego wydarzenia. Oto jakże wymowny przykład. Na s. 12 polskiego wydania "Sasiadów” Gross bez jakiejkolwiek informacji o istnieniu innej wersji tego samego zdarzenia przytoczył historię w następujący sposób opisaną przez Szmula Wasersztajna, skądinąd znanego z jakże wielu nieścisłości i jawnych zmyśleń: „Tego samego dnia zaobserwowałem straszliwy obraz: Lubrzańska Chaja, 28 lat, i Binsztajna Basia, 26 lat, obie z niemowlętami na rękach, widząc, co się dzieje poszły nad sadzawkę, woląc raczej utopić się wraz z dziećmi, aniżeli wpaść w ręce bandytów. Wrzuciły one dzieci do wody i własnymi rękami utopiły, później skoczyła Binsztajn Baśka, która poszła na same dno, podczas gdy Lubrzańska Chaja męczyła się przez kilka godzin. Zebrani chuligani zrobili z tego widowisko, radzili jej, żeby się położyła twarzą do wody, a wtedy szybciej się utopi. Ta widząc, że dzieci już utonęły rzuciła się energiczniej do wody i tam znalazła śmierć?

Ta sama sprawa została opisana w całkowicie odmienny sposób przez autentycznego świadka wydarzeń w Jedwabnem - Rywkę Fogel: „Siostry, żona Abrahama Kubańskiego i żona Saula Binhsteina, których mężowie wyjechali z Rosjanami, po przeżyciu straszliwej kary z rąk Niemców, zdecydowały się położyć kres swoim życiom i życiom swoich dzieci. Wymieniły dzieci między sobą i razem wskoczyły do głębokiej wody. Stojący obok goje wyciągnęli je, lecz im udało się wskoczyć znowu i utonęły”. Jak widzimy - w pierwszej, jedynej podanej przez Grossa wersji (opisanej przez S. Wasersztajna) Polacy jakoby jeszcze okrutnie naigrawali się z kobiet pragnących popełnić samobójstwo. W drugiej wersji, całkowicie przemilczanej przez Grossa (R. Fogel), Polacy próbowali uchronić obie Żydówki przed śmiercią, wyratowali je z wody, na próżno jednak, ze względu na ich kolejne działania samobójcze. Nie dowiadujemy się, dlaczego Gross uznał akurat pierwszą wersję śmierci obu Żydówek za jedynie wiarygodną, ani dlaczego całkowicie przemilczał istnienie odmiennej wersji. Tym bardziej, że w dalszej części „Sąsiadów” (s. 66) sam Gross powołuje się na inną część relacji tejże Rywki Fogel, której opowieść przemilczał w przypadku śmierci obu Żydówek.

Prof. T. Strzembosz: „Profesor Gross jest od dawna skompromitowany”

Wielokrotnie bardzo ostro krytykował kłamstwa Grossa jeden z najwybitniejszych historyków polskich ostatnich dziesięcioleci prof. Tomasz Strzembosz. Bardzo wymowne pod tym względem były jego stwierdzenia w dniu 4 kwietnia 2001 r. w wywiadzie dla RMF 24:

Tomasz Strzembosz: Według mnie profesor Gross jest od dawna skompromitowany. Nie tylko jako historyk, ale też jako badacz.

RMF: Dlaczego?

Tomasz Strzembosz: Dlatego, że napisał książkę, w której nie zachował podstaw warsztatu naukowego i to mnie zupełnie wystarcza. Podam dwa przykłady: w rozdziale „Rabunek”, Gross podaje cztery relacje żydowskie, z tych dwie Eliasza Grondoskiego i Boruszczaka są relacjami skompromitowanymi na śledztwie. Eliasz Grondoski w tym czasie był w Związku Sowieckim, a Boruszczak nigdy nie był mieszkańcem Jedwabnego i on spokojnie to przytacza. Jemu to nie przeszkadza, chociaż w tych aktach jest to wyraźnie powiedziane. I ten Boruszczak i Grondoski wysuwali całe listy zbrodniarzy, tylko że ich tam nie było”.

Na koniec tego wywiadu prof. Strzembosz zaakcentował: „ My przepraszamy Żydów, przepraszał Wałęsa, przepraszał Bartoszewski i przepraszał profesor Kieres. Natomiast Żydzi nas nie przeprosili, a oni mają też winy wobec Polaków. Czy nie jest to dziwna sytuacja?”.

Z kolei w wywiadzie dla "Tygodnika Solidarność" z 3 sierpnia 2001 r. pt. „Nieuświadomiony antysemityzm”, prof. Strzembosz zapytywał: „Dlaczego to 60. okrągła rocznica spalenia w synagodze białostockiej 27 czerwca przez Niemców ok. 800 Żydów polskich, tak bliska czasowo 10 lipca, nie spotkała się z analogicznym uszanowaniem? Dlaczego tu także nie odmówiono modłów, nie położono kamyków? Czyżby Żydzi z Białegostoku byli mniej ważni lub mniej umęczeni? Nie pojmuję!!! Czy dlatego, że tutaj oprawcami byli niewątpliwie funkcjonariusze III Rzeszy?

Przeciw kłamstwom Grossa

Warto też przypomnieć bardzo stanowcze wystąpienie przeciw kłamstwom J. T. Grossa ze strony najwybitniejszego amerykańskiego badacza historii Polski - Richarda C. Lukasa, autora kilku bardzo ważnych książek na temat dziejów Polski, m. in. znakomitego "Zapomnianego holocaustu". Lukas opublikował w maju 2001 roku bardzo ostrą krytykę antypolskich oszczerstw Grossa na łamach "The Polish American Journal", stanowczo potępiając Grossa jako żydowskiego propagandystę, służącego swą książką pomocą w wymuszaniu ogromnych spłat przez Polaków na rzecz roszczeń materialnych Żydów. W swym artykule Lukas szczególnie ostro potępił Grossa za wybielanie zbrodniczej żydowskiej kolaboracji na Kresach Wschodnich w latach 1939-1941, pisząc wręcz o „żydowskiej zdradzie we wschodniej Polsce".

Szczególnie istotne pod każdym względem było wystąpienie prof. Normana Finkelsteina z obszernym artykułem potępiającym antypolską wymowę książki J. T. Grossa na łamach "Rzeczpospolitej" z 20 czerwca pt. "Goldhagen dla początkujących”. Finkelstein ogromnie krytycznie ocenił "Sąsiadów" Grossa, zarzucając im, że "pełne są rażących (...) sprzeczności" i "sformułowań absurdalnych". Finkelstein zarzucił Grossowi, że jego książka wyraźnie służy "Przedsiębiorstwu Holocaust", to jest osobom i instytucjom, które wykorzystują dla celów politycznych i finansowych ludobójstwo dokonane na Żydach w czasie drugiej wojny światowej. Według Finkelsteina, "Sąsiedzi" Grossa "stali się kolejną bronią "Przedsiębiorstwa Holocaust" w wymuszaniu od Polski pieniędzy". Jak pisał Finkelstein: "Przedsiębiorstwo Holocaust rości sobie pretensje do setek tysięcy parceli na polskiej ziemi, wartych dziesiątki miliardów dolarów. (...) Jest to próba wymuszenia skryta pod płaszczykiem żydowskiego cierpienia". Komentując naciski Przedsiębiorstwa Holocaust na Polskę, prof. Finkelstein pisze, że wspiera ono "taktykę silnej pięści, by zmusić Polskę do uległości". Według prof. Finkelsteina: "Tak naprawdę to mamy do czynienia z - mówiąc krótko - chuligaństwem Przedsiębiorstwa Holocaust".

Rola Leona Kieresa

Niestety szkodliwą rolę w tuszowaniu prawdy o decydującej roli Niemców w Jedwabnem i w zrzucaniu winy za zbrodnię na Polaków odegrał pierwszy szef IPN-u Leon Kieres. Nie był on historykiem, ani nawet prawnikiem wyspecjalizowanym w tropieniu przestępstw. Był specjalistą od prawa gospodarczego, „wsławionym" głównie dość niefortunną, służalczą „socjalistyczną" książką "Zalecenia RWPG w sprawach koordynacji planów gospodarczych i ich realizacji w PRL" (Warszawa 1978). Przez dziesięciolecia była to jedyna samodzielna książka L. Kieresa, którą dawało się znaleźć w zbiorach Biblioteki Narodowej. Nota bene w Wikipedii – wbrew zwyczajom – w biogramie Kieresa nie ma w ogóle rubryki: książki.

W rozlicznych wypowiedziach jeszcze przez zakończeniem śledztwa Kieres, łamiąc wszelkie zasady, już przesądzał o winie Polaków. W publikowanym w "Rzeczpospolitej" z 3 lipca 2001 artykule "Poszukiwanie narodowej pamięci" Andrzej Grajewski (zastępca redaktora naczelnego „Gościa Niedzielnego”) pisał m.in. że: „Na prośbę MSZ profesor Kieres udał się do Stanów Zjednoczonych, gdzie prowadził rozmowy z różnymi środowiskami żydowskimi, m. in. w Holocaust Museum w Nowym Jorku. Wówczas przeprosił za udział Polaków w zbrodni w Jedwabnem. Powtarzał to przy okazji innych wystąpień. Podkreślał, że przeprosiny wyraża indywidualnie, jako Leon Kieres. Czy jednak od objęcia funkcji prezesa IPN profesor Kieres ma prawo składania deklaracji wyłącznie we własnym imieniu? W moim przekonaniu profesor Kieres w tych działaniach mieszał rolę moralnego autorytetu (...) z obowiązkami wynikającymi z pełnienia przez niego funkcji bardzo ważnego urzędnika państwowego. Od potrzebnych w tej sprawie aktów ekspiacji są Kościół - prezydent RP i premier, a nie prezes IPN”.

Głównym pomocnikiem Kieresa w forowaniu tez popierających Grossa i jednostronnie obciążających winą Polaków za zbrodnię w Jedwabnem był Paweł Machcewicz, współautor skrajnie zakłamanego opasłego dwutomowego „dzieła” o Jedwabnem „Wokół Jedwabnego” (wydanego w 2002 r. pod red. Machcewicza i Krzysztofa Persaka). Jak bardzo stronniczy był Machcewicz w promowaniu skrajnie prożydowskich wersji najlepiej świadczy jego niezwykle arogancka i paszkwilancka recenzja z książki Marka Chodakiewicza „Po zagładzie”, opublikowana 6 stycznia 2012 r. na portalu tak skompromitowanego swymi oszczerstwami wobec Polaków stowarzyszenia "Otwarta Rzeczpospolita".

Przerwanie ekshumacji (4 czerwca 2001 r.)

Już pierwsze prace ekshumacyjne wystarczyły do obalenia podstawowych oszczerczych tez Grossa. Ekshumacja dowiodła, że w stodole zginęło 150-250 Żydów, a nie 1.600, jak twierdził z uporem Gross. Znaleziono prawie 100 łusek, co dowodziło strzelania do Żydów, próbujących uciec ze stodoły. W tym czasie broń palną mieli tylko Niemcy, wszak Polakom groziła śmierć nie tylko za posiadanie broni, ale nawet za posiadanie radioodbiorników. Jak wiadomo Gross twierdził, że to Polacy mordowali, a Niemcy tylko fotografowali. Fotografowali z broni palnej? Pierwsze wyniki ekshumacji uderzyły tak mocno w twierdzenia Grossa, że maksymalnie przeraziło to jego bezkrytycznych klakierów.

Prace ekshumacyjne przerwano 4 czerwca 2001 pod naciskiem żydowskich rabinów i premiera Jerzego Buzka, zawsze służalczego wobec środowisk żydowskich. Michael Schudrich, naczelny rabin Polski, zawyrokował: "Szacunek dla kości naszych ofiar jest dla nas ważniejszy niż wiedza, kto zginął i jak, kto zabił i jak". Decyzję o przerwaniu ekshumacji podjął ówczesny minister sprawiedliwości Lech Kaczyński. - „To, co działo się między 30 maja a 4 czerwca 2001 roku, było raczej parodią ekshumacji. Przeprowadzeniu rzetelnych prac sprzeciwili się bowiem rabini, argumentując, że wykopywanie zwłok jest sprzeczne z religią żydowską” – opowiadał później prof. Andrzej Kola, który miał je przeprowadzić”.

List otwarty wybitnych przedstawicieli Polonii amerykańskiej do IPN-u

10 lipca 2002 r. kilkudziesięciu wybitnych przedstawicieli Polonii amerykańskiej wystosowało do IPN-u list otwarty, krytykujący przerwanie ekshumacji, list przemilczany w przeważającej części mediów. Centralną częścią. listu było wskazanie na kluczowe braki w działaniach IPN-u w związku z Jedwabnem. Autorzy listu zarzucali m.in., iż: "Nie wystarczająco uwypuklono, że w Jedwabnem nie było ekshumacji, a jedynie częściowe badania miejsca zbrodni (…) Nie zastosowano tej samej miary do wiarogodności świadków zeznających o obecności Niemców, którą zastosowano do świadków zeznających, że Niemców nie było.. Odrzucono (…) zeznania świadków mówiące o obecności Niemców (…)".

Wśród sygnatariuszy owego „Listu Otwartego”, na który Polonia nie doczekała się nigdy należytej odpowiedzi, były m.in. tak znaczące postacie polonijne jak: profesor, pisarz I. C. Pogonowski, prof. medycyny dr J. Moor-Jankowski, zasłużony działacz i autor polonijny R. Tyndorf, historyk prof. M. K. Dziewanowski, prof. historii J. Radziłowski, wdowa po S. Korbońskim, zasłużona działaczka polonijna Z. Korbońska, niezwykle zasłużona w zbieraniu danych o polskich Sprawiedliwych, którzy ratowali Żydów politolog A. Poraj-Wybranowska, radca prawny M. Szonert-BiniendaTadeusz Witkowski, słynny z późniejszej udanej lustracji TW ks. M. Czajkowskiego, prof. prawa M. Wagner, prof. historii M. J. Chodakiewicz.

W ciągu ponad 16 lat, jakie upłynęły od publikacji "Sąsiadów” Grossa udowodniono, że wiele jego stwierdzeń było ewidentnymi kłamstwami, a sam Gross nie był prawdziwym naukowcem, lecz hochsztaplerem. Niestety dla swych kłamstw Gross miał wsparcie potężnego lobby w Polsce, począwszy od prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, który jeszcze przed zakończeniem śledztwa w Jedwabnem już 10 lipca 2001 r. pospieszył z samowolnymi przeprosinami Żydów za mord w Jedwabnym, faktycznie występując w imieniu polskiego narodu, choć nie miał do tego żadnego upoważnienia. Grossa wspierała i broniła cała chmara kłamliwych dziennikarzy na czele z „Gazetą Wyborczą”, „Tygodnikiem Powszechnym”, „TVN 24” (osławiona M. Olejnik) i in. Dochodziła do tego duża grupa kłamliwych historyków na czele z prof. Andrzejem Paczkowskim, prof. Andrzejem Friszkem, dr. Andrzejem Żbikowskim. Jako przewodniczący Rady IPN, a wcześniej – z rekomendacji PO – członek Kolegium IPN, prof. Paczkowski udostępnił Grossowi materiały dotyczące Jedwabnego z likwidowanej wówczas Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu, pośpiesznie zamykając je przed polskimi uczonymi. Grossa wspierało również wielu pseudoautorytetów w stylu Jacka Kuronia, A. Michnika czy Marka Edelmana, kłamliwych naukowców - ignorantów z innych dziedzin, np. socjolog dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego Paweł Śpiewak oraz cała rzesza różnych niechętnych Polsce celebrytów typu Agnieszki Arnold. W 2001 r. nakręciła ona film „Sąsiedzi”, kompletnie w duchu J. T. Grossa. Na tle ocen poważnych historyków, wzywających do jak najbardziej starannego zbadania całej sprawy mordu w Jedwabnem, tym bardziej szokują wystąpienia dyletantów, mentorsko pouczające wybitnych historyków, bo oni, dyletanci, wiedzą lepiej. Pod tym względem prawdziwe rekordy absurdu pobił drukowany w „Tygodniu Powszechnym” z 11 lutego 2001 r. tekst „Sprawa krwawego błota”, pióra znanego autora fantastyki naukowej, pisarza Stanisława Lema.

Podziały wśród duchowieństwa w sprawie Jedwabnego

Zdawałoby się, że antypolskie i antychrześcijańskie oszczerstwa J. T. Grossa spotkają się ze zdecydowanym potępieniem całego Episkopatu. Niestety tak nie było. Przez całe dziesięciolecia Kościół katolicki w Polsce był mocno podzielony. Obok dużej grupy patriotycznych hierarchów istniała wpływowa grupa hierarchów skrajnie filosemickich, dla których najważniejsza była sprawa dialogu z Żydami, za wszelka cenę. Na czele pierwszej grupy hierarchów stali Prymas Polski Józef Glemp i parokrotny przewodniczący Episkopatu abp Józef Michalik. Wielokrotnie występowali oni przeciw oszczerczym uogólnieniom J. T. Grossa wobec całego narodu polskiego, wzywali do uczciwego mówienia całej prawdy o roli narodu polskiego w czasie drugiej wojny światowej. Ze zdecydowaną obroną społeczności Jedwabnego przeciw oszczerstwom Grossa występowali m.in. ks. biskup Stanisław Stefanek, ks. biskup Albin Małysiak, ks. biskup Kazimierz Ryczan, ks. biskup Edward Frankowski, naczelny redaktor katolickiego tygodnika „Niedziela” ks. infułat Ireneusz Skubiś oraz słynny naukowiec - erudyta ks. profesor Waldemar Chrostowski.

Była jednak i druga, ponura strona medalu. W wyraźną obronę Grossa angażowało się szereg hierarchów. Przewodził im abp lubelski Józef Życiński. Z kolei ówczesny arcybiskup warszawski (dziś także kardynał) Kazimierz Nycz okazał maksimum złej woli, zakazując w kościele przy ul. Dickensa odbycia mego odczytu na temat działań Grossa przeciw Polsce i Kościołowi dosłownie na kilka godzin przed prelekcją. Ataki wobec przeciwników Grossa wielokrotnie wszczynał agent SB przez 25 lat ks. Michał Czajkowski. Szczególnie negatywną rolę poprzez swą popularyzację Grossa odgrywał „Obłudnik Powszechny”, kierowany przez ks. Adama Bonieckiego. Można by długo jeszcze wyliczać nazwiska duchownych, którzy splamili się poparciem dla Grossa i jego popularyzowaniem. By przypomnieć choćby dominikanina o. Tomasza Dostatniego (ostatnio „wsławił się” atakiem na prezydenta A. Dudę), czy osławionego księdza Wojciecha Lemańskiego, który zajadle zaatakował mnie w „Więzi” w obronie tez Grossa, jezuitę o. Stanisława Musiała.

„Półkownik” o Jedwabnem

W 2004 r. historyk i reżyser dokumentalista Artur Janicki nakręcił prawdziwie obiektywny film o Jedwabnem, który potem kilkanaście lat przeleżał się na półkach. Powodem zablokowania tego filmu był jego obiektywizm i obalanie kłamstw Grossa. Przypomnijmy, że w tym samym czasie zakłamany, oszczerczy antypolski film Agnieszki Arnold na temat Jedwabnego był kilkanaście razy pokazywany w różnych telewizjach, począwszy od telewizji publicznej. I jest to niewiarygodny skandal. Jedną z bohaterek filmu Janickiego była nieodżałowana polska patriotka żydowskiego pochodzenia Dora Kacnelson, swego rodzaju „Jankiel w spódnicy. Sama o sobie mówiła: „Jestem Żydówką Wielkiej Polski”. Przypomnijmy, co pisał o Kacnelson prof. Ryszard Bender w „Naszym Dzienniku” z 5 lipca 2013 r.: „Nikt ze środowisk żydowskich tak mocno i zdecydowanie nie demaskował kłamstw i fałszerstw Jana Tomasza Grossa dotyczących Jedwabnego, jak Dora Kacnelson. To nie konfabulator – stwierdzała – to wynajęty przez amerykańskich Żydów oszust”. W filmie Janickiego Kacnelson kolejny raz ogromnie ostro napiętnowała antypolskie oszczerstwa Grossa, mówiąc: „Jak zaczęliśmy czytać Grossa, to od razu było widać, że wszystko tam było nakłamane”. Kacnelson zarzuciła Grossowi, że propagując swoją książkę w różnych krajach świata stara się wciąż „wzniecać nienawiść do Polaków”. W filmie Janickiego jednoznacznie wskazano jak wielkim przełomem było znalezienie łusek po niemieckich nabojach przy stodole w Jedwabnem. Ten wyraźny dowód, że część Żydów zginęła od postrzałów obalał twierdzenia Grossa przeczące dominującemu udziałowi Niemców w jedwabieńskiej masakrze Żydów (w tym kontekście plasował reżyser Janicki niebywałe nasilone wówczas naciski Żydów na przerwanie dalszej ekshumacji. Wystarczyło by bowiem znaleźć jedno żydowskie ciało przestrzelone niemiecką kulą, by uznać, że całą masakrę zorganizowali Niemcy, którzy strzelali do Żydów próbujących uciec ze stodoły).

Na dodatek wg. Janickiego naciski żydowskie energicznie wspierał sam premier Jerzy Buzek, ostatecznie skutecznie skłaniając ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego do przedwczesnego przerwania ekshumacji. W kontekście tych nacisków żydowskich reżyser Janicki stwierdził, że nie należało im ulegać, lecz odwołać się do prawa polskiego. Przypomniał, że w różnych krajach wielokrotnie dla celów procesowych rozkopywano mogiły żydowskie.

Janicki demaskując oszukańcze manipulacje Grossa w sprawie Jedwabnego, nicował zeznania jego rzekomych świadków, którzy faktycznie nigdy nie widzieli masakry, a znali ją tylko ze słyszenia. Na dodatek dwóch głównych świadków Grossa było całkowicie niewiarygodnych. Jeden z nich w ogóle nie był w Jedwabnem, a drugi, choć wcześniej mieszkał w Jedwabnem już na rok przed masakrą był wywieziony na Sybir, bo ukradł patefon. Janicki ujawnił również skądinąd znaną z tomu „Wokół Jedwabnego” sprawę, że wśród żydowskich „świadków” byli członkowie grasującej kilka lat w Jedwabnem mafii żydowskiej, powiązanej z żydowskimi oficerami UB. Mafia ta wyłudziła dziesiątki kamienic (o tej mafii por. szerzej "Wokół Jedwabnego", op. cit., t. 2, s. 379-381, 392-413, 422-424). Dwaj z powołanych przez sąd w 1947 r. świadków: Eliasz Grondowski i Abram Boruszczak siedzieli w więzieniu za fałszywe zeznania w interesie wspomnianej mafii w sprawach majątkowych wokół Jedwabnego. W filmie bardzo krytycznie oceniono zabierającego głos w sprawie Jedwabnego prof. Andrzeja Rzeplińskiego (w filmie bardzo krytycznie oceniono też „dokonania” przygotowujących dla Kieresa raport o Jedwabnem: prokuratora Radosława Ignatiewa oraz historyków Machcewicza i Persaka). W filmie napiętnowana została również rola prezydenta A. Kwaśniewskiego, który bez żadnego uzasadnienia dowodowego błyskawicznie pospieszył z bezprawnymi przeprosinami za Jedwabne w imieniu narodu polskiego.

Janicki obalił twierdzenie Grossa, że Polacy z Jedwabnego rzekomo mordowali Żydów w celach rabunkowych, ukazując znalezione przy ciałach setki złotych monet, biżuterię, zegarki etc. Posłużyło to rządcom telewizji za pretekst do zablokowania filmu Janickiego pod pozorem „antysemityzmu” jego twórcy, który pokazał takie bogactwo Żydów. Jednym z ciekawszych dowodów pokazanych w filmie było świadectwo Hipolita Pijanowskiego z Jedwabnego. Opowiadał on o rozmowie ze swym dawnym kolegą Niemcem, który chwalił się swym udziałem w wymordowaniu Żydów.

Szczególnie ważną część filmu stanowiła rozmowa z szefem ekipy archeologicznej, prowadzącej ekshumacje w Jedwabnem - prof. Andrzejem Kolą. Stwierdził on, iż znalezione tam łuski były wystrzelone po 1939 r. i były dowodem na to, że do żydowskich ofiar strzelano z broni ręcznej zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz stodoły. Znamienny był fakt, że raportu prof. Koli w ogóle nie zamieszczono w ogromnym przegadanym dwutomowym wydawnictwie IPN o Jedwabnem (1561 stron). Nazwiska prof. Koli nie ma w ogóle nawet w indeksie dwóch tomów tego "dzieła". Reżyser Janicki mówił, że były naciski na prof. Kolę, aby w ogóle nie wystąpił w filmie. Znamienne było zachowanie Kieresa, który konsekwentnie unikał spotkania z autorem filmu. Film Janickiego spotkał się za to z bardzo wysoką oceną tak wybitnych historyków jak senator prof. Jan Żaryn czy dr Leszek Żebrowski.

Dowody niemieckiej zbrodni

5 stycznia 2008 jeden z najwybitniejszych badaczy historii Polski w drugiej wojnie światowej dr Leszek Żebrowski zamieścił w „Naszym Dzienniku” ważny tekst nt. sprawy Jedwabnego „Nowe kłamstwa Grossa”. Dr Żebrowski przytoczył tam wczesne relacje żydowskie, które zostały pominięte przez Grossa i które nie były wykorzystane w śledztwie IPN-u. Były tam m.in. relacje Michaela Maika, Rywki Kaiser i Hersza Cukiermana (Harolda Zissmana). Wszystkie te relacje wskazywały na dominującą rolę Niemców w zbrodni w Jedwabnem. Rzecz znamienna, że ani jedno z przytoczonych przez dr Żebrowskiego zeznań żydowskich (M. Maika, R. Kaizer, H. Zissmana), nie zostało przytoczone we wspomnianej już 1561-stronicowej książce P. Machcewicza i K. Persaka „Wokół Jedwabnego”.

Dr Żebrowski przytoczył również inne bardzo ważne potwierdzenie sprawczej i decydującej roli Niemców w mordzie jedwabieńskim - które tu należy przypomnieć. Zeznanie (z 1949 roku) wysokiego funkcjonariusza SS w Białymstoku Waldemara Macholla (szefa referatu IV A3). Jak pisał Żebrowski znany żydowski historyk Szymon Datner (dyrektor ŻIH-u) ocenił je niezwykle wysoko ocenił zeznanie Macholla, stwierdzając: „Dzięki wyjaśnieniom Macholla można było określić rolę “grup operacyjnych” w okresie administracji wojskowej (czerwiec – lipiec 1941) jako głównych wykonawców lub inicjatorów rzezi ludności żydowskiej w miejscowościach: Białystok, Radziłów, Jedwabne, Wąsosz i in.” (podkr. - JRN) (Sz. Datner, Niemiecki okupacyjny aparat bezpieczeństwa w okręgu białostockim (1941-1944) w świetle materiałów niemieckich [opracowania Waldemara Macholla], “Biuletyn Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce”, XV, Warszawa 1965).

Neostalinowiec Gross

W 2011 r. opublikowana została jedna z najostrzejszych pozakrajowych krytyk Grossa – tekst „Neostalinowska wersja historii”, pióra jednego z czołowych naukowców polonijnych Johna Radziłowskiego, profesor historii na University of Alaska Southeast. Prof. Radziłowski pisał m.in.: „Jan Tomasz Gross jest czołowym przedstawicielem historyków neostalinowskich na uczelniach północnoamerykańskich. Patriotyzm, wiarę katolicką i poświęcenie na rzecz narodu zrównują z kolaboracją z nazistami, a szczególnie z antysemityzmem. Związek Sowiecki to nie morderczy wróg, lecz „bratni wyzwoliciel”. Prof. John Radziłowski przedstawił przy tym główne cechy neostalinowskiej historiografii, której sztandarowym reprezentantem jest J. T. Gross, jej wrogość wobec polskości i Kościoła, czarny obraz Polski, inwektywy zamiast dyskusji. Radziłowski zwrócił również uwagi na zdeformowane metody badawcze Grossa, pisząc m.in.: „W „Sąsiadach” Gross powołuje się na zeznania rzekomych sprawców masakry w Jedwabnem, nie ujawniając, że uzyskano je w wyniku tortur. Czyni to świadomie i bez żadnych wyrzutów sumienia, opierając się na wielu takich niepotwierdzonych i nie poddanych szczegółowej analizie źródłach”.

Mówi świadek Stefan Boczkowski

13 grudnia 2013 r. nagłośniona została w Internecie relacja naocznego świadka zbrodni w Jedwabnem (12-letniego w 1941 r.) Stefana Boczkowskiego. Boczkowski opisywał zbrodniczą rolę Niemców z Einsatz Komando, począwszy od przymuszania Polaków, by wskazywali domy, gdzie mieszkali Żydzi. Boczkowski szacował liczbę Niemców na około sto osób. Według relacji Boczkowskiego Niemcy grozili Polakom, że w razie nieposłuszeństwa zostaną skierowani do sądu wojennego i natychmiast skazani na karę śmierci. Niemcy zmuszali też Polaków do pilnowania Żydów. Wbrew kłamstwom Grossa - jak relacjonował Boczkowski - liczni Polacy starali się ratować Żydów, zwłaszcza dzieci. Jak opowiadał Boczkowski Niemcy zmuszali Żydów do krzyczenia „Przez nas wojna!”, kazali śpiewać rosyjskie pieśni i nieść kawałki z rozbitego pomnika Lenina. Boczkowski słyszał wyraźne trzaski kul. Podkreślał, że przy stodole nie było nigdy żadnych działań wojennych, a więc znalezione łuski musiały być efektem niemieckiego strzelania do Żydów.

Jednym z ważniejszych wydarzeń w dyskusji o Jedwabnem w ostatnich latach było ogłoszenie w TV Niezależnej Polonii wstrząsającej relacji naocznego świadka wydarzeń Hieronimy Wilczewskiej (miała 8 lat w dniu masakry). Ojciec Wilczewskiej został zastrzelony przez Niemców jeszcze na miesiąc przed rzezią w Jedwabnem. Wilczewska żyje od lat w New Britain w stanie Connecticut w USA. Wilczewska opisywała jak gestapowiec żądał, aby się napatrzyła, co Niemcy robią z Żydami, bo jak skończą z Żydami, to zrobią to samo z Polakami. Wilczewska szczegółowo opisała widziane przez nią zapędzanie Żydów do stodoły, która później spalili. Jej przejmująca relacja stanowi centralną część filmu pary polonijnych działaczy Wacława i Elżbiety Kujbidów: „Jedwabne. Naoczni świadkowie - Spisane świadectwa - Pominięte fakty”. Film Kujbidów jednoznacznie oskarżał Niemców o zbrodnie w Jedwabnem w oparciu o świadectwa naocznych świadków, a zarazem piętnował świadome zakłamania w śledztwie IPN-u. Jak akcentowali Kujbidowie śledztwo to oparto na świadectwach ludzi, którzy nie urodzili się w Jedwabnem. Kujbidowie bardzo ostro krytykowali utajnienie raportu prof. A. Koli z ekshumacji w Jedwabnem i domagali się natychmiastowego odtajnienia wszystkich przemilczanych dotąd raportów i zeznań. Podczas debaty dla „Wnet” Elżbieta Kujbida powiedziała: „Musimy teraz przywrócić Polsce i Polkom dobre imię. Nie zgadzamy się na kłamstwo historyczne. Polacy muszą być silnym, dumnym narodem (…) Bronimy Polski, bronimy dobrego imienia Polaków i bardzo Was Państwo prosimy: róbcie to samo”!

W ciągu ostatnich kilku latach przybyło paru nowych autorów wypowiadających się w sprawie Jedwabnego. Najciekawsze spośród nich wydają się wystąpienia dr Ewy Kurek, która w przeszłości napisała wiele cennych prac z tematyki polsko-żydowskiej.

Jednym z ważniejszych najnowszych głosów w debacie o Jedwabnem była audycja o. Jacka Cydzika „Żydowskie kłamstwa i zmowa milczenia zdrajców Polski” w Telewizji Trwam 26 stycznia 2016 r. W audycji odtworzono m.in. wypowiedzi nieodżałowanego wielkiego Polaka z Polonii dr Jana Moora Jankowskiego z 29 lipca 2004 r. Dr Moor-Jankowski był przez 30 lat doktorem medycyny sądowej. Wspominał w audycji, że pracował niegdyś jako lekarz w Izraelu i był odznaczony tam orderem Trumpeldor przez premier Goldę Meir. Pracował również w żydowskich szpitalach w Nowym Jorku. Nawiązując do tych swoich doświadczeń wspomniał, że wszędzie tam dokonywano ekshumacji żydowskich zmarłych, gdy było to potrzebne z prawnego punktu widzenia. Uznawano bowiem, że jeśli ma się do czynienia ze sprawą kryminalną, to najważniejszą rzeczą jest właśnie ekshumacja. W tej sytuacji ostro Moor-Jankowski skrytykował przerwanie ekshumacji przez kieresowski IPN, mówiąc: „Nie postępowano według przepisów nowoczesnej nauki i zatuszowano, pogrzebano sprawę”. Dr Moor-Jankowski mówił, że na próżno próbował w tej sprawie telefonować do Kieresa i Kuleszy. Jaśnie - panowie dygnitarze (to mój komentarz) w ogóle nie odpowiadali na telefony słynnego lekarza polonijnego o międzynarodowej sławie. Zdaniem dr Moor-Jankowskiego „można mówić o niekompetencji, a nawet spisku” ze strony ówczesnego kierownictwa IPN-u. Moor-Jankowski wielokrotnie na próżno domagał się natychmiastowego wznowienia ekshumacji. W rozmowie ze mną mówił, że „nie ma połowicznej ekshumacji, tak jak nie połowicznej ciąży”.

W trakcie audycji w Telewizji Trwam cytowano również wypowiedzi innego wielkiego autorytetu polonijnego prof. Ivo C. Pogonowskiego, który bardzo ostro krytykował kłamstwa Grossa. Jednym z najciekawszych wątków audycji było przytoczenie licznych zeznań świadków nie uwzględnionych przez IPN, którzy mówili o mordzie w Jedwabnem jako wyłącznym „dziele” Niemców. Wśród tych świadków był również Żyd G. E., który stwierdził : „Matka moja Bluma Grondowska została spalona przez Niemców”.

Wznowić ekshumację w Jedwabnem

Cytowane wyżej liczne nowe relacje o Jedwabnem jakie zostały upublicznione w ciągu 13 lat, od czasu umorzenia śledztwa w tej sprawie przez IPN 30 czerwca 2003 r. prowadzą do następującego wniosku. Nowe ważne relacje powinny skłonić do jak najszybszego wznowienia śledztwa i zarazem do dokończenia tak pochopnie przerwanej ekshumacji. Myślę, że bardzo przydałby się apel polskich środowisk patriotycznych do władz polskich o jak najszybsze wznowienie tak niegodne przedwcześnie zamkniętego przez ekipę L. Kieresa śledztwa w sprawie Jedwabnego. A także o jak najszybsze doprowadzenia do wznowienia ekshumacji w Jedwabnem. Apeluję też do burmistrza i władz gminy Jedwabne o jak najmocniejsze poparcie ewentualnego apelu w powyższej sprawie,

Wznowienie ekshumacji w Jedwabnem i ostateczne rozbicie fałszów zatrutej narracji Grossa jawi się jako jedno z centralnych zadań polskiej polityki historycznej. Jest to niezbędne zarówno generalnie dla oczyszczenia obrazu Polski z fałszów jak i dla mieszkańców regionu Jedwabnego, których tak długo obrzucano generalizującymi obrzydliwymi pomówieniami. Zapłacili tak wysoką cenę za swój heroiczny opór wobec sowieckiej okupacji w latach 1939-1941 i w czasach utrwalania tzw. władzy ludowej w pierwszych latach powojennych.

Za: http://jerzyrnowak.blogspot.com/2016/07/caa-prawda-o-jedwabnem.html

jerzyrobertnowakJerzy Robert Nowak

(Tekst publikowany w najnowszej „Niedzieli” (nr 28 z lipca 2016)

Zainaugurowana przez nowy rząd PiS-u i nowego prezydenta Andrzeja Dudę nowa polityka historyczna sprzyja ostatecznej likwidacji skutków dziesięcioleci upokarzania Polaków w ramach tzw. „pedagogiki wstydu”, którą niejednokrotnie piętnował prezes PiS-u Jarosław Kaczyński. Sprzyja to ponownemu wznowieniu przedwcześnie umorzonych z winy byłego fatalnego prezesa IPN-u Leona Kieresa śledztw w sprawie mordu w Jedwabnem w 10 lipca 1941 r. i rzekomego pogromu w Kielcach w 4 lipca 1946 r. Przypomnijmy tu, że właśnie „Niedziela” była, dzięki jej naczelnemu ks. infułatowi Ireneuszowi Skubisiowi, pierwszym medium prasowym, które stanowczo sprzeciwiło się tak nagłaśnianemu w przeważającej części „polskich” mediów zbiorowi antypolskich oszczerstw Jana Tomasza Grossa (por. cykl moich tekstów „Sto kłamstw J. T. Grossa”). Niestety, ówczesna jednostronnie i bez dowodów przesądzająca o winie Polaków polityka prezesa IPN-u L. Kieresa doprowadziła do przedwczesnego umorzenia śledztwa w sprawie zbrodni w Jedwabnem i fatalnego w skutkach przerwania ekshumacji w Jedwabnem. Tę ostatnią przerwano akurat wtedy, gdy znaleziono wyraźne dowody zbrojnej obecności Niemców przy stodole w Jedwabnem (blisko sto łusek po niemieckich nabojach. Na próżno protestowano przeciwko przerwaniu ekshumacji, m.in. w liście kilkudziesięciu osobistości polonijnych).

Nowe świadectwa o Jedwabnem

Stopniowo mnożyły się jednak dowody dominującej roli Niemców w mordzie w Jedwabnem i ich strzelania do Żydów próbujących uciec z podpalanej przez Niemców stodoły. Już w 2004 r. historyk i reżyser dokumentalista Artur Janicki nakręcił prawdziwie obiektywny film „Jedwabne”, który potem kilkanaście lat przeleżał się na półkach. Powodem zablokowania tego filmu był jego obiektywizm i obalanie kłamstw Grossa. Szczególnie ważną część filmu stanowiła rozmowa z szefem ekipy archeologicznej, prowadzącej ekshumacje w Jedwabnem - prof. Andrzejem Kolą. Stwierdził on, iż znalezione tam łuski były wystrzelone po 1939 r. i były dowodem na to, że do żydowskich ofiar strzelano z broni ręcznej zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz stodoły. Znamienny był fakt, że raportu prof. Koli w ogóle nie zamieszczono w ogromnym przegadanym dwutomowym wydawnictwie kieresowskiego IPN o Jedwabnem (1561 stron). Prof. Kola nazwał zresztą ekshumacje w Jedwabnem tylko „parodią ekshumacji” z powodu jej przedwczesnego przerwania.

5 stycznia 2008 jeden z najwybitniejszych badaczy historii Polski w drugiej wojnie światowej dr Leszek Żebrowski zamieścił w „Naszym Dzienniku” ważny tekst nt. sprawy Jedwabnego „Nowe kłamstwa Grossa”. Dr Żebrowski przytoczył tam wczesne relacje żydowskie, które zostały pominięte przez Grossa i które nie były wykorzystane w śledztwie IPN-u. Były tam m.in. relacje Michaela Maika, Rywki Kaiser i Hersza Cukiermana (Harolda Zissmana). Wszystkie te relacje wskazywały na dominującą rolę Niemców w zbrodni w Jedwabnem.

Jednym z ważniejszych wydarzeń w dyskusji o Jedwabnem w ostatnich latach było ogłoszenie w TV Niezależnej Polonii wstrząsającej relacji naocznego świadka wydarzeń Hieronimy Wilczewskiej (miała 8 lat w dniu masakry). Ojciec Wilczewskiej został zastrzelony przez Niemców jeszcze na miesiąc przed rzezią w Jedwabnem. Wilczewska żyje od lat w New Britain w stanie Connecticut w USA. Wilczewska opisywała jak gestapowiec żądał, aby się napatrzyła, co Niemcy robią z Żydami, bo jak skończą z Żydami, to zrobią to samo z Polakami. Wilczewska szczegółowo opisała widziane przez nią zapędzanie Żydów do stodoły, która później spalili. Jej przejmująca relacja stanowi centralną część filmu pary polonijnych działaczy: Wacława i Elżbiety Kujbidów. W maju tego roku w Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich wyświetlono po raz pierwszy dokumentalny film Wacława i Elżbiety Kujbidów: ”Jedwabne. Naoczni świadkowie - Spisane Świadectwa - Pominięte fakty”. Debatę na temat tego filmu prowadził we „Wnet” naczelny dyrektor tej stacji Krzysztof Skowroński. Film Kujbidów jednoznacznie oskarżał Niemców o zbrodnie w Jedwabnem w oparciu o świadectwa naocznych świadków, a zarazem piętnował świadome zakłamania w śledztwie IPN-u.

O kolejnych ważnych nowych świadectwach powiedział w audycji „Warto rozmawiać” red. Jana Pospieszalskiego w dniu 28 czerwca br. zasłużony działacz opozycji anty-PRL-owskiej, a od niedawna nowy członek kolegium IPN Krzysztof Wyszkowski. Powiedział on o znalezionej w aktach Wojewódzkiej Żydowskiej Komisji z Białegostoku relacji Żydówki Finkelsztein, która pisała o słyszanych przez nią licznych strzałach niemieckich przy stodole w Jedwabnem. Wyszkowski wspomniał również o przemilczanym dotąd fakcie, że w czasie ekshumacji znaleziono ciało przestrzelone niemiecką kulą. Jak można było przemilczeć tak ważny fakt?!

27 czerwca br. w Białymstoku odbyła się uroczystość ku czci ok.1000 Żydów, którzy zostali spaleni przez Niemców na niecałe dwa tygodnie przez Jedwabnem 27 czerwca 1941 roku, co było faktem całkowicie przemilczanym przez J. T. Grossa i jego zwolenników. Przemawiający z tej okazji prezes PiS Jarosław Kaczyński powiedział "że wina Niemców za ten mord i inne zbrodnie w regionie Podlasia była „jasna i określona” i „trzeba o tym mówić”". I dodał - „Nie można jej przysłaniać różnego rodzaju operacjami typu tych, które były zorganizowane wokół Jedwabnego, gdzie przedstawiano zbrodnię, której się rzeczywiście dopuszczono, ale w sposób nie mający nic wspólnego z jej rzeczywistym przebiegiem, z faktami”.

Wszystkie te nowe świadectwa wskazują na to, że należy jak najszybciej doprowadzić do wznowienia śledztwa w sprawie mordu w Jedwabnem, tylko tym razem bez udziału takich szkodników jak L. Kieres, i do wznowienia zbyt pochopnie przerwanej ekshumacji.

Prawda o rzekomym pogromie w Kielcach

4 lipca 1946 r., w dzień po sfałszowaniu referendum przez komunistów, doszło w Kielcach do zorganizowanej przez NKWD i kielecką bezpiekę prowokacji, którą nagłośniono jako tzw. „pogrom kielecki”. W jej wyniku zginęło 37 Żydów i 3 Polaków. Celem prowokacji było odwrócenie uwagi Zachodu od sfałszowania referendum. Podobnego typu prowokacje były organizowane przez NKWD również na Węgrzech, w Słowacji i w Rumunii w pierwszych latach po 1945 r., zawsze dla przysłonięcia jakichś sowieckich łajdactw popełnionych wobec tych krajów. Pisała o tym szeroko już w 1991 r. czołowa historyk węgierska, obecnie dyrektor budapeszteńskiego „Muzeum Terroru” Maria Schmidt (por. szerzej uwagi w moim opracowaniu: "Kulisy zbrodni kieleckiej", zamieszczonym w drugim tomie IPN-owskiego wydawnictwa „Wokół pogromu kieleckiego” (Warszawa 2008, s. 458). Od początku wiele wybitnych osób, tak jak ambasador USA w Warszawie Artur Bliss Lane, czy ks. biskup kielecki Czesław Kaczmarek, który przygotował tajny raport o zbrodni kieleckiej (za co m.in. go później więziono) jednoznacznie uznali, że zajścia kieleckie były wynikiem działań komunistycznej bezpieki.

Tym bardziej żałosnym był fakt, że komunistyczne kłamstwo o pogromie kieleckim publicznie odgrzewano i nagłaśniano nadal po 1989 r. Jeszcze w 1996 r. postkomunistyczny minister spraw zagranicznych Dariusz Rosati wystąpił ze skierowaną do Światowego Kongresu Żydów prośbą o przebaczenie za wydarzenia kieleckie 1946 r., oświadczając: „Jest nam wstyd za to, że Polacy dokonali tej zbrodni”. Przepraszał w imieniu narodu polskiego (!) zamiast PZPR, z którą był związany przez ćwierć wieku.

Na szczęście w 1996 r. wyszła pierwsza bardzo cenna książka Krzysztofa Kąkolewskiego „Umarły cmentarz”, gruntownie odkłamująca sprawę Kielc w 1946 r. i pokazująca tę zbrodnię zgodnie z faktami jako efekt nikczemnych działań sowieckich i polskiej bezpieki. W dwa lata później (w 1998 r.) mieszkający w Kielcach ksiądz profesor Jan Śledzianowski wydał książkę: „Pytania nad pogromem kieleckim”, podobnie jak Kąkolewski demaskującą fałsze o rzekomym pogromie kieleckim. Przez wiele lat blokowano wyświetlenie w którejkolwiek z telewizji nakręconego w 1996 r. filmu - dokumentu brata Czesława Miłosza - Andrzeja Miłosza „Henio”. Było to wyznanie chłopca, którego rzekome porwanie przez Żydów posłużyło bezpiece do sprowokowania zajść kieleckich. Chłopiec Henryk Błaszczyk przez 50 lat bał się wyznać prawdę, z obawy przed zamordowaniem przez ludzi z bezpieki. To, co powiedział było niesamowite. Okazało się, że jego własny ojciec był ubekiem i w towarzystwie innych zaprzyjaźnionych ubeków wspierali prowokację kielecką, a zastraszony Henio był ich narzędziem. Znamienne, że tak ważny, odsłaniający prawdę film pokazano dopiero w 18 lat po nakręceniu - w 2014 r. - w posiadającym bardzo małą oglądalność kanale „Historia”. Przez lata blokowano również wyświetlenie innego filmu dokumentalnego Andrzeja Miłosza z 1996 r., "Pogrom Kielce 4 lipca 1946 roku". Pikanterii całej sprawie nadaje fakt, że autor filmów blokowanych przez „nową cenzurę” Andrzej Miłosz był wyróżniony tytułem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata” za ratowanie Żydów. W telewizjach blokowano również pokazanie filmu reżysera dokumentalnego i historyka Artura Janickiego „Pogrom kielecki – fałsze i prawda”. Film jednoznacznie odsłaniał komunistyczną inspirację rzekomego „pogromu” kieleckiego, mówił o celach tej prowokacji. 29 czerwca 2015 r. w internetowej telewizji wyświetlono kolejny film demaskujący kłamstwa o rzekomym pogromie kieleckim „Śladami prawdy”. Była to rozmowa Małgorzaty Sołtysiak z sędzią Andrzejem Jankowskim, który pewien czas prowadził śledztwo w sprawie tzw. pogromu, a w 2008 r. był jednym z 3 redaktorów IPN-owskiego wydawnictwa „Wokół pogromu kieleckiego”. Jankowski był do pewnego stopnia naocznym świadkiem zbrodniczych wydarzeń - w 1946 r. jako mały chłopiec przebywał przy basenie na który przychodzili żołnierze KBW. Wtedy usłyszał jak opowiadali, że na rozkaz rosyjskiego majora zabijali Żydów. Wyznania sędziego Janickiego były jednoznacznym oskarżeniem NKWD i kieleckiej bezpieki o doprowadzenie do tzw. pogromu. Wszystkie te nowe świadectwa skłaniają tym mocniej do wznowienia tak niegodnie umorzonego w 2004 r. za czasów dominacji L. Kieresa w IPN śledztwa w sprawie zbrodni kieleckiej. Postulowałem to już w 2008 r. we wspomnianym 2 tomie IPN-owskiego wydawnictwa „Wokół pogromu kieleckiego” (op. cit., s. 469) i w czasie mojej dłuższej rozmowy odbytej w obecności prof. Jana Żaryna z prezesem IPN-u Januszem Kurtyką zaledwie na tydzień przed jego śmiercią. Śmierć prezesa Kurtyki położyła na długo kres szansom na doprowadzenie do wznowienia takiego śledztwa. Tym bardziej warto podjąć je dziś.

Za: http://jerzyrnowak.blogspot.com/2016/07/w-imie-prawdy-o-jedwabnem-1941-r-i.html

alicjarostockaAlicja Rostocka

We czwartek, 7 lipca 2016 roku, odbył się w Krakowie kolejny proces grupy oskarżonych o działalność patriotyczną, usunięcie rosyjskiego obelisku z centrum Nowego Sącza. Manifestacje i pieśni patriotyczne są - wg policji - krzykiem i śpiewami zakłócającymi spokój dzienny i porządek publiczny.

Przesyłam Państwu zestaw zdjęć z rozprawy:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/6305563916197122257

Anna Dąbrowska*

Na portalu liberte.pl znalazłam list, którego się spodziewałam, ale który mimo to mnie zaskoczył - bezczelnością piszących, którzy uzurpują sobie prawo pisania w imieniu polskiego narodu odpowiedzi na list ukraińskich polityków.

List, który de facto zamiast wyznania win i przeproszenia, jest kolejną próbą zrzucenia odpowiedzialności za ludobójstwo popełnione przez ukraińskich nacjonalistów, na ofiary ich zbrodni. Podpisani pod polskim listem, w sporej większości liberałowie spod znaku gazety wiadomej, różnych profesji i płci, mają w dodatku czelność odwoływać się do listu Biskupów Polskich do Niemieckich z roku 1965.

Jakim prawem? Wszak gazeta wiadoma i zaprzyjaźnione media wierne są raczej ideologii zawartej w hasłach typu: „róbta co chceta”, czy „mój brzuch, moja sprawa”.

Wiem, że pod listem i duchowni się podpisali, cóż Pan Bóg dał nam wolną wolę. Trudno jednak nie zapytać, jak katolicki duchowy identyfikować się może ideologicznie z Adamem Michnikiem, Komorowskim, Kidawą-Błońską, Sikorskim czy Cimoszewiczem? Ludźmi wielokrotnie, publicznie deklarującymi poparcie dla aborcji, legalizacji dewiacji, in vitro…

20160707adksdJeśli panowie i panie, którym w gruncie rzeczy - co widać również po tym tworze, naskrobanym chyba brudnym paluchem nadredaktora Urbana - wsio rawno, czyj autorytet wykorzystacie, musicie tworzyć tego typu epistoły, powołujcie się w nich raczej na swych unijnych mistrzów (fot. YouTube). Całe pokolenie neomarksistów roku 68. do wykorzystania!

Zrobicie, napiszecie wszystko, cokolwiek posłuży skłóceniu, zamieszaniu, uderzy w Polskę, która wreszcie ma szanse stać się dumną, samostanowiącą i katolicką. Podejmiecie się każdej nikczemności, żeby ją utaplać w błocie, opluć, zohydzić i poniżyć. Zarówno przed Wschodem, jak Zachodem. Zarzutami antysemityzmu braku demokracji, zacofania cywilizacyjnego czy intelektualnego. Wasz list jest kolejną prowokacją wobec patriotów. To obrzydliwe, że wobec tematu, którego dotyka, to jedyny powód, dla którego powstał.

Piszcie co chcecie, gdzie i kiedy chcecie, ale WARA OD ŚWIĘTEGO PAPIEŻA JANA PAWŁA II, KOŚCIOŁA i POLSKICH BISKUPÓW. Ich słowa wykorzystane w waszych prowokacyjnych tekstach to czysta profanacja.

* Autorka jest prezesem Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Tekst i ilustracja za: http://warszawskagazeta.pl/felietony/anna-dabrowski/item/3975-spadkobiercy-kiszczaka-powoluja-sie-na-polskich-biskupow