Przeskocz do treści

szymonhuptys1Szymon Huptyś*

W tym tygodniu mija rok od uzyskania wotum zaufania przez gabinet Premier Beaty Szydło. Jest zatem zupełnie zrozumiałe, że można czynić pierwsze podsumowania działalności rządu Prawa i Sprawiedliwości - Zjednoczonej Prawicy. Rządu, który został sformowany po historycznych wyborach parlamentarnych w październiku 2015 r. Spróbujmy spojrzeć na to, co się udało zrobić i oddać za to należny szacunek oraz na to, czego zrobić się nie udało i wskazać, na co rządzący mogliby zwrócić uwagę.

Największy plus – 500 +

Oczywiście największym sukcesem rządu oraz - nieobecnego już - ministra finansów Pawła Szałamachy było znalezienie w zaprojektowanym przez poprzedników budżecie ponad 17 mld zł na wypłaty 500 zł na dziecko. Nie jest prawdą to, co zarzuca rządowi totalna opozycja i że w sprawie tego programu PiS dopuścił się oszustwa. W programie wyborczym (str. 116) jest wyraźnie napisane, jaki kształt powinien mieć ten program - i tak się stało. W 2017 r. ten program będzie droższy, ale teraz uległa poprawie ściągalność podatków, zatem program „Rodzina 500+” nie jest zagrożony. Eksperci wskazują, że Polska zanotowała duży wzrost liczby urodzeń w tym roku. Czy to efekt tego programu - na razie trudno powiedzieć. Na pewno celem musi być utrwalenie korzystnego trendu demograficznego. Dopełnieniem jest planowany i wdrażany program budowy tanich mieszkań pod wynajem. Szerokie pole do popisu i duże wyzwanie. Na razie rząd spisuje się bardzo dobrze na tym polu. Paradoksalnie jednak musi baczyć, by programy pronatalistyczne nie zawaliły się pod własnym sukcesem. Im więcej bowiem dzieci się urodzi, tym lepiej dla Narodu, ale tym trudniej będzie sfinansować program „500+”.

Reforma oświaty - potrzebna, ale ryzykowna

Obecnie najgorętszym bodaj tematem jest kwestia reformy oświaty. Przebiega ona zgodnie z zapowiedziami i odzwierciedla zapis w programie PiS (str. 125). Wygaszone zostaną gimnazja i przywrócony zostanie system z ośmioletnią szkołą podstawową. To zmiana konieczna, ponieważ gimnazja okazały się niesprawdzonym eksperymentem, a po ich powstaniu przestępczość w szkołach mocno wzrosła. Największym ryzykiem tej reformy obarczony jest termin jej finalizacji. Równoczesna rekrutacja do liceów lub techników pierwszych absolwentów nowej 8-letniej podstawówki i ostatnich absolwentów gimnazjów przypadać będzie na wrzesień 2019 r. Dwa miesiące później odbędą się wybory parlamentarne. Jeśli z tą bardzo trudną rekrutacją pójdzie cokolwiek nie tak, opozycja na pewno to wykorzysta. I może na tym skorzystać. PiS dużo ryzykuje, ale może dużo zyskać.

Najpierw ustalić, potem rozpowiadać

Bodaj największym grzechem rządu Premier Beaty Szydło jest polityka komunikacyjna. Projekty, które najpierw się ogłasza, a potem się z nich wycofuje, sprzeczne przekazy różnych ministrów itd. Dyskusja nad kształtem jednolitego podatku jest najlepszym przykładem. Wydaje się, że jest szansa na przełamanie tego impasu - niedawno Pani Premier zatrudniła w KPRM znanego jej z pomocy w małopolskim PiS speca od wizerunku Witolda Olecha, a przekazy poszczególnych resortów zaczęli koordynować Paweł Szefernaker i Rafał Bochenek. Pierwsze oznaki poprawy było już widać podczas akcji informacyjnej „Dobra szkoła” i Kongresu Wsi Polskiej. Niestety, w dzisiejszych czasach polityka bez dbałości o wizerunek nie może istnieć. Prawo i Sprawiedliwość musi o tym pamiętać nie tylko w kampanii wyborczej.

Chciałoby się szybciej

Wielu wyborców PiS podchodzi do poczynań rządzącej ekipy z wyrozumiałością. Daje się jednak odczuć zniecierpliwienie spowodowane powolnym wprowadzaniem niektórych zmian, w tym najważniejszych: obniżenia wieku emerytalnego i podwyższenia kwoty wolnej. Jest rzeczą oczywistą, że te obietnice muszą zostać spełnione, by PiS miał szansę wygrać następne wybory. Według aktualnych zapowiedzi, wiek emerytalny zostanie obniżony od listopada 2017, a kwota wolna wzrośnie w ramach wprowadzenia podatku jednolitego dwa miesiące później. Oby tak było.

Rząd zasługuje po tym roku na ocenę dobrą, może dobrą z plusem. Wobec niebywałej słabości opozycji tylko od Prawa i Sprawiedliwości zależy, czy po upływie całej kadencji będzie można wystawić ocenę bardzo dobrą.

* Autor to krakowski językoznawca, doktorant UJ, członek Forum Młodych Prawa i Sprawiedliwości w Krakowie.

szymonhuptys1Szymon Huptyś*

W 1999 r., za rządów Jerzego Buzka i koalicji AWS-UW przeprowadzono reformę oświaty. System 8 + 4/5 zastąpiono systemem 6 + 3 + 3/4. Innymi słowy – wprowadzono gimnazja. Ich dni są jednak policzone. Prawo i Sprawiedliwość szło do wyborów z hasłem likwidacji gimnazjów. Polacy zagłosowali za tym programem. Teraz partia rządząca przystępuje do realizacji postulatów. Skąd zatem zamieszanie?

Idea, która stała za wprowadzeniem gimnazjów brzmiała pięknie. Dzieci z podstawówek w małych miejscowościach miały dzięki nim zwiększyć swoje szanse na kontynuację nauki w elitarnym liceum. Psychologowie jednak przestrzegali: wyodrębnianie gimnazjów jest wyodrębnieniem młodych osób w „najtrudniejszym” momencie okresu dojrzewania.

Po pierwsze – wychowanie

Jestem przedstawicielem czwartego rocznika absolwentów gimnazjów. Na własnej skórze przeżyłem więc wyrwanie ze środowiska rówieśniczego po VI klasie podstawówki – wtedy, gdy zaczęły się zawiązywać pierwsze poważne przyjaźnie! Poza tym, niejeden młody człowiek po „wrzuceniu” w nowe towarzystwo, próbuje nowym znajomym zaimponować, przez co przychodzą mu do głowy niekiedy głupie i niebezpieczne pomysły. Nie jest przypadkiem, że przestępczość w gimnazjach jest tak wysoka – zwłaszcza ta odnosząca się do przemocy i narkotyków.

Po drugie – nauka

Wprowadzenie gimnazjum pociągnęło za sobą skrócenie liceum ogólnokształcącego. Najpierw starano się „zmieścić” program z czteroletniego ogólniaka w trzy lata, ale potem stwierdzono, że to i tak niewykonalne, więc należy w ogóle zrezygnować z dotychczasowej formuły liceum. W obecnym systemie ostatnim ogólnokształcącym etapem nauki jest właśnie gimnazjum, które trwa... 4 lata – ostatni rok cyklu programowego gimnazjów realizuje się w 1. klasie szkoły ponadgimnazjalnej, co wprowadza nieopisany chaos. Potem brakuje już czasu na spokojne pogłębianie wiedzy i liceum staje się kursem przygotowującym do matury. Matury, której poziom radykalnie przez ostatnie lata się obniżył. Reforma oświaty połączona z postawieniem większych wymagań przed dorastającym człowiekiem jest koniecznością.

Histeryczne reakcje

Związek Nauczycielstwa Polskiego w 1999 r. protestował przeciwko wprowadzaniu gimnazjów. W 2016 r. protestuje przeciwko ich likwidacji. Na takiej działalności związkowców, na których czele stoi sympatyzujący z KOD-em p. Sławomir Broniarz, najbardziej cierpi wizerunek nauczycieli. Tych nauczycieli, którzy nie chcą wdawać się w partyjno-polityczne przepychanki, tylko którzy chcą rzetelnie i sumiennie uczyć i wychowywać młodych Polaków.

Totalna opozycja zwietrzyła swoją szansę. Próbuje się podpiąć pod te protesty i coś dla siebie ugrać. Wątpliwe jednak, by było to możliwe, gdyż większość rodziców popiera powrót do systemu 8 + 4/5.

Posłanka PO Kinga Gajewska ostatnio bardzo intensywnie komentuje (m. in. na Twitterze) kwestię wygaszania gimnazjów. W jednym kuriozalnym wpisie stwierdziła, że należy zachować gimnazja, bo te „istniały już w starożytności”. W innym – popełniła błąd ortograficzny. Czy trzeba coś dodawać?

* Autor to krakowski językoznawca, doktorant UJ, należy do Forum Młodych Prawa i Sprawiedliwości w Krakowie.

krakowniezaleznymkInformacja własna

30 września 2015 roku miała miejsce w Krakowie manifestacja młodzieżowych środowisk prawicowych pod hasłem "Kraków za Wyszehradem".

krakowzawyszehrademRozpoczęła nie się ona od złożenia kwiatów przy grobie Jana III Sobieskiego na Wawelu, a następnie odbyły się dwa wiece: wstępny na Placu Ojca Adama Studzińskiego i zasadniczy przy Bazylice Mariackiej (fot. p. Mirosław Boruta).

Relacje uczestników, pp. Konrada Berkowicza, Grzegorza Piątkowskiego, (...), Stanisława Papieża, Macieja Skotnickiego, Mirosława Boruty, (...), Urszuli Fijołek, Szymona Huptysia i Pawła Kurtyki przygotował p. Marek Czapla.
(Od Redakcji): Osoby nie podpisane (...) zapraszamy do nadesłania imienia i nazwiska 😉


• https://www.youtube.com/watch?v=vUIkucS_UTI

dawidliszkaDawid Liszka

Pani Premier jest z wykształcenia lekarzem. Skoro twierdzi, że „słucha, rozumie i pomaga”, to niech wsłucha się w głos pacjentów małopolskich szpitali – apelowali do wizytującej dziś (18 sierpnia 2015 roku) Kraków szefowej rządu członkowie Forum Młodych Prawa i Sprawiedliwości w Krakowie.

Jak wskazuje raport Państwowej Inspekcji Sanitarnej, prawie połowa małopolskich szpitali nadaje się do zamknięcia – mówił przewodniczący krakowskiego oddziału Forum Młodych Dawid Liszka – Z naszych rozmów z pacjentami wynika, że szpitale nie są wyposażone w specjalistyczne lekarstwa i to rodzina pacjenta często donosi leki do szpitala.

Skoro pani Premier jest dzisiaj w stolicy Małopolski, to powinna odwiedzić te szpitale, do których zastrzeżenia ma Państwowa Inspekcja Sanitarna. Niech przestanie udawać, że tego problemu nie ma – apelował Szymon Huptyś z Forum Młodych Prawa i Sprawiedliwości w Krakowie.

Przedstawiciele Forum Młodych podkreślili, że działania wokół służby zdrowia muszą być prowadzone kompleksowo i w sposób skoordynowany, a nie poprzez pojedyncze akcje wizerunkowe. Przypomnieli też o raporcie NIK, który stwierdza, że komercjalizacja szpitali nie poprawia znacząco losu pacjentów.

Prawo i Sprawiedliwość proponuje likwidację NFZ i finansowanie budżetowe przez Ministra Zdrowia i wojewodów – przypomnieli przedstawiciele Forum Młodych. Dodali, że Ewa Kopacz powinna mniej wierzyć doradcom i spotom wyborczym, a bardziej przyjrzeć się szarej rzeczywistości dotyczącej polskiego systemu opieki zdrowotnej.

dawidliszkaDawid Liszka

Przedstawiciele Forum Młodych Prawa i Sprawiedliwości w Krakowie wręczyli posłom partii rządzącej spadochroniarza-zabawkę. Jest to ich zdaniem symbol list partyjnych Platformy Obywatelskiej w nadchodzących wyborach.

„Krakowscy działacze Platformy Obywatelskiej są nieskuteczni. Nie potrafili przez długi czas skutecznie zawalczyć o ważne inwestycje służące rozwojowi naszego regionu. Małopolska na ich bezczynności i opieszałości bardzo straciła” - powiedział podczas dzisiejszego briefingu prasowego przewodniczący krakowskiego Forum Młodych Prawa i Sprawiedliwości Dawid Liszka.

listywyborczepo1„Politycy Platformy Obywatelskiej zapewniali, że listy wyborcze tej partii układane będą oddolnie, w sposób demokratyczny. Tymczasem premier Ewa Kopacz postanowiła wywrócić ustalenia regionalnych oddziałów Platformy. Nie ma to za dużo wspólnego z demokratycznym procesem, tym bardziej jeśli przerzuca się kandydatów między okręgami” - stwierdziła Anna Maria Miłowska z Forum Młodych Platformy Obywatelskiej, radna krakowskiej Dzielnicy XI.

„Przewodnicząca Platformy Obywatelskiej wychodzi z założenia, że Warszawiak lepiej zadba o sprawy Krakowa niż krakowscy posłowie tej partii. To sytuacja kuriozalna” - powiedział Szymon Huptyś, sekretarz krakowskiego Forum Młodych.

listywyborczepo2Liderem listy Platformy Obywatelskiej w okręgu krakowskim będzie pochodzący z Warszawy Rafał Trzaskowski. Przymierzany przez lokalne struktury do pierwszego miejsca Grzegorz Lipiec spadł na trzecią pozycję.

Po briefingu prasowym członkowie Forum Młodych zanieśli do biura regionalnego Platformy Obywatelskiej spadochroniarza-zabawkę, który ich zdanie symbolizuje sytuację z układaniem list wyborczych w partii rządzącej.

dawidliszkaDawid Liszka

Przedstawiciele krakowskiego Forum Młodych Prawa i Sprawiedliwości zaapelowali do mieszkańców Krakowa i Małopolski o zaangażowanie w konsultacje społeczne prowadzone przez Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju.

Podczas dzisiejszej konferencji prasowej przedstawiciele Forum Młodych odnieśli się do pomysłu budowy szybkiej kolei na trasie Kraków - Krynica - Nowy Sącz - Zakopane. Ta inwestycja jest obecnie poddawana pod konsultacje społeczne i może zostać wpisana do realizacji w ramach Krajowego Programu Kolejowego.

"Politycy partii rządzącej wielokrotnie obiecywali poprawę jakości infrastruktury w naszym regionie" - przypominał przewodniczący krakowskiego Forum Młodych Dawid Liszka. Dodał, że skoro małopolscy posłowie Platformy Obywatelskiej nie są w stanie niczego wywalczyć w Warszawie dla swojego regionu, to mieszkańcy muszą wziąć sprawy w swoje ręce.

"Uważamy, że budowa dogodnego połączenia kolejowego między stolicą województwa a Małopolską lokalną przyczyni się do zrównoważonego rozwoju naszego regionu. Dzięki temu mieszkańcy tych regionów uzyskają dostęp do tych możliwości, jakie niesie ze sobą praca w Krakowie. Nowy Sącz i Zakopane mają fatalne połączenie kolejowe z Krakowem i najwyższa pora to zmienić" - powiedział Szymon Huptyś z Forum Młodych Prawa i Sprawiedliwości. Przypomniał, że rozwiązanie szybkiej kolei będzie od września funkcjonowało w Województwie pomorskim.

Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju prowadzi konsultacje do 10 sierpnia. Szczegółowe informacje o możliwości wzięcia udziału w konsultacjach znaleźć można m.in. na stronie: www.pociagautobusgory.pl/krajowy-program-kolejowy.

szymonhuptys1Szymon Huptyś

W najbliższym czasie Polskie Stronnictwo Ludowe ogłosi decyzję, czy wystawi swojego kandydata w wyborach prezydenckich. Jeśli tak nie zrobi – wesprze Bronisława Komorowskiego i zwiększą jego szanse na zwycięstwo już w I turze. W zamian ludowcy mogliby liczyć na duże ustępstwa ze strony Platformy Obywatelskiej w ramach koalicji.

Czy te ustępstwa potrzebne są PSL-owi? Przecież brak kandydata w wyborach prezydenckich oznaczać będzie, że ta partia wypadnie z medialnego obiegu na kilka miesięcy. A jak wiadomo, w polityce trzeba o sobie bez przerwy przypominać. O ile wszyscy zdają sobie sprawę, że w październikowych wyborach parlamentarnych PSL nie powtórzy wyniku z wyborów do sejmików, o tyle powtórzenie wyniku z 2001 r. jest możliwe. Oczywiście pod warunkiem, że ich wyborcy będą o nich pamiętać. A jeśli PSL nie będzie brało udziału w kampanii prezydenckiej, będzie im trudniej o sobie przypominać. To jeden aspekt sprawy.

Kolejnym aspektem jest to, że w miejsce pozostawione przez PSL dość łatwo wszedłby nie Bronisław Komorowski, a kandydat Prawa i Sprawiedliwości – Andrzej Duda. Przy aktywnej kampanii w Polsce powiatowej Duda mógłby zagarnąć elektorat wiejski, co odbiłoby się ludowcom czkawką w elekcji parlamentarnej.

Po zaskakująco dobrym (zakładając, że jest prawdziwy) wyniku wyborów samorządowych PSL na pewno ma ambicje na dobry wynik. Należy się więc spodziewać, że nie chcąc się wystawiać na ryzyko, o którym wspomniałem, wystawią swojego kandydata. Szansę na nominację ma marszałek Województwa Świętokrzyskiego Adam Jarubas. Co to oznacza dla Bronisława Komorowskiego i Andrzeja Dudy?

andrzejdudapeMaleją szanse na reelekcję Komorowskiego w pierwszej turze. To stąd biorą się nerwowe wypowiedzi zaplecza prezydenta, na przykład prof. Nałęcza, który bardzo nerwowo zareagował na informację o możliwej nominacji Jarubasa. A drugiej tury i starcia z Andrzejem Dudą Komorowski się boi, bo wówczas nie uniknąłby debaty – a kandydat Prawa i Sprawiedliwości ma znacznie większy potencjał, aby dobrze wypaść w takim starciu. Andrzej Duda zaś musi mądrze sformatować swoją kampanię i namawiać do głosowania na siebie zarówno mieszkańców miast, jak i Polski powiatowej.

Nic dziwnego, że kampania kandydata Prawa i Sprawiedliwości na razie nie wystartowała pełną parą. Duda czeka na rozwój wypadków i w zależności od tego, jaka będzie decyzja PSL-u, taką kampanię zaplanuje.

szymonhuptys1Szymon Huptyś*

Fotografie w tekście p. Jan Lorek.

W programie „Młodzież kontra, czyli pod ostrzałem” 19 października gościł poseł Prawa i Sprawiedliwości, dr hab. Krzysztof Szczerski. Dyskusja z młodzieżą dotyczyła przede wszystkim trzech sfer: polityki socjalnej, polityki zagranicznej oraz wewnętrznej sytuacji w Prawie i Sprawiedliwości.

20141019ks1Poseł Szczerski zadeklarował między innymi, że Prawo i Sprawiedliwość unieważni „Ustawę 67” i ponownie obniży wiek emerytalny. Zbulwersowało to przedstawiciela PO, który zaczął mówić o tym, że tylko podwyższenie go daje szansę na utrzymanie w ryzach systemu emerytalnego. Bronił również proponowanej przez rząd ustawy o sześciodniowym tygodniu pracy. Poseł Szczerski przypomniał, że PO nie powinno się wypowiadać w sprawach gospodarczych, bo to za rządów Prawa i Sprawiedliwości Polska miała najkorzystniejsze wskaźniki. Przypomniał też, że Polska niestety znajduje się bardzo wysoko w rankingu rozwarstwienia społecznego. Przypomniał, że dla Prawa i Sprawiedliwości ogromne rozwarstwienie społeczne jest zjawiskiem szkodliwym.

Na pytanie przedstawiciela Polskiej Partii Pracy o możliwość poparcia przez Prawo i Sprawiedliwość postulatu wspólnej płacy minimalnej dla całej Unii Europejskiej poseł Prawa i Sprawiedliwości odparł, że nie jest ona możliwa. Jego zdaniem jest to tylko nośne polityczne hasło, które jednak nie jest do zrealizowania, bo różnice między gospodarkami państw Unii są zbyt duże. Zdaniem polityka realizacja tego postulatu doprowadziłaby do katastrofy w państwach mniej zamożnych.

20141019ks2Przedstawiciel Nowej Prawicy zapytał o kwestię „darmowego” rządowego podręcznika. Wyraził pogląd, że ujednolicanie programu nauczania źle służy dzieciom, bo każde dziecko ma inne potrzeby. Stwierdził, że to rodzice powinni wybierać szkołę według predyspozycji dziecka. Poseł Szczerski zgodził się z tym, że to rodzice najlepiej znają swoje pociechy. Dodał, że ich rola w wychowaniu jest ogromna oraz że nie można całej odpowiedzialności za wychowanie przerzucać na szkołę. Szkoła to tylko jeden z segmentów wychowania i nie zastąpi udziału w tym procesie rodziców dziecka – stwierdził.

Młodzież Wszechpolska poruszyła sprawę honorowania na Ukrainie bandyckiego ugrupowania UPA, które w latach 40. mordowało Polaków. Szczerski powiedział, że w jego opinii Ukraińcy popełniają w tej materii duży błąd, a tożsamość ukraińska nie może budować się na takich symbolach. Podkreślił, że znacznie lepiej byłoby, gdyby Ukraińcy zechcieli się wsłuchać w rady i nauczanie św. Jana Pawła II, który wskazywał, jaką rolę w Europie odgrywa Ukraina.

20141019ks3Poseł Szczerski na pytanie o korektę relacji z Rosją za przyszłych rządów Prawa i Sprawiedliwości udzielił bardzo akademickiej odpowiedzi. Wytłumaczył punkt po punkcie jak powinna wyglądać dyplomacja w stosunku do państwa tak agresywnego. Podkreślił, że rząd PO nie radzi sobie w bieżącej sytuacji, a jedną z najbardziej rzucających się w oczy spraw była naiwność ministra Sikorskiego, który sądził, że jest w stanie prowadząc miękką politykę zagraniczną rozgrywać jednocześnie Berlin i Moskwę.

W program wkradł się też wątek humorystyczny. Studenci posła Szczerskiego upomnieli się za pośrednictwem Internetu o materiały na seminarium dyplomowe.

* Autor to krakowski językoznawca, doktorant UJ, kandydat do Sejmiku Województwa Małopolskiego.

szymonhuptys1Szymon Huptyś*

Wydaje się, że jest szansa na to, aby zakończyć prezydencką karierę prof. Jacka Majchrowskiego. Jeśli rzeczywiście się tak stanie, jego następca będzie miał możliwość wprowadzania zmian, których nie udało się w ostatnich latach zrealizować. Nie dlatego jednak, że dane pomysły okazały się wadliwe, a dlatego, że nie próbowano ich wcielić w życie. Niniejszy tekst można traktować jako litanię życzeń do nowego prezydenta.

Dojazd do Krakowa / Poziom zaniedbania tematu wschodniego i północnego dojazdu do Krakowa jest przerażający. Jednopasmowa ul. Warszawska nie jest w stanie udźwignąć ogromnego samochodowego ruchu, jaki codziennie w godzinach szczytu się tu odbywa. Trud związany z koniecznością dobudowania chociaż jednego pasa w jedną stronę (chyba lepiej w stronę Krakowa niż w przeciwną) warto ponieść, nawet jeśli byłoby to kosztowne. Podobnie rzecz wygląda ze wschodnim wjazdem do Krakowa, czyli ul. Igołomską. Pomijając już fakt, że niemal zawsze jest ona w stanie nie nadającym się do normalnej jazdy, to jest ona zwyczajnie za wąska. Wjeżdżając do Krakowa od wschodniej strony nijak nie dostrzeże się, że wjeżdżamy do dużego miasta, a tabliczka „Witaj w Krakowie, mieście królów polskich” przy tak źle utrzymanej drodze wygląda po prostu komicznie. Przez lata zaniedbań mieszkańcy przyzwyczaili się do tego stanu rzeczy i może nawet nie zdają sprawę, że mogłoby być lepiej. Moim zdaniem nie tylko mogłoby, ale i powinno.

Komunikacja w samym Krakowie / Od kilku lat daje się obserwować tendencja do intensywnego łączenia poszczególnych dzielnic ze Śródmieściem. I chwała za to, bo oczywiście dojazd do ścisłego centrum, zwłaszcza w obliczu „monocentryczności” Krakowa, jest niezwykle istotny. Niestety zaniedbano zupełnie kwestię połączeń pomiędzy samymi dzielnicami. Znacznie łatwiej jest obecnie dostać się z Ruczaju do Centrum lub z Płaszowa do Centrum niż z, przypuśćmy, z Nowej Huty do Bieżanowa. Brakuje czegoś w rodzaju małych obwodnic. Takich, które jednak nie wyrzucałyby pasażerów poza miasto na autostradę, tylko takich, które ułatwiłyby podróż w obrębie miasta. Gdyby takie połączenia powstały, koniecznością byłoby wybudowanie obok nich także tras tramwajowych. To tramwaje są najbardziej ekologicznym środkiem transportu komunikacji zbiorowej.

Kultura / My, krakowianie, lubimy uważać nasze miasto za stolicę kultury. Uciekł stąd jednak Wielkanocny Festiwal Ludwiga van Beethovena, a pompowane do granic możliwości Sacrum Profanum nie prezentuje poziomu, którego wielu odbiorców by oczekiwało. Miasto nie partycypuje w organizacji największego międzynarodowego festiwalu chóralnego „Cracovia Cantans”, którego dyrektorem artystycznym jest Ryszard Źróbek, a dyrektorem ds. organizacyjnych Maciej Przerwa. Co roku do Krakowa przyjeżdżają znakomite chóry, a miasto pozostaje wobec tego całkowicie bierne. To błąd.

Nocna rozrywka / Ścisłe centrum Krakowa jest oczywistym ośrodkiem nocnego życia. Kraków jako miasto akademickie musi oferować studentom sposobność do rozrywki. Nie ma co do tego wątpliwości. Z tej roli zresztą wywiązuje się bardzo dobrze. W porównaniu z innymi akademickimi ośrodkami w Europie, mnogość, a przede wszystkim zagęszczenie, klubów i pubów w ścisłym centrum budzi uznanie. Nie można jednak zaniedbywać przy tym względów bezpieczeństwa. Kary dla dewastujących mienie publiczne podchmielonych jegomości muszą być dotkliwe. Również dla tych zagranicznych, którzy obecnie ochoczo płacą za mandat, bo płacąc i za alkohol, i za mandat zapłacą i tak mniej niż u siebie w kraju za sam alkohol. Natomiast policja czy straż miejska musi przestać działać na zasadzie wypełniania statystyk. Do tego jest potrzebna presja magistratu. I oczywiście należy radykalnie odkazić ścisłe centrum Krakowa z klubów ze striptizem. Amatorzy takich rozrywek mogą co prawda mieć ofertę dla siebie, ale na pewno nie może być to krakowski Rynek i przylegające do niego starodawne ulice. Nie wolno nam sprowadzać Krakowa do rangi „dziwkarskiego zagłębia”, a nim się niestety powoli staje.

Cztery różne kwestie – cztery wielkie oczekiwania od nowego prezydenta Krakowa. Jeśli nie uda się zmienić władzy w magistracie, oczekiwania te przybiorą zapewne na sile, bo nie należy się spodziewać, by pod tą samą władzą przez 4 lata coś w tych sprawach ruszyło. Należy stawiać przed wybranymi na następną kadencję włodarzami miasta konkretne zadania i surowo ich z nich rozliczać.

* Autor jest językoznawcą, doktorantem UJ, absolwentem Leiden Universiteit (Holandia).

szymonhuptys1Szymon Huptyś*

Fotografie w tekście - ze strony Stowarzyszenia Passionart - p. Jacek Stokłosa.

W piątek 29 sierpnia w Filharmonii Krakowskiej odbył się Koncert Wolności i Solidarności, podczas którego uhonorowano medalami zasługi wybitne postaci z okresu transformacji. Jednakże poza ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim próżno było wśród wyróżnionych szukać osób, o których choćby co jakiś czas wspominały media w kontekście przemian ustrojowych. Przeciętny Polak będzie kojarzył z Solidarnością tylko Lecha Wałęsę. Część bardziej uświadomionych może przypomni sobie, jaką rolę odgrywał w tych przemianach śp. Lech Kaczyński (dla wielu osób myślozbrodnią będzie przyznanie zasług Antoniemu Macierewiczowi). Osoby uważniej wsłuchujące się w polską historię wspomną jeszcze byś może o śp. Annie Walentynowicz, być może skojarzą ks. Jerzego Popiełuszkę.

20140829aWszystko to są jednak nazwiska „frontmenów” – osób, które swoim autorytetem porywały tłumy osób. Ten tłum wszakże nie był jednolity. Byli szeregowi „żołnierze”, czyli ci, którzy codzienną pracą organiczną chcieli przyczynić się do osłabienia (quasi-)komunistycznego reżimu. Ale byli też tacy, którzy organizowali tych szeregowych żołnierzy. Ludzie wielcy, waleczni. Ludzie, którzy zaleźli za skórę władzy na tyle, że ta postanowiła ich zaszczuć, zniszczyć. Ci ludzie wreszcie doczekali się upamiętnienia.

20140829bNa początku koncertu przemawiał przewodniczący Sejmiku Małopolskiego Kazimierz Barczyk. Sala nie przyjęła go ciepło ze względu na to na kabotyńskie wrzutki w rodzaju „dzięki Sejmikowi powstało...”, „Sejmik zainicjował...”, przypominające o zbliżających się wyborach samorządowych. Jego wystąpienie było znaczące też z innego powodu. Oto mieliśmy okazję doświadczyć szoku poznawczego. Człowiek, który w procesie przemian co prawda uczestniczył, ale nie był w tamtym czasie postacią wyróżniającą się, stoi przed publicznością w pięknym garniturze, uśmiechnięty, beztroski. Ludzie, którzy otrzymali wyróżnienia to ludzie, którzy w przeciwieństwie do pana Barczyka na przemianach wcale nie skorzystali. Ludzie niejednokrotnie zmordowani życiem, biedni. Upamiętnienie ich jest wspaniałą inicjatywą i próbą choć częściowego zadośćuczynienia. Właśnie dlatego uroczystość obfitowała w wiele wzruszających chwil.

Sam koncert był świetnie zorganizowany. Całość działań koordynował, obecny bardzo często przy tego typu inicjatywach, Mateusz Prendota. Zaprezentowała się orkiestra i chór Stowarzyszenia Passionart oraz chór Uniwersytetu Papieskiego "Psalmodia". Widzowie usłyszeli m. in. piosenki Przemysława Gintrowskiego, Jana Pietrzaka i oczywiście Jacka Kaczmarskiego. Szczególnie porywające było wykonanie utworów „Janek Wiśniewski padł” z sopranowym solo Dagmary Sysuły oraz melodii góralskiej „Choćbyś Wojtuś trzy dekrety wyrychtował (...)” z tenorowym solo Mateusza Prendoty. Wszystkie utwory opracował na orkiestrę, chór i solistów Marek Pawełek. Dyrygował Janusz Wierzgacz.

20140829cSzef Regionu Małopolskiego NSZZ "Solidarność" zapowiada, że to nie ostatnie takie spotkanie. Oby rzeczywiście tak było. Nigdy nie dość odznaczania ludzi zasłużonych, wielkich – a zapomnianych. W takich chwilach powinniśmy się zdobyć na chwilę refleksji i wraz z podziękowaniami za wolność przeprosić za to, że ta wolność tak wygląda – wolność, w której ci, którzy o nią walczyli, stracili niejednokrotnie sens życia.

* Autor to językoznawca, absolwent Leiden Universiteit (Holandia), doktorant UJ.

szymonhuptys1Szymon Huptyś*

W Polsce są takie dziedziny życia, które są wiecznie niedofinansowane. Kultura to obszar, na który instytucje publiczne powinny zwracać szczególną uwagę i wytrwale go pielęgnować, nie oczekując zwrotu inwestycji. Nie o to we wspieraniu kultury chodzi.

Organa państwa polskiego w odniesieniu do kultury i oświaty abdykuje na wszystkich frontach. Nie jest to spowodowane przekonaniem, że państwo w te dziedziny życia nie powinno się mieszać. Co prawda są takie głosy - płyną one najczęściej ze strony partii Korwin-Mikkego - jednak partia rządząca nigdy takich poglądów nie artykułowała. Przyczyną jest zatem nieudolność i brak wiary w to, że ze wsparciem ze strony instytucji publicznych Polacy są zdolni do rzeczy wspaniałych.

Zajmijmy się kulturą. Moim zdaniem w jej pielęgnowaniu i wspieraniu szczególną rolę powinny odgrywać samorządy - przede wszystkim sejmiki wojewódzkie. Z jednej strony bowiem szczebel wojewódzki jest miejscem, gdzie ważne inicjatywy lokalne nie rozpływają się wśród setek podobnych, nieraz zupełnie odmiennych, wywodzących się z różnych zakątków kraju. Z drugiej zaś - spojrzenie z perspektywy województwa jest na tyle szerokie, że pozwala na ewentualne koordynowanie inicjatyw z różnych powiatów i gmin.

Małopolska jest regionem niezwykle bogatym pod względem kulturowym. Na wsparcie województwa zasługują nie tylko duże festiwale, które i bez tego cieszą się ogromną popularnością. Na uwagę zasługują też, a może przede wszystkim, inicjatywy mniejsze, takie jak ogniska muzyczne, chóry szkolne, zespoły pieśni i tańca ludowego i podobne. Uważam, że należy stworzyć ludziom zachowującym żywą kulturę odziedziczoną po przodkach możliwość rozwoju i prezentacji swoich umiejętności nie tylko na gruncie Województwa Małopolskiego, ale i poza nim, ze szczególnym uwzględnieniem Słowacji. Nawiązywanie współpracy pomiędzy zespołami z Małopolski oraz Słowacji powinno być naturalnym kierunkiem ekspansji takich zespołów. Powinny one mieć możliwość zwrócenia się do Województwa celem uzyskania wsparcia przy nawiązywaniu tego typu kontaktów oraz finansowania podróży do partnerskich zespołów na występy.

Województwo Małopolskie powinno również nagradzać finansowo instytucje i osoby, których wkład w promocję małopolskiej kultury poza granicami województwa i poza Polską jest wyróżniający. Taki rodzaj nagrody, przyznawanej na przykład przez Komisję Kultury Województwa Małopolskiego raz na miesiąc albo raz na kwartał, stanowiłby nie tylko zastrzyk finansowy dla takich zespołów i ich organizatorów, ale też pokazywałby, że instytucjom publicznym zależy na kultywowaniu kultury w Małopolsce. Takie nagrody byłyby doskonałą zachętą do dalszej pracy: świadectwem, że trud nie idzie na marne - nie należy przecież zapominać, że członkowie wielu zespołów do swojej pasji dokładają pieniędzy, nie mówiąc już o zarabianiu.

Bon Kulturowy, realizowany w tej kadencji Sejmiku Małopolskiego jest krokiem w dobrą stronę, ale krokiem dalece niewystarczającym. Są dziedziny, na które zwyczajnie nie wolno żałować pieniędzy i kultura jest jedną z nich. Mam nadzieję, że w nadchodzącej kadencji ten stan rzeczy uda się poprawić.

* Autor to językoznawca, absolwent Leiden Universiteit (Holandia), doktorant UJ.

szymonhuptys1Szymon Huptyś*

Ostatnie „wynurzenia” ks. Lemańskiego skłaniają do refleksji na wielu płaszczyznach. Wiele już napisano o tym, że duchowny powiedział o jedno słowo za dużo albo, przeciwnie, że nie powinien schodzić z drogi, na którą wszedł. Mówi się wiele o hierarchii polskiego Kościoła. Nad ks. Lemańskim cmokają lewicowe postacie, jak poseł Iwiński. Mówią o jego odwadze, postępowości. Chwalą za to, że próbuje „skruszyć beton” polskiej hierarchii kościelnej. Warto jednak zwrócić uwagę na jeszcze dwie kwestie.

Po pierwsze, w oczach lewicowych publicystów ks. Lemański jest polską wersją papieża Franciszka. Jest to teza karkołomna dla każdego, kto choć trochę orientuje się w sprawach Kościoła. Nie da się natomiast ukryć, że jest też chwytliwa. Ci, którzy o obecnym Ojcu Świętym wiedzą tylko tyle, że „chce reformować Watykan” oraz że „powiedział ciepłe słowa o homoseksualistach”, rzeczywiście mogą tak uważać. Jak to zwykle bywa w przypadku „autorytetów” lewicy, jeśli fakty nie pasują do tezy, tym gorzej dla faktów. Tak jest i w tym przypadku. Przecież ks. Lemański w sporze z abp. Hoserem odwołał się aż do Watykanu. A tam przyznano rację temu drugiemu, a zatem przedstawicielowi tego „betonu”. Jak z tym faktem sobie poradziły tęgie umysły lewicy? Dość łatwo: zaczęło się bajdurzenie o tym, że gdyby to papież osobiście rozpatrywał tę sprawę (tak jakby nie było nic ważniejszego do roboty w Stolicy Apostolskiej), to na pewno werdykt byłby inny. O tym, że „ręka rękę myje” i że „kruk krukowi (czyt. biskup biskupowi) oka nie wykole”. Nie przychodzi tymże umysłom na myśl, że abp. Hoser zwyczajnie może mieć w tym sporze rację. Porównywanie ks. Lemańskiego do Ojca Świętego jest kuriozalne jeszcze z jednego powodu. Otóż wbrew temu, jaki medialny obraz Franciszka dominuje w mediach głównego nurtu, nie sprzeniewierzył się on żadnym zapisom dotyczącym doktryny wiary. Nie zmienił ani o przecinek nauki Kościoła. To są rzeczy, które mogły ujść uwagi widzów śledzących swego czasu z zapartym tchem obszerne relacje Katarzyny Kolendy-Zaleskiej w kolejnych głównych wydaniach „Faktów” o tym, że papież powiedział: „Kim jestem, żeby go (homoseksualistę) oceniać?”. Relacji, w których jakby na marginesie zostało wspomniane: „Akt homoseksualny pozostaje grzechem”. Relacji, w których najmniejszą wagę przywiązuje się do pierwszej części zdania wypowiedzianego przez papieża: „Jeśli homoseksualista szuka Boga...”. Relacji przepełnionych wypowiedziami ludzi, którzy, co jak co, ale tego warunku na pewno nie spełniają. Ale kto by się tym przejmował. Oj tam, oj tam.

Po drugie, przykład ks. Lemańskiego pokazuje, jak w niektórych środowiskach zdewaluowało się poczucie, że to, co się mówi jest cokolwiek warte. Małżonkowie się rozeszli po pierwszej sprzeczce nawet nie spróbowawszy naprawić wzajemnych relacji, mimo że przyrzekali sobie miłość do śmierci? Oj tam, oj tam. Ktoś obraził głowę państwa nazywając ją człowiekiem niedorozwiniętym? Oj tam, oj tam. Jakiś polityk obiecał złote góry, a zamiast nich przyniósł kupę kamieni? Oj tam, oj tam. Jak to się ma do księdza? Ma się tak, że każdy nowo wyświęcony na kapłana prezbiter składa przyrzeczenie posłuszeństwa. Posłuszeństwa swojemu przełożonemu – biskupowi „oraz jego następcom”. Nie otrzymałby święceń, gdyby wtedy nie powiedział „przyrzekam”. Ks. Lemański najwyraźniej o tym zapomniał. Ślub posłuszeństwa nie jest nic warty wtedy, kiedy dochowuje się go, gdy nie ma żadnych problemów z przełożonym. To tak jak w małżeństwie – największą wartość mają te śluby, które wytrzymują próbę czasu i burzę konfliktów. Jeśli ks. Lemański chce dalej publicznie (!) krytykować abp. Hosera, to może to robić poza stanem kapłańskim, w którym zresztą nikt go na siłę nie będzie trzymał. Ale póki jest duchownym, winien zachowywać się w zgodzie z tym, co przyrzekał na święceniach – i przyjmować werdykty biskupa z pokorą. Wyjście ze stanu duchownego byłoby zresztą dla ks. Lemańskiego wygodne. Mógłby odgrywać ulubioną przez siebie w ostatnim czasie rolę męczennika za „Kościół otwarty”. Byłby jeszcze częściej zapraszany do telewizji i na wywiady, które tak lubi. Może nawet, podobnie jak inny były ksiądz, zechciałby zasiąść w redakcji jakiegoś antyklerykalnego pisma? Dlaczego nie? A że coś kiedyś przyrzekał, obiecywał? Oj tam, oj tam.

* Autor to krakowski językoznawca, doktorant UJ.

szymonhuptys1Szymon Huptyś*

Prawica zjednoczona, a co z lewicą? Czy porozumienie TR z SLD jest możliwe? I jeśli tak, na jakich warunkach?

Nazywanie w internecie umowy pomiędzy Prawem i Sprawiedliwością, Solidarną Polską i Polską Razem „zjednoczeniem prawicy” jest zawsze ryzykowne. Momentalnie bowiem autorowi takiego stwierdzenia rzuca się do gardła horda zwolenników Nowej Prawicy Janusza Korwin-Mikkego. Oni bardzo wąsko rozumieją prawicę. Dla nich prawica to wyłącznie postawa będąca syntezą konserwatyzmu światopoglądowego i ultraliberalizmu gospodarczego. Jednakże pojęcie to jest najczęściej rozumiane jako przywiązanie do tradycji i wspólnoty. Bardzo dokładnie rozrysował to dr Jarosław Flis, socjolog UJ, badając przekonania wyborców poszczególnych ugrupowań. Na jednej osi przeciwstawił sobie pojęcia „tradycja i wspólnota wartością” i „tradycja i wspólnota zagrożeniem”, a na drugiej – prostopadłej do pierwszej – pojęcia „nadzieja pokładana w działaniu rynku” i „nadzieja pokładana w opiece państwa”.

Partie, które uważają tradycję i wspólnotę za wartościowe, są uważane w szerokim ujęciu za prawicowe. I to właśnie o zjednoczeniu tak rozumianej prawicy należy mówić w przypadku trójstronnej umowy PiS-SP-PR. Jej skrzydła rozpościerają się między „nadzieję pokładaną w działaniu rynku” (tu swoją rolę spełnia partia Gowina), a „nadzieją pokładaną w opiece państwa”. Wszystko to jednak w ramach, jak to ujął prof. Legutko w swoim spocie wyborczym, „umiłowania wolności i przywiązania do europejskiego dziedzictwa”. Warto przy tym zwrócić uwagę, że zawiązanie takiej umowy jest odtworzeniem idei PO-PiSu sprzed bez mała dekady. Wtedy PO pełniła rolę prawicowego ugrupowania z dążeniami wolnorynkowymi, zaś PiS – prawicowego z dążeniami do państwa solidarnego. Gdy PO zaczęło odchodzić od wartości konserwatywnych, powstała luka, której nie był w stanie zapełnić PiS (ze względu na poglądy gospodarcze). W to miejsce wszedł zatem Gowin. Nie uzyskał dobrego wyniku w wyborach do PE, bo wciąż sporo wyborców o jego przekonaniach głosowało na PO. Zapewne z różnych powodów: a to ze strachu przed PiS, a to z tego powodu, że nie chcieli „marnować głosu”, a to z powodu niedostatecznej identyfikacji Polski Razem. Wobec dalszego skręcania Platformy na lewo, PR jest nadal ugrupowaniem z potencjałem. I właśnie dlatego zjednoczenie z PiS i SP jest posunięciem sprytnym. Porozumienie rozciąga bowiem oddziaływanie zjednoczonych ugrupowań na wyborców wolnorynkowych w stopniu silniejszym niż byłby to w stanie uczynić sam Gowin.

Tak zdefiniowana prawica podpisała porozumienie w sobotę. Nowa Prawica JKM jest formacją, która nigdy nie będzie w stanie być tak szeroka i przy obecnym stylu prowadzenia dyskursu jest skazana na tkwienie w dość ciasnym narożniku partii co prawda konserwatywnej, ale liberalnej w sposób dla wielu wyborców nieakceptowalny.

A co z lewicą? Lewica w tym ujęciu to przeciwieństwo tejże szerokiej prawicy. Zatem idea, która stoi na drugim końcu osi „tradycja i wspólnota”. Sojusz Lewicy Demokratycznej uważał się zawsze (może z wyjątkiem okresu rządzenia) za przyjaciela ludzi pracy. Wspólne wiece ze związkami zawodowymi na 1 maja, postulaty zwiększenia płacy minimalnej itd. – to wszystko definiuję SLD jako partię „pokładającą nadzieję w opiece państwa”, przynajmniej w warstwie werbalnej. Partia Palikota nie mogła przez długi czas się zdecydować, gdzie się umiejscowić. Najpierw byli wolnorynkowi, potem odezwała się u nich nutka socjalistyczna, teraz znów uderzają w wolnorynkowe nuty. Łukasz Gibała przeszedł do TR z PO, żeby być w zgodzie z własnym, liberalnym (wolnorynkowym) sumieniem.

Jaka może być zatem płaszczyzna porozumienia partii Millera i Palikota? Gdzie będą szukać minimum programowego? Jedni – z sentymentami interwencjonistycznymi, drudzy – wolnorynkowymi. Można się obawiać, że jedynymi kwestiami, jakie będą podnosić ewentualnie zjednoczone SLD i TR, będą sprawy światopoglądowe. Oba ugrupowania są tu konsekwentnie lewackie i to tu, jak można przypuszczać, dojdzie do najłatwiejszego porozumienia. Do tego oczywiście będzie należało dodać nienawiść do PiS. Czy to wystarczy wyborcom tych dwóch ugrupowań? Elektorat socjalny może odwrócić się od SLD w razie koalicji z liberałami z TR. Z partii Palikota większość elektoratu już odpłynęła do Nowej Prawicy (na osi wolnorynkowej), a koalicja z zasiedziałymi na scenie politycznej ludźmi SLD może być dla nich ciosem ostatecznym (wszak Palikot wykreował się jako człowiek stojący w kontrze do całego establishmentu). Pozostaje zatem pytanie: kto mógłby do koalicji SLD-TR przyjść? Jaki wyborca chciałby obdarzyć zaufaniem taką hybrydę?

Przypuszczalnie liderzy obu partii liczą na to, że pozyskają lewicujący anty-PiSowski elektorat PO. Taki, który gdy dostrzeże, że pojawia się z lewej strony silna formacja, przerzuci nań swój głos. Dla takich ludzi ważne bowiem jest, aby istniała silna partia/koalicja, która może zagrozić PiSowi. Ponieważ Platforma przestaje taką być, to może być szansa dla SLD-TR.

Należy jednak wątpić, czy ten bilans zysków i strat będzie dla lewicowej hybrydy korzystny. Na ile elektorat PO przepłynie do SLD-TR? Ile socjalnego elektoratu straci SLD na rzecz PiS, a ile TR na rzecz NP? To się okaże niebawem. Natomiast w kwestii zjednoczenia należy spodziewać się, że minimum programowe, na jakie SLD i TR będą mogły się zgodzić, będzie obejmować jedynie dobrze znane, lewackie hasełka w rodzaju walki z Kościołem, promowania aborcji, walki z PiSem i tym podobne.

Nic nowego nie wymyślą, bo raczej nie są w stanie.

* Autor to krakowski językoznawca, doktorant UJ, członek Forum Młodych Prawa i Sprawiedliwości.

szymonhuptys1Szymon Huptyś*

W Krakowie 25 maja odbędą się nie tylko wybory do europarlamentu. Mieszkańcy stolicy Małopolski zdecydują tego dnia również o losach zgłoszenia do organizacji Zimowych Igrzysk Olimpijskich w 2022 r. W Krakowie ruszyła ogromna machina propagandowa, która ma na celu przekonać mieszkańców, że – zacytujmy – „igrzyska to metoda na smog” czy też „metoda na korki”. Z billboardów spoglądają szczęśliwi, uśmiechnięci ludzie, którzy wydają się autorami konkretnych cytatów. Mało kto jednak wie, że są to modele agencji reklamowej, a zdjęcia wykonano... w Stanach Zjednoczonych. Na Rynku Głównym stanął namiot, gdzie można odbyć „konsultacje społeczne” z osobami, których zadaniem jest nie tyle wymiana poglądów, co czysta propaganda. Władza chce móc dalej procedować krakowską aplikację i zapewniać sobie oraz swoim kolegom intratne posady. Pozostaje mieć nadzieję, że krakowianie nie dadzą się nabrać na tak nachalną propagandę.

Z referendum wiąże się jeszcze jeden wątek. Otóż rządząca w Krakowie Platforma (ironicznie zwana Obywatelską) chciała za wszelką cenę uniknąć oddania obywatelom głosu. Gdy jednak zauważyła, że może na tym więcej stracić niż zyskać, zmieniła strategię i zgodziła się na głosowanie. Z tym wszelako zastrzeżeniem, że w referendum mają figurować jeszcze trzy dodatkowe pytania. I tu pojawiają się schody.

drogarowerowaObywatele odpowiedzą na pytanie, czy chcą mieć metro w Krakowie. Wszystko fajnie, ale nie wiedzą, jak miałoby ono przebiegać. Odpowiedzą na pytanie, czy chcą mieć ścieżki rowerowe. Tylko że nie wiadomo, gdzie miałyby one przebiegać – oraz czy jeśli wynik referendum byłby w tym punkcie „NIE”, to czy ścieżki rowerowe już nigdy by w Krakowie miały nie powstać. Pojawi się też pytanie o monitoring miejski. Jednakże nie wiadomo, gdzie miałby zostać zainstalowany.

Pytania są zatem bardzo nieprecyzyjne i mają charakter sondażowy, a nie referendalny. Czy jeśli referendum nie będzie wiążące ze względu na frekwencję, to metro, ścieżki rowerowe i monitoring nigdy w Krakowie się nie pojawią? Przecież to absurd. Takie pytania nie mają sensu.

forummlodychForum Młodych Prawa i Sprawiedliwości w Krakowie wysłało zapytanie w tej sprawie do przewodniczącego Rady Miasta Krakowa Bogusława Kośmidera (PO). W odpowiedzi można przeczytać, że „ekspertyzy w tej sprawie do niego nie wpłynęły”. Zatem same organa miasta nie wiedzą, nad czym obywatele za kilkanaście dni zagłosują. Super.

Duże wątpliwości budzi też fakt, że wzory kart referendalnych do głosowania zmieniono już po rozpoczęciu kampanii referendalnej. Nie wiadomo, jak stwierdzana będzie ważność i nieważność głosu (czy całościowo, czy pojedynczo według pytań). Największym skandalem jest jednak to, że nakładki na karty do głosowania dla osób niewidomych (zapisane alfabetem brajlowskim) będą zawierały tylko słowa „TAK” i „NIE”. Nie przewiduje się natomiast przepisania tym alfabetem referendalnych pytań. To jawne traktowanie niewidomych jako obywateli drugiej kategorii i praktyka, na którą nie może być zgody.

Wojewoda małopolski Jerzy Miller (tak, to ten specjalista od kopiowania rosyjskich raportów o katastrofach), jak informuje TVP Kraków, nie widzi w takich praktykach nic złego.

Arogancja rządzącej partii każdego dnia zadziwia. Ciekawe, na ile jeszcze będzie sobie mogła Platforma pozwolić, aż obywatele nie powiedzą „dość” i nie odmówią swojego poparcia dla tej partii.

* Autor jest krakowskim językoznawcą, absolwentem Leiden Universiteit w Holandii, doktorantem Uniwersytetu Jagiellońskiego.

szymonhuptys1Szymon Huptyś

Palikot ma problem. Spada poniżej Korwin-Mikkego i progu, a przyczyną jest przede wszystkim niespójny przekaz.

Koalicja Europa Plus Twój Ruch (czyli w skrócie EPTR, lub – jak kto woli – TREP) balansuje na granicy progu wyborczego w przedwyborczych badaniach opinii publicznej. To w gruncie rzeczy może zaskakiwać. Partia Palikota zajęła trzecie miejsce w wyborach sejmowych z wynikiem ok. 10 proc. W wyborach do parlamentu europejskiego startuje koalicja, której jedną z części jest właśnie ta partia – a jej notowania są dwa razy słabsze. W niektórych badaniach słabsze nawet od wyniku Kongresu Nowej Prawicy innego Janusza – Korwin-Mikkego. Jaka jest tego przyczyna?

Po pierwsze należy sobie uświadomić, że na partię Palikota w 2011 r. głosował elektorat buntu, który został dobrze zagospodarowany. Nie bez znaczenia pozostawał też fakt, że Janusz Korwin-Mikke nie zdołał zarejestrować list wyborczych w całym kraju. Zatem część wyborców, którzy „na przekór wszystkim” zagłosowaliby na Korwin-Mikkego, postawiła krzyżyk przy kandydacie od Palikota. Obecnie sytuacja jest inna – Korwin-Mikke zdołał zarejestrować listy w całym kraju, zatem na pewno Palikot nie może liczyć na to, że ktoś zagłosuje na TREP „bo akurat KNP nie startowało”.

Po drugie zmiana nazwy ugrupowania połączona z faktem, że w wyborach startuje nie partia, a koalicja sprawia, że wyborcy mają mętlik w głowie. W polityce obowiązuje zasada, że należy przyzwyczaić obywateli do siebie, nieustannie powtarzając nazwę partii. W przypadku partii biłgorajskiego polityka mieliśmy najpierw kosmetyczną zmianę – z „Ruch Poparcia Palikota” na „Ruch Palikota”, a następnie poważniejszą – „z Ruch Palikota” na „Twój Ruch”. Ludzie mogli zacząć tracić wątek. W nadchodzących wyborach bierze udział jednak nie Twój Ruch, a koalicja o wzmiankowanej nazwie. Wyborca nie śledzący wydarzeń na polskiej scenie politycznej może czuć się zdezorientowany.

Po trzecie – być może najważniejsze – Palikot się zamotał jeśli chodzi o przekaz medialny. Mówiąc najbardziej wprost – nie za bardzo wiadomo, o co chodzi jemu i ludziom z jego środowiska. On – człowiek, który dopuszczał się tak obrzydliwych ataków na ofiary katastrofy pod Smoleńskiej przyjmuje na listy wyborcze osobę, która – jak sama mówi – „nigdy nie powiedziałaby, że lot do Smoleńska był pijacką wyprawą” oraz że „prezydent Kaczyński ma krew na rękach”. Chodzi oczywiście o Barbarę Nowacką, której mama zginęła 10 kwietnia 2010. To niespójny przekaz, który tej części elektoratu, która doceniła palikotową pogardę względem ofiar na pewno się nie podoba. Skoro już zaczęło się samodzielną przygodę w polityce od tak paskudnej działalności to już nie ma wyjścia – powinien był się trzymać z dala od rodzin ofiar Smoleńska.

Niespójny przekaz dotyczy też wartości polskich i europejskich. Jeszcze rok czy dwa lata temu Palikot mówił o tym, że należy wyrzec się polskości, „bo Polacy są przede wszystkim Europejczykami”. A 2.05, w Dzień Flagi, do Krakowa przyjechał autobus wypełniony działaczami Twojego Ruchu, którzy nieśli ze sobą nie tylko flagi unijne, ale także flagi Polski. Ciekawe, co na to ich szef.

Kłopoty Palikota i jego ferajny nie martwią, bo im mniej takich ludzi w polskiej polityce tym lepiej. Czas, w którym ten polityk dowodził trzecią czy czwartą siłą polskiej sceny publicznej bezpowrotnie się kończy. Natomiast życie nie znosi próżni. Miejsce „potrzebnego polskiej polityce” ekscentryka zaczyna zajmować Janusz Korwin-Mikke. Wszyscy działacze lewicowi i lewaccy będą mieli na pewno bezcenne miny, jeśli KNP rzeczywiście zajmie wyższe miejsce niż TREP (a to pokazało już kilka sondaży).

Warto na te miny poczekać.

miroslawborutaMirosław Boruta

19 lutego 2014 roku w Krakowskim Klubie Gazety Polskiej im. Janusza Kurtyki przy współpracy Forum Młodych Prawa i Sprawiedliwości gościliśmy p. Wojciecha Jakóbika, redaktora naczelnego pisma BiznesAlert.pl i eksperta Instytutu Jagiellońskiego. Nasz Gość zajmuje się bezpieczeństwem energetycznym, pisze także o stosunkach międzynarodowych i cyberprzestrzeni.

20140219kkgp1W gościnnych progach Klubu "Pod Jaszczurami" w Rynku Głównym 8 mogliśmy wysłuchać wywiadu: "O gazie łupkowym prawie wszystko", który przeprowadził p. Szymon Huptyś z Forum Młodych Prawa i Sprawiedliwości a także wielu pytań (niekiedy bardzo szczegółowych) i odpowiedzi o wszystkich bez mała źródłach energii w Polsce.

Spotkanie zbiegło się z sobotnią (15 lutego) publikacją programu Prawa i Sprawiedliwości, mieliśmy więc także możliwość poznania głównych założeń tegoż. Warto w tym miejscu zacytować choć dwa zdania (s. 90):

20140219kkgp2"Prawo i Sprawiedliwość przyjmuje pięć strategicznych celów polityki energetycznej, którymi są: renegocjacja skrajnie niekorzystnego dla Polski paktu klimatyczno-energetycznego, podpisanego przez premiera Tuska w 2008 roku w Brukseli; maksymalnie efektywne wykorzystywanie węgla jako podstawowego polskiego surowca energetycznego; dywersyfikacja dostaw surowców energetycznych; unowocześnienie polskich elektrowni; inwestycje w nowe źródła energii".

20140219kkgp3"Na poziomie unijnym będziemy walczyć o zniesienie ekonomicznej i prawnej dyskryminacji wytwarzania energii elektrycznej z węgla kamiennego, żądając rewizji pakietu energetyczno-klimatycznego w zamian za zgodę Polski w innych kluczowych dla Unii jako całości kwestiach. Komisja Europejska, a także niektóre państwa UE dążą do przyjęcia niekorzystnych dla Polski zmian w systemie handlu emisjami. Polska powinna dążyć do trwałego zwolnienia od postanowień tego paktu. Specyfika polskiej gospodarki, w której ponad 90% energii uzyskuje się z własnych zasobów węgla, w pełni uzasadnia takie żądanie. Środki marnowane na nieprzynoszące efektów eksperymenty energetyczne zostaną skierowane na inwestycje mające na celu zmniejszenie strat w przesyle energii i inwestycje w energetykę konwencjonalną. Zasoby węgla kamiennego i brunatnego stanowią atut naszego kraju w działaniach zmierzających do zapewnienia konkurencyjności polskiej gospodarki. Przedstawianie ich jako „surowców schodzących” jest przesądem. Polskie górnictwo węglowe wymaga dużych i rozsądnych inwestycji".

Zapraszamy Państwa do obejrzenia fotorelacji ze spotkania, którą przygotował p. Tomasz Kowalczyk:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/19Lutego2014

20140219kkgp4Trzeba dodać, dodać, że nasze Klubowe spotkanie zbiegło się z wczorajszymi (18 lutego) morderstwami Ukraińców na kijowskim Majdanie. Reżim Janukowicza, podobnie jak niegdyś w Polsce reżim Jaruzelskiego, morduje ludzi walczących o wolność. Reżim Janukowicza, podobnie jak niegdyś w Polsce reżim Jaruzelskiego, morduje ludzi walczących o uniezależnienie się od Rosji.

"Wieczne odpoczywanie racz Im dać Panie, a światłość wiekuista niechaj Im świeci..."

Oprócz modlitwy za pomordowanych, odmówionej na początku oraz odczytania listu omawiającego sytuację Ukraińców protestujących w Kijowie - już po zakończeniu spotkania liczne grono członków i sympatyków Krakowskiego Klubu Gazety Polskiej im. Janusza Kurtyki udało się pod budynek konsulatu Republiki Ukrainy, by - zapalając znicze i modląc się za Ofiary reżimu - wyrazić w ten najbardziej prosty i szczery sposób polsko-ukraińską solidarność. Relację z tego wydarzenia zamieszczamy tutaj:
https://www.krakowniezalezny.pl/polacy-dla-ukraincow-znicze-pod-konsulatem