Przeskocz do treści

Anna Maria Kowalska

Część moich znajomych otwiera usta ze zdumienia, słysząc, że szkolnictwo jest częścią sektora usługowego. Tak, nie mylą się Państwo, edukacja jest, ni mniej, ni więcej, tylko „usługą niematerialną”. Czyli – częścią gospodarki. To curiosum to spadek po Europejskiej Klasyfikacji Działalności, funkcjonującej u nas w latach 1997 – 1999. Nie inaczej jest w aktualnie obowiązującej Polskiej Klasyfikacji Działalności, w pełni zgodnej z wizją europejską. Wygląda na to, że za skutki „usługowego” traktowania edukacji, wyrażające się w spadku jakości przyjdzie Polsce zapłacić słoną cenę.

Pytanie brzmi: czy Europa i Polska naprawdę życzą sobie, by w związku z tą sytuacją postępowała dalsza, nieunikniona dehumanizacja, instrumentalizacja, technokratyzacja i infantylizacja szkolnictwa wszystkich szczebli, odczuwalna szczególnie dotkliwie w Polsce ostatnich lat, choć i w Europie nie pozostająca bez echa? Wypada zapytać: co należy i można zrobić, i jakiej użyć argumentacji, by zahamować i odwrócić ten absurdalny, a zarazem fatalny dla Polski stan rzeczy?

Anna Maria Kowalska

Rekrutacja na studia wyższe może być bardzo ekscytująca i tajemnicza, także w dużych miastach wojewódzkich. Takie przeżycia mają jak w banku przyszli studenci jednej z wyższych szkół niepublicznych o statusie akademickim. Szkoła, a jakże, posiada stronę internetową, na której można odnaleźć multum informacji – o nowych kierunkach studiów, o profilu, o misji, władzach, i innych, równie zajmujących kwestiach. Brakuje tylko jednego: …aktualnego, szczegółowego informatora na najbliższy rok akademicki, co oznacza, że przyszli studenci, dokonując wyboru studiów, czy to stacjonarnych, czy niestacjonarnych, czy też podyplomowych – szczególnie w jednym z instytutów tej uczelni w dużej mierze wybierali i wybierają kota w worku. Nie mają żadnej pewności, czy osoby zatrudnione do tej pory na etatach (jak fama niosła) pozostają na swoich stanowiskach, czy też pracodawca rezygnuje z nich w ramach kadrowych „redukcji”, często wymuszanych  okolicznościami ekonomicznymi (choć bywają i inne przyczyny, o których mówi się szeptem); nie wiedzą często, jakie przedmioty są zobowiązani zaliczyć w ramach  dopiero co otwieranych specjalności, czy nowych typów studiów; z rzadka także mają pojęcie, kto realnie będzie prowadził z nimi zajęcia (doświadczenie uczy, że „zeszłoroczny” prowadzący może zostać wymieniony na „lepszy model”).Władzom wydziału i instytutu doradzamy: otwórzcie Państwo kierunek: ezoteryka. Będzie się w nim zawierać całość Państwa nowej oferty.

Anna Maria Kowalska

Wstępne wyniki tegorocznych matur, podane do wiadomości publicznej , nie pozostawiły złudzeń – o ile mnie pamięć nie myli,  jednym z najłatwiejszych obowiązkowych egzaminów maturalnych był w tym roku język polski pisemny na poziomie podstawowym. Uwaga, że tym razem zdało 97% abiturientów wkrótce stanie się kolejną miarą „sukcesu” polskiej edukacji. Widzicie, malkontenci? Wy tu narzekacie, podnosicie oczy ku niebu, a tymczasem młodzież, dzielnie przedzierając się przez rafy koralowe i omijając ojczyste mielizny, bezpiecznie wpływa do portu. I co? Nie wstyd wam? Fakt, że poprzeczka tegorocznego egzaminu „podstawowego” była ustawiona na poziomie słynnego: „Co to jest? Po wodzie pływa, kaczka się nazywa”, a próg „zdawalności” był i jest także niebezpiecznie niski – za jakiś czas ujdzie uwadze, tym bardziej, że są już planowane pewne zmiany.

A jakie? Wielkie! „Odważne”! Zwłaszcza w zakresie egzaminów ustnych z języka ojczystego. Od 2015 roku znikną wreszcie nieszczęsne, kontrowersyjne i krytykowane prezentacje. Mają zostać zastąpione, jak wieść gminna niesie, 10 – minutowym monologiem abiturienta i 5 – minutową dyskusją z komisją egzaminacyjną o wylosowanym „tekście kultury”. Do tego monologu i dyskusji będzie się można przygotowywać przez 15 minut. Tak monolog, jak i dyskusja mają być oceniane holistycznie (tak, jak i cała matura), co zostało wyraźnie podkreślone w ministerialnym komunikacie prasowym.

Komunikat z zasady musi być lakoniczny. Warto jednak, mimo że do roku 2015 pozostało jeszcze trochę czasu, zapytać (bez uprzedzeń) od razu o parę spraw podstawowych, związanych tak z przeprowadzeniem matury ustnej w nowym kształcie, jak i z nowym sposobem oceniania samego egzaminu. Jako osobnik niedokształcony w tej materii, a dociekliwie uczący się przez całe życie, chciałabym się od MEN – u dowiedzieć choćby:

Po pierwsze: jakie są źródła ideologiczne oceniania holistycznego, a co za tym idzie: skąd holizm wziął się m.in. w polskiej  szkole?

Po drugie: w jaki sposób Ministerstwo definiuje pojęcie holizmu – i co w tym wypadku oznacza zmiana sposobu oceniania abiturienta?

Po trzecie: jak nowa forma oceny ma się do stosowanej do tej pory formy oceniania analitycznego? Czy obie formy będą stosowane komplementarnie, czy też metoda analityczna zostanie ostatecznie zarzucona na rzecz dominującej – holistycznej?

Niestety, tego wszystkiego jeszcze nie wiemy. Zaznaczono tylko, że podczas oceniania matury ustnej w nowej odsłonie pod uwagę będą brane: poprawność merytoryczna wypowiedzi, sprawność językowa i umiejętności komunikacyjne abiturienta. Ale to niczego nie wyjaśnia i o niczym nie przesądza, a wystarczy prześledzić choćby to, co o holistycznym ocenianiu powiadał np. Bolesław Niemierko, by nieco przestraszyć się rewolucji, która nas czeka. I tu również pytania cisną się na usta. Gdybym mogła, zapytałabym Panią Minister między innymi o to:

Gdy rzecz się tyczy egzaminu ustnego: czy, np. podczas krótkiego w końcu egzaminu komisja oceniająca ma realną możliwość prześledzenia całościowego toku myślowego każdego ucznia i czy na podstawie owego domniemanego „toku” potrafi określić stopień „dojrzałości” komunikacyjnej maturzysty? W jaki sposób i podług jakich kryteriów komisja będzie ową indywidualistyczną „dojrzałość” toku myślowego rozpoznawać? Jakie są niebezpieczeństwa i paradoksy, związane z wprowadzeniem oceny holistycznej kosztem zawieszenia, bądź zaniechania metody analitycznej? Pytam o to tym chętniej, im mniej o tym czytam w komunikacie prasowym MEN.

Obok tych niewiadomych, jak na ironię, mamy niezwykle precyzyjny rozkład czasowy: przygotowania do egzaminu, wypowiedzi, dialogu z komisją. Nie wiem, czy jak w „Wielkiej Grze” ktoś ogłosi gromko: „czas minął”, czy też, dla redukcji kosztów, nastawi się na sali egzaminacyjnej jedynie automatyczny brzęczyk? Ależ to będzie wyglądało! Taśmowa robota! Jeden sprawdza dowody osobiste, drugi wpuszcza, wylosowanie tematu, siad, brzęczyk, przygotować się, szybko, kolejny brzęczyk, wstać, szybko podejść do zielonego stolika, brzęczyk, mówić, brzęczyk, szybko, przestać mówić, brzęczyk, dyskusja, brzęczyk, wyjść, czekać na decyzję komisji (narada powinna trwać 1 minutę, dla dodatkowego usprawnienia procesu, i także musi zaczynać się i kończyć brzęczykiem), znowu wejść, szybko wysłuchać szybkiego werdyktu, brzęczyk, do widzenia, następny, szybko, brzęczyk. Fatalnie. O piętnaście setnych sekundy za wolno.

A jeszcze przed rządami „systemu” i przed reformami było tak normalnie….Egzaminy ustne zdawało się różnie: bywało, że około 45 minut, albo i krócej – i nikt z tego problemu nie robił. Nikt nikogo nie limitował, nie poganiał. Nauczyciele sami ustalali czas rozmowy z abiturientem. Bo jeden potrzebował więcej minut dla przełamania lodów, a inny odpowiadał od razu, jak szybkostrzelny karabin maszynowy. Brało się pod uwagę zróżnicowanie osobowościowe kandydatów do otrzymania świadectwa dojrzałości. Działały zdrowe nawyki psychologiczne. I było, po prostu – po ludzku. A dziś – wytyczne są, ale człowiek gdzieś się zagubił.

Nic to! Przekonuje nas swymi decyzjami ministerstwo. Jak mawiali Szczepcio i Tońcio: „bedzie lepiej!”Wprawdzie klimat fordowskiej taśmy dotarł i tu, ale przecież czas to pieniądz!

Tak sobie siedzę, piszę i myślę. Orłem to ja pewnie nie jestem, ale wiem jedno: młodzież jest intelektualnie zróżnicowana. Wbrew pozorom, tej uzdolnionej i mądrej w Polsce nigdy nie brakowało i teraz też nie brakuje. Rzecz w tym, że mimo „papierowych” deklaracji w kwestii dbałości o „diamenty”, jakoś nikt z decydentów w ostatnim czasie nie pozwalał i, jak widać, nadal nie pozwoli młodym rozwinąć skrzydeł i zaprezentować swych walorów na maturze z języka polskiego…

tomaszkorneckiTomasz Kornecki

Wprawdzie trwają wakacje, ale problem związany ze szkołami powraca. Okazało się, że pracownicy szkół niepublicznych oraz niektórych przedszkoli, a także instytucji kulturalnych nie otrzymali – jak podaje Radio Kraków – wypłaty za lipiec. Spowodowane to jest dużymi problemami finansowymi miasta.

Dochodzi do paradoksu polegającego na tym, że dyrektorzy niektórych szkół niepublicznych zaciągają kredyty po to, by zapłacić pensje. Miastu brakuje dla tych szkół 12 milionów złotych. Radio Kraków podaje również, że te opóźnienia zdarzają się już od ponad roku, np. pieniądze za grudzień wpłynęły w styczniu.

Niepewna jest też sytuacja związana z nauczaniem religii w szkołach publicznych, gdyż jej finansowaniem rząd obciążył … samorządy. Jak będzie wyglądała sytuacja lekcji katechezy w zadłużonym Krakowie tego nie wiemy.

Anna Maria Kowalska

Mamy lato, upały, zatem klimat bardziej plażowo-rozrywkowy. Myślałam, że Ministerstwo Edukacji Narodowej przynajmniej na czas wakacji letnich da o sobie zapomnieć. Niestety. Zadbano o to, by w sezonie  owocobrania uraczyć nas zepsutymi owocami wewnątrzresortowej „polityki”. Nie ma już sensu powracać w koło Macieju do historii zatrudnionego na wysokim stanowisku byłego pasera, czy niedawno sygnalizowanej narracji z e-podręcznikami w tle,  aktualnie drobiazgowo badanej przez CBA. Szkoda strzępić pióro i silić się na oryginalne złośliwości. Warto  jednak podsumować całą paranoję jednym krótkim zdaniem: jaki do niedawna p.o. dyrektora Ośrodka Rozwoju Edukacji, takie i – pod rządami obecnej koalicji – nadzwyczajne szanse rozwojowe polskiej szkoły. Nic dodać, nic ująć.

Jakby tego wszystkiego było mało, w dzisiejszej „Gazecie Polskiej Codziennie” (poniedziałek, 6 sierpnia 2012) czytam krótki artykuł Wojciecha Muchy i Przemysława Harczuka: „Podwykonawcy: rząd świętuje nasze bankructwo”. Wynika z niego, że podczas gdy podwykonawcy autostrady A2 bankrutują, czekając wciąż beznadziejnie na pieniądze za wykonaną pracę, Ministerstwo Transportu urządza wykwintny piknik bez udziału prasy na okoliczność „dziękczynną” dla swych pracowników i zaproszonych gości, wylewających zapewne siódme poty podczas organizacji Euro 2012. Informacje o odbytym wczoraj pikniku mamy dość drobiazgowe, wieści o towarzyszących mu atrakcjach także, szkoda tylko, że P.T. Autorzy zapomnieli określić dokładnie miejsce, gdzie się ów bankiet za państwowe pieniądze odbywał. Ciekawe byłoby niewątpliwie dowiedzieć się, na jakimż to boisku strzelano ministrowi Nowakowi rzuty karne, albo czyjeż to dzieci miały okazję zaprawiać się w trudnej sztuce budowania autostrady z piasku.

Zwłaszcza tym ostatnim konkurencjom i nabywanym umiejętnościom nie ma co się dziwić! Wszak pod rządami obecnej koalicji Polska jak długa i szeroka zmienia się w gigantyczną pustynię, z której wymiata i ludzi, i firmy. Wymiata zaś dlatego, że niesłusznie podyktowane „rzuty karne” zamykają im drogę do normalnego funkcjonowania i rozwoju. Na gruzach tego, co do niedawna jeszcze nazywano majątkiem narodowym trwa za to nieustająca piaskowa burza mózgów, prowokowana przez działania obecnej ekipy i podporządkowanych jej resortów. A że wszystko bez przerwy się sypie i końca tego nie widać? Skoro od początku było budowane na piasku i z piasku – inaczej nie będzie, bo być nie może. Naturalna kolej rzeczy.

miroslawborutaMirosław Boruta

1) Na tytule i podtytule – sprawdźmy czy sonda jest o Powstaniu Warszawskim (jak głosi tytuł), czy o gwizdach (jak głosi podtytuł), czy o gwiżdżących, czy o powstańcach, czy o „wojnie na górze” (kto ją wywołał?), czy o „wolności słowa” czy też może o IQ („trudno powiedzieć”) lub manierach odpowiadających („nie obchodzi mnie to”). Warsztatowa, ewidentna porażka układającego „sondażysty”.

2) Czy gwizdy i okrzyki były rzeczywiście podczas obchodów czy podczas fragmentów (momentów) obchodów, gdy rolę pierwszoplanową grała prezydent miasta?

3) Czy były one krytyką Powstania lub Powstańców czy też aktualnego układu rządzącego Stolicą? Np. „Wystawiają jedynie złe świadectwo obecnym władzom Stolicy” – dlaczego nie ma takiej odpowiedzi? Np. „Są wyrazem sprzeciwu wobec obecnych władz Stolicy” – dlaczego nie ma takiej odpowiedzi?

4) Szczególnie niefortunna (lub celowa) jest odpowiedź „Mamy wolność słowa, każdy może…”, typowy produkt lewackiej nowomowy. Taki wariant odpowiedzi ma w rzeczywistości skompromitować wolność jako wartość i wolność opartą o wartości.

niedlatakiejsondy5) Dlaczego nie ma odpowiedzi „nie chcę brać udziału w tej sondzie, uważam ją za rodzaj manipulacji”. Czyżby autorzy bali się zmierzenia ilości takich wypowiedzi. Bo jak inaczej wyłowić je spośród tych, którzy przeczytali sondę i ujrzawszy czym jest – zlekceważyli ją?

6) A dlaczego nie ma opisanych powyżej możliwości wśród odpowiedzi sondy? Dlatego, że nie jest to sonda tylko manipulacja opisem rzeczywistości społecznej. Media natomiast powinny opisywać a nie kreować, nieprawdaż?

7) „Sondażystyka” to z całą pewnością coś innego niż socjologia 😉

Anna Maria Kowalska

Stasio dziś do dom w wielkim zachwycie
Pędzi. „Przyjęli! Przede mną życie!
Po budowlanej jam olimpiadzie,
A lekarz ze mnie będzie lada dzień!
Uczelnia żadnych jednak zastrzeżeń
Nie zgłasza wcale. Oczom nie wierzę!
Najpierw myślałem: ktoś mnie nabiera.
Jednak niesłusznie. Fach inżyniera
To sprawa dobra. Lecz medycyna?
Z nią konkurencji nic nie wytrzyma!”

I tak to młodzież wpada we wnyki,
Edukacyjnej quasi – logiki.

Starczy chęć szczera i olimpiada?

Na medycynę każdy(a) się nada?

miroslawborutaMirosław Boruta

Oj, jak bardzo szkoda czasu na komentowanie radiowego „wystąpienia” Hartmana, filozofa z Uniwersytetu Jagiellońskiego (sic!), bezpartyjnego kandydata do Sejmu z listy Sojuszu Lewicy Demokratycznej… A może warto go pokazać takim jakim jest… a jest inwektywiarzem.

Trudno nie dostrzec w nim homofobii, gdy w stosunku do inaczej myślących i inaczej czyniących używa głównie słów: egzotyczny, kompromitacja, stadło małżeńskie, niemądre, niesłychane, jestem absolutnie zdumiony, nie myślą, brak im kultury politycznej, depczą buciorami, wolna amerykanka, jawnie nierealistyczny, nie ma cywilizowanego kraju, gdzie…, udaje, łże, kłody rzucane pod nogi, grupa fanatyków, mocodawca, głupi projekt, głupia partia). Łatwo zobaczyć też typowo lewacką mowę nienawiści w stosunku do Kościoła Rzymskokatolickiego: ekspozytura obcego państwa, rozpiera się, biskup nie jest wolny, propaganda biskupów, udających, że są obywatelami polskimi, oddają się we władzę Rzymowi.

Szkoda, że nie określa czyje interesy sam reprezentuje? Bo takie hasła głoszono już w przeszłości. Różni głosili…

Propozycje ma więc Hartman następujące: własna wiara (w domyśle wiara Hartmana), własny kościół (w domyśle kościół Hartmana), aha, no i jakaś ochrona zarodków (w domyśle ochrona zarodków Hartmana). Jak twierdzi można być głupim i mieć głupie pomysły, są też głupie partie – ale, przekornie dodaje „ja głupi chyba nie jestem”?

Postawmy tutaj znak zapytania i chodźmy do kościoła, bo przecież dzisiaj niedziela. Warto się przy tym pomodlić o powrót sztuki argumentowania w przestrzeni publicznej. Daj nam Boże w Polsce więcej ludzi mądrych, a mniej… Hartmanów.

miroslawborutaMirosław Boruta

W najnowszym numerze „Frondy” opublikował swój najnowszy tekst ksiądz dr. hab. Dariusz Oko, filozof, teolog, duszpasterz, podróżnik i publicysta. Zapraszamy Państwa do lektury tego tekstu, zatytułowanego „Z Papieżem przeciw homoherezji”: http://www.polskasocjologia.pl/dozpph.pdf.

Dzięki uprzejmości Autora są już dostępne na naszych portalach wersje obcojęzyczne tego tekstu po angielsku, czesku, niemiecku i włosku. Znajdą je Państwo pod odpowiednimi linkami:
http://www.polskasocjologia.pl/okoagainsthomoheresy.doc
http://www.polskasocjologia.pl/okoprotihomoherezi.doc
http://www.polskasocjologia.pl/okotheologisches.pdf
http://www.polskasocjologia.pl/okocontrolomoeresia.doc

SKsiądz Dariusz Oko gościł w tym roku (26 marca) także w Salonie Gościnnym Krakowskiego Klubu Gazety Polskiej im. Janusza Kurtyki w Krakowie z wykładem „Homoideologia jako typowy produkt ateistyczno-lewackich umysłów” (fotografia obok).

Materiały z tego spotkania: 1) Ks. dr. hab. Dariusz Oko – Non possumus. Kościół wobec homoideologii; 2) „Małżeństwo gejowskie” i homoseksualizm. Raport i komentarz medyczny, autorstwa zespołu lekarzy kanadyjskich, 3) Zagrożenia zdrowia związane z seksem gejowskim, pióra dr med. Johna R. Diggsa, juniora oraz 4) rozmowę z ks. dr. Dariuszem Oko „Na celowniku homolobbystów” – znajdą Państwo na stronie: https://www.krakowniezalezny.pl/homoideologia-jako-typowy-produkt-ateistyczno-lewackich-umyslow

Anna Maria Kowalska

ossolineum1To postępowało stopniowo, a robiło takie wrażenie, jakby Ossolineum skazywano na powolną, pewną śmierć. W warunkach gospodarki rynkowej po prostu miało nie zawracać głowy „postępowcom” i dla dobra przyszłych pokoleń jak najprędzej się „samozlikwidować”. Jeszcze niedawno z dumą opowiadało się studentom o lwowskich losach Zakładu Narodowego im. Ossolińskich (fot. exlibris wydawnictwa i gmach we Lwowie za Wikipedią), a pokolenia polonistów wychowywano na genialnych edycjach „Biblioteki Narodowej”.

Dziś kultura narodowa jest w pogardzie. Co tam Mickiewicz! „BN – ka” nie jest nikomu do niczego potrzebna. Młodzież nie czyta klasyki, młodzież zajmuje się „liberaturą”, wyrzućmy Ossolineum wraz z całą jego tradycją na śmietnik. O tym, że przez lata krakowski oddział Ossolineum był wydawcą dwumiesięcznika „Ruch Literacki”- zwyczajnie zapomniano.

ossolineum2Wedle Ministra Zdrojewskiego to, co się stało z Ossolineum to tylko „niefrasobliwość”, zatem żadne konsekwencje wobec kogokolwiek nie zostaną wyciągnięte. Przykro mi, ale głośnych zapewnień o ratowaniu wydawnictwa i kontynuacji serii wydawniczych nie jestem w stanie w tej sytuacji, mimo najszczerszych chęci traktować poważnie.

I tak będzie ze wszystkim. Cichutko, skromniutko, bez rozgłosu, za to z niezwykłą „troską” ogłosi się upadłość wszystkiego, „co Polskę stanowi”. A w tle wieczna zabawa, festiwale: „sportowe”, „kulturalne”, „edukacyjne”… Iluminacje, zabawy i „homagia” charakteryzowały powitanie zaborców. Tylko prawie nikt już dzisiaj o tym nie pamięta.

Anna Maria Kowalska

Jasio z uczelni wrócił bez ikry.
Spotkał go bowiem wypadek przykry.
Koledzy z katedr prowadzą blogi!
I jeden rzekł mu: „O Boże drogi!
Ty nie masz bloga? Jesteś naiwny,
Trochę dziecinny i nieaktywny!
Straszliwe wielce niedopatrzenie!
Skazujesz siebie na nieistnienie!

Nie ma cię w sieci? Nie idziesz w górę!
Napisz pamiętnik, czuj koniunkturę!”
Jak nie pamiętnik, to załóż stronę,
Na której wszystko jest wymienione.
I konferencje, i publikacje,
Adres, telefon, rekomendacje,
Stopnie, tytuły…„Po co?””Zobaczysz.
Nie ma cię w sieci – to nic nie znaczysz…..
A jak już będziesz – znaczna poprawa.
Sława i chwała, chwała i sława”!

Piszą tak właśnie. Się urodzili,
W szkołach bywali, tu, tam trafili,
Cenne nagrody otrzymywali,
Publikowali, publikowali,
Publikowali (robią to jeszcze),
W jakich ilościach! Przechodzą dreszcze,
A w ilu miejscach! Zdumienie bierze.
Niezwyciężeni, silni żołnierze
Sprawy prywatnej i jednostkowej.
Zawsze o sobie. W formie bojowej.

Są blogi inne. O polskich sprawach.
Świecie nauki, nowych ustawach,
Ale kolegom marzy się jedno:
(W sztafecie sławy zawzięcie biegną)
Pieniądze, prestiż i „panietego”……
Zatem – o sobie. Sam, swój, swojego.

Spytał kolegę  Jasio zdumiony:
„Nie bywasz aby sobą zmęczony?
Wszak informujesz o każdej zmianie,
Żeś dyrektorem jest, „sobiepanem”,
Czy kierownikiem jakichś projektów?
A jak używasz władz intelektu?
To sprawy ważne, ale mi powiedz,
Kim jesteś w świecie? Kim, jako człowiek?
Komu pomogłeś? Czy tylko temu,
Co cię popierał w ramach systemu?
Gdy szło o Polskę – zabrakło głosu.
Siedziałeś cicho, ofiaro losu.

Ja – praw do sławy sobie nie roszczę.
Tobie też radzę: kończ, wstydu oszczędź!

Idę. A ciebie zostawiam z ćwiekiem
W głowie: a jakim jesteś człowiekiem?
Znaczysz – czy służysz na stanowisku?
Stosujesz mobbing, formy nacisku?
Przemyśl to jeszcze. Czas jest po temu.
Dałeś się wkręcić w absurd systemu!”

Choć świat się zmienia: jedno niezmienne:
Jedno się zdaje dla świata cenne:
Moda znaczenia i panowania,
Licznych stanowisk chęć piastowania.
Władza, pieniądze, siła i sława…..

I gdzie tu miejsce dla „państwa prawa”?

Anna Maria Kowalska

W związku z liczoną w tysiącach falą zwolnień, która ogarnęła placówki oświatowe (właściwą skalę masowych wypowiedzeń poznamy dopiero jesienią), dowiadujemy się, że oto w ramach programu wsparcia ONyKS, oferowanego w Małopolsce zwalnianym, nauczyciele dowiedzą się m.in. „jak rozwijać własny biznes” – i otrzymają pomoc psychologiczną (za: (tś,PAP), Tysiące nauczycieli na bruk, Gazeta Polska Codziennie, poniedziałek, 2 lipca 2012).

Zaiste, pomoc psychologiczna (a może coś więcej?) jest potrzebna, ale w pierwszym rzędzie tym, którzy tą formę „wsparcia” wymyślili. Zresztą – nie tylko tą, jak się za chwilę okaże. W każdym normalnym, demokratycznym państwie istnieje podział ról społecznych, z uwagi na uzdolnienia, zdobyte wykształcenie i predyspozycje. Mówi się także o szczególnym powołaniu do niektórych zawodów.

I tak: z reguły nauczyciele zajmują się uczeniem dzieci i młodzieży, wykładowcy akademiccy – prowadzeniem badań naukowych i dydaktyką. Kucharze gotują. Fryzjerki czeszą. Hydraulicy też robią swoje i basta. Są także osoby o wielostronnych uzdolnieniach, a jakże. No, ale u nas już jakiś czas temu o tym zapomniano i teraz okazuje się, że wszyscy, o dziwo, nadajemy się (za jakie grzechy?) tylko do dwóch celów: albo do prowadzenia własnej działalności gospodarczej, albo do pracy w przedsiębiorstwie (przemysłowym, edukacyjnym, itp.). Ewolucja idzie dalej, i oto dzięki formom samorządowych działań wspierających dowiadujemy się, że wykształcenie kierunkowe kompletnie nie ma znaczenia! Czyli – do czego służy nauczyciel? Po zwolnieniu – do prowadzenia biznesu (o ile odkryje w sobie cechy biznesmena). Albo do wykonywania prac fizycznych, np. jako operator koparki (takie propozycje już też się zdarzają). Albo do pracy w żłobku, przepraszam, przedsiębiorstwie żłobkowym. Prezydent Wałbrzycha na tę okoliczność przewiduje powstanie trzech nowych placówek tego typu. Mało, że nauczyciel przeżywa traumę, rozbicie, spowodowane sytuacją, to jeszcze „wciska” się go natychmiast – niemal kompletnie bez przygotowania – w nieskoordynowane działania, które za chwilę, z racji braku przystosowania delikwenta do nowych, zmiennych warunków rynkowych mogą spowodować kolejną traumę i klęskę. Piękna perspektywa, nie ma co.

Skutki tych działań są więcej, niż opłakane, ale to, co jest, jeszcze urzędnikom nie wystarcza. Aktualnie korozja przeżera dno, na którym się znajdujemy. Dalej – już tylko przepaść, w którą musimy wpaść, bo innego wyjścia nikt z decydentów chyba nie przewidział. Wszystko się rozpada, a planu ratunkowego dla państwa jak nie było – tak nie ma.

Już widzę zwolnionego profesora, jak dzielnie zjeżdża do kopalni na szychtę, i sztygara, jak w tym czasie równie odważnie zastępuje go na uniwersytecie, na wydziale humanistycznym. Jakiż wtedy będzie boom, iluż to studentów będzie chciało od sztygara zaliczenie! A fizyk w żłobku! To dopiero  wywoła poruszenie! Może być jeszcze ciekawiej, w końcu i inne przykłady „modernizacji” idą z góry. A że absurdystów już od dawna nikt nie czyta…

Anna Maria Kowalska

Tak sobie myślę, że gdyby Witold Gombrowicz dożył dzisiejszych czasów, niewątpliwie protestowałby przeciw „kolektywizacji” sposobu myślenia i istnienia Polaków w szkolnych i uczelnianych „przedsiębiorstwach gospodarczych”. Można go lubić, albo nie lubić, ale jedno przyznać mu trzeba: był w działaniu i myśleniu „prywatny” i indywidualny aż do bólu. Ciekawam, czy młodzi nauczyciele opowiadają swoim uczniom choćby o tym, że autentyczność „ja” widział w proteście przeciw wszelkiej opresji wobec indywidualnego „ja”? Czy zagłębiają się w formy Gombrowiczowskiej metafizyki, czy czytają spory i polemiki krytyczne na ten temat? Czy też zadowalają się wyłącznie wyrywkowymi cytatami z Wikipedii, bądź przenicowanymi „ferdydurkicznymi” aluzjami i schematami? Schematami, przed którymi podobno nie ma ucieczki?

Pozostaję z nadzieją, że ta druga ewentualność nie zachodzi. I oby nigdy nie zachodziła.

Co jednak z indywidualizmem? Czy bycie indywidualistą w czasach współczesnych ma wartość? Czy ma wartość wędrówka pod prąd wszelkich z góry zadekretowanych założeń? Na przykład: czy znajdujemy sens w czytaniu książek, dzieł historycznych i literackich, na przekór ekspansji tzw. „kultury audiowizualnej”? Czy ma sens walka o szeroką i zarazem pogłębioną perspektywę oglądu świata, której żadne multimedia nie zapewnią?

Wątpię, by Gombrowicz patrzył dziś bezczynnie na ciągłe obniżanie się wartości czytelniczej literatury polskiej i powszechnej na korzyść tzw. „literatury wagonowej”. Czy istniałby dziś w naszej świadomości i pamięci, gdyby nie Jego twórcze zanurzenie w tekstach literackich? A może warto, choćby i z Wikipedii przypomnieć sobie to, co myślał i pisał o tzw. ”wielkiej literaturze”, którą odstawiliśmy na półkę, by karmić się….no właśnie, czym? A co wiemy o sposobie postrzegania świata przez Gombrowicza? Słyszeliśmy aby, m.in. o świecie, jako o pacjencie, karmionym „systemami, ideami, doktrynami” aż do niestrawności, której objawów trudno i dziś nie dostrzegać?

Drodzy Państwo, czas na konkluzję: bierzmy się za mądre czytanie spuścizny Gombrowicza w pełnym brzmieniu. Nieśpieszne, rozsądne, systematyczne i krytyczne, ma się rozumieć.

Anna Maria Kowalska

Kilka dni temu wracałam do domu tramwajem. Wraz ze mną – grupa na oko gimnazjalnej młodzieży wraz z nauczycielką. Wszyscy, jak jeden mąż, z wyłączeniem „pani”, czujnie śledzącej zachowania podopiecznych, rozmawiali wyłącznie o…..elektronicznych gadżetach. Ci zaś, którzy o nich nie mówili – dzierżyli je w dłoniach, budząc stanem posiadania zachwyt i zazdrość kolegów.

Po chwili rozmowy niemal ucichły. Młodzież bez zbędnych wstępów zatopiła się w różnorakich aktywnościach. Chłopcy testowali nowego palmtopa, grając w jakąś grę. Ktoś podłączał do swego sprzętu gigantycznych rozmiarów słuchawki, by za chwilę, założywszy je na uszy, całkowicie odciąć się od świata. Młode panienki awanturowały się, bo jedna nie była w stanie odczytać informacji, przesłanej przez drugą drogą sms – ową. Jeszcze inni pilnie czytali otrzymane właśnie wiadomości.

Patrzyłam na to całe towarzystwo przez chwilę – i nagle pojęłam, co w tym wszystkim jest nie tak – i co najbardziej przeraża. Otóż – świat realny nie robił na tej młodzieży kompletnie żadnego wrażenia. Za oknem piękne słońce, mnóstwo kwitnących kwiatów, świeżość ścinanej, czerwcowej trawy, zapach lip – a wewnątrz tramwaju: kompletny „odlot”. Twarze, tracące wyraz. oczy, wlepione w mniejsze, lub większe monitory, czy jak tam zwał. Było w tym coś bardzo niebezpiecznego. Zbiorowa fascynacja, połączona z ogłupiającym uzależnieniem i przesadnym oddaniem temu „drugiemu”, wirtualnemu życiu. „Oni nie są już wolni” – pomyślałam. „A co z nami”?

Deklaracja wartości Obywatelskiej Komisji Edukacji Narodowej

okenlogo1. OKEN zamierza działać w oparciu o podstawowe, uniwersalne wartości, które ukształtowały polską wspólnotę narodową. Pragniemy, aby polskie szkoły kształtowały wśród uczniów postawy ludzi zakorzenionych w ojczystej historii, szanujących i ceniących dokonania naszych przodków, pozbawionych kompleksów w stosunku do cudzoziemców. Opuszczający mury szkół młodzi Polacy powinni stawać się wolnymi i odpowiedzialnymi obywatelami Rzeczypospolitej, ludźmi potrafiącymi twórczo i mądrze kierować swoim życiem oraz pamiętać, iż to oni są odpowiedzialni za siebie, swoich najbliższych i Ojczyznę.

2. Program wychowawczy naszych szkół powinien być osnuty wokół kształtowania szacunku dla drugiego człowieka. W przestrzeni zaufania młodzi Polacy winni dążyć do prawdy, dobra i piękna. Pragniemy, aby kształtowanie prawych charakterów znowu zdominowało wychowanie w Polsce, a uczciwość była czymś naturalnym i powszechnym.

3. Pamiętamy, iż pierwszymi wychowawcami są zawsze rodzice, a państwo  zobowiązane jest do wspierania ich w tym wysiłku, w czym m.in. winna przejawiać się jego pomocniczość.

4. Pragniemy, aby każdy młody Polak niezależnie od środowiska wzrastania i wychowania otrzymywał swoją szansę edukacyjną. Stwarzanie równych szans edukacyjnych oraz zapewnianie dobrej jakości powszechnej edukacji dla każdego to podstawowe zadania państwa. Stąd też zamierzamy czynić wszystko, aby również państwo polskie takie zadania skutecznie wykonywało.

5. Uznajemy rozwój indywidualny każdego dziecka za kluczowe zadanie szkoły. Sprzeciwiamy się wszelkim formom kolektywistycznego myślenia, zgodnie z którym najważniejsze jest kształtowanie umiejętności bycia członkiem grupy. Tylko bowiem osoby mające poczucie własnej wartości i niepowtarzalności mogą podejmować służące wspólnocie współdziałania z innymi. Nie negujemy jednak zachowań społecznych wynikających z powszechności używania narzędzi internetowych i mediów społecznościowych jako sprzyjających procesom edukacyjnym, w których uczestniczy młodzież.

6. Polska szkoła winna dawać swoim uczniom solidny fundament wykształcenia ogólnego, umożliwiający im elastyczne i sprawne podejmowanie w przyszłości rozmaitych ścieżek edukacyjnych i zadań zawodowych. Równocześnie musi ona stawiać uczniom poważne wymagania, gdyż w przeciwnym razie będą oni niedojrzali i niezdolni do podejmowania wyzwań współczesnego świata. Będziemy ciągle przypominać, iż zabawa w szkołę bez wymagań to kaleczenie młodych Polaków i przekreślanie możliwości odbudowania Polski ze zniszczeń totalitaryzmu.

7. Uważamy, iż należy natychmiast zaprzestać marnotrawienia publicznych pieniędzy. Troska o pieniądz publiczny to jeden ze znaków mądrego patriotyzmu.

8.  OKEN będzie działać jawnie pamiętając, iż każdy młody Polak ma prawo do dobrej edukacji, a obywatele do rzetelnej informacji o jej stanie i do poważnego traktowania przez rządzących. Uważamy również, iż nauczyciele w Polsce muszą spełniać wysokie wymagania i uzyskiwać wynagrodzenia odpowiadające jakości ich pracy.

9. Doceniamy ogromne zasługi Kościoła dla kształtowania postaw Polaków, stąd też zdecydowanie sprzeciwiamy się wszelkim działaniom, które mają wyrugować religię z naszych szkół lub zanegować wartości, które ukształtowały Polskę.

10. Będziemy twardo i zdecydowanie przeciwdziałać wszelkim pomysłom edukacyjnym rządzących niezgodnym z powyższymi zasadami. Jeżeli władza nie będzie kreować szkół odpowiadającym potrzebom Polski i Polaków będziemy dążyć do ograniczenia jej wpływu na nie.

Za: http://ehistoria.org.pl/pl/obywatelska-komisja-edukacji-narodowej

Poprzyj protest w obronie polskiej szkoły

Tekst deklaracji: 19 marca 2012 rozpoczęliśmy protest głodowy w obronie polskiej szkoły. Po 12 dniach zawiesiliśmy głodówkę w krakowskich Dębnikach. Nasz protest przejęli nasi przyjaciele w Warszawie.

okenlogoW obecnej chwili organizujemy Obywatelską Komisję Edukacji Narodowej. W jej skład wejdą intelektualiści, pracownicy naukowi, przedstawiciele środowisk nauczycielskich, pedagodzy i przedstawiciele rodziców. Nasza inicjatywa  ma na celu przygotowanie dobrej podstawy programowej, a docelowo wyprowadzenie szkolnictwa i edukacji spod kurateli polityków.
Zwracamy się do wszystkich którzy wsparli nas, zaangażowali się w różne działania, dla których przyszłość polskiego szkolnictwa jest ważna o udział w obywatelskiej akcji zbierania podpisów popierających nasz protest z żądaniem naprawy programów nauczania. Prosimy o organizowanie się w swoich  środowiskach. Wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za kształcenie naszych dzieci i wnuków. Jesteśmy pełnoprawnymi obywatelami. Zebrane listy należy przekazywać do struktur lokalnych Solidarności. W końcu maja przekażemy je do ministerstwa Edukacji. Akcja ta będzie kolejnym, ważnym etapem na drodze do zwycięstwa.

(Od Redakcji): na temat inicjatywy o nazwie Obywatelska Komisja Edukacji Narodowej piszemy tutaj: https://www.krakowniezalezny.pl/warto-wiedziec/kongres-organizacyjny-obywatelskiej-komisji-edukacji-narodowej

Przywracamy lekcje historii do szkół

Fragmenty deklaracji:  Minister edukacji z dnia 7 lutego 2012 roku w sprawie ramowych planów nauczania w szkołach publicznych – wyrzuca z liceów obowiązkowe lekcje historii. Od 1 września 2012 roku polska młodzież, która po I roku nauczania nie zdecyduje się na maturę z historii – czyli ok. 88 proc. uczniów – kończy nauczanie historii. Zamiast tego proponuje się dziwaczne połączenie lekcji WOS-u, przysposobienia obronnego oraz historii o nazwie „historia i społeczeństwo”. Kiedy szczegółowo przyjrzymy się modułom tego przedmiotu okaże się, że młodzi Polacy zamiast wiedzy o Powstaniu Warszawskim będą się uczyć modułu: „kobieta i mężczyzna, rodzina”, albo zamiast wiedzy o „Żołnierzach Wyklętych” mogą natrafić na moduł „swojskość i obcość”, bądź też zamiast wiedzy o wielkim zwycięstwie rodaków w wojnie polsko-bolszewickiej natrafią na moduł „język, komunikacja i media”. Krakowski Klub Gazety Polskiej zadeklarował poparcie dla Akcji. Listę – formularz można pobrać ze strony: http://www.przywracamyhistorie.pl

Wobec powyższego przedstawiamy Państwu obywatelski projekt Ustawy przywracającej lekcje historii w polskich liceach. Musimy, bez względu na dzielące nas różnice, zintegrować się wokół ważnej sprawy, będącej polską racją stanu! Pokażmy, że jest nas tysiące i nie damy wyjałowić polskości z naszej młodzieży. Zbierajmy podpisy pod tą Ustawą, gdzie się tylko da!

przywracamylekcje

Krakowscy uczeni w Radzie Naukowej Akcji: prof. dr hab. Piotr Franaszek (Instytut Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego); prof. dr hab. Tomasz Gąsowski (Instytut Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego); prof. dr hab. Andrzej Nowak (Instytut Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego); dr hab. Lidia Korczak (Instytut Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego); dr hab. Henryk M. Słoczyński (Instytut Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego); dr Mirosław Boruta (Uniwersytet Pedagogiczny w Krakowie); dr Aleksander Głogowski (Instytut Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych UJ); dr Tomasz Pudłocki (Instytut Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego); dr Krystyna Samsonowska (Instytut Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego).

Krakowski Klub Gazety Polskiej zadeklarował poparcie także i dla tej Akcji.

Z deklaracji Organizatorów: Na zebranie wymaganych 100 000 podpisów mamy czas 3 miesięcy od daty rejestracji Komitetu, dlatego też apelujemy do wszystkich o mobilizację i zaangażowanie w obywatelski projekt przywracający lekcje historii. Jeśli dziś nie podejmiemy tego wysiłku, możemy bezpowrotnie stracić całe pokolenie młodych Polaków.

Źródło: http://www.przywracamyhistorie.pl

okenlogo15 czerwca, w świetle obowiązującego prawa oświatowego, mija termin podania do publicznej wiadomości przez dyrektorów liceów tytułu podręcznika historii do klasy pierwszej. Podręcznik ten stanie się od 1 września obowiązującym  w  ich szkołach. Przed  blisko czterema tysiącami szkół staje niezwykle trudna decyzja.  Wszystkie, dopuszczone do użytku szkolnego przez MEN podręczniki, zawierają błędy wymagające wprowadzenia poważnych korekt. Żaden nie spełnia obietnic urzędników MEN, że dzięki „reformie” uczeń będzie się uczył historii najnowszej gruntowniej i w sposób bardziej pogłębiony.

W zaistniałej sytuacji, kierując się wyłącznie dobrem polskiego ucznia, proponujemy, by ze względu na wartości merytoryczne wybrać podręcznik WSiP „Po prostu Historia”, autorstwa Rafała Doleckiego, Krzysztofa Gutowskiego, Jędrzeja Smoleńskiego.

Alternatywnie, jedynie ze względu na formę przekazu podręcznik wydany przez Nową Erę – „Poznać przeszłość. Wiek XX”, autorstwa Stanisława Roszaka i Jarosława Kłaczkowa.
 
Prof. dr hab. Włodzimierz Suleja (Wrocław) –  przewodniczący
Prof. dr hab. Jan Żaryn (Warszawa) – wiceprzewodniczący
Dyr. Ryszard Nowak (Kraków) – wiceprzewodniczący

Warszawa, 12 czerwca 2012 roku

Za: http://ehistoria.org.pl/pl

Anna Maria Kowalska

Kiedy się głębiej zastanowić – aktualny kryzys europejski jest „inżynierom dusz” bardzo na rękę. Z tej prostej przyczyny, że stan ciągłej niepewności i transformacji narodów i społeczeństw owocuje zwiększonym lękiem o przyszłość, przede wszystkim ekonomiczną. W Polsce obawa przed utratą źródeł dochodu (utrata pracy) sprawia, że skupiamy się bardziej nad doraźnym zabezpieczaniem podstaw naszej egzystencji niż nad tym, co się wokół nas dzieje. Duża część społeczeństwa polega wyłącznie na informacjach mediów głównego nurtu, nie przeprowadzając ich krytycznej analizy. W rezultacie, nie widząc wpływów nowych, nie tylko konsumpcjonistycznych ideologii, przenikających do mediów mainstreamowych i Internetu ulegamy propagandowym wzorcom zaplanowanej i wykreowanej przez kolejną mutację „inżynierów dusz” rzeczywistości. Wielu Polaków wyłączyło, istniejące od zawsze w polskiej tradycji kulturowej i narodowej krytyczne myślenie historyczne i oparte na nim mechanizmy obronne. Dzieje się tak, gdyż ciężar informowania o rzeczywistości rozłożył się między „stare” i nowe media, pogłębiając tym samym chaos semantyczny. Internet, tak często wykorzystywany przez młodzież spełnia aktualnie rolę „quasi – edukatora”, z którym młodzi liczą się często bardziej niż z rodziną (zwłaszcza pokoleniem dziadków), Kościołem i szkołą.  Duża część informacji, zawartych w Internecie ma niewiele wspólnego z prawdą! Proces  zakłamywania rzeczywistości pogłębia się z racji kryzysowej sytuacji w polskim szkolnictwie szczebla podstawowego i średniego, łącznie z wyższym. Szczególnie dotkliwa zdaje się pop – kulturyzacja i ideologizacja uniwersytetów, akademii i wyższych uczelni zawodowych, przebiegająca stopniowo, ale niezwykle skutecznie. Może ona mieć miejsce właśnie na owym ahistorycznym podłożu, ukształtowanym w dużej mierze przez mainstreamowe, nowe media i ich hybrydyczne „przybudówki”. W rezultacie także środowisko akademickie doświadcza „spętania” i skołowania, nie wiedząc, ku czemu się zwrócić.

Co powinniśmy zrobić, aby ochronić się przed ekspansją „nowego zniewolenia”? Podjąć, na szeroką skalę, działania edukacyjne, zmierzające ku wyjaśnianiu i rozumieniu zjawisk, manipulacji i prowokacji, z którymi aktualnie mamy do czynienia. Ocalać polską tradycję i kulturę narodową, w oparciu o prawdę historyczną, mówioną także w Internecie. Osobliwie dbać o chrześcijaństwo, jako fundament kultury europejskiej i polskiej, ale doceniać także kulturotwórczą rolę Kościoła Katolickiego dziś. Nie możemy pozwalać na to, by nasza wiara była deptana i poniżana, by lekceważono Krzyż i Dekalog, a tym samym myśl o grzeszności ludzkiej natury. Nie mogą także na to pozwalać ludzie niewierzący, ale szczerze pragnący kierować się uniwersalizmem Dziesięciorga Przykazań. To jest nasze, wspólne, aktualne Westerplatte – wymiar zadań, które wypada nam podjąć, w myśl sugestii, pozostawionej nam przez Jana Pawła II. Oby nikt z nas nie czuł się z tego zwolniony!

Anna Maria Kowalska

Przed miesiącem poznaliśmy wyniki rankingu polskich szkół wyższych „Rzeczpospolitej” i „Perspektyw”. Zwyciężył, jak wszyscy wiemy, Uniwersytet Jagielloński. Obszerne informacje na temat kryteriów tegorocznego rankingu zawiera majowy numer „Perspektyw” („Perspektywy 2012, nr 5). Czytamy w nim między innymi, że:

„Nasz ranking to (…) nie tylko narzędzie, które mądrze wykorzystane może posłużyć maturzystom i ich rodzicom. Ranking to także kompendium wiedzy o aktualnym stanie polskiego szkolnictwa wyższego – panoramiczne zdjęcie, wykonane tu i teraz, przedstawiające nasze uczelnie i ich ambicje z różnych, ale nieprzypadkowo dobranych perspektyw.

W ranking wpisana jest wizja uczelni idealnej – model, który co roku Kapituła Rankingu dopasowuje do zmieniającej się akademickiej, społecznej i gospodarczej rzeczywistości, kontekstu, w jakim uczelnie działają. Uczelnia idealna A.D. 2012 prowadzi badania na światowym poziomie, jest prężna, blisko powiązana z rynkiem pracy oraz gospodarką i stwarza studentom jak najlepsze warunki do studiowania. W duchu i w działaniu jest innowacyjna i międzynarodowa.

I w tym sensie ranking może być drogowskazem dla uczelni. Podpowiada im – opierając się na rozsądku członków Kapituły, wiedzy, płynącej z bieżącej analizy trendów w światowych rankingach oraz mądrości, zgromadzonej w ciągu trzynastu już lat doświadczeń, w którą stronę należałoby się w przyszłości profilować, jakie aspekty działalności rozwinąć, jakie wyznaczyć priorytety. Tak widziany ranking może stać się ważnym impulsem dla budowania kultury jakości na uczelni.

Zwłaszcza, że trudno znaleźć drugi, tak rozbudowany ranking na świecie! Wielość grup kryteriów, ich skład, rozkład procentowy wag, sposób doboru kryteriów, starania o wykorzystanie jak największej liczby „twardych” danych – są unikalne. I w wielu krajach służą za źródło inspiracji w tworzeniu nowych, narodowych rankingów. (…) Ranking to także mechanizm posiadający zdolność samouczenia się”.(Jakość w centrum uwagi, s.032 – 033).

„Mamo, jak pięknie! Tato, jak cudnie!”. Ale już w tym samym numerze „Perspektyw” znajdujemy swoistą „zachętę” do takiego „samouczenia się” dla osób, sprawdzających tegoroczne matury z języka polskiego. Cel bardzo szczytny: profilowanie sposobu myślenia egzaminatora i stwarzanie egzaminowanym, a zapewne niedługo przyszłym studentom idealnych warunków do bliżej nieokreślonej autoekspresji. W częściach „szkoleniowego” artykułu: „Czary, mary, co za piękna praca”, zatytułowanych: „Krótko i dobrze”, oraz „Zrozumieć maturzystę” Dariusz Chętkowski przedstawia swoje uwagi:

„Kolejne roczniki uczniów piszą coraz krótsze prace. Wszystkie subtelności, które dawni maturzyści oddaliby kilkudziesięcioma sążnistymi zdaniami, obecne pokolenie potrafi zsyntetyzować w jeden, krótki komunikat. Pięć takich komunikatów i uczeń jest przekonany, że zrealizował temat. Tak bowiem pisze pokolenie wychowane na internecie. Tymczasem egzamin maturalny z języka polskiego jest tak skonstruowany, że lubi dłużyzny. Jedna strona bardzo źle, pięć stron dobrze, dwie strony to znak, że temat nie został jeszcze wyczerpany. Czy egzaminatorzy są przygotowani do tego, by w krótkim tekście dostrzec, jak wiele maturzysta ma do powiedzenia? Nieraz klucz rozwiązań jest dłuższy niż wypracowanie maturalne. Dlatego krótkie prace trzeba umieć czytać. Tu sens sam nie idzie do głowy (…).

Pióro młodego człowieka wchodzi w temat jak w masło. Od razu w samą głębię zagadnienia. Uczeń nie potrzebuje wstępu. Dzisiaj panuje moda na zaczynanie od środka. To jest wzór wypowiedzi w internecie. Można, oczywiście, zmuszać dzieciaki do pisania wbrew temu, jak pisze cały świat z wyjątkiem kilku zramolałych osób, które akurat rządzą maturą. Można kazać uczniom odwracać oczy od monitora i pochylać się nad Orzeszkową czy Żeromskim. Tak, tam są wzorce pisania, o które nam chodzi: dłużyzny, które upodobali sobie nasi dziadowie. To jest pisanie z epoki przedkomputerowej, z galaktyki Gutenberga. Poloniści robią, co mogą, aby wymusić na uczniach długie prace. Jednak nie wszyscy ludzie młodzi ulegli temu praniu mózgów. Nie każda praca maturalna będzie więc rodzajem papki, do jakiej przyzwyczajeni są egzaminatorzy. Ta część maturzystów, co więcej czasu spędza w sieci, niż w szkole, napisze prace, które dla sprawdzających będą twardym orzechem do zgryzienia. (…) Zasady pisania, jakimi żywią się egzaminatorzy jakiś czas temu zostały wysadzone z posad niczym tama retencyjnego zbiornika. Nie wątpię, że matura z języka polskiego przepoczwarzy się prędzej czy później i dogoni współczesność. (…) Obawiam się, że dzika energia krótkich prac maturalnych jest nie do uchwycenia dla wielu egzaminatorów. Jestem pewien, że niejednego maturzysty wcale nie trzeba ciągnąć do góry, aby uzyskał wysoki wynik. Gdyby przyjrzeć się z należytą uwagą krótkiej pracy, może się okazać, że jest ona wręcz przeładowana treścią, tylko w jakimś piątym wymiarze. Egzaminatorzy, nie bądźcie tacy tradycyjni, spróbujcie wejść w ten wymiar. Hokus, pokus, czary mary i…co za piękna praca! Aż wstyd, że wcześniej tego nie widziałem”.(D. Chętkowski, Czary, mary – co za piękna praca, s. 006 – 007) ).

Przynajmniej wiemy, na czym w tym wypadku polega to dążenie do „ideału”. Na „ruszaniu z posad bryły świata” („Międzynarodówka”). Oraz na schlebianiu pop – kulturowym gustom młodzieży i dostrzeganiu „głębi” w ewidentnym niedouctwie. „Ramole”, którzy widzą całe wynikające z tego zło – albo się „elastycznie” przestawią, albo prędzej, czy później, zapewne z pomocą nowelizacji Kodeksu Pracy, czy kolejnego ministerialnego rozporządzenia trafią na śmietnik historii. A że nie znamy jeszcze nowej formuły egzaminu maturalnego z języka polskiego , który to egzamin jest przecież brany pod uwagę podczas przyjęcia na studia wyższe – aż strach się bać…

agnieszkakomusinskaAgnieszka Komusińska

1 czerwca działacze koła krakowskiego Młodzieży Wszechpolskiej, przy wsparciu Krakowskiego Klubu Gazety Polskiej, Obozu Narodowo-Radykalnego Podhale oraz Instytutu Pamięci Narodowej zorganizowali marsz w obronie polskiej edukacji. Było to, obok strajków głodowych Solidarności, jedno z ważniejszych wydarzeń w ramach ogólnopolskiego sprzeciwu dla wchodzącej od września reformy.

20120601agDemonstracja rozpoczęła się przed pomnikiem księdza Piotra Skargi przy ul. Grodzkiej. Na wstępie głos zabrał koordynator akcji – Paweł Głogowski, mówiąc o idei strajku oraz o zmianach, jakie nadejść mają wraz z początkiem nowego roku szkolnego. Następnie przemawiał przewodniczący klubu Gazety Polskiej, dr Mirosław Boruta, przedstawiając zagrożenia płynące z uchwalonej przez rząd reformy w odwołaniu do historii i w oparciu o wybitną myśl wielkiego kaznodziei. Spod pomnika księdza Piotra Skargi przeszliśmy ulicą Grodzką do Rynku, pod pomnik Adama Mickiewicza. W trakcie marszu rozdawaliśmy ulotki i naklejki – „I love HISTORIA„, nie zabrakło dobitnych haseł, jak: „Donald matole, nie rządzisz już w polskiej szkole!”; „Wczoraj Moskwa, dziś Bruksela – edukację nam odbiera!”, punktujących poczynania rządu i premiera. U stóp Wieszcza odbyła się krótka pikieta, na której na przemian głos zabierali koordynator strajku, p. Krzysztof Bzdyl ze Związku Konfederatów i przewodniczący Klubu GP. Manifestacja zgromadziła około sześćdziesięciu osób i spotkała się z żywym zainteresowaniem przechodniów, a kilkanaście osób spontanicznie dołączyło do protestujących.

I jeszcze zdjęcia, które można zobaczyć na stronie: https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/1Czerwca2012

Anna Maria Kowalska

Świat wokół nas zurzędniczał do cna. Żyjemy w labiryncie wytycznych, planów, książeczek opłat, powiadomień, przypomnień, renegocjacji umów – i działania, narzucane przez szereg instytucji, których klientami jesteśmy warunkują nasz sposób istnienia. Przestaliśmy analizować i prześwietlać specyfikę podejmowanych mechanicznych czynności. Systemy w których zmuszeni jesteśmy egzystować niejako narzucają nam konieczność ciągłych zmian. Powoli stajemy się quasi – cyborgami, i nie ma w tym żadnej przesady. Od stopnia znajomości zbiurokratyzowanych procedur i tempa ich wdrożenia uzależnia się wszak stopień naszego profesjonalizmu w konkretnej instytucji. Nikt nie pyta, jaki jest faktyczny cel stosowania wszystkich nakazanych prawem procedur. Trzeba je znać i wdrażać – brzmi odpowiedź indagowanego przez nas w tej sprawie urzędnika. Nic to, że procedury niejednokrotnie wykluczają się wzajemnie. Naszą misją jest stały rozwój, lifelong learning – uczenie się przez całe życie. Czego? Ano – nowych, kafkowskich ścieżek załatwiania spraw, wypełniania formularzy, czy radzenia sobie z wnioskami o dotacje. Czyli przelewania z pustego w próżne. I to zarówno w formie elektronicznej, jak i papierowej. A precyzja wykonania gra tu główną rolę. Bez perfekcji i precyzji ani rusz.

Jeśli szukamy przyczyn bierności obywateli w zakresie działania na rzecz państwa, ale także wspólnot lokalnych – zwróćmy i na to uwagę. Obywatele po prostu nie mają na nic czasu! Są wykończeni „przepisomanią”. Boją się jutra. Między jedną kolejką a drugą, między jednym formularzem a drugim mija im życie. A do tego ten stres, czy aby wszystko zostało zapisane i wypełnione jak należy. Bo przecież dotacje mogą zostać cofnięte, pensja nie zostanie przelana na konto na czas, dofinansowanie wypoczynku świątecznego gdzieś się zapodzieje… I jeszcze dopilnowanie terminowości wykonania, odstanie w kolejce, złożenie serii podpisów we właściwych rubrykach, kliknięcie przepisową ilość razy… Bo inaczej upomną, albo zwolnią. A jeśli zwolnią: biuro pośrednictwa pracy, kolejne formularze, szkolenia….Odmowy… Czysty koszmar. „Zmodernizowane” błędne koło.

I tak przynajmniej do 67 roku życia, o ile uda nam się przetrwać. Ciągła „walka o oddech”. I kto nas w to wrobił?

Anna Maria Kowalska

W ramach festiwalu „pochylania się nad”, czas tym razem pochylić się nad wynikami testów kompetencyjnych szóstoklasistów. Rzekomo trudniejsze od tych z lat poprzednich, wypadły raczej blado. Przynajmniej tako rzecze Centralna Komisja Egzaminacyjna.  Najbardziej podobały mi się uwagi o tym, że dzieci świetnie poradziły sobie z przygotowaniem instrukcji sporządzenia napoju. To znaczy, że zadatki na barmanów już są! Brawo! Fatalnie jest natomiast z inteligencją słowną. Wygląda na to, że ubóstwo słownictwa powoduje m.in. nieumiejętność przepraszania, wyrażania współczucia, czy odmawiania komuś. Nareszcie! Tak właśnie miało być! Niedługo i tak wymrą nieliczni erudyci, radzący sobie z tymi trudnymi sztukami. I całe szczęście. Żyją za długo, trują, przepraszają, mówią „nie” i tylko zawracają głowę tym, którzy idą z postępem. Opóźnianie tego marszu to zawracanie Wisły kijem! Już zresztą zastąpili  tych niepoprawnych nudziarzy coraz popularniejsi koledzy enterowcy, a ci w wyniku przyspieszonej ewolucji zmienią się niebawem w braci cyfrowców. Jednopłciowych zresztą, tak oszczędniej. Multyplikacja, czyli rozmnażanie także przebiegać będzie drogą cyfrową, na multipleksach. I to obligatoryjnie. Mamy kryzys, tanie państwo na tym na pewno zarobi. Ale, jak znam życie, potomkowie archaicznego „społeczeństwa informacyjnego” liczby od cyfry już odróżniać nie będą. Łza się w oku kręci? Trudno, nie wolno płakać! „Chłopaki nie płaczą”. Trzeba nam i to zaakceptować. Taka to już nieuchronna dziejowa, pop – kulturowa konieczność. Taka karma. „Narodowa strategia spójności”!

Anna Maria Kowalska

Przed kilku laty miałam przyjemność opiekować się gościem zagranicznym spoza Europy, jednym ze znanych, także w Polsce, profesorów uniwersyteckich. W ramach Jego gościnnego pobytu w Polsce braliśmy udział w spotkaniach naukowych. Wśród nich był krakowski panel dyskusyjny (część szerszej, cyklicznej „europejskiej” konferencji filozoficznej), którym interesowaliśmy się szczególnie. Środowisko jego Organizatorów miało wprawdzie ideowo odległe, z naszego punktu widzenia nadmiernie liberalne zapatrywania, jednak po chwili zastanowienia podjęliśmy decyzję o wysłuchaniu opinii Panelistów i zabraniu głosu w dyskusji. Nie ukrywaliśmy, że jesteśmy ciekawi przemyśleń Gospodarzy. W końcu każdy, jak sądziliśmy,  ma prawo do wzięcia udziału w debacie i zaprezentowania własnych poglądów.

Tak się złożyło, że dzień przed panelem wiedliśmy w innej instytucji spory filozoficzne z naukowcem, który miał w owym spotkaniu uczestniczyć. Do dziś pamiętam ówczesne ożywienie naszego adwersarza i uczestników spotkania. Spór był autentyczny, oparty na konflikcie idei. Przykuwał zatem uwagę i skłaniał do rewizji własnych przemyśleń.

Następnego dnia o oznaczonej godzinie stawiliśmy się w strategicznym miejscu. Panel odbył się, a jakże, ale głosu zabrać nam nie pozwolono. Dopuszczono bodaj dwie Osoby, których wypowiedzi były raczej luźno związane z podejmowanym zagadnieniem. Niemożność podjęcia debaty, czy choćby zadania kilku ważnych pytań uzasadniano niesłychanym, niewyobrażalnym wprost zmęczeniem utytułowanych Panelistów. Patrzyliśmy na Nich z niedowierzaniem. Żaden się nie słaniał, nie mdlał, nie miał ataku wyrostka robaczkowego ani kłopotów z sercem. „Nasz” także nie. A przecież nikt nie protestował, a z decyzją natychmiast się pogodzono. Ostatnie słowo należało zatem do Organizatorów spotkania. I tak oto Profesor spoza Europy miał niepowtarzalną okazję doświadczyć specyfiki „europejskich” „norm”(?!) prowadzenia w tym, przecież liberalnym środowisku dyskusji na rzekomo „otwarte”(?!) tematy. Poglądy naszych adwersarzy w ostatecznym rozrachunku okazały się absolutnie dogmatyczne, nie do podważenia!

Do dziś zachodzimy w głowę – czego się bali? Wyjścia poza utarty schemat? Powiewu niezależnej myśli? Odsłonięcia drogi do prawdy, niekoniecznie zbieżnej z drogą, którą kroczą Oni? Obalenia autorytetu Instytucji i swoich Gości? Ale to przecież Osoby doskonale znane w środowisku, o ustalonej renomie, z erystyką za pan brat…

Jedno pewne: po tym, co się stało – najlepszej prasy za oceanem nie mają i mieć nie będą. A ten klasyczny „strzał w stopę” to już nie jest nasze zmartwienie. Na szczęście.

andrzejossowskiAndrzej Ossowski

W sobotę, 26 maja, korzystając z okazji pobytu p. profesora Wiesława Biniendy w Polsce pozwoliliśmy sobie dokonać wręczenia Mu dyplomu Honorowego Członka Akademickiego Klubu Obywatelskiego im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Krakowie „w uznaniu odwagi i niezłomności w dążeniu do poznania prawdy o katastrofie nad Smoleńskiem oraz za budzącą podziw postawę polskiego uczonego na Obczyźnie”.

dyplomdlaprofesorabiniendy1Dyplom został podpisany przez naszych przewodniczących, sekretarzy i skarbnika a wręczony przez delegację w osobach pp. prof. dr. hab. inż. Stefana Taczanowskiego, obu sekretarzy i skarbnika. Ceremonia wręczenia dyplomu odbyła się w jedynym dostępnym dla nas miejscu i czasie, czyli… w Sielpi koło Kielc podczas Zjazdu Klubów „Gazety Polskiej”. Wręczyliśmy Mu również nasz List Otwarty z 18 kwietnia 2012 roku (treść listu można znaleźć tutaj: https://www.krakowniezalezny.pl/uniwersytety/list-otwarty-do-srodowiska-akademickiego).

dyplomdlaprofesorabiniendy2P. Profesor był wyraźnie przejęty tak owacyjnym (na stojąco) przyjęciem przez zebranych delegatów Klubów „Gazety Polskiej”, jak też i naszym dyplomem. W adresie skierowanym do profesora Wiesława Biniendy, p. dr Mirosław Boruta zawarł informację, że analogiczne dyplomy są już przygotowane dla panów prof. Kazimierza Nowaczyka (University Maryland School od Medicine, Baltimore) i dr. Grzegorza Szuladzińskiego (Analytical Service Pty Ltd. Sydney oraz Research Network for a Secure w Australii), i że zostaną wręczone przy… najbliższej, nadarzającej się, okazji.

Na zdjęciach z uroczystości (autorstwa J. O.) zobaczyć można – od lewej do prawej – dr. Mirosława Borutę, sekretarza AKO (z mikrofonem), mgr. inż. Andrzeja Ossowskiego, sekretarza AKO (trzyma dwa pozostałe dyplomy), prof. dr. hab. inż. Stefana Taczanowskiego (wręcza dyplom) i oczywiście p. profesora Wiesława Biniendę. Są tam także pp. Tomasz Sakiewicz („Gazeta Polska”) i Katarzyna Gójska-Hejke („Nowe Państwo”), za których przychylność dla naszej inicjatywy bardzo serdecznie dziękujemy.

Anna Maria Kowalska

23 maja 2012 roku o godz. 13.30 w Audytorium Henryka Niewodniczańskiego Instytutu Fizyki UJ odbył się (w ramach seminarium astrofizycznego) wykład profesora Wiesława Biniendy (Akron, Ohio): „Computer Simulations of High Energy Impact Events” („Symulacje komputerowe zderzeń wysokoenergetycznych”).

Licznie zebrani słuchacze (naukowcy, doktoranci i studenci uczelni technicznych wraz z zaproszonymi gośćmi) mieli okazję zapoznać się z charakterem badań i szczegółowych analiz, prowadzonych przez profesora na rzecz rzetelnego wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej. Jak podkreśla Katarzyna Pawlak („Kolejni naukowcy potwierdzają wersję prof. Biniendy” Gazeta Polska Codziennie, piątek, 25 maja 2012) „wybitni naukowcy z polskich wyższych uczelni technicznych, którzy zapoznali się z badaniami prof. Wiesława Biniendy, dotyczącymi technicznych aspektów katastrofy smoleńskiej, wyrazili swoją aprobatę dla tych analiz i potwierdzają ich wiarygodność”. Komunikat, wydany przez zespół parlamentarny ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza prezentuje oświadczenie przyjęte przez naukowców, doktorantów i studentów polskich uczelni technicznych po spotkaniu w Krakowie. Czytamy w nim m.in. iż badania profesora Biniendy „(…) przesądzają (…) w sposób ostateczny, iż gdyby skrzydło samolotu uderzyło w brzozę, to z pewnością przecięłoby ją nie naruszając zdolności nawigacyjnych samolotu. Oznacza to, że katastrofa ta nie mogła zostać spowodowana na skutek ułamania skrzydła samolotu przez brzozę”. (Treść oświadczenia za: www.niezalezna.pl/28877-polscy-naukowcy-aprobuja-badania-biniendy)