Przeskocz do treści

krzysztofbzdylKrzysztof Bzdyl

Minęły już dwa lata i jeden miesiąc od katastrofy smoleńskiej, która, co jest o wiele bardziej prawdopodobne, była po prostu zamachem i mordem zorganizowanym przez rosyjskie służby specjalne na polskim prezydencie i towarzyszącej mu elicie politycznej. Należałoby więc dokonać choćby pobieżnego rachunku zmian, które w tym czasie zaszły w Polsce i siły naszego oddziaływania na kierunek wydarzeń. Mówiąc o nas myślę nie tylko o klubach Gazety Polskiej, ale o całym spectrum środowisk prawicowych i niepodległościowych w Polsce, które zaangażowały się w walkę o wyjaśnienie przyczyn tej tragedii.

Tragiczna śmierć prezydenta Lech Kaczyńskiego ułatwiła premierowi Tuskowi i innym politykom Platformy Obywatelskiej niszczenie fundamentów państwa polskiego  poprzez skrajny serwilizm w kierunku Rosji i Niemiec, poprzez  korupcję, nepotyzm, pospolite złodziejstwa, jak również poprzez stanowienie prawa i wydawanie rozporządzeń rządowych, które  niszczą poczucie podmiotowości i bezpieczeństwa obywateli, poddając ich samowoli setek tysięcy urzędników. Rządy premiera Tuska doprowadziły do ogromnego, ponad dwumilionowego bezrobocia, równocześnie zatrudniając ponad 100 tysięcy nowych urzędników spośród klienteli Platformy, powiększając dramatycznie deficyt budżetowy.

Źródłem tych wszystkie antypolskich działań premiera Tuska jest prawie na pewno jego skrywana wrogość do Polski, a publicznie ujawniona w oświadczeniu, że polskość to nienormalność. Zgodnie więc, ze swoją filozofią Tusk dokonuje powolnego demontażu państwa polskiego razem z opryczniną platformerską, podporządkowując równocześnie Polskę w polityce zagranicznej Niemcom i Rosji. Likwidacja armii polskiej dokonana przez zatrudnionego w rządzie na stanowisku Ministra Obrony Narodowej psychiatrę z Krakowa o nazwisku Bogdan Klich jest jaskrawym przykładem robienia polityki na kolanach. Uzasadniono to dobrymi relacjami z sąsiadami, zwłaszcza z Rosją. A przecież zaledwie kilka dni temu szef sztabu generalnego armii rosyjskiej generał Nikołaj Makarow w Moskwie, zagroził Polsce prewencyjnym atakiem, jeżeli przyjmie natowskie instalacje obronne. Oto jaka jest wartość polityki obronnej rządu Tuska, rządu, który całe śledztwo w sprawie zamachu smoleńskiego oddał w ręce Rosji, o której nawet ludzie nieinteresujący się polityką wiedzą, że jest państwem mafijnym, niedemokratycznym w którym struktury państwa tworzą ludzie ze służb specjalnych  jeszcze z czasów Sowietów. Dlatego śledztwo smoleńskie zostało zakończone wypełnionym kłamstwem raportem rosyjskim, który zaakceptował minister Jerzy Miller, bez dokonywania podstawowych badań technicznych, bo jak stwierdził nie było na to czasu, ani pieniędzy, a poza tym wszystkie dowody są wciąż w areszcie rosyjskim.

W ramach polityki wewnętrznej rząd Tuska podjął również szereg działań zmierzających do niszczenia, a w konsekwencji do likwidacji państwa polskiego. Poza  armią polską rząd zlikwidował stocznie, przemysł cukrowniczy,  niszczy służbę zdrowia,  szpitale, kradnie nasze emerytury i zabiera prawo do emerytury, wprowadza cenzurę i niszczy wolne media, a dba tylko o pomniki okupanta sowieckiego i pomniki ludobójczej Armii Czerwonej. Bo na to są pieniądze, na służbę zdrowia nie ma. Ten rząd likwiduje szkoły i placówki oświatowe, ośrodki zdrowia, biblioteki, urzędy pocztowe, dworce i połączenia kolejowe, i autobusowe, szczególnie w wielu miejscowościach Polski powiatowej. Proces zniszczenia objął również szkolnictwo ogólnokształcące. Zgodnie z nową podstawą programową zlikwidowane będą  lekcje historii, a inne podstawowe przedmioty znacząco zredukowane. Ma to ułatwić Platformie niszczenie tożsamości narodowej, likwidowanie patriotyzmu, a na końcu musi doprowadzić do rozkładu państwa. Tak działa nowa Targowica w XXI wieku.

Na protestujących rodziców przeciw zamykaniu szkół są wysyłane oddziały prewencji policji. Bo ta władza nie przestrzega prawa. Zresztą ten rząd lekceważy sobie protesty społeczeństwa. Nasze listy protestacyjne, petycje są wyrzucane do koszy, a nasze marsze w obronie wolności mediów są lekceważone. Ci, którzy walczą w obronie podstawowych praw i swobód obywatelskich, jak również w obronie państwa polskiego, są potem obrażani przez medialnych spadkobierców Urbana zatrudnionych w mediach, których właściciele są obcokrajowcami, albo wywodzą się z rodzin komunistycznych zdrajców i oprawców.

Mamy więc sytuacje bardzo trudną, bo z jednej strony mamy rząd antynarodowy, stosujący miękkie represje i posługujący się stale kłamstwem,  co umożliwia mu  poparcie  sprzedajnych mediów, a z drugiej społeczeństwo w większości niezorganizowane, okłamywane i poddane praniu mózgów, a przez to niepotrafiące dokonać mądrego wyboru.

Tylko odsunięcie Platformy Obywatelskiej od władzy pozwoli przerwać proces niszczenia i rozkładu państwowości polskiej. Nie możemy czekać na następne wybory, bo dochodzi cały czas do zniszczeń, które będzie bardzo trudno naprawić. Dlatego najlepszym rozwiązaniem będą poza naszymi dotychczasowymi formami protestu, masowe demonstracje  przed urzędami centralnymi w Warszawie, przed urzędami wojewodów, przed biurami poselskimi Platformy Obywatelskiej i PSL.  W obronie szkolnictwa i lekcji historii należałoby poza głodówkami rozpocząć pikiety i w miarę możliwości okupacje Ministerstwa Szkolnictwa i Oświaty i wszystkich Kuratoriów i ich Delegatur, aż do skutku. Należy wejść do sejmu, do biur rządu i  tam od polityków Platformy zażądać zdania rachunku z wszystkich przekrętów, złodziejstw, z decyzji o przesunięciu wieku emerytalnego na czas późnej starości, po prostu z niszczenia naszej Ojczyzny. Bo dla nich Polska to tylko postaw czerwonego sukna, z którego Tusk i jemu podobni chcą urwać i ukraść jak najwięcej dla siebie.

Nie możemy na to pozwolić. Musimy wyjść na ulice i swoim przykładem pociągnąć niezdecydowanych. Przede wszystkim musimy przekonać młodych ludzi, naiwnych, ogłupionych propagandą platformianą.

Musimy się zorganizować w szerokim obozie niepodległościowym, zbierając wszystkich, którzy chcą silnej, niepodległej, solidarnej i sprawiedliwej Polski.

Ta drogą odzyskamy nasze państwo z rąk zdrajców i zaprzańców .

Godzina pomsty wybiła.

Zwyciężymy.

Autor jest Przewodniczącym Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie i prezesem Związku Konfederatów Polski Niepodległej 1979-89.

Marek Morawski

Zaczął się piękny wiosenny okres. Sporo ludzi chce gdzieś pojechać na tereny rekreacyjne miejskie lub podmiejskie, czy do parków.
Warto zadać kilka pytań ludziom odpowiedzialnym i zarazem nieodpowiedzialnym za te tereny.
1. Komu potrzebne są ławki?
a) ludziom starszym, słabym, matkom z dziećmi, zmęczonym
2. Jakie ławki?
b) z oparciami. Chodzi o odpoczynek przecież.
3. Jakiej wysokości?
c) nieco wyższe (8-10cm) niż krzesła, aby ludzie słabsi mogli łatwo podnieść się z ławek. Pod nogi można też czasem położyć płytę dla tych niższych.
4. Gdzie powinny stać te ławki?
d) Trochę w miejscach zacienionych, trochę w słonecznych.
To tylko tyle tajemnic stawiania ławek.

Kwestia 2
Czy przy terenach rekreacyjnych powinny być parkingi?
Jak najbardziej. Choćby przy Parku Lotników Polskich. Aleję Jana Pawła II
ogrodzono rurami, przy wejściu do parku jest niewiele miejsc parkingowych do tego jeszcze
poprzeplatanych drogą rowerową. Park wielki, daleko od N. Huty i daleko od Krakowa.
Ludzie przyjeżdżać chcą z dziećmi z rowerami,  deskorolkami itd. itd. Gdzież oni mają się zatrzymać – zaparkować kilka godzin?
Drugi przykład: Wzgórze Św. Bronisławy – początek trasy widokowej.  Nie ma problemu, tylko trzeba inaczej ustawić znaki i będzie więcej miejsc. To nie muszą być parkingi marmurowe, zgoda?
Przy okazji: To była trasa widokowa, czasem nawet było widać Tatry. Kapitalne. Wzgórze obrosło chaszczami na polach niegdyś ornych i piękną trasę chaszcze wzięły.
Kiedyś myślałem, że może to być wręcz unikatowa trasa jak w wielu miastach nawet sąsiednich krajów, ale nie. Zbyt trudne. Jeszcze nie ma takiego kierunku kształcenia po reformie szkolnictwa. Co za zaniedbanie!

Anna Maria Kowalska

Mam doskonałe wiadomości! Już wiemy, na czym ma polegać w praktyce reforma szkolnictwa wyższego, przystosowująca je do rynku pracy! Mogliśmy to wywnioskować już dawno z wypowiedzi Pani Minister Barbary Kudryckiej, ale wczoraj rzecz dotarła do nas jeszcze bardziej jednoznacznie. W programie „Tomasz Lis na żywo” Prezes PZU Andrzej Klesyk stwierdził m.in., że młodzież w ramach studiów jest kształcona indywidualistycznie, a on chce osoby pracującej w grupie (i w pełni „posłusznej” „firmie” – uwaga moja – A.K.). A co zrobić, żeby taki efekt uzyskać? I tu głos Pana Prezesa zabrzmiał jak Dzwon Zygmunta. Otóż, jak twierdzi (cytuję za blogiem Prof. Bogusława Śliwerskiego, wpis z dnia 8.05.2012): „zbyt mało jest tu zagranicznych profesorów”! Muszą nam zatem pomóc obcokrajowcy! Dopiero Oni, jak rozumiem, zapewnią naszemu krajowi ów „twórczy dynamizm grupy”, określany tak przez pewnego Klasyka Literackiego. Czyli, co staje się coraz bardziej jednoznaczne: lekarstwem na całe zło będzie pełne otwarcie i zatrudnianie na uniwersytetach (i zapewne nie tylko) Osób obcego pochodzenia z zagranicznych instytucji naukowych, by z ulgą zaprowadzać porządek tam, gdzie aktualnie króluje wszechobecna anarchia i indywidualizm.

O planach zatrudniania obcokrajowców i uzyskiwaniu przez Nich uprawnień promotorskich wspominała w jednym z zeszłorocznych wywiadów prasowych Pani Minister (Nauka w unijnym lustrze. Z prof. Barbarą Kudrycką rozmawia Bronisław Tumiłowicz. „Przegląd” 2011, nr 31). Przy sposobności dotarło do nas nareszcie, o co chodzi w przypadku częściowej, a znaczącej likwidacji mianowania na wyższych uczelniach. Proste jak drut. Zwolni się niepokornego Polaka, a zatrudni obcokrajowca! A nawet kilku. A kto nie wierzy, niechaj spojrzy na interpelacje w Sejmie na przestrzeni ostatnich lat, uważnie poczyta dokumenty Ministerstwa, zarządzenia i statuty uczelniane i znowelizowaną Ustawę o Szkolnictwie Wyższym, a przede wszystkim weźmie pod lupę dokonującą się właśnie „internacjonalizację” studiów. Więcej nie trzeba. Analityka myślowa to jednak podstawa w każdej sytuacji.

Anna Maria Kowalska

Już po maturach z języka polskiego: podstawowej i rozszerzonej. Młodzież się cieszy, bo była „łatwizna”, mnie znacznie mniej do śmiechu. Planowałam napisanie dłuższego felietonu, ale po obejrzeniu arkuszy mam do powiedzenia tylko jedno:  śledząc „ewolucję” formuły egzaminu maturalnego z języka ojczystego na przestrzeni ostatnich lat, a zwłaszcza to, co funkcjonuje teraz, myślę, że dzisiejszym Młodym ekstremalnie trudno wcielać w czyn słowa Ojca Świętego o „wymaganiu od siebie, gdyby nawet inni od Nich nie wymagali”.

Szanowni Państwo!
7 maja br. jest XV rocznica nadania płk. Ryszardowi Kuklińskiemu honorowego obywatelstwa Krakowa. Pamiętajmy o pułkowniku Ryszardzie Kuklińskim nie tylko przy tej i innych rocznicowych okazjach, ale w codziennym życiu. bo dobrze zasłużył się Rzeczypospolitej.
Serdecznie pozdrawiam,
Andrzej Lorenc – przewodniczący Stowarzyszenia Patriotycznego Sympatyków płka R. Kuklińskiego w Krakowie

(Wszystkie zdjęcia za stroną: polishclub.org)

pulkownikkuklinski1UCHWAŁA NR LXXXI/767/97
Rady Miasta Krakowa z dnia 7 maja 1997 r.
w sprawie nadania Panu Pułkownikowi Ryszardowi Kuklińskiemu tytułu Honorowego Obywatelstwa Miasta Krakowa.
Na podstawie art. 18 ust. 2 pkt 14 ustawy z dnia 8 marca 1990 r. o samorządzie
terytorialnym /tekst jednolity: Dz. U. z 1996 r. Nr 13 poz. 74, zm.: Dz. U. Nr 58 poz. 261, Nr 106 poz. 496 i Nr 132 poz. 622, z 1997 r. Nr 9 poz. 43/ oraz § 3 ust. 4 Statutu Miasta Krakowa /Gaz. Urz. MK z 1996 r. Nr 8 poz. 42/ – Rada Miasta Krakowa uchwala, co następuje:
§ 1.
Rada Miasta Krakowa nadaje Panu Pułkownikowi Ryszardowi Kuklińskiemu
tytuł Honorowego Obywatela Miasta Krakowa.
§ 2.
Wykonanie uchwały powierza się Zarządowi Miasta Krakowa.
§ 3.
Uchwała wchodzi w życie z dniem podjęcia.
Przewodniczący Rady
Stanisław HANDZLIK

RYSZARD JERZY KUKLIŃSKI

Panie Przewodniczący ! Panie Prezydencie !
Panie i Panowie Radni Miasta Krakowa! Szanowni Państwo!

Jestem bardzo… bardzo wzruszony i… onieśmielony… Nigdy nie miałem wątpliwości, że DO WOLNEJ POLSKI – do ziemi mych przodków, mego dzieciństwa, dojrzałego życia i czynu, który przecież tej Polsce był poświęcony – WRÓCĘ.

Nie sądziłem jednak, że moja droga do kraju, tak wyboista i długa, prowadzić będzie w końcu aż przez gród królewski, który nobilituje swym dziedzictwem ludzi naprawdę wybitnych.

Ja tak wysoko nigdy nie mierzyłem i nie mierzę. Uważam się za zwykłego żołnierza Rzeczypospolitej, który nie dokonał niczego, co wykraczałoby poza święty obowiązek służenia swojej Ojczyźnie w potrzebie. To, co być może wyróżnia mnie z ogromnej liczby ludzi zaangażowanych w przemiany historyczne Polski i Europy, to specyfika misji, jakiej się podjąłem i konsekwencje, jakie to powoduje.

pulkownikkuklinski2Ciągle więc jest mi trudno uwierzyć że:

- wszystko, co w tej chwili przeżywam, dzieje się naprawdę tu w Krakowie, a nie w moich snach o Polsce;
- że Rzeczpospolita jest już dziś państwem suwerennym, a Polacy mogą bez zahamowań nie tylko mówić o swych zmaganiach z imperium zła,” ale jednego z uczestników tych zmagań (jakimś zrządzeniem losu właśnie mnie) tak wysoko uhonorować.

Panie Przewodniczący! Panie Prezydencie! Panie i Panowie Radni!

Waszą decyzję o nadaniu mi Honorowego Obywatelstwa Królewskiego Miasta Krakowa przyjąłem jako najwyższe wyróżnienie, jakie za życia mogłem otrzymać, ale także, a może przede wszystkim, jako bardzo jednoznaczne, stanowcze i skuteczne opowiedzenie się społeczności Krakowa za przywróceniem – odebranej mi czci i mojego dobrego imienia.

Wasze zaproszenie do Krakowa okazało się zaproszeniem do Ojczyzny. Z całego serca, jak mogę najgoręcej, za to wszystko dziękuję. W tym momencie chciałbym skorzystać z obecności reporterów radia i telewizji polskiej, aby skierować wyrazy mojej ogromnej wdzięczności także pod adresem tych wszystkich osób, instytucji, organizacji społecznych i politycznych, a także mediów, które odrzuciły peerelowską hierarchię wartości, na przestrzeni ostatnich dziewięciu lat występowały na rzecz mojej rehabilitacji.

Ich lista jest tak długa, że odczytam ją przy innej okazji. Nie mogę natomiast nie podziękować z tego miejsca największemu żyjącemu polskiemu poecie – Zbigniewowi Herbertowi, którego list otwarty do byłego Prezydenta RP przyjąłem jako akt moralnego oczyszczenia mojego imienia.

Z satysfakcją przyjmuję coraz większe zrozumienie przez społeczeństwo polskie rzeczywistych celów, intencji i motywacji, które mną kierowały. Mam nadzieję, że zrozumienie to stanie się kiedyś powszechne, kiedy opinia publiczna będzie miała możliwość zapoznania się z faktami i dokumentami przygotowywanej w tamtych latach przez „imperium zła” wojny „wyzwoleńczej” w Europie.

Imperium to nie było ani słabe, ani małe, ani „pokojowe” jak usiłują to dziś przedstawiać niektórzy emerytowani generałowie LWP [Ludowego Wojska Polskiego].

Jego peerelowskim fundamentem wstrząsnął zjednoczony naród pod biało-czerwonymi sztandarami „Solidarności.” Ale jego militarnym wyzwaniom w Europie i świecie mógł sprostać jedynie – świadomy zagrożeń i odpowiednio reagujący – sojusz obronny wolnego świata – NATO.

Nie potrafię powiedzieć Państwu, na ile tajna, skierowana przeciwko imperium misja, w której jako Polak i żołnierz miałem honor i zaszczyt uczestniczyć, była skuteczna czy choćby pomocna. Wierzę jednak głęboko, że leżała ona w najżywotniejszym interesie zniewolonej i podporządkowanej imperialnym celom ZSRR Ojczyzny i szła drogą wiodącą Polskę do Wolności, a nigdy przeciw.

pulkownikkuklinski3Misja ta nie miałaby żadnych szans powodzenia bez zaangażowania przywódczego mocarstwa świata zachodniego – Stanów Zjednoczonych, ale nie była ona wymysłem amerykańskim. Myśl o niej krystalizowała się i dojrzewała na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych tu w Polsce, między Wisłą i Bobrem, w środowisku oficerów pionu operacyjnego LWP, a więc tych, którzy zajmowali się przygotowaniem PRL i jej sił zbrojnych do wojny „socjalistycznego imperium” z Zachodem.

Początkowo wszystko sprowadzało się do zgłaszania w trybie służbowym postulatów, aby w doktrynie i praktyce militarnej Układu Warszawskiego odstąpić od samobójczych koncepcji ofensywnych i zająć się obroną sensu stricto. Dopiero później, kiedy te realistyczne postulaty nie tylko żadnych skutków nie powodowały, ale nawet nie znalazły zrozumienia, w środowisku tym zaczęto się zastanawiać, czy w istniejących realiach możliwe było jakieś wyjście, aby „Polak nie był mądry po szkodzie,” to znaczy, czy możliwe było sformułowanie i realizacja jakiejś własnej koncepcji obronnej, która mogłaby uchronić naród przed grożącym mu holokaustem. Nie było to jeszcze żadne sprzysiężenie, a tylko ostrożne wzajemne sondaże i rozpoznanie ludzi podobnie myślących.

Przykład Czechosłowacji – gdzie memorandum grupy oficerów Akademii Wojskowej im. Klementa Gottwalda postulujące odcięcie się od polityki militarnej ZSRR oraz ustanowienie równej obrony wszystkich granic było głównym powodem inwazji – dowodził, że jakakolwiek reforma machiny wojennej imperium nie jest możliwa. Ponieważ nie można było dogadać się z „sojusznikiem” w ostrożnej wymianie myśli, w nie wypowiadanych do końca zdaniach zaczęto zastanawiać się, czy nie warto by zacząć rozmawiać z narzuconym Polsce „przeciwnikiem.”

Za takim rozumowaniem przemawiały polskie racje wojskowe, polityczne i historyczne. Duża część kadry oficerskiej LWP, zwłaszcza ta, która słuchała Radia Wolna Europa, miała świadomość, że Związek Radziecki, który napadł na Polskę i w zmowie z Hitlerem podzielił się polskim łupem, na którym ciążyły zbrodnie masowej deportacji polskiej ludności, Katyń i zdrada Powstania Warszawskiego, nie był sojusznikiem, lecz ciemiężycielem, który Polskę zniewolił, narzucił jej wasalne rządy i komunistyczny system.

Wśród kadry LWP nie byłem wyjątkiem, który prawdziwego sprzymierzeńca Polski w walce o odzyskanie niepodległości postrzegał w Stanach Zjednoczonych. Żałosny rezultat Jałty sprawił, że uwolnienie Polski i innych narodów Europy stało się celem strategicznym tego mocarstwa.

Użycie LWP do sprzecznego z interesem Polski zdławienia Praskiej Wiosny, a następnie do masakrowania własnej ludności na Wybrzeżu przesądziło o przejściu od enigmatycznych słów i chęci do czynu.

Misja, której się podjąłem, a która w powszechnym odczuciu rozumiana jest jako działalność szpiegowska czy wywiadowcza, była w swej istocie desperacką próbą nawiązania operacyjnej (ponad głowami władców PRL) współpracy wojskowej z USA w celu zapobieżenia wojnie oraz wsparcia wysiłków amerykańskich zmierzających do rozwodnienia i zburzenia metodami pokojowymi porzadku jałtańskiego oraz przywrócenia Polsce niepodległości i demokracji.

Przygotowania, które skupiały się wokół opracowania koncepcji tej współpracy trwały ponad rok. Latem 1972 roku w czasie rutynowej, operacyjnej podróży polowej poświęconej studiowaniu Zachodniego Teatru Działań Wojennych, koncepcję tę przedstawiłem Amerykanom.

Amerykanie „gałązkę oliwną” od LWP przyjęli z nie ukrywanym zadowoleniem, ale na żadne układy i współpracę z jakąkolwiek konspiracją czy sprzysiężeniem nie chcieli się zgodzić. Byli zdania, że w warunkach pokoju operacyjna (tajna) współpraca ze zorganizowaną wojskową opozycją nie ma szansy przetrwania nawet roku, a może tylko kilku miesięcy i że wszystko może skończyć się tragicznie dla nas i dla sprawy.

pulkownikkuklinski4W ten sposób na placu boju zostałem sam – w odczuciu pewnej części społeczeństwa w dalszym ciągu człowiek bez honoru, który działał na szkodę Polski. Wierzę, że historia to kiedyś skoryguje.

PRL – jak to stwierdziłem w swoim oświadczeniu po umorzeniu prowadzonego przeciwko mnie dochodzenia we wrześniu ubiegłego roku – była państwem zniewolonym, ale zachowanie jego odrębności łączyło się nierozerwalnie z istnieniem Polskich Sił Zbrojnych i było tej odrębności niezbędnym atrybutem. Z ta myślą, wierząc w możliwość wywalczenia przez Polskę niepodległości, w czym armia mogłaby być czynnikiem decydującym, przez ponad 34 lata nosiłem mundur żołnierza wojska polskiego i jestem z tego bardzo dumny.

Przyjętej na siebie misji nie tylko nigdy nie przeciwstawiałem ofiarnej służbie moich byłych towarzyszy broni, ale także nie stawiałem jej wyżej. Zbiorowe przeciwstawianie się sowieckiej hegemonii w wojsku było niemożliwe i niecelowe.

Byli wśród nas ludzie, którzy w służalczości wobec ZSRR widzieli dla siebie drogę do kariery i awansów. W ogromnej większości było to jednakże wojsko głęboko patriotyczne, a kadra przejęta troską o bezpieczeństwo i los naszego państwa.

Dziś z wielką nadzieją patrzę na moją Ojczyznę. Z dumą czytam w prasie amerykańskiej korespondencje z Warszawy.

Przed kilku laty stanęła przed Polską ogromna szansa. Głęboko wierzę, że Polska tę szansę w pełni wykorzysta: że umocni demokrację, dokończy budowę prężnej gospodarki rynkowej i zintegruje się z instytucjami świata zachodniego.

Wierzę, że dzięki temu pokona dystans cywilizacyjny dzielący ją od najbardziej zamożnych krajów świata. Wierze także, iż wspólna wizja przyszłości pomoże nam Polakom w przezwyciężeniu naszych sporów, których część ma wciąż swoje źródło w przeszłości.

Szanowni Państwo!

W latach okupacji byłem małym chłopcem, ale dobrze zapamiętałem i nosiłem w głębi swej duszy hasło wyhaftowane przez kobiety wileńskie na sztandarze, który podziemnymi szlakami dotrzeć miał do dywizjonu polskich lotników na ziemi brytyjskiej: MIŁOŚĆ ŻĄDA OFIARY.

Kiedy w Ludowym Wojsku Polskim zaczęto odbierać mi wiarę i przekonania, które wyniosłem z mojego skromnego domu, ze szkoły, z kościoła – do tego hasła dodałem jeszcze jedno słowo:

pulkownikkuklinski5MIŁOŚĆ ŻĄDA OFIARY I WIERNOŚCI – wierności dla jednego Boga i jednej, jedynej Ojczyzny – POLSKI.

Dzisiejsza piękna uroczystość, Honorowe Obywatelstwo Królewskiego Miasta Krakowa, które od dzieciństwa jawiło mi się jako serce i dusza Polski, utwierdza mnie w przekonaniu, że był to słuszny wybór.

Jeszcze raz za wszystko dziękuję.

Ryszard Jerzy Kukliński

Kraków, 29 kwietnia 1998 roku

Anna Maria Kowalska

Jakie są granice polemiki, bądź interpretacji czyjejś wypowiedzi? Przyzwoitość nakazuje przed rozpoczęciem dialogu przeczytać cały artykuł Osoby, co do której sądów mam wątpliwości; zastanowić się nad celem jego napisania i intencjami, jakie Autorowi przyświecały, a następnie dopiero odnieść się merytorycznie do przedstawionych argumentów. Jeśli wypowiedź jest, np. częścią wywiadu – przed sformułowaniem własnej opinii, czy podjęciem dyskusji także z nim trzeba zapoznać się w całości. Co chyba oczywiste, konieczne jest także każdorazowe „danie poprawki” na sytuację, w ramach której dana wypowiedź została udzielona. Przecież fragment artykułu, konferencji prasowej, czy wywiadu, wyrwany z kontekstu może zostać zręcznie „wmanipulowany” w sensy, o jakich „recenzowanemu” Autorowi nawet się nie śniło…..

Powiedzą Państwo, że przypominam o oczywistościach. Ale przecież dopiero wówczas, gdy te podstawowe warunki zostaną spełnione, możemy spodziewać się na portalach internetowych i w prasie autentycznych dysput, podejmowania szczerego dialogu, ścierania się poglądów i stanowisk.

Przy braku zachowywania zasad etycznych i rozlicznych manipulacjach słownych „dyskusje” portalowe i prasowe zwyczajnie mijają się z celem. Są zbyt często odbiciem złej woli Dyskutantów, poszukiwaniem własnej racji, bądź agresywnym pokrzykiwaniem na „targowisku próżności”.

Akademicki Klub Obywatelski im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Krakowie

akokrakow

My, uczestnicy I Konferencji Akademickiego Klubu Obywatelskiego im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Krakowie – konferencji zatytułowanej „NAUKA POLSKA – PRAWDA JEST NAJWAŻNIEJSZA” – w trosce o przyszłość polskiej edukacji i nauki zwracamy się do środowisk akademickich z apelem o głęboką refleksję nad aktualnym stanem szkolnictwa polskiego w Kraju i za granicą.

Motorem rozwoju kultury i cywilizacji był zawsze wysiłek intelektualny, który – ukierunkowany na poszukiwanie prawdy – dawał owoce podnoszące jakość życia społeczności ludzkich.

Misja poszukiwania prawdy ma w polskiej nauce wielowiekową tradycję sięgającą XIV wieku i współcześnie, jej wypełnianie musi być najważniejszą powinnością środowisk naukowych skupionych w uniwersytetach oraz innych instytucjach badawczych.

Rozumienie tej misji dobitnie sformułował rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego prof. Jan Łoś w przemówieniu inauguracyjnym z roku akademickiego 1923/24: „Dopiero wtedy cenną i drogą dla ludzkości stanie się Polska, kiedy silniej będzie z niej promieniować prawda i dobro na pożytek powszechny”. Uznał też, że państwo „swą kulturę i cywilizację, swą siłę i wytwórczości, czerpie przeważnie z mrówczej pracy uczonych”.

Należy przypomnieć, że takie pojmowanie misji uniwersytetu przyczyniło się do odbudowania polskiej państwowości, poczucia narodowej dumy z niepodległego Państwa Polskiego i zbudowania silnych podstaw narodowej gospodarki w okresie międzywojennym.

Znaczenie środowisk akademickich zrozumieli, na swój zbrodniczy sposób, okupanci dokonując masowej eksterminacji intelektualnych i patriotycznych elit polskich – Niemcy podczas Sonderaktion Krakau, w Oświęcimiu czy Palmirach, a Rosjanie w Katyniu, Kozielsku, Ostaszkowie, Miednoje, Kazachstanie czy na Syberii.

Po zakończeniu II wojny światowej sowieccy „wyzwoliciele”, a potem uległe im władze PRL podjęły dzieło niszczenia etosu polskich środowisk naukowych. Prawda zastępowana była kłamstwem, autorytety – ich zaprzeczeniem, dotychczasowe wartości – antywartościami, a wychowywanie nowych pokoleń podporządkowano idei „internacjonalizmu proletariackiego”. Działania te dotknęły szczególnie uniwersytety a w nich nauki humanistyczne. Wtedy strach przed następstwami mówienia prawdy stawał się przyczyną konfliktu pomiędzy treścią wypowiedzi a przekonaniami. Strach ten był przekazywany kolejnym pokoleniom. W konsekwencji, głoszenie nieprawdy stało się przyzwyczajeniem i normą. Tę chorobę potęgowały działania ówczesnych decydentów państwowych poprzez politycznie motywowane awanse, „mianowania marcowe” czy łatwiejszy dostęp do środków finansowych dla ośrodków i osób posłusznych.

Skutki tych działań odczuwamy do tej pory, 20 lat po odzyskaniu suwerenności. Stały się one bowiem destrukcyjne dla współczesnej edukacji i nauki; spowodowały, że powinność odkrywania prawdy była i jest nadal traktowana selektywnie. Oznacza to często, że głoszone wyniki badań są kompromisem między ustaloną, obiektywną prawdą a wymogami „poprawności politycznej” lub dążeniem do spełnienia oczekiwań zleceniodawców. Jest to sprzeniewierzanie się misji poszukiwania prawdy!

Przykładem takich działań może być hańbiące milczenie ośrodków badawczych i akademickich w odpowiedzi na wołanie o prawdę podczas ustalenia przyczyn Tragedii Smoleńskiej i konieczność szukania ekspertów poza granicami Polski.

Taki stan może się pogłębiać wobec braku reakcji ze strony tych, których wiodącą rolą powinna być obrona prawdy i polskości, a do takich chcemy zaliczać senaty uniwersytetów, Polską Akademię Umiejętności czy Polską Akademię Nauk. Nie możemy pozwolić na kreowanie fałszywych autorytetów, akceptujących kłamstwo, dowodzących tym samym, że  niewiele mają wspólnego z moralnością i poczuciem odpowiedzialności za wypełnianie misji polskiej nauki dla dobra społeczeństwa.

Ogłoszona w Bolonii, w 1988 roku Wielka Karta Uniwersytetów  stanowi, że  „aby sprostać potrzebom otaczającego świata, realizowane na uniwersytecie badania naukowe i kształcenie muszą być – pod względem motywów ich realizacji oraz przekazywanych treści – wolne od wszelkich wpływów politycznych i uwarunkowań ekonomicznych”.

Czy w związku z tym można przyjąć, że koniunkturalnie nastawione środowiska akademickie są w stanie promować absolwentów uczciwie traktujących swój zawód, prawych i odpowiedzialnych a nie oportunistycznie nastawionych wyrobników, gotowych dla doraźnych korzyści ogłaszać każde kłamstwo za prawdę? Czy oportunistyczni nauczyciele akademiccy są w stanie wychowywać wchodzących w życie młodych ludzi na pełnowartościowych obywateli? Odpowiadamy: nie.

I dopowiadamy, że przed narzucaną z zewnątrz (i z wewnątrz) doktryną zakłamania Polacy potrafią się obronić. Także dzięki niezłomnej postawie Kościoła Katolickiego, opowiadającego się niezmiennie za trwałym systemem wartości uniwersalnych.

Apelujemy do wszystkich środowisk akademickich, dla których ważne są te wartości, potwierdzone wielowiekową tradycją – o refleksję nad stanem szkolnictwa polskiego w Kraju i za granicą i nad sposobami jego uzdrowienia. Mamy nadzieję, że nasza konferencja przyczyni się do zapoczątkowania tego, koniecznego procesu. Prawdą jest to, co jest.

Kraków, 18 kwietnia 2012 roku

My, niżej podpisani, deklarujemy poparcie dla Listu Otwartego do Środowisk Akademickich powstałego podczas I Konferencji Akademickiego Klubu Obywatelskiego im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Krakowie w dniu 18 kwietnia 2012 roku:

1. dr inż. Andrzej Augustynek (AGH)
2. Adam Bak (USA)
3. dr hab. Włodzimierz Bernacki (UJ)
4. prof. dr hab. inż. Włodzimierz Bochniak (AGH)
5. dr Mirosław Boruta (UP)
6. ks. dr płk Wiesław Bożejewicz (SGGW, Warszawa)
7. prof. dr hab. Krzysztof Cena (Kraków)
8. prof. dr hab. inż.  Stanisława Dalczyńska-Jonas (AGH)
9. dr inż. Feliks Stalony-Dobrzański (em. AGH)
10. dr Andrzej Duda (UJ)
11. prof. dr hab. inż. Jan Tadeusz Duda (AGH)
12. dr hab. Katarzyna Dybeł (UJ)
13. prof. dr hab. Maria Dzielska (UJ)
14. mgr Konrad Firlej (em. AGH, adwokat)
15. prof. dr hab. inż. Kazimierz Flaga (dr h.c., PK)
16. mgr Jan Władysław Fróg (UP)
17. dr Aleksander Głogowski (UJ)
18. dr Krzysztof Godwod (Warszawa)
19. dr hab. inż. Ryszard Golański (AGH)
20. prof. dr hab. Janusz Gołaś (AGH)
21. dr hab. Halina Grzmil-Tylutki (UJ)
22. dr hab. inż. Zbigniew Hanzelka (AGH)
23. prof. zw. dr hab. Ryszard Kantor (UJ)
24. prof. dr hab. inż. Janusz Kawecki (PK)
25. prof. dr hab.  Andrzej  Kaźmierczak (SGH, Warszawa)
26. mgr inż. Mariusz Klapper (Kraków)
27. prof. dr hab. inż. Andrzej Korbel (Kraków)
28. prof. dr hab. Grażyna Korpal (ASP)
29. prof. dr hab. Maria Korytowska (UJ)
30. dr hab. inż. Adam Korytowski (AGH)
31. prof. zw. dr hab. inż. Janusz Kotlarczyk (em. AGH)
32. dr hab. Henryka Kramarz (em. UP)
33. dr hab. inż.  Wojciech Kucewicz (AGH)
34. dr hab. Marta Lempart-Geratowska (ASP)
35. prof. dr hab. Maria Teresa Lizisowa (UP)
36. dr hab. Kinga Maciuszak (UJ)
37. prof.  dr hab. Edward Malec (UJ)
38. prof. dr hab. inż. Piotr Małoszewski (Helmholtz Zentrum, Monachium)
39. dr hab. Barbara Marczuk (UJ)
40. prof. dr hab. inż. arch. Anna Mitkowska (PK)
41. prof. dr hab. inż. Stanisław Mitkowski (AGH)
42. prof. dr hab. inż. Wojciech Mitkowski (AGH)
43. dr Elżbieta Morawiec (Kraków)
44. mgr Marek Morawski (Kraków)
45. dr Kazimierz Mrówka (UP)
46. mgr inż. Andrzej Ossowski (em. AGH)
47. dr hab. n. med. Józefa Panek (UJ CM)
48. dr inż. Krzysztof Pasierbiewicz (AGH)
49. Ava Polansky-Bak (USA)
50. dr n. med. Andrzej Przybyszowski (Nowy Sącz)
51. dr inż. Maria Sapor (AGH)
52. prof. dr hab. Stanisław Sędziwy  (em. UJ)
53. prof. dr hab. Krystyna Stamirowska (UJ)
54. prof. dr hab. inż. Stefan Taczanowski (AGH)
55. prof. dr hab. Ryszard Terlecki (WSFP Ignatianum)
56. dr Marek Mariusz Tytko (UJ)
57. dr hab. Anna Walczuk (UJ)
58. dr hab. Andrzej Waśko (UJ)
59. dr hab. Wiesław Marek Woch (AGH)
60. dr hab. Grażyna Zając (UJ)

Podpis można także złożyć pisząc na adres: ako.krakow@gmail.com

miroslawborutaMirosław Boruta

Media pokazują i mówią... Przykładowy tytuł to „Wygwizdane uroczystości trzeciomajowe” – kto z nas – Polaków wygwizduje na uroczystości patriotyczne? Jakim gazetowyborczym dziennikarzem trzeba być, by pisać takie bzdury.

Wygwizdany został obecny wojewoda krakowski, sygnujący własnym nazwiskim kłamliwy raport. Tak, kłamliwy raport komisji Millera został w jego osobie wygwizdany i chwała za to Krakowianiom..., a uroczystości w Krakowie wyglądały (relacja filmowa p. Stefana Budziaszka) tak:


http://www.youtube.com/watch?v=suW-ky5j5Rs

I jeszcze fotorelacje pp. Tomasza Kowalczyka i Andrzeja Rychławskiego:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/3Maja2012
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/3Maja2012ar

Marek Morawski

Płachetek materiału, większy lub mniejszy, jakże wielkie ma znaczenie w życiu właściwie wszystkich społeczności na całym świecie. Nawet w tych krajach, które samo istnieją od niewielu lat. Flaga państwowa mówimy. Nie do końca jest to zgodne z prawdą. Często jest nawet nadużywane. Nasza flaga, polska – biało-czerwona jest przede wszystkim flagą narodu zwanego narodem polskim. Dla tego narodu była zawsze symbolem niepodległości. Jest to specyfika, bowiem nawet w niby suwerennej Polsce za czasów PRL nie można było wywiesić polskiej flagi ot tak, po prostu. Był to przejaw polskości zbyt ostentacyjnie okazywany. Nie lzja. Co innego flaga czerwona. Tak było jeszcze do niedawna.

Dzisiaj różni ludzie wypowiadają się na temat flagi. Przywoływany jest Minister Sikorski, który zabiega ponoć, aby polska flaga była wywieszana za granicą przed  hotelami, w których mieszkają Polacy. Podoba mi się to. Będzie tak, jak w przypadku innych nacji. Mam jednak pewien niedosyt. Flaga, ta biało–czerwona była zawsze symbolem niepodległości naszego państwa. Tak była postrzegana nie tylko przez Polaków, ale i okupantów wszelakich. Na widok biało–czerwonej dostawali wprost paroksyzmów wściekłości. I mordowali naszych rodaków.

Flagi broniono na polach bitewnych i na naszych domach. Była symbolem sukcesów bitewnych. Dzisiaj jest na przeróżnych forach międzynarodowych. Na widok biało–czerwonej łza się w oku kręciła. Nasza flaga Polaków zawsze była symbolem niepodległości i mam nadzieję, że tak nadal pozostanie zarówno dla tych, co stoją już na krańcu swej drogi, jak i tych, co są dopiero na początku swojej. Jest to jednak ta sama droga – polska.

Niestety słyszę pewien fałsz. Jak ma się symbol niepodległości Polski, narodu i państwa podkreślam, do deklaracji (w Berlinie nomen-omen) Ministra Spraw Zagranicznych Polski, że nam, Polsce nie jest potrzebna suwerenność. To znaczy, że pozostawia się polskie symbole, ale brak suwerenności oznacza, że innemu się panu służy. Przynajmniej ja to tak rozumiem i tak jest chyba rozumiane w każdym rzeczywiście niepodległym kraju. Jak to się nazywa?

Bez suwerenności, to czego symbolem ma być biało–czerwona? Tunezji? Czy ktoś mi to wyjaśni w sposób niebałamutny? Proszę bardzo.

A biało–czerwona niech zawsze nam powiewa nad ziemiami polskimi.

Niech powiewa i Tunezyjczykom, bo to też ich kolory. Nie słyszałem jednak, by Minister Spraw Zagranicznych Tunezji deklarował zrzeczenie się niepodległości ich państwa.

Marek Morawski

Jedność. Jakże to ważne. Dla wszystkich. Przyjaciół i wrogów. Ci pierwsi starają się jednoczyć, a Ci drudzy rozbijać. Proste: Divide et impera. Bywa jednak, że tych pretendentów na imperatorów jest stanowczo za dużo, a natura aż tak wielu nie wyposaża w umysł Napoleona czy duszę Nelsona, lub naszego wielkiego Paderewskiego. Powstaje wężowisko różnych kolorytów, a każdy wąż chce wyleźć na wierzch. Wszelkie chwyty dozwolone. Każda podłość, każde kłamstwo. Catch as catch can. Łap za co możesz i  łap co tylko możesz zawładnąć. Strasznie ten polski kupon sukna, który nie powinien był zostać rozdarty, się zmniejszył.

Z drugiej strony są zwykli obywatele, którzy marzyli od dziesiątków lat o zwykłej sprawiedliwości, o skromnych, ale godnych zarobkach, o wolności słowa i wolności osobistej, o uczciwych przetargach, o tanim państwie, o życzliwych, mądrych i sprawnych urzędnikach, o wybitnych charakterem przywódcach i wielu innych cechach porządnego społeczeństwa i państwa. Nie dzieje się tak. Jedni to widzą, a inni nie chcą widzieć. Ewidentne kłamstwa i manipulacje członków instytucji, która powinna składać się z najlepszych reprezentantów polskiego społeczeństwa, najbardziej godnych, bo z honorem, z najwyższych autorytetów nieuwikłanych w jakiekolwiek partyjne układy czy kliki nie są takimi. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji nie jest nie tylko instytucją demokratyczną, ale nie stoi na straży demokracji. Nie ma się co cieszyć, że tak jest, bo przeciw komuś. Nie będzie zasad to nie będzie niczego. To jest tylko kwestia czasu. Posiadacze dostępu do telewizji będą krzyczeć o wojnie wkładając te słowa w usta, które tego nie wypowiedziały. Znany i uznany reżyser ukuł termin wojna polsko-polska i go spopularyzował obarczając winą swych adwersarzy. Tak się nie robi. Nie namawia w jakikolwiek sposób Polaków do wojny. Co innego jest nazywanie faktów, działań, które się dokonały po imieniu. Ale się dokonały! Można natomiast krytykować, nazywać po imieniu szczególnie jeżeli jeszcze doda się, że jest to tylko hipoteza. Jeśli ktoś się nie zgadza powinien obalić taką hipotezę, ale nie stwierdzając werbalnie i nahalnie, ze tak nie jest. Mają być dowody, logika. Jeśli się kogoś wrzuci pod auto, to nie można mówić, że wpadł pod auto albo, że to auto wpadło pod niego.

Ludzie, zwykli ludzie widzą jak ogromnej manipulacji są poddawani. Nie mają dostępu do prawdy. Nikt nie chce być nabierany na plewy i karmiony nieprawdą bez względu na poziom wykształcenia lub dochodów. Owszem, godzą się na to beneficjenci tej manipulacji. To się dzieje od bardzo wielu lat. Rozpoczęło za komuny, a pogłębiło do niebotycznych rozmiarów współcześnie. Nikt nawet nie ma odwagi zapytać o wyjaśnienia dla spraw oczywistych. Zrobiło się ciasno, bardzo ciasno i duszno. Ludzie wyszli na ulicę wykrzyczeć swój protest. Chcemy wolności słowa. Chcemy telewizji TRWAM na równorzędnych zasadach jak inne stacje. Musi być przeciwwaga.

Nas wierzących jest ogromna większość, nawet jeżeli cześć nie jest praktykująca. Miłość homoseksualna nie jest normą, jest pewnym odchyleniem, niech będzie, ale nie nazywajcie tego normą i nie propagujcie jej w publicznej telewizji, pozwólcie obejrzeć mszę świętą w telewizji, a nie wysyłajcie tych chorych do piachu nie lecząc, nie wspomagając, utrudniając dostęp do leczenia, recept i lekarstw. Są różne dewiacje, które chce się upowszechnić nazywając je normą, ale prawda jest inna. Ktoś ma w tym interes różnorodny, nie tylko materialny, ale i polityczny czy bądź jaki. Można udawać, że jest inaczej, ale nie jest. Jeżeli nie będzie różnorodności mediów, to nie będzie wolności słowa. Nie będzie demokracji tylko dyktatura. Jeden totalitaryzm przeżyliśmy. Nie jest potrzebny drugi ani klasie niewolniczej najemników, ani klasie uprzywilejowanej, bo taka jest. To zawsze się kiedyś kończy odbieraniem biznesu, domu, a nawet kobiet. Zagarnięcie trwa krócej niż zapracowanie, prawda?

Był marsz wolności w Warszawie. Doskonale zorganizowany. Msza. Mądrą homilia biskupa drohiczyńskiego Antoniego Dydycza, później pełne emocji przemówienia. Nie było w nich nieprawdy. Każdą tezę można by udowodnić. Tylko nie ma zachowanych w tym kraju, i w prawie tego kraju pryncypiów demokratycznych. Napisanie, że jest demokracja jeszcze jej nie tworzy. Proszę sięgnąć do moich felietonów na temat demokracji z 22 maca i dalszych. Demokracja sama się nie robi. Ją trzeba stworzyć i twardo pilnować. Nie ma również niezawisłej prokuratury, nie ma niezawisłych sądów. Nazwanie czy określenie czegoś, ze jest niezawisłe, jeszcze tego nie czyni. Jak to mówią? Proste jak konstrukcja cepa.

Marsz przebiegł w należnej powadze i spokoju. Były okrzyki, a jakże, ale tak się dzieje na demonstracjach. Nikt by nie przyszedł, i nie krzyczał, gdyby udzielono koncesji telewizji TRWAM zgodnie z uchwalonymi zasadami. PRZEKŁAMANO JEDNAK.

Jest nas wielu. Będzie jeszcze więcej. Takie są reguły. Pewnie będzie brutalizacja organów represyjnych, tajemnicze opuszczenia tego świata. Tak się dzieje w systemach totalitarnych. Tak się dzieje tam, gdzie nie ma wolności.

My chcemy wolności, chcemy prawdy, chcemy kontroli społecznej.

Zbyt trudne?

Marek Morawski

Przemyślenie wszystkich wystąpień, wysłuchanie komentarzy z reguły z jednej tylko dopuszczalnej strony ukazało wagę tej demonstracji. Można bagatelizować, można manipulować kamerą, fałszować relacje, zmniejszać rangę, można nawet przemilczeć, ale wszystkiego się nie da ukryć. Bo takie są fakty! Fakty. Trochę jednak ludzi zna Warszawę i nie wmówi nikomu, że Aleje  Ujazdowskie to jakaś dróżka na byle jakim osiedlu. Jest to szeroka arteria, z bardzo szerokimi chodnikami i długa. To nie kilka tysięcy, nawet kilkadziesiąt tysięcy może ją zapełnić, ale sporo więcej. Przecież pierwsi byli już pod Belwederem, a ostatni nie wyszli jeszcze z Placu Trzech Krzyży. To się da obliczyć całkiem dokładnie, wystarczająco , aby pokazać skalę deinformacji odbiegających od rzeczywistości, bowiem nie chodzi przecież o aptekę.

Przemówienia. Twarde, ale nie zawierały nieprawdy. Można się wybrzydzać, zgoda. Może się nie podobać. Takie jest prawo słuchacza. Niektóre kwestie dyskusyjne. To też nic nadzwyczajnego. Jeśli wszyscy będziemy myśleć tak samo, to należy już szyć dla wszystkich takie same mundurki. Nawet w Chinach od tego odeszli, postawili na gospodarkę, a dzisiaj są bankierem świata. Jakież to proste, tylko nie należy przeszkadzać. Ciekawostka. W Chinach jest ponad milion milionerów, fajne?

Przemówienie pana Kaczyńskiego. Dobrze osadzone w realiach. Mocne. Nazywające rzeczy po imieniu, czyli tak jak trzeba. I to zakończenie. Zaskakujące wszystkich, ale niezwykle ważne. Tu można było poznać znakomitego lidera. „Wracaj Zbyszku”. Kapitalne posunięcie. Dla obu stron!!!

Przemówienie Pana Ziobro. Bardzo emocjonalne. Nie dziwię się. Głos się łamał, był wzruszony. To nie była słabość. To zostało odebrane bardzo dobrze. Spontaniczność, emocjonalność były atutami. To mówiło: Nie jestem wyrachowanym, zimnym politykiem. Dla mnie najważniejsza jest Polska. Wzruszyłem się – to prawda, ale dalej będziemy iść razem do zwycięstwa, po wolność.

I co? GUZIK. Wszystko zostało niestety zniweczone, rozmyte,  powiem przez pychę, niechęć do jedności. Przez co jeszcze?

Wieczorem i w kolejnych dniach Pan Ziobro wystąpił w telewizjach nieprzychylnych jemu i generalnie prawicy. Stare wygi dziennikarskie. Już od pierwszego pytania było widać, że porąbią go na sieczkę. Nie wchodzi się w takich momentach na ekran, na antenę. To nawet młody polityk powinien wiedzieć, a nie tylko ktoś, kto chciałby pretendować do lidera prawicy. Zniwelowano bonus jedności, który udzielają wyborcy. To jest kilka procent. Strawestowano istotę problemu czyli WOLNOŚĆ do sporu o władzę jednego seniora i jednego juniora. Zmusili do mijania się z prawdą, a raczej do akceptowania podpowiedzianych odpowiedzi. I tak ukazały się krzyczące bojówki PiS, niepozwalające Panu Ziobro na spokojne przemówienie. Tymczasem okrzyki pod Belwederem  były na cześć Ziobro. Sam to słyszałem. Krzyk Zbyszek czy Zbigniew jest różny od Jarosław.

Panie Ziobro. Mowa jest srebrem, a milczenie złotem, szczególnie po bardzo dobrym Pana przemówieniu. Wzruszenie nie jest słabością. W pewnych momentach historii jest brylantem. Warto o tym pamiętać. Autentyczność jest więcej warta niż falsyfikaty.

Szkoda tylko jedności. Szkoda patriotyzmu. Wygrali cyniczni zawodowi gracze na usługach. Ich nie interesują jakieś ideały. Kasiora się liczy.

Nie chcę, ale muszę powiedzieć. Zabrakło Panu stylu, a inaczej mówiąc, to co było spontanicznie i wielkie sprowadził Pan do parteru. Prawda, że przy pomocy lepszych od Pana.

Nie na każde pytanie trzeba odpowiedzieć. Za Rakowskiego ukuto hasło: „Uczyć się choćby od diabła”. Bierz Pan przykład od Premiera. Nie chce poruszać jakiegoś problemu, to znika nawet za granicę. Chce się być wielkim, to nie musi się lecieć na każde wezwanie jakiegokolwiek dziennikarzyny.

Spalił Pan jedność. Teraz niech Pan pomyśli, jak to naprawić, choćby miał Pan zaskoczyć wszystkich, że im dech zaprze. Niech zapiera.

Może źle szacuję, ale to było spalenie łącznie od 6 do nawet 10% głosów. To nie jest w kij dmuchał. Mnie jest żal. I w pewien sposób żal mi jest Pana, bo spalił Pan swój kapitał.

Wyspiański już  podsumowywał takie sytuacje. Trzeba sobie przypomnieć, bo mi jest po prostu wstyd.

Marek Morawski

Felieton nie wyczerpuje bardzo obszernego i ważnego zagadnienia.

Ustawa zasadnicza, najważniejsza. Właściwie powinna wszystko wyczerpywać. Wszelki principia funkcjonowania państwa oraz społeczeństwa i obywateli w tym państwie. W państwach prawa powołanie się na Konstytucje jest nadrzędne. W państwach nie tak przejrzystych istnieją jeszcze przepisy tłumaczące, wyjaśniające znaczenie pojęć własnego języka, norm obowiązujących od setek lat nie po to, by coś rozjaśnić tylko aby zagmatwać, by stworzyć tysiące furtek na każdą okazję. W prawo, w lewo, skazać, uwolnić, swój, i nie nieswój tylko wróg. Tak to działa. Swój i wróg. Nie te kategorie, każda z innej planety.

Mieliśmy wspaniałą Konstytucję 3 Maja z 1791 roku Rzeczpospolitej Obojga Narodów czyli Polski. Druga taka po Stanach Zjednoczonych(1787). Jest się czym pochwalić. Naprawdę. Nowoczesna, umacniająca i państwo i społeczeństwo, eliminująca wady ustrojowe. Nie mogła się podobać mocarstwom ościennym, szczególnie Katarzynie Wielkiej. Doprowadzono do wojny domowej, zawiązania konfederacji targowickiej sprzyjającej carycy. Do tego Fryderyk Wilhelm wszedł w przymierze z Rosją i stronnictwo w obronie Konstytucji zostało pokonane Co ciekawe targowiczanie (ci dla których niepodległość państwa Polski nie była ważna) to byli ludzie liczący się w państwie, mający władzę, pieniądze i wpływy. Nie podobało się im ograniczenie pieniactwa, liberum veto, zrywania obrad sejmu, samowoli. Dla nich nie był ważny interes Polski, narodu, tylko prywata, interes ich stronnictwa. Ich partii. Niech pomyślę. Jakaś analogia mi się nasuwa. Tylko obowiązująca teraz Konstytucja nie jest tak dobra na dzisiejsze czasy, jak Konstytucja 3 Maja na tamte czasy.

Dzisiaj też mamy Konstytucję, ale jest dokumentem ułomnym, umożliwiającym przekształcenie niechronionej Konstytucją czy innymi dokumentami demokracji w ustrój totalny. Też są ludzie jak wówczas chcący choćby mentalnie wywołać nastrój wojny domowej, której nie ma i nie może być, bo wówczas Polska zniknie z mapy Europy. Żaden człowiek, co czuje się Polakiem, co nie służy jakiejkolwiek innej sile, co wie co to jest patriotyzm i wojna nie będzie nawoływał do wojny w jakiejkolwiek postaci. Co innego walka polityczna. WALKA – nie wojna propagandyści od siania nastroju wojny. Nie będę wymieniał po nazwisku. Zapewne nie jest to Pan Macierewicz, którego wystąpień specjalnie wysłuchałem z wszelkich dostępnych źródeł. Stwierdzam zatem moimi własnymi uszami manipulowanie informacją, wkładanie w komentarzach innych fraz w czyjeś usta, niż były wypowiedziane bez jakiejkolwiek żenady. Po tym jednym inni powołują się jak na oryginał i już jest kłamstwo, ale nie doskonałe. Na szczęście są zapisy, nagrania, stenogramy urzędowe tylko wówczas chowa się je za tajemnicą państwową, za ustawą, która została uchwalona nie dla ochrony interesów Polski, tylko aby nie można było łatwo ujawnić przeróżnych matactw. W końcu powiedzmy to twardo. Nie mamy wojska (100tys.) do obrony granic. Siły zbrojne jakie by nie były, są szykowane do walk z własną ludnością, a nie obcą agresją. Przepisy są przygotowane do opanowywania demonstrantów, choćby kibiców, ale nie jako kibiców, tylko tych, co chcą coś powiedzieć od siebie społeczeństwu. Kibiców usunięto ze stadionów za banery stadionowe. To są fakty, bo to sami widzieliśmy w telewizji reżimowej trzech stacji.

Konstytucja. Naszą trzeba tak poprawić, by broniła przede wszystkim demokracji, Polski, obywatela Polski, a nie mataczenia, mętnej wody, rządów autorytarnych. Konstytucja musi oddać władzę pod kontrolę społeczeństwa. Bez stwarzania możliwości manipulowania.

Tak dawno (1791), ale to był powód, dla którego Konstytucja 3 Maja była niebezpieczna dla sobiepanków, dla władców państw ościennych, co chcieli kontrolować Polskę. Konstytucja tworzyła silne państwo, silną władzę ustawodawczą, a nie zbiorowisko ludzi bezwolnych, sterowalnych, bez swego zdania, chciałoby się powiedzieć rozumu. Dzisiaj, przy tzw dyscyplinie partyjnej, w ogromnej ilości wypadków wystarczałoby uzgodnienie stanowisk partii. Po co zatem ten tłum bezwolnych posłów? Coś tu nie gra? Coś ta demokracja już kolejny raz jest ograniczana. Co to zatem za pseudo ustrój?

Czy czasem współczesna Konstytucja nie ma za dużo wad? Ja stawiam takie pytanie i taką tezę? Chciałbym by ktoś mnie przekonał, że nie mam racji, albo potwierdził mą hipotezę.

Rzeczowo, a nie propagandowo.

Anna Maria Kowalska

janpawelii7 czerwca 1991 roku w Płocku Jan Paweł II (fot. jp2w.pl) w wielkim skrócie myślowym ujawnił, co najbardziej w perspektywie historii narodu, zwłaszcza przemian po roku 1989 leżało Mu na sercu. Warto, byśmy poważnie potraktowali słowa, którymi zechciał się wówczas z nami podzielić:

„Lata ostatnie obfitowały w szlachetne i wzniosłe przejawy w polskim życiu. Ale odsłoniły się też niebezpieczne pęknięcia, moralne zagrożenia. Czy proces ten jest nieodwracalny?

Moi Drodzy, jestem dobrej myśli. Polacy już nieraz umieli być wolnymi. Umieli swoje umiłowanie wolności przekształcać w twórczość, przymierze, solidarność. Umieli swoje umiłowanie wolności przekształcać także w ofiarę. Nie jest frazesem to zdanie: „Za wolność waszą i naszą”. Oczywiście, nie zapominajmy, że dzieje przyniosły nam straszliwą lekcję, bolesną lekcję wolności nadużytej do obłędu. Nadużytej do obłędu! Czymże była – w kontekście Konstytucji 3 Maja – Targowica? Ale potem zaczął się na nowo proces pozyskiwania wolności za wszelką cenę. Tę cenę płaciły pokolenia. Tę cenę płaciło również nasze pokolenie. Tę cenę w wysokiej mierze zapłaciło pokolenie II wojny światowej. Dlatego też pozwólcie mi być dobrej myśli i pomóżcie papieżowi, żeby się nie musiał martwić”. [1]

Dwa dni później, w Warszawie pozostawił nam rodzaj wskazówki na dziś i jutro. Jaką iść drogą? Jak każdego dnia zdawać egzamin z wolności?

„Drodzy Bracia i Siostry, ja jestem jednym z Was. Byłem stale, na różnych etapach, i jestem teraz. Kocham mój naród, nie były mi obojętne jego cierpienia, ograniczenia suwerenności i ucisk – a teraz nie jest mi obojętna ta nowa próba wolności, przed którą wszyscy stoimy.

Co jest odpowiedzią? Odpowiedzi musi być wiele, każda dostosowana do osoby, środowiska, sytuacji. Równocześnie odpowiedź jest jedna: jest nią przykazanie miłości. Ewangeliczne wielkie przykazanie, poprzez które człowiek odnajduje siebie jako osoba i jako uczestnik wspólnoty, jako syn, czy córka narodu. Jeden i wszyscy.

Uczy sobór: „Człowiek [jest] jedynym na świecie stworzeniem, którego Bóg [stwarzając] chciał dla niego samego”. A równocześnie ten człowiek – obraz Boga i Jego podobieństwo – nie urzeczywistni siebie „inaczej, jak tylko przez bezinteresowny dar z siebie samego” (Gaudium et spes).

A więc – nie egoizm, nie szybki sukces ekonomiczny (za każdą cenę), nie praktyczny materializm (…) – ale gotowość dawania siebie, postęp moralny, odpowiedzialność. Jednym słowem: przykazanie miłości”. [2]

[1] P. Zuchniewicz (wyb.), Wspólne dziedzictwo. Jan Paweł II o historii Polski, Muzeum Historii Polski, Warszawa 2007, s. 134.

[2] Tamże, s. 133.

Anna Maria Kowalska

Przemawiając do pielgrzymów zebranych w mogilskim Opactwie Cystersów (w dzielnicy Krakowa: Nowej Hucie) 9 czerwca 1979 roku Jan Paweł II poddaje pod rozwagę zupełnie niemal zapomnianą kwestię godności ludzkiej pracy. Dziś, w obliczu masowych, często nagłych zwolnień, utraty stabilizacji życiowej pracowników, głębokiego poczucia niesprawiedliwości społecznej trzeba te właśnie słowa, o jednoznacznej wymowie, skierowane do całego świata pracy – koniecznie przypomnieć:

„Chrześcijaństwo i Kościół nie boi się świata pracy. Nie boi się ustroju pracy. Papież nie boi się ludzi pracy. Zawsze byli mu szczególnie bliscy. Wyszedł spośród nich: z kamieniołomów na Zakrzówku z solvayowskiej kotłowni w Borku Fałęckim, a potem – z Nowej Huty. Poprzez wszystkie te środowiska, poprzez własne doświadczenie pracy – śmiem powiedzieć – ten papież nauczył się na nowo Ewangelii. Dostrzegł, przekonał się, jak gruntownie jest w nią wpisana współczesna problematyka człowieka pracy, jak bardzo nie sposób rozwiązać do końca tej problematyki bez Ewangelii.

Współczesna bowiem problematyka ludzkiej pracy (czy zresztą tylko współczesna?) ostatecznie sprowadza się – niech mi to darują wszyscy specjaliści – nie do techniki, i nawet nie do ekonomii, ale do jednej podstawowej kategorii: jest to kategoria godności pracy – czyli godności Człowieka. I ekonomia, i technika, i tyle innych specjalizacji czy dyscyplin swoją rację bytu czerpią z tej jednej podstawowej kategorii. Jeśli nie czerpią jej stąd, jeśli kształtują się poza godnością ludzkiej pracy, poza godnością człowieka pracy, są błędne, a mogą być nawet szkodliwe, jeśli są przeciw człowiekowi.

Drodzy Bracia i Siostry, niech to wystarczy. Nieraz spotykałem się tutaj z Wami jako Wasz biskup – i mówiłem więcej na te tematy. Dzisiaj, jako Wasz gość, mówię zwięźle. Ale to jedno pamiętajcie: Chrystus nie zgodzi się nigdy z tym, aby człowiek był uznawany – albo: żeby siebie samego uznawał – tylko za narzędzie produkcji; żeby tylko według tego człowiek był oceniany, mierzony, wartościowany. Chrystus nigdy się z tym nie zgodzi.  Dlatego położył się na tym swoim krzyżu, jak gdyby na wielkim progu duchowych dziejów człowieka, ażeby sprzeciwiać się jakiejkolwiek degradacji człowieka. Również, gdyby to była degradacja przez pracę. Chrystus trwa w naszych oczach na tym swoim krzyżu, aby człowiek był świadomy tej mocy, jaką On mu dał: dał nam moc, abyśmy się stali synami Bożymi (por. J 1,12).

I o tym musi pamiętać – i pracownik, i pracodawca – i ustrój pracy – i system płac – i państwo, i Naród, i Kościół”. [1]

Podczas kolejnej pielgrzymki do Polski, 20 czerwca 1983 roku, przypominając w Katowicach przed obrazem Najświętszej Panny Maryi Piekarskiej zryw solidarnościowy w 1980 roku, dodawał między innymi:

„Praca posiada zasadniczą wartość dlatego, że jest spełniana przez człowieka. Na tym opiera się też godność pracy, która powinna być uszanowana, bez względu na to, jaką pracę człowiek wykonuje. Ważne jest to, że wykonuje ją człowiek. Wykonując jakąkolwiek pracę, wyciska na niej znamię osoby: obrazu i podobieństwa Boga samego. Ważne jest także to, że człowiek wykonuje pracę dla kogoś, dla drugich”. [2]

Mówiąc o „prawach, które związane są z wykonywaną przez człowieka pracą” Błogosławiony Jan Paweł II wymienił te, które można uznać za podstawowe:

„Jest to przede wszystkim prawo do sprawiedliwej zapłaty – sprawiedliwej, czyli takiej, która starczy również na utrzymanie rodziny. Jest to z kolei prawo do zabezpieczenia w razie wypadków związanych z pracą. Jest to również prawo do wypoczynku. (Przypominam, ile razy w Piekarach poruszaliśmy sprawę wolnej od pracy niedzieli)”. [3]

Eksponując słowa Kardynała Prymasa Wyszyńskiego, traktujące o „wrodzonym prawie do zrzeszania się ludzi” i wskazując prawo do istnienia związków zawodowych w przytoczonym fragmencie encykliki Laborem exercens, w swym przemówieniu Papież wraca raz jeszcze do postulatów Pierwszej „Solidarności”, pragnienia ładu moralnego związanego z pracą, a nie tylko czysto „płacowych” argumentów, jak to się przywykło przedstawiać – i wezwań Episkopatu do „prawdziwego dialogu władzy ze społeczeństwem”:

„Dlaczego ludzie pracy w Polsce – i zresztą wszędzie na świecie – mają prawo do takiego dialogu? Dlatego, ponieważ człowiek pracujący jest nie tylko narzędziem produkcji, ale podmiotem, który w całym procesie produkcji ma pierwszeństwo przed kapitałem. Człowiek przez swoją pracę staje się właściwym gospodarzem warsztatu pracy, procesu pracy, wytworów pracy i podziału. Gotów jest i na wyrzeczenia, gdy tylko czuje się prawdziwym współgospodarzem i ma wpływ na sprawiedliwy podział tego, co zdołano razem wytworzyć”. [4]

[1]Jan Paweł II, Od krzyża w Nowej Hucie zaczęła się nowa ewangelizacja [w:] tenże, Musicie od siebie wymagać, „W Drodze”, Poznań 1984, s. 204 – 205.

[2]Tenże, Przyjmijcie Ewangelię pracy, sprawiedliwości i miłości społecznej [w:] tenże, dz. cyt. s. 326.

[3]Tamże, s. 326.

[4]Tamże, s. 326 – 327.

Marek Morawski

Każdy kraj ma swoje prawo wynikające z tradycji, zwyczajów, kultury.

W ciekawy sposób demonstrują to prawo amerykańscy filmowcy. Wiele ich filmów przedstawia tę tematykę w wielu aspektach. Daje to dość dobry pogląd na różne kwestie, które mogą być w odmienny sposób traktowane w USA i Polsce. Wielokrotnie spotkałem się z kwestią niezwykle poważnego traktowania groźby przez prokuratorów w USA. Powiedzenie „Zabiję cię” lub inna groźba, która u nas sprowadza się do kolokwializmu niewiele znaczącego tam nabiera niezwykle poważnego charakteru i brzemiennego w skutkach. Nie można bez konsekwencji tak sobie wypowiadać groźby pod czymkolwiek adresem. Śledczy wychodzą bowiem z założenia, że wypowiadanie gróźb jest de facto psychicznym przygotowaniem, psychicznym zaakceptowaniem spełnienia tej groźby. Oznacza, że w jakimś momencie groźba może zostać spełniona, groźba czyli zadeklarowany zamysł.

Doszedłem do wniosku, że ma to głęboki sens, że nie jest to tylko gadanina, bo za słowami kryją się emocje. To nie jest żartobliwe wypowiedzenie, ze śmiechem, tylko często z toczona wręcz pianą na ustach. To nie jest rzeczywiście nic.

Owszem w prawie polskim mamy groźbę karalną, ale niewiele z tego wynika, nawet w przypadku, kiedy groźba się ziści choćby w wyniku zbiegu okoliczności. Tej zagadki nikt nie podjął się rozwiązać nawet teoretycznie.

Groźby te wypowiadali znaczący politycy dobrze poinformowani, decydenci, osoby publiczne, a nie jakieś płotki. To nie były groźby rzucane dla żartu. Wszyscy to słyszeliśmy, widzieliśmy. To nie jest nieprawda. Pani Kazimiera Szczuka groziła pani prof. Krystynie Pawłowicz „Policzę się z panią na korytarzu po audycji”, poseł Niesiołowski groził panu Suskiemu, że zginie jak Lepper. – „Zastrzelimy Jarosława Kaczyńskiego, wypatroszymy i skórę wystawimy na sprzedaż w Europie” – powiedział Janusz Palikot. – Szczególnie dużo takich gróźb padało przed tragedią smoleńską.

Powyższe skojarzenie z prawodawstwem amerykańskim przyszło mi do głowy ponad dwa lata temu, kiedy politycy pewnych ugrupowań rzucali groźby pod kątem innych. Choćby expose premiera w marcu 2010 zawierało pamiętne słowa: ”Nie posłuchacie? Wyginiecie jak dinozaury”. Takich gróźb i podobnych pojawiło się wówczas więcej. Były słowa o niedoleceniu do celu posła Komorowskiego, były też inne dziwnie brzmiące groźby lub o charakterze gróźb: Sikorki: „Lech Kaczyński – były prezydent Polski”, Palikot i nie tylko on wypowiadał się w takim sensie: „My was nie pokonamy, my was zniszczymy”.

Oczywiście odczytywane ex ante brzmią jak pewien folklor polskiej sceny politycznej obozu rządzącego, natomiast ex post to włos się jerzy na głowie i znaki zapytania same się rysują. Groźby uwidaczniają motywy.

Dzisiaj jest smutek. Mamy to, co mamy. Od myślenia jednak nikt nie zwalnia. Skojarzenia się same nasuwają. W kontekście śmierci pół rocznej dziewczynki Madzi, której smutny przypadek media, dziennikarze, a nawet politycy całej Polski rozdrapywali ze dwa miesiące, matkę potraktowano od razu jak groźnego przestępcę, nie wiem, może nie chcę wiedzieć, jak potraktować wydarzenie o niespotykanej randze nie tylko Polsce, ale i w świecie, aby nie wyjść na idiotę pozbawionego rozumu i inteligencji.

Marek Morawski

Jakże często dyskutuje się czy głodnemu należy dać kanapkę czy wędkę, aby złowił sobie rybę. Niegdyś bardzo serio traktowano tę kwestię. Miejsca pracy, bezrobocie to były problemy ideologiczne. P o l i t y c z n e. Nie było miejsc pracy, kraj był rolniczy, brakowało przemysłu. Dokonywano brutalnej akumulacji pierwotnej, by ściągnąć środki na industrializację. Budowano zakłady przemysłowe. Przeważał przemysł ciężki – wielkoprzemysłowa klasa robotnicza – ale rozbudowywano też przetwórstwo. Przybywało miejsc pracy. Staliśmy się krajem przemysłowo-rolniczym. Technologie często były zacofane, technika mało nowoczesna, ale były też przedsiębiorstwa nie tylko na przyzwoitym poziomie, ale i światowym. Te zakłady zagrażały konkurencji, często tej najbliższej, z zagranicy . Wiele z nich unicestwiono ostatnimi laty w przeróżny sposób. Czy kiedyś ktoś to wyjaśni? W   c z y i m   i n t e r e s i e?

Po wprowadzeniu stanu wojennego w 1981 roku doprowadzono kraj do zapaści gospodarczej, a następnie komuniści pozbyli się (1989) odpowiedzialności za gospodarkę oddając władzę i uzyskując cichą zgodę na uwłaszczenie się na majątku państwowym. Równocześnie lansowano obłędną koncepcję o nikłej wartości państwowego majątku produkcyjnego, braku nowoczesności itd. Klimat ten sprzyjał celowi – doprowadzeniu do deprecjacji całych fabryk, przewartościowaniu ich, do bankructw w krótkim czasie wielu przedsiębiorstw. Równocześnie rozdano najlepsze firmy w ręce prywatne w postaci funduszy inwestycyjnych i nie tylko. Dziesiątki doskonałych przedsiębiorstw wydano, by bogaciły się prywatne osoby, a nie udziałowcy, państwo, obywatele. Sprzedaż za ułamek wartości jest prezentem, a nie transakcją handlową. Niech mnie ktoś przekona, że jest inaczej.

O wiele więcej firm fizycznie zlikwidowano lub sprzedano w ręce obcego kapitału, po czym zakończyły swój żywot. W ciągu 20 lat, mówimy o kraju nazywanym suwerenną  Polską, ogromna część przemysłu przestała istnieć. Równocześnie doprowadzono do degradacji szkolnictwo. Takie marne szkolnictwo jak się teraz kreuje nie przyczyni się do unowocześnienia, a na dobrą sprawę odtworzenia przemysłu na nowoczesnym poziomie. Trzeba zaczynać niemal od zera, do czego doprowadziła radosna twórczość układających się stron w Magdalence (1989) w myśl zasady: po nas choćby potop. Jakby działano w podbitym kraju. Czy tak jednak nie było?

Nie trzeba mieć wyższego wykształcenia, a być światłym, ale na to potrzeba etosu światłego domu, na dobrą sprawę wszystko jedno czy mieszczańskiego, ziemiańskiego czy chłopskiego. Dom półgłówka nie wydawał nigdy całej, inteligentnej, mądrej głowy. Tak było niegdyś, tak samo jest teraz. Obniżenie poziomu szkolnictwa jeszcze bardziej zniszczy polską społeczność, zniszczy coś tak unikalnego jak polska inteligencja. Można zadać tylko pytanie: Komu i w jakim celu to ma służyć? Przecież bez celu nie przeprowadza się reform obniżających jakość tego, co jest najcenniejsze w życiu każdego narodu czyli procesu kreowania mądrości młodych pokoleń. Rozdawanie dyplomów bez wartości nie jest inwestycją tylko hochsztaplerstwem prowadzonym przez lata przez określone resorty, przez urzędników. To jest po prostu oszustwo. Najwyższa pora, aby społeczeństwo zapytało biurokratów, co zrobili z polską młodzieżą. Przecież są konkretne nazwiska, konkretne polecenia i przerażające skutki. A przecież wystarczyło tylko nie przeszkadzać zamiast realizować obłędne zasady poprawności politycznej i czyichś zaleceń lub chorych pomysłów. Jakby nie patrzeć, nie ma tu nawet odrobiny polskiej racji stanu. Eksperyment? Tego nie wolno robić nawet prywatnie rodzicom w swoim domu. Rodzice nie mogą działać na szkodę dzieci. Dość prosta zasada. Jeżeli się dzieje inaczej, to powinniśmy wołać gromkim głosem: rodzice, nauczyciele i uczniowie. Jeżeli ktoś się z tym nie zgadza, to jest przeciw młodzieży, przeciw ich przyszłości, przeciw dobrobytowi, przeciw rozwojowi kraju i ludzi. Jak nazywa się działanie na szkodę własnego kraju, jego przyszłości? Jak? SABOTAŻ! Jest też inne określenie i każdy go zna.

Mam nadzieję, że przyjdzie ten moment, kiedy ktoś komuś zada twarde pytania i wyegzekwuje odpowiedź. I odpowiedzialność (sic!). To nie jest nic. To są miliardowe straty, wieloletnie. I wyliczalne. Po prostu ukradziono pieniądze nam wszystkim i każdemu młodemu człowiekowi z osobna. To jest MULTIKRADZIEŻ. Największą wartością USA, jakby ktoś nie wiedział, są ludzie, a nie coś innego jak drogi, budynki, uzbrojenie. To są ludzie czyli obywatele Stanów Zjednoczonych. Tam wiedzą, co to jest wartość i co ją tworzy. Tam liczą takie właśnie śmieszne rzeczy, bo potrafią, choć nasi notable z ich szkolnictwa często się wyśmiewają. Na patyczkach tego się nie policzy. Jak liczyć to też trzeba się kiedyś nauczyć. Protekcja nie wystarczy. Mądra głowa też ma dużo większą wartość niż półgłówek. Warto o tym pamiętać, biurokraci z kiepską głową, choć często i utytułowaną.

Przez lata doprowadzano do niszczenia polskiego kapitału – majątku państwa, który przecież istniał. Zniszczono wędki, być może nie z włókna węglowego, tylko z kija leszczynowego, ale one istniały. Jeśli nie zatruto wód, to rybę można było złapać. Bez wędki czy ościenia nie będzie co jeść.

Do sprzedanych firm przyjeżdża kadra z kraju właściciela. Polskich fabryk, w polskich rękach jest mało. Zostają tylko stanowiska dla pracowników o niskich kwalifikacjach. Jakże to prosty mechanizm do wykoszenia, wyrzucenia naszej młodzieży za granicę. Tam Arabowie czy Turcy z pochodzenia nie chcą pracować tylko żyć z zasiłków na koszt pracujących. Ich coraz bardziej się boją Francuzi, Niemcy i inni. Natomiast Polacy pracują, płacą podatki, tam budują dobrobyt, drogi, koleje, lotniska, szpitale i to za mniejsze pieniądze niż autochtoni. Tam pucują podłogi, myją okna, gary z kiepskim, zdegenerowanym wykształceniem uniwersyteckim. Fajne? Nie! Teoria spiskowa? Nie, skądże. To się właśnie dzieje, tylko trzeba chcieć to dostrzec i zadać sobie pytanie: Dlaczego? Komu to ma sprzyjać? Dla czyjej korzyści się to dzieje? Dla kogo ktoś to robi? Jeśli z głupoty, to skąd wzięto na tak wysokie stanowiska w resortach tylu nierozgarniętych i dlaczego? Czyżby protegowani?

Nie można nie zadać takiego pytania, bo trzeba by zwątpić w własną inteligencję. Nie jest to prawdą? Oczywiście, że tak. Proszę zapytać nauczycieli począwszy od stopnia podstawowego po nauczycieli akademickich, po tytularnych profesorów belwederskich. Od lat skarżą się na programowaną degeneracje szkolnictwa przez nierozważnych reformatorów i tych, co bez zastanowienia zmiany zatwierdzają lub czynią to specjalnie. To nie jest błahostka. To jest troska rzesz nauczycielskich i nie tylko nauczycieli o przyszłość naszego kraju w przeciwieństwie do sabotażu reformatorów.

Zniszczono nam wędki, może kiepskie, ale własne i odbiera się możliwość zrobienia własnej wędki. Teraz będziemy tuczyć innych. Przypadek?

Anna Maria Kowalska

To było do przewidzenia. Naukowcy powiadają, że w ciągu ostatnich 20 lat zasoby słownikowe wyrywkowo badanych języków nowożytnych ponoć pokaźnie się zredukowały. Proces zdaje się postępować. Istnieją podejrzenia, że winne są dwie sprawy: dominacja języka angielskiego w Internecie – i nowoczesne komunikatory, traktujące jako błędne rzadziej używane formy i wyrazy. Języka polskiego wprawdzie nie badano, ale złudzeń w tym względzie lepiej nie mieć. I polszczyzny to dotyczy, to widać i słychać.

O rozkwicie słowotwórstwa zatem można zapomnieć. Zabawy słowem coraz częściej wychodzą z użycia. Znowu coś ważnego i niestandardowego nam uciekło. W dodatku niepostrzeżenie. I nie bez naszej, wspólnej winy.

Coraz rzadziej rozmawiamy, a jeżeli już – to częściej przez telefony komórkowe, bądź za pomocą sms-ów i E – maili, jak twarzą w twarz. Z reguły krótko, węzłowato: „Janek śpi? Śpi. OK”. I wszystko jasne.

Okazjonalnie czytamy książki. Zwłaszcza wielotomowe. Wolimy oglądać obrazki. Przede wszystkim te ruchome. I grać. Gry komputerowe, jak „Chińczyki – trzymają się mocno”.

Zawężamy myślenie do realizacji „konkretnych” celów. To skutkuje niezrozumieniem czegokolwiek poza zestandaryzowanymi, najprostszymi poleceniami. Winne jest zatem tak przesadne „nacelowanie” myślowe, jak i stereotypizacja i technologizacja języka, teraz dodatkowo wymuszana także w ramach pantechnokratycznych form tzw. „edukacji”.

Dlaczego nie przyrasta nam nowych pojęć? Nie ma z czego. Coraz mniej wyobraźni.

Wsysa nas nowy, wspaniały, wirtualny świat. Nic dziwnego, że tępiejemy. Także lingwistycznie.

Nie wiem, jak Państwo, ale ja wciskam: „escape”. I idę w las, bo tam podobno nie poszła nauka.

krakowniezaleznymkInformacja własna

Blisko tonę śmieci zebrali uczestnicy akcji sprzątania parku miejskiego przy Muzeum Lotnictwa na osiedlu Ugorek w Krakowie w minioną sobotę 21 kwietnia. Sprzątały całe rodziny – mamy ojcowie, dzieci oraz babcie i dziadkowie, a pogoda z pięknym słońcem od rana zachęcała do wyjścia na świeże powietrze.

SONY DSCPan Mariusz z ul. Fiołkowej przychodzi tu na spacer ze swoim czworonogim pupilem, twierdzi, że gdyby były tu ustawione kosze na śmieci mniej byłoby ich porozrzucanych w trawie, ale zaraz dodaje, że nie ma tu żadnej interwencji Straży Miejskiej, kiedy nocą podchmieleni wandale niszczą parkowe lampy i rozbijają butelki. Nie ma też pojemników na psie odchody i trudno aby spacerowicz chodził z psią kupą w kieszeni kilka godzin po parku. Na myśl o tym skłaniać się można do chodzenia z psami po osiedlu, niż po przestrzennym parku. Pan Mariusz ma swoją wizję na zagospodarowanie tego terenu w taki sposób, aby wydzielić jego część na wybieg dla zwierząt.

SONY DSCPrzy workach ze śmieciami zastajemy rodzinę, Panią Ewę z dwójką dzieci – Zosią i Frankiem. Dzieciaki chętnie opowiadają jak lubią bawić się w tym parku ze swoją parą psów: Sabą i Tonikiem, to Owczarek i Jamnik. Dziś zostawili swoich ulubieńców w domu i sprzątać  przyszli sami, a mama uznała akcję za bardzo pożyteczną i wychowawczą dla dzieciaków. Tu jest bardzo fajnie, można spuścić psy ze smyczy i z nimi poganiać, tylko te szkła są niebezpieczne, no i brak koszy na śmieci i za mało ławek – prześcigają się w opowiadaniu. Te ławki, które tu są często już się nie nadają do siedzenia, są popsute.

Blisko tonę śmieci zebraliśmy mówi Marcin Smolski, organizator akcji – jest zadowolony, kiedy siedząc na traktorze już po zakończeniu zbiera z pracownikiem Muzeum napełnione worki ze śmieciami. Wreszcie nie będą sobie kaleczyć łap – mówi o czworonogach biegających na spacerze po Lotnisku. Pokaleczenie groziło też dzieciom bawiącym się na trawie, szczególnie obok ławek, pełno było tu szkieł z rozbitych butelek.

SONY DSCPomysł wyszedł od „psiarzy” – śmieje się opowiadając. Postanowiliśmy coś z tym problemem zrobić. Początkowo chcieliśmy sami pozbierać te śmieci, ale w rozmowach ze znajomymi wyszło, ze są chętni do pomocy – rodzice dzieci korzystający z wypoczynku w tym parku.

Pan Marcin – prowadzi działalność z zakresu usług graficznych, jest też fotografikiem. Niedawno założył portal internetowy Zwierzyniec Krakowski, dlatego akcja łatwo zyskała patronat honorowy Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. W organizację włączyli się też sąsiedzi sprzątanego terenu, Stowarzyszenie Obrońców Ogrodu im. Polskich Kombatantów, Muzeum Lotnictwa, Rada Dzielnicy III Prądnik Czerwony i Dzielnicy Czyżyny.

Przy ulicy Seniorów Lotnictwa spotykamy mamę p. Marcina porządkującą pobocza ulicy, to już teren wykraczający poza park przy lotnisku. Ciągle tu sami sprzątamy, bo kiedy dzwonię do służb miejskich z Nowej Huty aby tu posprzątali to mówią mi, że to jest ulica czwartej kategorii i posprzątają ją na końcu.

SONY DSCTo była nasza pierwsza zorganizowana akcja sprzątania tego terenu i zamierzamy ją kontynuować co najmniej dwa razy w roku mówi Marcin Smolski. To nie zupełnie tak jest, że nie ma starania ze strony Muzeum Lotnictwa o porządek na tym terenie. Stały tu kosze na śmieci, po których zostały wspomnienia, były ławki, są wytyczone alejki spacerowe i urządzenia do zabaw dzieci. Niestety teren jest otwarty i rozległy, trudny do upilnowania. Lampy które oświetlały park zostały niemal doszczętnie pobite i zdewastowane, bo brak tu jakiegokolwiek nadzoru miejskich służb porządkowych.

Uczestnicy akcji których tu spotkaliśmy wszyscy są zgodni, że niezbędna jest interwencja ze strony służb miejskich aby ten teren ochronić przed wandalami, żeby służył ludziom w celu wypoczynku i rekreacji.

Anna Maria Kowalska

Sezon wiosenny w pełni. Trwa nieustanna walka o zrozumienie przekazów z Cyberlandii. Ostatnio pojawiła się bardzo ciekawa modyfikacja pojęcia „recenzji”. O ile dotąd w „realu” recenzja była: „krytyczną i objaśniającą oceną utworu literackiego, naukowego, muzycznego, przedstawienia teatralnego, wystawy, itp. publikowaną w czasopiśmie lub wygłaszaną (np. w telewizji)” (za: Słownikiem Wyrazów Obcych PWN, pod red. J. Tokarskiego, Warszawa 1980, s. 629), o tyle aktualnie, w „wirtualu”, w ramach projektu tzw. „nauki otwartej 2.0 ” dostosowane do języka tworzenia stron internetowych Web 2.0 pojęcie recenzji należy odczytywać jako: „wykorzystanie danej pracy przez innych naukowców, jej cytowanie, odwoływanie się do niej” (za: -a.c., Nowe horyzonty nauki i edukacji [w:] Dodatek specjalny: Edukacja z przyszłością, „Rzeczpospolita” z 25 kwietnia 2012, s.3). Zmiany te mają związek z  „rynkową” reformą programową edukacji, w ramach której nauczyciele i wykładowcy akademiccy są zachęcani do łączenia treści dydaktycznych z nowinkami technologicznymi, np. z testowaniem i wykorzystaniem platform internetowych, przygotowywaniem multimedialnych prezentacji, projektów, publikowaniem na platformach prac uczniów, pisaniem e – podręczników i umieszczaniem ich na platformie przez „chętnych i ambitnych”, itd., itp…..Czekają cenne nagrody! iPady, notebooki, netbooki, tablet…(vide: wzmiankowany „Dodatek…)

No cóż. Maluczko, a będziemy mieli takie „pomieszanie języków” że ani Alain Besançon (co w tym wypadku nie jest dziwne), ani nauczyciele, ani tym bardziej uczniowie nie skojarzą znaczenia najprostszych polskich wyrazów, o zwrotach frazeologicznych nie wspominając….

Co robić? Jak powiada Kostryn w „Balladynie”: „mieć głowę…”

rezolucjadlahistorii25 kwietnia 2012 roku, kolejne głosowanie w Radzie Miasta Krakowa i kolejny wstyd dla Miasta. Kraków przeciwko rezolucji w obronie historii. Bez historii, bez tożsamości narodowej lewacy hodują nowego człowieka, wyrobnika na usługach…

Tekst rezolucji znajdą Państwo na ilustracji obok.

A kto: radni Platformy Obywatelskiej: Małgorzata Bassara, Janusz Chwajoł, Jerzy Fedorowicz, Grażyna Fijałkowska, Andrzej Hawranek, Marek Hohenauer, Małgorzata Jantos, Dominik Jaśkowiec, Bogusław Kośmider, Teodozja Maliszewska, Katarzyna Pabian, Robert Pajdo, Sławomir Ptaszkiewicz, Bogusław Smok, Grzegorz Stawowy, Paweł Ścigalski, Paweł Węgrzyn, Andżelika Wojciechowska, Wojciech Wojtowicz i Jerzy Woźniakiewicz.

Platforma Obywatelska rządzi a Krakowianom wstyd.

Anna Maria Kowalska

Z prawdziwym zdumieniem czytam gorzkie żale prezesów czołowych firm i korporacji w Polsce, narzekających na nieprzygotowanie do podjęcia pracy zawodowej absolwentów wyższych uczelni, ubiegających się u nich o pracę. Jednym z powodów zniechęcenia i niezadowolenia tychże wobec aktualnie funkcjonującego systemu szkolnictwa wyższego jest rzekoma „schematyczność myślowa” absolwentów. Absolwenci nie potrafią myśleć twórczo, niekonwencjonalnie, ale także z odwagą rozwiązywać dalekosiężnych zadań, pracować w grupie….Innymi słowy: prezesi firm oczekują, że to uczelnia wyższa „nauczy” absolwentów, jak „myśleć samodzielnie” i „grupowo”, etc. a także wprowadzi ich w świat pragmatyki biznesu i wielkich korporacji z wysokimi kompetencjami etycznymi.

Bardzo to wszystko ciekawe i zajmujące. Krytyczny punkt widzenia prezesów jest nam zatem znany. Warto jednak podejść do zagadnienia w sposób systemowy także z punktu widzenia ubiegającego się o pracę i zdać sobie sprawę, że i on mógłby mieć pewne, także etycznie uwarunkowane oczekiwania w stosunku do pracodawcy. Prezesi chcieliby, żeby pracownik był w pełni wydajny, a nadto myślał samodzielnie i twórczo, w dodatku dając z siebie wszystko w stanie permanentnego stresu w związku z koniecznością nieustannego liczenia się z natychmiastową zmianą charakteru funkcjonowania firmy, czy też natychmiastowym …. zwolnieniem z pracy. Doskonale Panowie wiedzą, że to marzenie ściętej głowy. Żeby myśleć samodzielnie i rozwijać się, trzeba mieć niczym niezagrożone poczucie własnej wartości, pozycji w zespole i minimum bezpieczeństwa zatrudnienia, a także – bezpieczeństwa płacowego. Żeby mieć z kolei poczucie własnej wartości – trzeba czuć się „Osobą”, traktowaną przez rekruterów i przyszłego szefa z szacunkiem i poważaniem. W programowej zmianie sposobu kształcenia na wyższej uczelni eksponuje się rzekome centralne miejsce studenta w procesie nauczania – a także fakt zdobycia „konkretnego” zawodu. Nic bardziej mylnego! Konkretna wiedza absolwenta po studiach jest, wedle architektów kariery, tak naprawdę – niewiele warta. Na „dzień dobry” architekt kariery „cieszy ucho” potencjalnego pracownika wieścią, że za trzy – cztery lata ten znów będzie musiał zmieniać branżę, bo „takie są uwarunkowania rynku”, w związku z tym trzeba się liczyć z cyklem szkoleń, przygotowujących do wykonywania kolejnego, hipotetycznego zawodu! Jaka jest zatem ranga wykształcenia uniwersyteckiego w obliczu przeprowadzanej aktualnie reformy i dostosowania sposobu kształcenia absolwenta do rynku pracy? Z punktu widzenia tak pracodawców, jak i absolwenta – chwilowa, zależna jedynie od uwarunkowań rynkowych! To zasadnicza zmiana w systemie kształcenia, z której tak naprawdę niewielu pracowników naukowych zdaje sobie sprawę!  „Jedyną stałą rzeczą na rynku jest zmiana” – powtarzają jak mantrę architekci kariery. Toteż nic dziwnego, że specjaliści od doradztwa personalnego proponują młodemu magistrowi „na rozgrzewkę” ćwiczenia, w ramach których ten musi wyobrazić sobie siebie jako…produkt! W założeniach machiny, która bierze go od tej chwili w objęcia – absolwent wyższej uczelni faktycznie staje się „produktem”, poddawanym nieustannym „liftingom”! Czy „produkt” może nawiązać więź osobową z potencjalnym szefem (szefami)? Ile razy w ciągu życia „produkt” zmieni charakter pracy? Czy strategia nieustannej gry, jaką oferuje rynek (także zmiana profilu firm) sprzyja jakiejkolwiek samodzielności myślenia? Przecież trzeba dostosować się do poleceń potencjalnego pracodawcy i uwarunkowań rynkowych! I tu kończy się bajka o samodzielności myślenia, a zaczyna się jego ukierunkowanie: dla dobra strategii firmy! W dodatku „head hunterzy” z konkurencyjnych korporacji uwijają się nieustannie, by „podkupić” naprawdę dobrych pracowników, oferując im wyższe zarobki. Transfery z firmy do firmy nie są w naszej rzeczywistości czymś nader rzadkim. Rządzi twarda konkurencja i pieniądz, nieprawdaż?

Czy szanowni Panowie Prezesi firm, zgłaszający zastrzeżenia do sposobu kształcenia absolwentów  naprawdę o tym wszystkim nie wiedzą?

Anna Maria Kowalska

„InfoStudent” publikując artykuł o zalecanych na bazie analiz rynkowych kierunkach, zamawianych przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego (E. Regis, Co warto studiować, InfoStudent 2011/12, nr 1, s. 10 11), informuje jednocześnie, iż nadeszły „czasy nie dla humanistów”! „Zanim zdecydujemy się na studia humanistyczne lepiej dwa razy przemyśleć swoją decyzję! Badania rynku pokazują, że kierunki takie jak filologie, psychologia czy socjologia to największe „fabryki” bezrobotnych absolwentów. (…) Dlatego specjaliści odradzają podążanie za modą i wybieranie kierunków takich, jak socjologia, politologia czy dziennikarstwo. Humaniści mogą liczyć na zatrudnienie w dużych i stabilnych finansowo firmach, gdzie pojawia się dla nich miejsce w branży reklamowej HR”. (s. 11)

Wygląda na to, że chodzi tu o coś innego. O obawę przed dopływem „świeżej krwi”. Lęk przed niezależnymi politykami, dziennikarzami (IV władza!), czy filologami ze szczegółową znajomością historii kultury. A że uzasadnia się to za pomocą sondaży? W końcu czego to już w III RP za pomocą sondaży nie uzasadniano?

Marek Morawski

Jest jedną z najważniejszych instytucji wpływających na bieżący przekaz informacji lub zmanipulowanych informacji społeczeństwu. Aktualnie nie ma prawnych zabezpieczeń przed przejęciem tej instytucji w całości i podporządkowanie sobie. Wystarczy tylko, by prezydent odrzucił sprawozdanie KRRiT i Rada ulega rozwiązaniu. Kolejną Radę można powołać z ludzi spolegliwych prezydentowi lub dowolnej partii.

W tym momencie kończy się jakakolwiek demokracja lub to, co miało być demokracją. Rozpoczyna się dyktatura kształtowana przez media sterowane przez nowo powołaną Radę. Niezwykle prosty kruczek prawny i cały mechanizm demokratyczny bierze w łeb. Bierze, bo miał brać. Po to tak właśnie zmanipulowano przepisy prawne, po to tak utworzono pozornie demokratyczne prawo. Stworzono ułomne prawo. Zostawiono furtkę do wywalenia demokracji w majestacie prawa. Do sprokurowania antydemokratycznej katastrofy, z wszelkimi pozorami legalności.

Kto ma media, ten ma władzę.

A kto ma władzę, ten stworzy każde prawo, nawet najbardziej bandyckie i utrzyma ustalony przez siebie porządek prawny – w majestacie prawa czyli praworządnie. Przymiotnik „praworządny”  w żadnym wypadku nie jest synonimem „uczciwy”. System prawny wcale nie musi być etyczny. Prawidłowa gradacja stawia etykę na najwyższym poziomie, a system prawny ma bronić norm etycznych, a nie odwrotnie.

Jeżeli ustalenia prawne nie regulują tych kwestii zgodnie z hierarchią wartości, z założeniem utrzymania zasad demokratycznych, to tworzona jest przemilczana fikcja. Na tym polegają pozory demokracji. Dlatego obowiązujący system prawny jest atrapą demokracji.

W systemie demokratycznym taka instytucja jak Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji w żaden sposób nie może być zależna ani od władzy wykonawczej, ani ustawodawczej, choćby to był prezydent. Nawet jeśli nie będzie niczyjej złej woli mogą się zdarzyć okoliczności sprzyjające dokonaniu zamachu stanu. W żadnym przypadku nie wolno pozostawić takiego zbiegu wydarzeń na łasce losu. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji ma zbyt dużą realną władzę, ma ogromny wpływ na media, by można ją było wymienić dosłownie jak za pstryknięciem palcami, czego dokonano właśnie w 2010 roku. W takim wydaniu nie spełnia swojej roli absolutnie. Owszem spełnia funkcję utrzymania władzy przez konkretne ugrupowanie, konkretnych ludzi, przez kształtowanie opinii publicznej zgodnie z zapotrzebowaniem, manipulowania informacją. Na dobrą sprawę miesiącami można podawać fałszywe, nieprawdziwe informacje, utrzymując społeczeństwo w niewiedzy, w złej wiedzy. Można fałszować wybory. W pewnych krajach z pewnością fałszowanie ma miejsce. Bardziej wyrafinowane jest otumanianie oglądaczy telewizji lub czytelników preferowanej gazety przez spreparowane jedynie słuszne informacje. Skutek może być lepszy niż fałszerstwo wyborów.

KRRiT powinna być wybierana całkowicie spośród ludzi bezpartyjnych, a władza ustawodawcza i wykonawcza nie powinna mieć żadnego nań wpływu. Społeczeństwo powinno mieć dostęp do jak najbardziej rzetelnej informacji, a nie zmanipulowanej przez taką lub inną partię. Informacja ma być obiektywna i prawdziwa, a radio i telewizja realizować pożyteczne programy. Mało tego. O ile nadzór nad telewizją publiczną powinien być niezwykle istotny i szeroki, to nad telewizją prywatną również w zakresie szerzenia treści nie tylko niezgodnych z przepisami kodeksu karnego czy wykroczeń, ale kolokwialnie mówiąc z informacją nieprawdziwą, nierzetelną, nieuczciwą. Nie mogą być szerzone informacje z rozgłośni czy studiów prywatnych zmanipulowane, fałszywe, wprowadzające społeczeństwo w błąd. Nie mogą być podawane informacje niezgodne z prawdą. To wydaje się oczywiste, ale tak nie jest. Dotyczy to nie tylko fałszowania informacji o stanie państwa, o przeprowadzanych transakcjach ewidentnie niekorzystnych dla Polski, o chowaniu informacji o nieuczciwości konkretnych notabli, tuszowaniu afer, ale i ogromnej ilości faktów dotyczących ludzi czy zdarzeń stawiających rzeczywistość w całkiem innym świetle. Tworzy się wirtualny obraz, bo to przecież nie jest w żadnym przypadku rzeczywistość, nawet wirtualna. Jest to prokurowana fikcja wyłącznie dla celów politycznych w celu oszukania społeczeństwa. System prawny powinien postawić tamę takiemu mataczeniu. Wyborcy każdej opcji powinni mieć rozeznanie jak wygląda prawda, a nie obudzić się pewnego ranka i dowiedzieć, że kasa jest pusta. A władza udaje Greka. Tak nie powinniśmy się bawić w żadnym przypadku.

Jeżeli choćby tylko to się uda, to będziemy mogli powiedzieć, że znajdujemy się na początku demokracji.

Jak to praktycznie zrobić, jak zmienić przepisy nie jest moim celem. Musi zostać zmieniona zasada. To jest warunkiem zaistnienia demokracji w Polsce. Finanse Rady także nie mogą zależeć od władzy ustawodawczej czy wykonawczej. Również odpowiedzialność Rady nie może być podobnie zależna.

W przeciwnym przypadku fikcja będzie trwać, a taniec chocholi się kręcić.

Według mnie media powinny być pod kontrolą społeczną, poza wpływem partii czy jakichkolwiek lobbystów. Najwyższa pora zlikwidować korupcjogenne kręgi lobbystów. Niech nikogo nie zwiedzie gładko brzmiące słowo lobbing. Ono jest tak łagodnie brzmiące jak ostro brzmi słowo korupcja.

Władza nie należy nigdy do całego społeczeństwa, tylko do zwolenników konkretnego ugrupowania. Media natomiast muszą należeć do społeczeństwa. Nie mogą być zależne od jakiejś grupy. Społeczeństwo musi mieć rozeznanie, aby wybrać nie najbardziej zakłamanych, a najlepszych. Media w jednym ręku i to tych, co trzymają władzę nie będą nigdy za grosz obiektywne. Dlatego zasady wyboru KRRiT, sposób jej funkcjonowania musi być określony tak, by nie można było dokonać zamachu na media, a tym samym na władzę. Nie może oznaczać to braku krytyki, unikania krytyki władzy. Po to są media. Brak krytyki władzy już oznacza zależność mediów od władzy i powinno obligować KRRiT do przeanalizowania sytuacji i wyjaśnienia tworzącej się anomalii. Zresztą należy odróżnić krytykę instytucji, urzędów, sztuki szeroko rozumianej od zniesławienia, obrażania, czy posługiwania się argumentum ad hominum czego nie wolno czynić. Niestety to w ostatnim czasie jakby często się myli wielu ludziom.

KRRiT powinna stać na straży rzetelności w podawaniu informacji, ujawnianiu nadużyć, piętnowaniu wszelkich nieprawdziwych informacji włącznie do wymuszania, obligowania do umieszczania sprostowań i wyrównania ewentualnych strat. Jest to właściwie najistotniejsza funkcja obok innych, które spełnia. Reguły powinny być tak utworzone, aby nikomu nie opłaciło się manipulowanie, fałszowanie informacji. Jakże trudno ustalić takie przepisy. To przecież jak świecona woda na diabła. Prawda aniołki – politycy?