Przeskocz do treści

(Od Redakcji): dzięki współpracy z wydawnictwem Patria Media i otrzymanej zgodzie publikujemy poniżej materiały poświęcowne najnowszsej książce profesora Jana Żaryna, zapraszamy do lektury:

Albo Polska będzie chrześcijańska, albo nie będzie jej wcale - to motto najnowszej książki prof. Jana Żaryna pt. "Polska na poważnie", którą można już kupić bezpośrednio od wydawcy w internecie:
http://allegro.pl/prof-jan-zaryn-polska-na-powaznie-i3789306007.html

Seria: „Biblioteka Liderów Opinii”, tom II
Premiera: 21 listopada 2013 r.
Format: A5 (148 x 210 mm)
Liczba stron: 384 + 4 (kolorowa wkładka zdjęciowa)

Adam Chmielecki / Patria Media / www.patriamedia.pl
tel. 0 535 728 742 / adam.chmielecki@patriamedia.pl

polskanapoważnieCzy polityka historyczna jest potrzebna? Co różniło chadeków i narodowców? Dlaczego polscy katolicy ratowali Żydów? Jak działała „czerwona dyplomacja” wokół Stolicy Apostolskiej? Kiedy skończyła się „bezkompromisowa inteligencja”? Czy Polska to pole niczyje? Jak wyglądał sojusz Kościoła z „Solidarnością”? Jakie były drogi polskich prymasów? Dlaczego bohaterowie polskiego podziemia nie złożyli broni w 1945 r.? Na te – i nie tylko – pytania odpowiada prof. Jan Żaryn w najbardziej osobistej ze swoich książek.

Najbardziej osobistej, bo z „Polski na poważnie” dowiemy się także, jak dzisiejszy profesor skłonił całą szkołę do udziału w pielgrzymce Jana Pawła II do Polski lub jak jeździł autostopem po Europie. W rozdziale „Pamiętam więc jestem” Jan Żaryn wspomina przyjaciół i bliskich współpracowników, łącząc „wielką historię” z doświadczeniem osobistym. To książka wyjątkowo aktualna, zawierająca m.in. pośmiertną ocenę polityki Tadeusza Mazowieckiego.

Na kartach „Polski na poważnie” znajdziemy zarówno analizę polityki historycznej, jaką prowadzić powinna Polska jako nowoczesne i silne, ale zakorzenione w swej tradycji państwo, jak i sylwetki niezłomnych, najczęściej zapomnianych patriotów – działaczy społecznych, polityków, kapłanów, „Żołnierzy Wyklętych” – którzy, tak jak Autor książki i jeden z jego ideowych mistrzów Roman Dmowski, „na poważnie” traktują polskie obowiązki.

Układ książki: Część I: Narodowcy i chadecy / Część II: Polacy i Żydzi / Część III: Kościół w PRL / Część IV: Wokół „Solidarności” / Część V: Z ambon na pola bitewne / Część VI: Polityka historyczna / Część VII: Pamiętam, więc jestem.

Profesor Jan Żaryn: Urodzony w 1958 r., profesor historii, wykładowca Uniwersytety Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, pracownik Instytutu Pamięci Narodowej (w l. 2006–2010 dyrektor pionu edukacyjnego IPN), redaktor naczelny miesięcznika „wSieci Historii”, redaktor programowy serii komentator życia publicznego, jeden z liderów katolickiej opinii publicznej w Polsce.

Badacz dziejów najnowszych, zwłaszcza historii Kościoła katolickiego, obozu narodowego i chrześcijańsko-demokratycznego, emigracji politycznej, aparatu bezpieczeństwa PRL oraz stosunków polsko-żydowskich w XX w. Autor, współautor lub redaktor  kilkunastu książek, m.in. Kościół, naród, człowiek, czyli opowieść optymistyczna o Polakach w XX wieku; Taniec na linie nad przepaścią. Organizacja Polska na wychodźstwie i jej łączność z krajem w latach 1945 – 1955; Dzieje Kościoła katolickiego w Polsce (1944–1989); Kościół w PRL.

Działacz społeczny – prezes Stowarzyszenia Polska Jest Najważniejsza, członek-założyciel i koordynator Rady Programowej Ruchu Społecznego im. Prezydenta Rzeczypospolitej Lecha Kaczyńskiego, członek Rady Programowej Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego, przewodniczący Komisji Historycznej Komitetu dla Upamiętnienia Polaków Ratujących Żydów, Komitetu Budowy Pomnika Narodowych Sił Zbrojnych w Warszawie, Rady Programowej Muzeum Rodziny Ulmów w Markowej oraz Kapituły Nagrody im. Jacka Maziarskiego.

Mąż Małgorzaty, ojciec trójki dzieci. Miłośnik książek, architektury sakralnej i podróży po Europie. W 2009 r. odznaczony przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

adamzyzmanAdam Zyzman

- Zapewniam pana, że moje dyrektorowanie w Starym Teatrze będzie długim marszem i musi się pan z tym pogodzić – mówił Jan Klata, dyrektor Narodowego Starego Teatru w Krakowie, do redaktora Wacława Krupińskiego z „Dziennika Polskiego” w czasie kolejnego „Krakowskiego Kolokwium” organizowanego przez Muzeum Historyczne Miasta Krakowa, a poświęconego tym razem roli placówek Teatru Narodowego we współczesnej Polsce.

– To będzie długi marsz, w którym będzie miejsce na tysiąc kwiatów – dodawał jakby nie zdając sobie sprawy, z tego, że cytuje maoistów z okresu „rewolucji kulturalnej”, a sam swoją wiarą w to, że wszystko, co czyni, robi słusznie upodabnia się do ślepych wykonawców absurdalnej idei Mao Tse Tunga, mającej zniszczyć kulturowy dorobek poprzednich pokoleń, czyli hunweibinów. Jakoż w swej działalności na stanowisku dyrektora Klata rzeczywiście rolę takiego hunweibina spełnia wysługując się władzy, której szef rządu uważa, że „polskość to nienormalność”, a prezydent kraju porównuje urząd prezydenta do „strażnika żyrandola” ignorując ideę majestatu Rzeczypospolitej. W tym kontekście fakt, że minister kultury broni dyrektora teatru narodowego, który niszczy ideę tej placówki, jest w zupełności zrozumiały i dyrektor wie, że może być pewny swego stanowiska, bo przecież w pełni realizuje zlecone mu zadanie. Oznacza to jednak, że Teatr Narodowy został społeczeństwu, jako całości odebrany, a oddany w ręce jednej tylko grupy politycznej i to tej, dla której słowa „polski”, „narodowy”, czy „patriotyczny” wydają się być zagrożeniem dla ich „europejskości”.

Oczywiście dyrektor Klata dorabia różnego rodzaju ideologie dla swej działalności, próbując przekuć krytykę swego działania w sukces i wiesza na Rynku Głównym plakaty informujące, że jego sztuka jest tak kontrowersyjna, iż wzburzeni widzowie wychodzą ze spektaklu, nie dodając już tego, co przy tym mówią. Innym pomysłem było umieszczenie tuż przed ową dyskusją, w witrynie Teatru definicji Teatru Narodowego informującej, że „Teatr Narodowy stawał się teatrem władzy, ale też Teatr Narodowy był teatrem oporu i buntu skierowanego przeciwko obcej narzuconej władzy.” z sugestią, że to, z czym mamy obecnie do czynienia w Krakowie, to ta druga sytuacja, czyli „teatr buntu”. Sugestia o tyleż oszukańcza, co i absurdalna, gdyż po pierwsze w kontekście stanowiska ministra, trudno zaprzeczyć, że jest to teatr władzy, a po drugie, jeśli mowa tu o jakimś buncie, to jest to z pewnością bunt przeciwko tradycji narodowej. Bunt, który Polaków dziś przede wszystkim dzieli, a nie jednoczy! Taką mamy władzę i taki mamy teatr!

Ale Jan Klata jest na tyle inteligentny, że wie jak się zachować, by nie urażać Krakowian na każdym kroku, toteż, gdy informuje o tym, że podobni mu „artyści” tracą pracę na Węgrzech, nie komentuje tego, pozwalając, by to przybyli z Warszawy „ideowi napaleńcy” sformułowali wnioski o „faszyzacji życia kulturalnego na Węgrzech”. Nie wraca do wydarzeń, które spowodowały protesty, ale skarży się na krytykę ze strony autorytetów w dziedzinie teatru. Odwołuje się do tradycji wielkich rewolucjonistów teatru, jak Wyspiański, czy Swinarski, ale umiejętnie uprawia demagogię zafałszowując fakty historyczne, jak choćby w przypadku „Wesela”, twierdząc, że kontrowersje wokół pierwszej inscenizacji tej sztuki dotyczyły wymowy dzieła, a nie sportretowania konkretnych ludzi z naszego miasta. Dlatego też nie należy lekceważyć go jako przeciwnika i traktować, jak pajaca, choć w pierwszym odruchu takie traktowanie właśnie prowokuje.

Powstaje jednak pytanie, jak Polacy, którzy chcą czuć się Polakami mają odzyskać swój Teatr Narodowy? Stanowisko rządu i innych instytucji, jak choćby organizatorów wspomnianego Kolokwium, które dało szanse odfajkowania „dyskusji o sytuacji w polskim teatrze”, choć nie zaproszono na nie krakowskich krytyków Klaty, ale wręcz wybrano termin spotkania, co, do którego wiedziano, że będą oni gdzie indziej, sugerują, że Klata będzie miał swych obrońców. Czy w tej sytuacji nie powinniśmy wziąć przykład z naszych pobratymców – Ukraińców, którzy bez względu na pogodę okupują centrum swej stolicy domagając się spełnienia aspiracji narodu? Czy nie powinniśmy zorganizować okupacji wejścia do Teatru Starego w imię przywrócenia narodowi Teatru Narodowego? Czy nie powinniśmy poinformować o tym światowych mediów i wszystkich struktur instytucji europejskich? Czy nie powinniśmy oczekiwać od nich takiej samej reakcji, jak wobec tych zgromadzonych na kijowskim Majdanie?

Argumenty o tym, że sytuacja w Polsce jest inna niż za wschodnią granicą są demagogią. – Wszak wybory na Ukrainie były monitorowane przez obserwatorów KBWE i nie było większych zastrzeżeń! Nawet takich, że serwery komisji wyborczej liczące głosy były w Moskwie, jak to było w przypadku... naszych wyborów! Wszystkie dokumenty prawne Unii Europejskiej gwarantują nam prawo identyfikacji narodowej w swoim własnym kraju i mamy prawo domagać się obrony tego prawa przez całą Unię i jej instytucje!

Wszystkie te argumenty przemawiają za tym, że taka okupacja jest nie tylko działaniem racjonalnym, ale, świadczą o tym, że jeśli tego nie zrobimy, to za kilka miesięcy Klata wystawi jednak tę wersję „Nie-boskiej komedii”, w której w naszym imieniu będzie przepraszał za nasz antysemityzm, a polskojęzyczne media będą się rozpisywały o odkrywczości i artyzmie takiej inscenizacji!

krakowniezaleznymkInformacja własna

W minioną sobotę, 7 grudnia, w Studiu im. Romany Bobrowskiej Radia Kraków, odbył się wyjątkowy koncert, zatytułowany: „Andrzeju, ach to Ty!”, a poświęcony twórczości Andrzeja Zaryckiego – autora słynnych przebojów Ewy Demarczyk, a jednocześnie kierownika muzycznego „Zaczarowanego Radia Kraków”.

Relację z tego spotkania znajdą Państwo na stronie Fundacji Mimo Wszystko:
http://www.mimowszystko.org/pl/aktualnosci/biezace/2976,Zaczarowane-Radio-Krakow-po-raz-20.html

a my polecamy filmową impresję z koncertu. Jej autorem jest p. Tadeusz Oratowski:


http://www.youtube.com/watch?v=-h3-FLDWtNc

krakowniezaleznymkInformacja własna

Z inicjatywy p. Fryderyka Radwana-Biedy ze Stowarzyszenia im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Krakowie, Zarząd  SPLK przeznaczył "świąteczny dar pieniężny" na wyjazd rehabilitacyjny kilkuletniego Olafa, podopiecznego Specjalistycznej Placówki Opiekuńczo-Wychowawczej im. Jana Brzechwy w Krakowie.

splkdzieciakomObok skan dyplomu z otrzymania którego SPLK jest niezwykle dumne 😉

Przypomnijmy, że Stowarzyszenia im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Krakowie powstało 4 września 2012 roku i działa w ramach ogólnopolskiego Ruchu Lecha Kaczyńskiego.  Krakowskie SPLK ma już na koncie wiele różnorodnych inicjatyw i przedsięwzięć. Były to m.in. Akademia Samorządności - cykl szkoleń dla przyszłych kandydatów na radnych dzielnic i Miasta, spotkania z politykami i dziennikarzami, projekcje filmów i koncerty, trzykrotnie już przyznana Ikona Świętego Jerzego czy Festiwal "Warto być Polakiem".

Część z nich dokumentujemy także na stronach Krakowa Niezależnego:
https://www.krakowniezalezny.pl/tag/stowarzyszenie-im-prezydenta-lecha-kaczynskiego-w-krakowie

miroslawborutaMirosław Boruta

W naszym, "rozpędzonym" życiu takie chwile są rzadkością, rzadkością piękną... Zwyczaj wystawiania szopek krakowskich na cokole wokół pomnika Adama Mickiewicza w pierwszy czwartek grudnia przyciąga Krakowian i Gości naszego miasta od lat. Tak było i w tym roku, a zdjęcia (niezwykle) amatorskie -  wzbogacające notkę z Wikipedii  - uzupełnia fotoreportaż 😉

Tak po prostu - piękny jest Kraków...   

20131205sz1Szopki krakowskie – bogato zdobione, wielowieżowe sceny o architekturze nawiązującej do zabytków Krakowa, przedstawiające misterium Bożego Narodzenia. W II połowie XIX wieku wykształciły się cechy architektoniczne wyraźnie odróżniające szopki wykonywane w Krakowie od innych. Wpłynęły na to wzorce zabytkowych krakowskich budowli: głównie kościołów. Stylowa różnorodność krakowskich zabytków dostarczała twórcom bogatego źródła inspiracji. Wykształciła się szopka w formie smukłej budowli z dominującymi wieżami. Twórcami tej oryginalnej formy byli murarze i pracownicy budowlani z przedmieść Krakowa: Krowodrzy, Zwierzyńca, Czarnej Wsi, Grzegórzek, Ludwinowa.

20131205sz2Sezonowość ich zawodu, sprzyjała szukaniu dodatkowych źródeł zarobku w okresie jesienno-zimowym, kiedy prace murarskie nie są prowadzone. Wykonywali oni szopki w dwóch rozmiarach: małe, o figurkach nieruchomych – przeznaczone na sprzedaż oraz duże, będące przenośnymi teatrzykami przeznaczonymi do odgrywania przedstawień kukiełkowych – do obnoszenia po domach przez zespoły kolędnicze. Ten typ szopek jest całkowicie unikatowy i występował wyłącznie w Krakowie.

20131205sz3By nie dopuścić do zaniku szopkarskiej tradycji, w 1937 roku z inicjatywy Jerzego Dobrzyckiego – wielkiego miłośnika krakowskich tradycji i zwyczajów – zorganizowano u stóp pomnika Adama Mickiewicza konkurs na najpiękniejszą szopkę krakowską. Rok później odbyła się druga edycja konkursu. W okresie okupacji niemieckiej konkursów nie organizowano i dopiero w grudniu 1945 roku przy zburzonym przez Niemców pomniku po raz trzeci pojawili się szopkarze.

20131205sz4Od 1946 roku organizacją konkursu zajmuje się Muzeum Historyczne Miasta Krakowa. W 2013 roku odbyła się 71. edycja konkursu. Konkurs wykreował nowy rodzaj szopki krakowskiej, umownie nazwany szopką konkursową. Poza nielicznymi wyjątkami, szopki te nie pełnią już swej pierwotnej funkcji – nie są scenkami dla odgrywania przedstawień, lecz przeznaczone są wyłącznie do kontemplacji estetycznej. Stąd też wysiłek twórców koncentruje się na doskonaleniu walorów architektonicznych, dekoracyjnych szopki, natomiast miejsce kukiełek zajęły figurki nieruchome, lub – od lat 60. wprawiane w ruch mechanizmami elektrycznymi.

I jeszcze linki: do 24 zdjęć "komórkowych" oraz profesjonalnego fotoreportażu, autorstwa p. Kazimierza Bartla:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/5Grudnia2013
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/5Grudnia2013kb

resortowedzieciONE. RESORTOWE DZIECI. Wychowane w rodzinach działaczy i funkcjonariuszy KPP, PZPR. Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, a potem SB. Doskonale ustawione potem w życiu, dzięki koneksjom, a potem pieniądzom i „grubej kresce”. Czasem, choć wywodzą się z niekomunistyczych środowisk, związane ideologicznie oraz materialnie z byłą władzą i bezpieką. Za młodu aktywiści komunistycznych organizacji młodzieżowych, potem biznesmeni, właściciele i zarządcy nowych mediów. Właśnie dlatego tak zdecydowanie przeciwne dekomunizacji i lustracji, szydzący z patriotyzmu, polskich tradycji i w ogóle z polskości. Niebezpieczne, bo usytuowane w opiniotwórczej prasie, a przede wszystkim w telewizji i stacjach radiowych. Obecne w nich od stanu wojennego – do dziś.

ONE. RESORTOWE DZIECI. „Violetty”, „Kowalscy”, Literaci”, „Poeci”, „Daniele” i inni. Połączeni solidarnością grupową i interesami, posługujący się wprawnie relatywizmem moralnym, szyderstwem i ośmieszaniem. Często, w razie pilnej potrzeby, pełniące rolę „dyżurnych autorytetów moralnych”, szczujących przeciw zbyt niepokornym, zbyt dociekliwym – myślącym, ponad ICH miarę, po prostu inaczej.

Ta książka jest właśnie o nich (za: http://www.empik.com/media-resortowe-dzieci-kania-dorota-targalski-jerzy-marosz-maciej,p1085476315,ksiazka-p).

quovadisttKryzys gospodarczy / pomysł rządzących na podporządkowanie sobie ludzkości
Obywatel / pojęcie, które raz na zawsze zastąpiono słowem konsument   
Stany Zjednoczone Świata / supermocarstwo, które podporządkowało sobie świat
Zepsucie moralne / nie mniejsze niż w czasach Imperium Rzymskiego
Chrześcijanie / przeznaczeni na śmierć
Wielka miłość / mężczyzny do kobiety i człowieka do... Boga. 

Ta powieść to nie tylko fantastyczna, wciągająca, pełna zwrotów akcji i przygód napisana z polotem romantyczna historia miłości Szymona i Angel. W przedstawionej wizji przyszłości, dostrzeżemy doskonałe rozpoznanie, rozpracowane i po mistrzowsku opisane tajemnicze mechanizmy rządzące naszym światem i nami już dziś, w roku 2013. Wszystkim, którzy uważają, że autora poniosła wyobraźnia,  polecamy obejrzenie najbliższego wydania wiadomości. Tym, którym to nie wystarczy proponujemy włączenie Internetu i sprawdzenie informacji, że Francja przygotowuje się do ustawowego zakazu używania słów mama i tata. W głowie się nie mieści? A jednak... Przed nami QUO Vadis – Trzecie Tysiąclecie! 

Wydawnictwo Polwen, „Quo Vadis trzecie tysiąclecie”, format: 140 x 190, s. 656, oprawa miękka, cena detaliczna 36,00 zł. Książka dostępna w dobrych księgarniach, na www.polwen.pl

Z Martinem Abramem, autorem książki rozmawia Rafał Łączny:

Po przeczytaniu ostatnich stron Pana powieści „Quo Vadis Trzecie tysiąclecie” przyznam, że zacząłem się zastanawiać czy jest Pan aż tak wielkim pesymistą, czy może jednak tak doskonałym obserwatorem tego, co dzieje się wokół nas?

Martin Abram: Dlaczego pesymistą? Końcowe strony może rzeczywiście są tragiczne, ale wizja w finale książki budzi otuchę. Po latach prześladowań chrześcijaństwo jednak odradza się. Sama historia ma ostrzec przed światem, który się zbliża, a właściwie już jest. Książka, jak chyba większość publikacji futurystycznych, opisuje rzeczywistość i tylko pewne rzeczy wyolbrzymia. Nie ma w niej niczego, czego bym nie zaobserwował w otaczającym mnie świecie, gdy dwanaście lat temu powstawała. Nieustannie pojawiają się pomysły, podobne do tych, które opisałem. Chrześcijaństwo próbuje się ograniczyć do niewielkiej enklawy, a świat zbudować na jakiejś nowej ideologii. Jednak wydźwięk książki jest optymistyczny. Wydaje mi się, że te próby - mam taką nadzieję - nigdy ostatecznie nie zwyciężą.

Nakreślmy w kilku zdaniach fabułę. Zasadniczy szkielet powieści oparł Pan o tekst „Quo Vadis” Henryka Sienkiewicza. Przenosi Pan jednak czytelnika w XXII wiek. Oto maluje się przed nami świat niemal idealny. Istnieje tylko jeden kraj - Stany Zjednoczone Świata. Jego obywatele to sami szczęśliwi konsumenci. Istnieje też - co prawda nieliczna - ale rozsiana po całym globie grupa może nie tylko kontestatorów, co tych, którzy chcą żyć inaczej. To właśnie chrześcijanie. Dlaczego skorzystał Pan ze szkieletu zaproponowanego już przez Sienkiewicza?

Martin Abram: Pomysł książki narodzin się w 1999 roku, kiedy świat opanowało „milenijne szaleństwo”. Nieustannie mówiono o jakiś pluskwach milenijnych, które miały się pojawić wraz z nadejściem XXI wieku i innych milenijnych bzdurach, na których robiono wielki biznes. Wydawało mi się to nielogiczne, bo przecież XX wiek nie kończył się wraz z rokiem 1999, a z 2000. To, że tylu ludzie uwierzyło w „milenijne szaleństwo” było dla mnie znakiem, jak ogromna jest siła komercji. Moja myśl powędrowała wtedy do początków naszej ery. Dlaczego mówimy o wieku XX? Od kiedy liczy się ten czas? Pomyślałem o narodzinach Chrystusa, chrześcijaństwie... i tak pojawiło się skojarzenie z „Quo Vadis” Sienkiewicza, które o początkach chrześcijaństwa opowiada. Pomyślałem sobie, że jeśli tę w gruncie rzeczy dość archaiczną fabułę o miłości, ale i o prawdach wiary, którą napisał Sienkiewicz, da się przenieść w XXII wiek i jeśli taki zabieg się obroni, i opowiadana historia będzie wciągająca dla czytelnika, to będzie to tym samym oznaczać, że broni się samo chrześcijaństwo; że chrześcijaństwo z tą prostą historią było prawdziwe zarówno dwadzieścia wieków temu, jest teraz, jak i będzie w przyszłości. Mam nadzieję, że to się udało. Głosy czytelników mówią, że tak. Moja idea, która legła u podstaw książki, sprawdziła się. Chrześcijańskie prawdy są wieczne i niezmienne. W tym tkwi ich siła. Niezależnie od czasów chrześcijanie są wyzwaniem dla otaczającego ich świata i tym wyzwaniem pozostaną.

Uzupełnijmy tę fabułę o kilka dodatkowych szczegółów. Słysząc o książce futurologicznej można się spodziewać UFO-ludków, latających pojazdów, czy robotów na usługach ludzi. Jednak nic takiego nie znajdziemy w Pańskiej książce. Ten świat przyszłości wydaje się łatwiejszy dla człowieka, wygodniejszy, co nie znaczy, że prostszy, pozbawiony trosk codzienności. Czy zatem łatwo jest „projektować przyszłość”?

Martin Abram: Przyznam, że nie specjalnie się na tym koncentrowałem. Jeśli opisywałem jakiś gadżet to starałem się to robić na tyle ogólnikowo, żeby czytelnik sam mógł sobie wyobrazić jak taki przedmiot wygląda. Tak jest choćby z pojawiającą się w powieści pomnażarką pieniędzy. Założyłem też na przykład, że będą istniały jakieś pojazdy, którymi ludzie będą się poruszali. Uznałem, że mimo wszystko będzie to coś w rodzaju samochodu, ale nie opisywałem dokładnie jego wyglądu i zasady działania. Czytelnik może tu wstawić własne wyobrażenie na ten temat, że np. jest to rodzaj poduszkowca. Generalnie jednak, nie budowałem tego świata w oparciu o gadżety, które mogą ów świat przyszłości wypełniać. Nie chciałem popaść w jakieś błędne przewidywania. Interesowały mnie przede wszystkim mechanizmy, które tym światem rządzą. Ale i w tym wypadku potęgowałem tylko to, co już dzieje się na naszych oczach.

Wspomina Pan o mechanizmach, które wyolbrzymione stały się elementem świata w Pana powieści. Czy zatem Pana zdaniem założenia, reguły, które dzisiaj rządzą współczesnym światem mogą nas doprowadzić do takich sytuacji, jakie opisuje Pan w książce? Pozwolę sobie podać przykład. Pojawia się u Pana „Rada Dwunastu”, która w przyszłości de facto rządzi światem. Do owych dwunastu osób należy 80 proc. globalnego kapitału. Tymczasem już dzisiaj 46 proc. światowego bogactwa znajduje się w rękach 1 proc. populacji. Smutna konkluzja jest taka, że te dysproporcje wciąż będą narastać.

Martin Abram: To co Pan mówi tylko potwierdza to, o czym pisałem. Koncentracja kapitału to w pewnym sensie proces naturalny, jeśli założymy, że zysk jest głównym motorem działania w gospodarce. Już dzisiaj wielkie koncerny, które operują na całym świecie, nie są przedsiębiorstwami narodowymi. Mają co prawda swoją siedzibę w jakimś konkretnym kraju, ale tak naprawdę ich wpływy obejmują cały świat. Weźmy za przykład firmę, która produkuje środki chemiczne i pieluszki. To dziś przeogromna potęga, która jest w stanie dyktować pewne rozwiązania nawet rządom, np. wymuszając ulgi podatkowe. W ciągu zaledwie kilku lat temu koncernowi udało się zalać Chiny swoimi jednorazowymi pieluszkami. To zmierza w tym kierunku.

Ostatnio czytałem wywiad z laureatem Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii Muhammadem Yunusem. Mówi w nim, że zysk nie może być jedynym wyznacznikiem działalności firmy. Jego zdaniem, aby świat funkcjonował w miarę dobrze, a ludzie czuli się szczęśliwi, trzeba brać pod uwagę także inne czynniki oprócz zysku, w tym choćby względy społeczne: to jak ktoś czuje się w danej firmie, ile ma wolnego czasu, by poświęcić się rodzinie. Moja książka jest więc także apelem, żeby jeśli nie da się odwrócić procesu konsolidacji, to przynajmniej, by ten świat ekonomii, wielkich megakarteli trochę uczłowieczyć, dać mu ludzką miarę.

Jak rozumiem nie należy Pan do opisywanej w swoje książce Ligi Rzeczy Niereklamowanych?

Martin Abram: To w gruncie rzeczy pomysł wzięty z życia. Liga Rzeczy Niereklamowanych narodziła się w głowie jednego z bohaterów powieści, Tobiego, gdy kupował nożyki do golenia. Okazuje się, że nie mógł kupić tych nieco starszej generacji. To jest po prostu moja historia. Chodziłem przez kilka dni po wszystkich możliwych sklepach w Warszawie, próbując kupić nożyki, które pasowałyby do starej maszynki do golenia. Nawet podczas różnych wyjazdów zaglądałem w tym celu do sklepów w innych miastach. Niestety bez efektu. W powieści zwielokrotniłem absurd tej sytuacji pisząc o jakiś fotokomórkach, czujnikach, które znajdują się w tych nowoczesnych nożykach, ale to po prostu mi się przydarzyło.

Oczywiście, gdy już na potrzeby książki wymyśliłem Ligę Rzeczy Niereklamowanych z ciekawości, czy się uda, kupowałem rzeczy, o których nigdy wcześniej nie słyszałem. Okazało się to jednak trudne. Istnieje, opisany przez psychologów mechanizm, że nawet jeśli nie aprobujesz danego przekazu reklamowego, albo starasz się go ignorować, to jednak zapamiętując tylko nazwę jakiegoś produktu, podczas zakupów wydaje ci się on bardziej przyjazny i go kupujesz. Także ulegam tym mechanizmom. To, że zdaję sobie z nich sprawę to już wiele. Pozwala mi to czasami sięgać po coś, co jest „obok”, ale pewnie ten produkt też kiedyś będzie reklamowany, albo już był, tylko ja akurat na tę reklamę nie trafiłem.

W „Quo Vadis Trzecie tysiąclecie” chrześcijanie zostają zepchnięci do podziemi, a Kościół katolicki zdelegalizowany. W jednej ze scen bohaterka o imieniu Angel trafia do aresztu za odmówienie w miejscu publicznym modlitwy przed jedzeniem. Czytając ten fragment przypomniała mi się sprawa jednej z brytyjskich pielęgniarek, która straciła pracę za noszenie krzyżyka w widocznym miejscu. Dzisiaj coraz częściej mówi się o tym, że religia powinna być obecna jedynie w sferze prywatnej. Pana zdaniem ten proces będzie się jeszcze pogłębiał?

Martin Abram: W tej kwestii ma Pan z pewnością lepszy obraz niż ja, bo nie jestem publicystą i nie śledzę tych spraw na bieżąco, ale przypadki, których użyłem w powieści nie są zmyślone. Słyszałem o zakazie noszenia krzyżyka i po prostu to opisałem. Moglibyśmy mnożyć podobne przykłady. W jakimś angielskim mieście w witrynie sklepowej pojawiła się świąteczna dekoracja z elementami chrześcijańskimi. Rada miejska nakazała właścicielowi sklepu usunięcie tej dekoracji. Inny przykład, sprzed kilku lat, już po napisaniu mojej książki: chrześcijańskie organizacje adopcyjne w Wielkiej Brytanii nie mogą odmówić, gdy o adoptowanie dziecka zwracają się do nich pary homoseksualne. Dla mnie jest to ewidentne łamanie sumienia. Jeśli homoseksualiści mają tam prawo do adopcji to przecież nie muszą przychodzić do chrześcijańskich ośrodków. Ta sytuacja to absurd i muszę przyznać, że jestem nią bardzo zbulwersowany.

Próby spychania chrześcijaństwa poza społeczny nawias są więc wciąż podejmowane, ale mam nadzieję, że mimo wszystko zdrowy rozsądek, ale także prawda, który za tym zdrowym rozsądkiem się kryje, zwycięży i nie dojdzie do takiej sytuacji, że chrześcijaństwo zejdzie do podziemi.

Traktuje Pan tę książkę, którą niektórzy określają mianem fikcji teologicznej, jako przestrogę dla nas współczesnych, by się obudzić, pomyśleć, zreflektować, by nie doprowadzić do sytuacji, które Pan opisuje?

Martin Abram: Jest to rzeczywiście apel o refleksję, o zastanowienie się nad sobą, o dokonywanie właściwych wyborów w życiu, dawanie świadectwa, bo to ważne, by w różnych sytuacjach po prostu przyznawać się do tego, że jesteśmy katolikami, czy ogólnie chrześcijanami, począwszy od noszenia krzyżyka, poprzez przeżegnanie się w miejscu publicznym, po zabieranie głosu w debacie politycznej. Nic w tym złego, to nas określa i nie powinniśmy się tego wstydzić. Powieść jest również, apelem - być może naiwnym - o budowanie świata prawdziwej tolerancji, także dla ludzi wierzących.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

(Od Redakcji): za powyższe materiały dziękujemy firmie APG STUDIO działającej w imieniu wydawnictwa Polwen.

mariamachl1Maria Machl

W piątkowy wieczór, 22 listopada w Saloniku Galerii "Audialnia" przy ul. Św. Tomasza 32 odbyła się "Lekcja Mowy Polskiej, Dykcji i Historii". Zaproszonych gości serdecznie witała, pełna ciepła i uroku, Właścicielka tego magicznego miejsca - p. Stanisława Hnatowicz i sympatyczna twórczyni Teatru Słowa i Tańca - p. Jadwiga Klimkowicz.

20131122lmp1"Lekcję" prowadziła niestrudzona p. Sława Bednarczyk, wprowadzając Gości w arkana poprawnej dykcji i akcentuacji. Każdy mógł spróbować swoich możliwości czytając głośno urywki prozy i skonfrontować własne wykonanie z profesjonalnym...

Nastrój wieczoru przypominał, utracony już dziś, świat dawnych salonów. W otoczeniu antycznych mebli, wśród obrazów i bibelotów można było się napawać pięknym śpiewem p. Marty Grabysz, której znakomicie akompaniowały: p. Leokadia Sochacka-Lachman /piano/ i p. Karolina Szymborska /skrzypce/. Utwory Ewy Lipskiej i Edwarda Stachury ze świetną muzyką Małgorzaty Bińczyckiej w wykonaniu artystki, dysponującej pięknym, niskim głosem, urzekały słuchaczy. Pieśni przeplatały się z fragmentami utworów Ignacego Krasickiego i Karola Wojtyły. Recytował je młodziutki Miłosz Korendo, oczarowując gości dojrzałością wykonania, nie tracąc przy tym  dziecięcego wdzięku.

20131122lmp2Biografię pisarza, biskupa Ignacego Krasickiego, przypomniała obecnym p. Alicja Wróbel, która przygotowała ją w "pigułce", urozmaicając informacjami ciekawymi a mało znanymi i przedstawiła sylwetkę twórcy z niezwykłą swadą. "Lekcję" rozpoczął i zakończył, pięknie grając na pianinie, kilkunastoletni pianista - Bonifacy Klimkowicz.

Piątkowy wieczór, raz pełen zadumy, raz śmiechu, wspaniale prowadzony przez p. Sławę Bednarczyk zgromadził przedstawicieli wszystkich pokoleń. A dzięki Jej pracy i pracy p. Jadwigi Klimkowicz  podobne wzruszenia będzie można przeżywać podczas kolejnej "Lekcji Mowy Polskiej, Dykcji i Historii" - już za miesiąc.

I jeszcze linka do wszystkich fotografii albumu:
https://plus.google.com/photos/113826734217089771149/albums/5949468860755723201

(Od  Redakcji): A linki do dwóch fotoreportaży, autorstwa pp. Elżbiety Marchewki i Alicji Rostockiej oraz impresji filmowej, przygotowanej przez p. Grzegorza Garbulę znajdą Państwo poniżej:
https://picasaweb.google.com/115266215617350072168/AudialniaPHnatowicz?authkey=Gv1sRgCOW269e34KDurgE&feat=email
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/22Listopada2013
http://www.youtube.com/watch?v=Pl4LOXmHOuo

Anna Maria Kowalska

W okresie dzieciństwa i młodości często chodziło się do teatru. Tak rodzice, jak i szkoła troszczyli się o kontakt młodego widza z prawdziwą Sztuką, co było dla mojego pokolenia źródłem niezapomnianych przeżyć.

Zachowałam większość programów ze spektakli, które naprawdę były wydarzeniami, komentowanymi nie tylko w prasie, ale i w domach (sic!). Te spektakle jakoś we mnie zostały, pomogły mi zrozumieć głębiej polskość. Nie ukrywam, że uczyłam się jej w krakowskich teatrach, zwłaszcza zaś w Teatrze Starym. Myślę tu przede wszystkim, choć nie tylko – o niezapomnianych „Dziadach” Konrada Swinarskiego. To był wstrząs, atomowe przeżycie – a zarazem krótki kurs polskiej – ale i europejskiej romantycznej historiozofii. Przedstawienie to na większość widzów podziałało jak grom z jasnego nieba – i do dziś pozostało wzorem do naśladowania. Zarejestrowane przez TVP – trafiło do złotej setki Teatru Telewizji.

Minęło trochę czasu – i oto, w ramach rozmaitych kulturowych „rewizji” i „redefinicji”, przywoływanych m.in. przez ministra Bogdana Zdrojewskiego w ramach expose podczas Kongresu Kultury Polskiej w Krakowie we wrześniu 2009 roku – za pomocą spektaklu tegoż samego Teatru Starego ten wspaniały gmach, który wzniósł m.in. Swinarski próbuje się w niewyszukany sposób  obalić. I to jak żałośnie! Aż litość wzbiera.

Nic z tego. To się nie uda. Nie w Krakowie. I, mam nadzieję, nie w Polsce, gdzie tego rodzaju spektakle należałoby przykładnie oprotestować – i zbojkotować, ze zwrotem biletów łącznie. Bo gdzie jak gdzie, ale tu są jeszcze ludzie, którzy rozumieją wagę autorytetu reżysera – i potrafią odróżnić prawdziwą Sztukę od sztukopodobnych a hałaśliwych, bluźnierczych, „politycznie poprawnych” podróbek.

Barbara Sosnowicz

20131116ef116 listopada 2013 roku w Dworku Białoprądnickim w Krakowie miała miejsce promocja pierwszego tomiku wierszy pt. "Schody do życia", artystki, poetki, malarki - p. Edyty Franczuk.

Rewelacyjną interpretację wierszy zaprezentowały aktorki: Sława Bednarczyk oraz Alicja Kondraciuk.

20131116ef2Muzykę i scenografię przygotowały również obie Panie. Wieczór poetycki prowadził niezwykle ciepło i profesjonalnie znany Krakowianom - p. Edward Jankowski.

Niemilknąca burza oklasków, kwiaty, uściski i gratulacje potwierdziły wysoki poziom całego przedsięwzięcia. Pani Edyta Franczuk, mimo młodego wieku, zadziwiła publiczność dojrzałością chrześcijańskiego i patriotycznego  rozumienia losu Polaków zmagających się z obecną rzeczywistością, na przykład w wierszu "Zniewolenie vs Wolność":

20131116ef3Zakażą działać
...będziemy mówić,
Zakneblują usta
...będziemy pisać,
Zwiążą ręce
...będziemy widzieć,
Zasłonią oczy
...będziemy słyszeć,
Zatkają uszy
...będziemy myśleć,
Zabiorą wolność
...pozostanie serce.
Prawda i pamięć są nieśmiertelne...

elzbietamorawiecElżbieta Morawiec

Zanim zaczniecie swój happening proszę o wysłuchanie paru słów od byłego kierownika literackiego Starego Teatru. Nie trzeba być Sherlockiem Holmesem, aby z waszego afisza wyczytać dokąd zmierzacie. Śledztwo w sprawie śmierci Konrada Swinarskiego pod Damaszkiem. Konrad Swinarski, którego wielkość z bezprzykładnym brakiem kultury staracie się zniszczyć w tym teatrze - to zaledwie pretekst. Konrad Swinarski zbudował wielkość tego teatru i żadne wasze happeningi nie są w stanie jej zniszczyć. Po nim została wielkość, w tych murach, po was zostaną ruiny. Ale jak się rzekło - Swinarski to tylko pretekst, ze swej natury chamski, ponad wszelką miarę. Wy celujecie wyżej – ośmieszając: 1 – śledztwo w sprawie największej tragedii polskiej pod Smoleńskiem, 2 - Instytut Pamięci Narodowej.

We własnym, wirtualnym świecie żyjecie w przekonaniu, że jesteście buntownikami, kontestatorami. Nic błędniejszego. Płyniecie zgodnie z obowiązującą falą, która w Europie niszczy wartości i fundamenty tożsamości europejskiej. Jako klasyczni oportuniści  podpisujecie się pod dewizą premiera Tuska: "polskość to nienormalność".  Ale nienormalność to właśnie wy. Wasza "normalność" to rechot nad tragedią Swinarskiego, rechot nad tragedią smoleńską. Rechot nad poszukiwaniem prawdy. W tym teatrze, w ciągu 10 miesięcy mamy nieustający festiwal barbarzyństwa i szkalowania tradycji. Tu się postponowało Piłsudskiego i gloryfikowało czerwonego zdrajcę i kata, Dzierżyńskiego. Chcecie powrotu bolszewickiej Polski spod znaku Dzierżyńskiego, Kohna, Marchlewskiego z roku 1920 – dalej się tak bawcie. Już jakiś nowy Dzierżyński albo wielkorządca Putin wskażą wam wasze miejsce w kulturze.

Informacja własna

Skandal, do jakiego doszło podczas studenckiej premiery sztuki „Do Damaszku” w reżyserii Jana Klaty, przejdzie do historii Narodowego Teatru Starego w Krakowie. Oburzona publiczność przerwała przedstawienie i w geście sprzeciwu opuściła salę.

Obrzydliwe sceny kopulacji, wulgaryzmy i dzieci na widowni - tak zaprezentował się krakowski Narodowy Teatr Stary. Oburzeni widzowie masowo zaczęli opuszczać salę w chwilę po tym, jak znany krakowski artysta, Stanisław Markowski, od lat związany z tym teatrem, przerwał przedstawienie.

- Wstyd! Hańba! Dość! To jest Teatr Narodowy! – to tylko niektóre z okrzyków dobiegających z widowni.

Zaprezentowany podczas spektaklu poziom obscenizmu okazał się nie do zniesienia dla kilkudziesięciu widzów. Po reakcji publiczności reżyser sztuki, Jan Klata, oraz wszyscy aktorzy pojawili się na scenie. Nie zamierzali jednak wysłuchiwać ostrych słów krytyki. Z relacji Witolda Gadowskiego, będącego jednym w widzów, wynika, że Klata kazał wynosić się z teatru wszystkim tym, którym sztuka się nie podoba.

-  Za moje pieniądze - podwójnie moje, bo i z budżetu i za zapłacony bilet - słyszę „wynoście się”. Pan Klata chyba całkowicie zatracił poczucie rzeczywistości. Ten skandal jest skandalem kryminalnym. To jest teatr narodowy. Nie zdarzyło się dotąd, żeby spektakl został w ten sposób przerwany. To świadczy o tym, że granice prowokacji zostały przekroczone i dzieje się coś niesmacznego i niestosownego, skoro ludzie tak reagują – relacjonuje portalowi wpolityce.pl redaktor Witold Gadowski.

Wbrew temu, co podają niektóre media, kilka osób już wcześniej zaczęło opuszczać widowisko, jeszcze przed jego masowym opuszczeniem. W ciągu pierwszych 25 minut, w geście protestu salę opuściło co najmniej pięciu widzów. Zapewne nie mogli oni znieść widoku Krzysztofa Globisza kopulującego ze scenografią oraz Doroty Segdy wulgarnie imitującej akt seksualny.

Do bardzo symbolicznego zdarzenia doszło, gdy p. Stanisława Rozwadowska – znająca osobiście Krzysztofa Globisza – opuściła swoje miejsce na widowni i podchodząc do sceny prosiła aktora, aby nie brał udziału w tym skandalicznym widowisku. Jak zrelacjonowała nam później p. Stanisława, Globisz bardzo przeżył jej apel i w oczach aktora pojawiły się łzy.

- Musi się zmienić dyrektor, musi się zmienić program, nie mogą być szykanowani aktorzy, że się ich wyrzuci, że będą pod presją, albo będą grali u niego te wariactwa, albo nie. I to nie jest jedyny taki spektakl – tymi słowami zwrócił się natomiast do słuchaczy Radia Kraków Stanisław Markowski.

karolinagujdaKarolina Gujda

Rozkwita moda na przedmioty odwołujące się do symboliki śmierci. Wokół nas coraz więcej trupich czaszek, kości, wampirzych kłów i złych duchów. Moda ta – niestety – nie ominęła również najmłodszych. O tym, co dzieje się z psychiką dziecka, które od urodzenia oswajane jest z "trupimi" symbolami pisze na łamach najnowszego numeru "Polonii Christiany" ks. Sławomir Kostrzewa.  Listopadowo–grudniowe wydanie pisma to lektura obowiązkowa dla wszystkich rodziców i wychowawców.

Nie dajmy sobie wmówić, że dziecko nie rozumie znaczenia ubrań, które nosi. Nie wierzmy, że maluchom jest wszystko jedno – zdaje się apelować do opiekunów ks. Kostrzewa. W artykule "Dzieci ubrane w śmierć" pisze: "Oswajanie dzieci z motywami śmierci odbiera im nadzieję, radość, beztroskę i poczucie bezpieczeństwa. Obecność tych uczuć jest niezbędna dla prawidłowego rozwoju psychiki dziecka i jego duchowości. Ich brak połączony z epatowaniem symboliką demoniczną lub turpistyczną to wstęp do niewiary w dobroć i wszechmoc Boga, to podważenie wiary w obecność obiektywnego źródła dobra i piękna, to narastające poczucie strachu, zagrożenia i wszechpotęgi śmierci".

polchr35Tematem przewodnim listopadowo–grudniowego numeru "Polonii Christiany" jest teologia wyzwolenia. Ci, którzy na temat tej ideologii wiedzą niewiele, a nawet Ci, którzy nigdy o niej nie słyszeli w listopadowo–grudniowym numerze pisma znajdą wszechstronny opis zagadnienia i wiele ciekawych komentarzy.

Teologia wyzwolenia – mówiąc najkrócej - to próba połączenia chrześcijańskiego punktu widzenia z ideologią socjalizmu i komunizmu. Ksiądz profesor Tadeusz Guz w obszernym wywiadzie - "Nie daj Boże, żeby teologia wyzwolenia się rozprzestrzeniła" - nazywa  tę ideologię "wewnętrzną sprzecznością". Jerzy Wolak pisze jeszcze ostrzej: "Teologia wyzwolenia to nic innego jak komunistyczna agentura wewnątrz Kościoła. Żeby tego nie dostrzegać, trzeba nie mieć oczu; żeby tego nie rozumieć, trzeba nie mieć mózgu; żeby to propagować, trzeba mieć – i to bardzo dużo – złej woli" ("Istota teologii wyzwolenia").

Julio Loredo dostrzega, że w ostatnim czasie teologia wyzwolenia często gości na łamach polskich gazet ("Dla ubogich czy dla ubóstwa?"), Bogusław Bajor przypomina wcielających teologię wyzwolenia w czyn księży-partyzantów ("W co wierzysz? W guerillę!"), a Krystian Kratiuk ostrzega, iż "Watykan potępia ideologię wyzwolenia".

Po listopadowo–grudniowy numer "Polonii Christiany" warto sięgnąć także z uwagi na teksty o innej tematyce. Marcin Jendrzejczak nazywa Polaków "narodem bez przyszłości". Dlaczego? Chińczycy, ograniczeni restrykcyjną polityką jednego dziecka, mają więcej dzieci niż Polacy. Te dane nie napawają optymizmem... Jakub Majewski, twórca gier komputerowych, pisze o tym, dlaczego większość produkowanych współcześnie gier jest bardzo sprzeczna z katolickim punktem widzenia ("Przekłamana rzeczywistość") a Grzegorz Kucharczyk przypomina postać Clive'a S. Lewisa, autora "Opowieści z Narnii", jednego z najwybitniejszych twórców powieści chrześcijańskiej.

Jak zawsze – warto sięgnąć po najnowszy numer dwumiesięcznika "Polonia Christiana". To pożyteczna i wzbogacająca lektura!

(Od Redakcji): Zapraszamy także na stronę internetową omawianego pisma: http://www.pismo.poloniachristiana.pl/spis_tresci,37,0,0,0,PCH,numer.html

jadwigaklimkowicz1Jadwiga Klimkowicz

W moim miasteczku cisza krzyczy nocą,
Pijane cienie sennie coś bełkocą,
W moim miasteczku noc brzydotę kryje,
A anioł z diabłem smętne piwo pije.
 
Czerwone światła w koktajl barze,
Niepewność kryje nocy futro,
Tutaj się jeszcze coś wydarzy,
W szklankach pijane dziś i jutro.

martagrabyszrecitalPragnę zaprosić Państwa na recital Marty Grabysz, która uskrzydlona sukcesem wróciła właśnie ze Sztokholmu. Artystka była tam gościem Sztokholmskiego Salonu Poezji i emanującej energią i życzliwością p. Małgorzaty Kwiecińskiej-Jarvenson – prezes tej formacji.

Dla nas zaśpiewa w historycznym, zaczarowanym i pełnym wspomnień miejscu, czyli znanej nam wszystkim Jamie Michalika. Wkrótce poznamy datę wydarzenia, zatem warto śledzić krakowskie strony informacyjne: Karnet, Kraków Niezależny, Nasze Miasto, Warto wiedzieć itd. Zanim jednak zaczniemy oklaskiwać panią Martę w Jamie Michalika, przeczytajmy co o sztokholmskim wieczorze napisała dla „Polonia.info” p. Krystyna Stochla. Zapraszam serdecznie 😉

Krystyna Stochla (Sztokholm): Magiczny wieczór

Fotografie w tekście, p. Bogusław "Bobo" Rawiński.

martagrabysz1Miło jest wrócić jesienią z szalonych wakacji pod oswojone dachy, zwłaszcza że zawsze czekają na nas ciekawe i różnorodne propozycje kulturalne. Tej jesieni – prócz innych imprez – był już warszawski teatr, był koncert rockowy, wreszcie przyszła kolej na Sztokholmski Salon Poezji. Trochę o Salonie ucichło więc może niektórzy z Państwa sądzą że dogorywa, tymczasem Salon ma się dobrze a nawet bardzo dobrze. Pewnie że przydałaby się życiodajna kroplówka w postaci możnego sponsora ale i tak w dobie drastycznych finansowych ograniczeń organizatorzy z piasku bicze kręcą i zupę z gwoździa gotują. Wielka to zasługa kipiącej energią Margarety Kwiecińskiej-Jarvenson i całego salonowego zarządu. Margareta jak wytrawny myśliwy krąży wśród artystów, by trafić na właściwe osoby. Tym razem, w ramach XIV salonu poezji, 19 października w sali Konsulatu swój program zaprezentowały dwie krakowskie artystki: śpiewająca aktorka Marta Grabysz i pianistka Małgorzata Bińczycka. Te panie przyjaźnią się od niepamiętnych czasów i przyznać trzeba że jest to przyjaźń twórcza. Zaprezentowały nam swój autorski spektakl „W moim miasteczku ” i jest to – rzecz jasna – tytuł metaforyczny.
 
martagrabysz3Marta jest absolwentką krakowskiej PWST. kiedyś znaną z występów w krakowskich kabaretach m.in. Loch Camelot i Bunga w Nordic House a także w Piwnicy pod Baranami.

Pod Baranami zaistniała dzięki piosenkom Marka Grechuty, napisanymi specjalnie dla Niej.

Trudno było nie dostrzec jej talentu, charakterystycznego głosu i urody, ale cóż – zły los sprawił że na lata musiała zniknąć ze sceny i skoncentrować się na ratowaniu ZDROWIA.

Teraz do nas wróciła – dojrzała, wyważona, oszczędnie operująca aktorskimi środkami.

malgorzatabinczyckaDo programu Marta wybrała bliskie jej sercu wiersze (aż zdumienie ogarnia że z tak różnych obszarów poezja stanowi spójną całość), do tych wierszy Małgorzata napisała muzykę, opracowała aranżację i zasiada do fortepianu jako akompaniatorka i gra za całą orkiestrę. Jej muzyka jest „nośna” i świeża a tak znakomicie wszystko współbrzmi że już nierozerwalnie funkcjonuje w mojej głowie i sercu.

Był to wieczór magiczny, Marta zaczarowała nas i porwała a wędrując od piosenki do piosenki w zmienności klimatów, rytmów i nastrojów, czułam się jak postać z obrazów Chagalla, unosząca się nad ziemią w jakimś odrealnieniu. Wybór poezji nigdy nie jest przypadkowy, zawsze jest odbiciem tego, co artyście w sercu gra :cierpienia i szczęścia, radości i niepokoju, tęsknot i nadziei.

martagrabysz2I przyznać trzeba że tego wieczoru wystąpiła przed wyjątkowo wrażliwą i „chłonną” publicznością – były nawet łzy wzruszenia na widowni, potem wielkie brawa, kwiaty, gratulacje. Marta sama była tym gorącym odbiorem zaskoczona, wzruszona. Otoczona wianuszkiem widzów podpisywała płyty, przyjmowała podziękowania – każdy chciał być jak najbliżej i zamienić choćby kilka słów. Szczęśliwa, w poczuciu artystycznego spełnienia też szybowała nad dachami. W Krakowie artystka prezentowała już program na swych dawnych scenach, czyli w Loch Camelot i w Piwnicy, potem przyszła pora na małą scenę Teatru Ludowego, mieszczącą się w Ratuszu przy Rynku. Tam, na prawdziwej teatralnej scenie, z orkiestrą, w feerii świateł autorstwa niezrównanej Ady Szczudło jest to zapierający dech spektakl. A gospodarzem tych krakowskich wieczorów, mistrzem ceremonii, jest za każdym razem niekwestionowany król Piwnicy Mieczysław Święcicki – wielki Marty entuzjasta.

Uważa że swoim repertuarem, głosem, siłą ekspresji, Marta wskrzesiła na scenie najlepszy piwniczny czas, czas wielkich gwiazd – to tamten klimat i poziom.

Sami Państwo wiecie, że komu jak komu, ale Święcickiemu w tej materii można wierzyć w ciemno.

Usłyszeliśmy: Blues Witkacy; Tango triste – Edward Stachura; Pieśń wiara – Edward Stachura; Ulica słowicza – Julian Tuwim; Szatnia teatralna – Julian Tuwim; Allegro – Wisława Szymborska; Sonet – Wisława Szymborska i Stanisław Korab-Brzozowski; Linoskok – Jerzy Miller; Kołysanka – Mieczysław Jastrun; Brzeg - wolny przekład z Szekspira – Ewa Lipska; W moim miasteczku – Barbara Pyryłowicz; Modlitwa czerwcowa – Barbara Pyryłowicz; Był taki jeden – Barbara Pyryłowicz i Z szopką – Kamil Baczyński.

Marta Grabysz – scenariusz, reżyseria, wykonanie.
Małgorzata Bińczycka – fortepian, aranżacje, kompozycje.

Anna Maria Kowalska

Z dala od zgiełku i wielkiego szumu,
W małym kościółku, czy pod górskim szczytem,
Błagajmy Boga o szczyptę rozumu,
I ziarnko wiary – pod sercem ukryte.

Daj nam, o Panie, Polskę, w której Miłość
Połączy w jedno tłum serc rozpierzchniętych...
Oby nam tylko nadziei starczyło...
O to prosimy za przyczyną Świętych.

(Od Redakcji): Materiały o najnowszej książce p. Adama Macedońskiego zamieszczamy za stroną Wydawnictwa AA (religijna.pl), a wywiad otrzymaliśmy od firmy APG STUDIO - bardzo dziękujemy 😉

podczerwonaokupacjaBył świadkiem dwukrotnego wkroczenia Sowietów na polską ziemię...
Doświadczył dziesiątków lat czerwonej niewoli...
Walczył o prawdę o Zbrodni Katyńskiej...
10 kwietnia 2010 roku z powodu chwilowej choroby nie poleciał do Smoleńska...

Adam Macedoński w rozmowie z Anną Zechenter / Niezwykły wywiad-rzeka! Pasjonująca opowieść o życiu niezwykłego człowieka, całe życie walczącego o prawdę, wolność i niepodległość Polski, założyciela Instytutu Katyńskiego, artysty plastyka, pieśniarza, poety. To także opowieść o naszej najnowszej historii, począwszy od sowieckiej okupacji Lwowa i Kresów, poprzez okupację hitlerowską, ponowne wejście Sowietów, komunistyczną niewolę, walkę o wolność i prawdę, aż po Smoleńską katastrofę z kwietnia 2010 r. / Książka zawiera liczne ilustracje oraz zbiór wybranych grafik Adama Macedońskiego.

Z Adamem Macedońskim rozmawia Krzysztof Wojdowski:

Podczas lektury  „Pod czerwoną okupacją”, miałem wrażenie że czytam scenariusz na... gotowy film sensacyjny. Historie, które przywołuje Pan na kartach książki, momentami wydają się być zaczerpnięte rodem z opowieści o Jamesie Bondzie.

To nie tylko moje historie, moje pokolenie po prostu dużo przeżyło, bo była wojna, po wojnie, podziemie itd. Kto był aktywny w jakikolwiek sposób, to przeżywał po tej i po tamtej stronie, czasy były okrutne, szczególne, skomplikowane.

Z drugiej strony mówi się: „obyś żył w ciekawych czasach”, w Pana przypadku to powiedzenie, paradoksalnie, sprawdziło się w stu procentach.

Rzeczywiście, to były ciekawe czasy (śmiech) ale lepiej żeby się nie powtórzyły. Tego typu przeżycia wiązały się z powszechną opresją. Natomiast dawały pewną korzyść. Można się było sprawdzić.

Tytułowa czerwona okupacja – kiedy dla pana zaczęła się tak naprawdę?

Kiedy weszli do Lwowa sowieci, Armia Czerwona.

Ten pierwszy okres, wejście Armii Czerwonej do Lwowa... Wspomina Pan na kartach książki o tym, że z tą armią we Lwowie pojawił się potworny smród. Dla młodych ludzi to szczególnie ciekawa informacja, bo w podręcznikach rzadko się o tym pisze.

Armia Czerwona miała bardziej charakter hordy biednych żebraków. Tak wyglądali. Niejeden nie miał butów, tylko jakieś owijacze na nogach. A Lwów był miastem ogrodów, parków, zawsze był tam zapach kwiatów i roślinności. To był szok dla Lwowian.

Po wojnie, już w Krakowie, Pana losy ściśle związane były z Nową Huta. Jako młody człowiek budował Pan kombinat. Później uczestniczył Pan we wszystkich ważnych dla tego miejsca wydarzeniach. Dlaczego tak bardzo chciał Pan być w Nowej Hucie kiedy mieszkańcy bronili tam krzyża. Widać wielką determinację w Pana pragnieniu dotarcia na to miejsce. Ciekawa jest też historia z powrotem do Krakowa – ukrył się Pan pod tylnymi fotelami samochodu.

Byłem związany z Nową Hutą, bo budowałem Nową Hutę. Widziałem tam ludzi różnych, wielu alkoholików, kryminalistów. Spotkałem się tam też w czasie pracy z ludźmi porządnymi, z kresów. Wiedziałem że jak coś się dzieje, to ta ludność ma rację. Więc chciałem to po prostu zobaczyć, to, co się tam dzieje.

I ta droga powrotna...

No właśnie. Nikt nie chciał nas zabrać z powrotem, żaden taksówkarz. Większość była mieszkańcami Nowej Huty. Na szczęście znalazł się ten jeden odważny, szlachetny który powiedział: „zaryzykujemy, ja jestem zameldowany w Krakowie, mam prawo wrócić, ale musicie się schować, tak żeby was nikt nie widział”. No i nie miał nas czym przykryć, a miał Warszawę,  taki duży samochód, miał tę tylną część dosyć pakowną, no i jak dojechaliśmy do Czyżyn, to reflektory wojskowe oświetliły nas i jakiś kapitan mówi: „Gdzie  jedziesz?” Taksówkarz się wylegitymował, powiedział że jest z Krakowa i wraca do domu. Na to wojskowy: „Co tam masz w środku? Otwieraj drzwi”, a on mówi: „może okno wystarczy” no i otworzył okno, przekręcił na korbkę a myśmy leżeli na podłodze. Żołnierz włożył głowę i popatrzył na mnie, to były czerwone berety, powiedział: „nikogo nie ma, pusty – to odjazd”. I w ten sposób żołnierz nas uratował, uczciwy, bo widział co się dzieje.

Liczył Pan ile razy wychodził Pan albo wchodził do domu, ale nie tak jak normalny człowiek, przez klatkę schodową, tylko piwnicami, zapleczami sklepów, dachami?

Nie liczyłem ale wiele razy. Ja w zasadzie nauczony tego zostałem za okupacji. Ale nie Niemcy, tylko chuligani krakowscy mnie bili...

Kiedy jeszcze mieszkał Pan z rodzicami na Kazimierzu...

Tak jest. Tam o dziewczyny też chodziło. Córkę dozorcy, która rozgrywała między mną, a swoimi tamtejszymi amantami. Często matka wysyłała mnie na zakupy. Wiedziałem że czekają tylko na mnie pod bramą, żeby mnie pobić, no to przez płot skakałem na Trynitarską, potem Krakowską szedłem, albo jak ktoś gruby wychodził z bramy na ulicy przy Mostowej 3 no to zanim szedłem, jak oni mnie zauważyli, to puszczałem się biegiem, a szybko biegam, potem przecież zdobyłem wicemistrzostwo Krakowa juniorów w biegach krótkich.

Później, już ze swoją rodziną mieszkaliśmy na Królewskiej 92. Tam jest osiem klatek. I te klatki łączą się nie górą, tak jak w tym bloku, gdzie mam pracownię, tylko przez piwnicę. Ja wiedziałem o tym i wchodziłem. Zanim tajniacy z UB się zorientowali, przez parę miesięcy wchodziłem przez piwnicę, z ostatniej klatki przechodziłem do mojej pierwszej piwnicami, potem na górę windą, a Ubecy stali pod bramą i mnie nie widzieli. Jak się zorientowali, to postawili dwa samochody, które pilnowały wejść. No to wiedziałem który sklep ma zaplecze otwarte i wchodziłem przez zaplecze sklepów do tych klatek schodowych i do piwnicy. Potem, kiedy i w tym się zorientowali, to dachami przechodziłem. No ale w końcu już się tak wycwanili że samochody z Ubekami stały z tej strony bloku od dzisiejszej ulicy Królewskiej, na tyłach stał też jeden samochód. Tak że już potem było trudno. To znowu szedłem – jak w młodości na Kazimierzu, za jakąś grupą ludzi, tak żeby mnie zasłaniali od ubeckich aut. Na szczęście przy mojej bramie był sklep mięsny a za komuny zawsze stał tam tłum ludzi. Można było się jakoś między tych ludzi wmieszać. I ta sytuacja komunistyczna pomagała też w takich sprawach że ten tum ludzi w kolejce do sklepu maskował mnie czasami. Miałem po prostu praktykę.

A urząd bezpieczeństwa przynajmniej od lat siedemdziesiątych miał powody żeby się Panem mocno interesować, bo powołaliście do życia pierwszą, nieformalną oczywiście jeszcze instytucję, która zajmowała się dokumentowaniem tej potwornej zbrodni na polskich oficerach w Katyniu. Za taką działalność w latach siedemdziesiątych można było iść na długie lata do więzienia. Tak po ludzku, nie bał się Pan?

To znaczy, wiedziałem, że prędzej czy później mnie wsadzą. Bałem się bardziej o swoje dziecko i matkę tego dziecka. Jak bym tego nie zrobił – ja się ciągle zastanawiam,  ponieważ się bałem, taki przestraszony mieszczanin – to byłbym do końca życia czuł się winny, że miałem pomysł, żeby coś zrobić dla ujawnienia sprawy Katynia.. A córka moja też będzie się mnie wstydzić kiedyś, że byłem tchórzem. A jak będę odważny, jak zrobię coś szlachetnego, to będzie dumna. Mimo że przeżyjemy może trudne chwile – i tak było, to jednak będzie dumna, że ojciec nie był tchórzem, tylko był odważny, zrobił coś dobrego dla Polski czy w ogóle dla świata, dla sprawiedliwości. Jednak najważniejsze, że rozpowszechniłem tę madonnę katyńską. Ten wizerunek zrobił, moim zdaniem, więcej dla sprawy niż teksty w biuletynach katyńskich.

Podroż z warszawy do Krakowa z linorytem, też z przygodami…

Też. Jakby mnie wtedy aresztowali, miałem ten linoryt pod kurtką, on by znikną, po prostu by go zamknęli.

A Pana pewnie razem z nim…

Tak jest. Razem z nim. Ale tu muszę powiedzieć ciekawą rzecz. Generał Kiszczak oddał po zmianie systemu zbiory dokumentów katyńskich, które w latach pięćdziesiątych znaleziono w czasie procesu w kurii krakowskiej. Ktoś je schował, pewnie jakiś Ubek, w którym się sumienie odezwało. Bo jakby to Rosjanie dostali, to by te dokumenty i pamiątki zniknęły w Moskwie. I w zasadzie jest to wielka tajemnica, do dzisiaj nie odkryta, kto to wtedy schował.

Panu w tamtych czasach bardziej zależało na tym żeby np. wieźć z Łodzi biuletyny katyńskie do Krakowa, rozprowadzać je i zdobywać pieniądze raczej na to, niż, na przykład, na malucha?

Tak, to prawda. Moi najbliżsi żyli w wielkiej biedzie.

Czuje się Pan świadkiem historii?

Tak, siłą rzeczy. Nie robiłem tego, żeby być świadkiem, dostać za to medal czy nagrody. Robiłem to z potrzeby rozumu i serca. Widocznie takie przeżycia zrobiły ze mnie świadka historii, to po prostu zasługa historii i tego, że tu mieszkam – to właśnie przeżyłem, to pamiętam i chętnie się dzielę tą pamięcią – no to jestem tym świadkiem.

Gdańsk, 10.10.2013 r.

Informacja o Inicjatywie Społecznej w obronie polskiej literatury klasycznej

"O, gdybym kiedy dożył tej pociechy,
Żeby te księgi zbłądziły pod strzechy"
Adam Mickiewicz, Pan Tadeusz, Epilog

skoiwlogoSekcja Krajowa Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność” w poczuciu odpowiedzialności za dobrą polską szkołę we współpracy z zainteresowanymi środowiskami ogłasza Inicjatywę Społeczną promującą klasyczne dzieła polskiej literatury – "Pan Tadeusz", "Trylogia", "Konrad Wallenrod" rugowane z kanonu lektur szkolnych. Oficjalne ogłoszenie tego przedsięwzięcia nastąpi 14 października br. w Lublinie.

Inicjatywę kierujemy do Wszystkich – bez różnicy na wiek, wykształcenie i wykonywaną pracę, którzy są świadomi nieodwracalnych i niezwykle szkodliwych  działań dla kształcenia i wychowania młodzieży realizowanych przez  ministerstwo edukacji narodowej jako konsekwencję zmiany podstawy programowej kształcenia ogólnego zawartej w rozporządzeniu z dnia 23 grudnia 2008 roku.

Zachęcamy do uważnego czytania w/w utworów i poszukiwania odpowiedzi wraz z uzasadnieniem na pytanie: JAKIE SŁOWA ZASZKODZIŁY KLASYCE LITERATURY POLSKIEJ: UTWOROM ADAMA MICKIEWICZA "PAN TADEUSZ" i "KONRAD WALLENROD" oraz "TRYLOGII" HENRYKA SIENKIEWICZA, ŻE MINISTER EDUKACJI NARODOWEJ RUGUJE JE Z KANONU LEKTUR SZKOLNYCH? Na odpowiedzi czekamy do 31 stycznia 2014 roku.

Formularz kontaktowy na stronie: http://w-obronie-literatury.oswiata-solidarnosc.pl

Organizatorzy spośród nadesłanych prac dokonają wyboru uwzględniając logikę uzasadnienia, dbałość  o piękno stylu i retorykę oraz wnikliwość hipotezy. Prace będą publikowane w "Przeglądzie Oświatowym" i innych mediach, które obejmą patronat medialny. Wybór prac zostanie przekazany ministrowi edukacji narodowej jako uzasadnienie do apelu  o zmianę rozporządzenia.

Autorzy najciekawszych prac zostaną uhonorowani tytułem "Obrońcy polskiej literatury" i symboliczną  statuetką.

Jednocześnie zwracamy się do Wszystkich Redakcji Prasy, Radia, Telewizji oraz Portali Internetowych z prośbą o objęcie Patronatem Medialnym tej Inicjatywy.
W tej sprawie proszę o kontakt:

Rzecznik prasowy SKOiW NSZZ „S”
Wojciech Jaranowski
603-090-888; e-mail: wjaran@wp.pl; rzecznikskoiw@solidarnosc.org.pl

karolinagujdaKarolina Gujda

Ponieważ żyli prawem wilka, historia nigdy się o nich nie upomni – pisał przed laty Zbigniew Herbert o Żołnierzach Wyklętych. A jednak – po latach zapomnienia pamięć o Niezłomnych powraca. O ich sylwetkach, dramatycznych losach i zainteresowaniu, jakim cieszą się wśród  współczesnej młodzieży przeczytać możemy we wrześniowo-październikowym numerze „Polonii Christiany”. Warto sięgnąć po to pismo!

poloniachristiana34Bardzo cieszy fakt, że o Niezłomnych znów mówi się i pisze. Dwumiesięcznik „Polonia Christiana” uczynił Ich historie tematem przewodnim numeru.

Na łamach „PCh” autorzy w bardzo ciekawych tekstach przypominają o tych, o których przez wiele lat nie wolno było pamiętać, mówić, walczyć. Krzysztof Gędłek („Odzyskiwanie pamięci”) szuka odpowiedzi na pytanie, które w ostatnich miesiącach zadaje sobie wielu z nas: skąd wzięła się fascynacja Żołnierzami Wyklętymi i ogromne zainteresowanie ich sylwetkami, jakie możemy obserwować w Polsce w ostatnich miesiącach? Dlaczego o Niezłomnych, o których nie upominano się przez lata, teraz upomina się polska młodzież?

Jarosław Szarek zauważa „Historyczną schizofrenię” III RP – w wielu polskich miastach ulice noszące imię Żołnierzy Wyklętych krzyżują się z ulicami upamiętniającymi ich oprawców. Kto ponosi odpowiedzialność za taki stan rzeczy? – pyta Szarek. A potem wskazuje winowajców.

Bardzo poruszający jest artykuł Jerzego Wolaka pt. „Ostatni żołnierze drugiej wojny światowej”. Autor opisuje dramat tych, dla których wojna nie skończyła się w 1945 roku i którzy nie chcieli dostosować się do powojennej rzeczywistości. Leszek Żebrowski przypomina, jak w PRL niszczono pamięć Niezłomnych („Prawda przebija się powoli”), a Kajetan Rajski rozmawia z Andrzejem Pityńskim - synem Żołnierza Wyklętego. Andrzej Pityński wspomina dramatyczną historię swojej rodziny i dodaje:  – Dziękuję Bogu, że przyszedłem na świat w rodzinie partyzantów Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Uczyłem się od nich, co znaczy „Bóg, Honor i Ojczyzna”. Jestem dumny z moich rodziców i mojej rodziny, która walczyła o Polskę wolną i niepodległą, bez komuny i jej sługusów.

W numerze przeczytać znaleźć można dobre teksty o innej, równie ciekawej tematyce. „Ksiądz Lemański nie był pierwszy” – zdaje się mówić  Krystian Kratiuk – autor artykułu „Księża z księżyca”. Kratiuk przypomina historie kapłanów, który wdali się we flirt z liberalnymi mediami, nierzadko płacąc za to wysoką cenę.

Wrażenie robi też wywiad autorami filmu dokumentalnego „Być Koptem”. Maciej Grabysa i Michał Król opowiadają o dramatycznej sytuacji katolików żyjących w krajach arabskich. W rozmowie „Tragedia Koptów, aplauz Zachodu” mówią: Prześladowanie chrześcijan to wielki temat, który ze względu na obowiązującą poprawność polityczną wydaje się być celowo pomijany w mainstreamowych mediach. Ktoś porównał milczenie wobec prześladowań chrześcijan do milczenia amerykańskich Żydów podczas II wojny światowej wobec dramatu, jaki w tym czasie dotykał ich europejskich braci .

Interesująca jest też rozmowa z Grzegorzem Pabijanem, koordynatorem akcji Krucjaty Młodych „Nie wstydzę się Jezusa”. Usunięcie Agnieszki Radwańskiej z grona ambasadorów akcji wzbudziło wiele kontrowersji. Grzegorz Pabijan, rzeczowo i spokojnie, tłumaczy motywy decyzji, z którymi trudno się nie zgodzić.

Wrześniowo-październikowy numer „Polonii Christiany” pełen jest ciekawych tekstów, odważnych opinii i refleksji. To pożyteczna lektura na jesienne dni.

(Od Redakcji): Zapraszamy także na stronę internetową omawianego pisma: http://www.pismo.poloniachristiana.pl/spis_tresci,36,0,0,0,PCH,numer.html

miroslawborutastefanbudziaszekMirosław Boruta, Stefan Budziaszek

10 września, we wtorek - w dniu 41. Miesięcznicy Smoleńskiej Tragedii - zawitali do Krakowa uczestnicy XIII Rajdu Katyńskiego.

O 8:00 uczestniczyli we Mszy Świętej w Archikatedrze Wawelskiej, złożyli kwiaty na sarkofagu śp. Pary Prezydenckiej - Lecha i Marii Kaczyńskich, a następnie przeszli i przejechali pod Krzyż Narodowej Pamięci – Krzyż Katyński, gdzie odbyła się okolicznościowa uroczystość patriotyczna. Po modlitwie oddano hołd Ofiarom rosyjskich zbrodni.

rklogo"Celem naszej podróży jest także dotknięcie tego, co po nas zostało na Wschodzie, a są to: pomniki, cmentarze, ale i ludzie, ludzie wspaniali, tam się uczymy patriotyzmu" - powiedział w wywiadzie nam udzielonym komandor Rajdu, p. Wiktor Węgrzyn.

W uroczystości udział wzięli: p. Zuzanna Kurtyka, członkowie Krakowskiego Klubu Gazety Polskiej im. Janusza Kurtyki, Klubu Gazety Polskiej w Nowej Hucie, harcerze, młodzież szkolna oraz mieszkańcy Krakowa.

Zapraszamy do obejrzenia dwóch galerii zdjęć, autorstwa pp. Alicji Rostockiej i Elżbiety Serafin oraz relacji filmowej, przygotowanej przez p. Stefana Budziaszka:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/10Wrzesnia2013ar
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/10Wrzesnia2013es1

http://www.youtube.com/watch?v=PnAiqGTxCIY

miroslawborutastefanbudziaszekMirosław Boruta, Stefan Budziaszek

8 września 2013 roku, przy ulicy Konstytucji 3 Maja 1 w Skawinie odsłonięto tablicę upamiętniającą podporucznika Mieczysława Majdzika (1929-2002), legendarną postać krakowskiej opozycji. Był synem Zygmunta Majdzika, policjanta zamordowanego przez Rosjan w 1940 roku w Twerze. Po powrocie z przymusowych robót w Niemczech, na które został zesłany jako nastolatek, wstąpił do Organizacji Armii Krajowej Polski Podziemnej. Aresztowany i torturowany przez UB-eków, został skazany na 12 lat więzienia.

Po komunistycznych represjach z czerwca 1976 roku pomagał robotnikom Radomia. Później aktywnie działał w Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela. Był członkiem - założycielem Konfederacji Polski Niepodległej. Uczestnik głodówki w Podkowie Leśnej i głodówki w Arce Pana. W 1980 roku w elektrowni Skawina zakładał NSZZ "Solidarność". Od 1981 uczestniczył w Marszach Szlakiem I Kompanii Kadrowej. W stanie wojennym był internowany w Nowym Wiśniczu i Załężu do lipca 1982 roku.

mieczyslawmajdzikW oknie swego domu na parterze bloku przy ulicy Konstytucji 3 Maja 1 (wówczas Spokojnej 1), wystawiał okolicznościowe obrazy i hasła przypominające o rocznicach narodowych i dniach pamięci: 3 Maja, 15 Sierpnia, 17 Września czy 11 Listopada a także prawdę o rosyjskich zbrodniach w Katyniu (za: Encyklopedią Solidarności i Wikipedią).

Tablicę odsłonił syn Mieczysława Majdzika - Ryszard, tak jak Ojciec, jeden z najbardziej znanych krakowskich opozycjonistów.

Zapraszamy Państwa do obejrzenia relacji filmowej, a także zdjęć z uroczystości, autorstwa p. Alicji Rostockiej:
http://www.youtube.com/watch?v=viYGdcZO3aU

https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/8Wrzesnia2013

miroslawborutaMirosław Boruta

Rok 2013 Rokiem Witolda Lutosławskiego

Wakacyjny Kraków potrafi zauroczyć, a już pomysłami muzycznymi szczególnie. A z pewnością był takim urokliwym wieczór poświęcony Witoldowi Lutosławskiemu i jego kompozycjom (tak zwanym "mniej poważnym") tworzonym pod pseudonimem "Derwid".

piosenkiderwidaTo właśnie na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych powstały takie niezapomniane przeboje jak: Cyrk jedzie (1957) – wykonawca Sława Przybylska; Czarownica (1957) – wykonawca Regina Bielska; Daleka podróż (1957) – wykonawca Sława Przybylska; Milczące serca (1957) – wykonawca Jerzy Michotek; Jak zdobywać serduszka (1958) – wykonawca Jerzy Michotek; Warszawski dorożkarz (1958) – wykonawca Olgierd Buczek (fot. za: 4evermusic.pl); Nie oczekuję dziś nikogo (1959) – wykonawca Rena Rolska; Tabu (1959) – wykonawca Halina Kunicka; Plamy na słońcu (1961) – wykonawca Ludmiła Jakubczak; Tylko to słowo (1961) – wykonawca Tadeusz Woźniakowski czy W naszym pustym pokoju hula wiatr (1961) – wykonawca Wiesława Drojecka (za: studiomts.pl).

letnifestwiallutoslawskiTym większa zasługa organizatorów koncertu „Lutosławki–Retuned”, który odbył się 8 sierpnia 2013 roku w Starej Zajezdni przy  ul. Świętego Wawrzyńca 12 w Krakowie (aż chce się napisać "w cieniu majestatycznej Bazyliki Bożego Ciała"), pp. Aranki i Aleksandra Małkiewiczów z Cracovia Andante (www.cracoviaandante.com.pl), że w ten wieczór wprowadzili nas także - to oczywiście Ich a nie moje słowa:

"W klasyczno-jazzową interpretacją dzieł, przygotowaną specjalnie na Rok Lutosławskiego, obchodzony w setną rocznicę urodzin Kompozytora. Na program koncertu złożyły się „Preludia taneczne”, w oryginale napisane przez Lutosławskiego na klarnet z fortepianem, które tutaj, dzięki interpretacji muzyków, reprezentujących na co dzień odmienne środowiska twórcze (muzyka klasyczna, jazz, gospel) zyskują nowe, niepowtarzalne brzmienie i oryginalną interpretację nieklasyczną. Warto przy tym zauważyć, iż w linii klarnetu zostaje w całości tekst oryginalnie napisany przez Lutosławskiego, jednakże w wykonaniu Trio wzbogacony jest licznymi improwizacjami jazzowymi".

SW czwartkowym koncercie – w obu jego częściach – zagrali: Gość Specjalny – Roby Lakatos  (urodzony w 1965 roku na Węgrzech w rodzinie znakomitych muzyków, potomków legendarnego wirtuoza Janosa Bihariego – "Króla Cygańskich Skrzypków") – skrzypce; Michał Heller – perkusja; Szymon Klima – klarnet; Adam Kowalewski – kontrabas oraz Piotr Wyleżoł – fortepian.

(Od Redakcji): Dziękujemy Organizatorom nie tylko za koncert i niezapomniane chwile, ale także i za możliwość objęcia tej imprezy patronatem medialnym "Krakowa Niezależnego" 😉 

I jeszcze linka do kilkunastu "komórkowych" zdjęć:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/8Sierpnia2013

miroslawborutastefanbudziaszekMirosław Boruta, Stefan Budziaszek

XLVIII (33. po wojnie) Marsz Szlakiem I Kompanii Kadrowej

Pierwsza Kadrowa – najlepsi Polacy i żołnierze Jozefa Piłsudskiego, zalążek Legionów Polskich i Wojska Polskiego, przed bez mała wiekiem wyruszyli po polską wolność. Już w okresie niepodległej, II Rzeczypospolitej Polskiej odbywały się marsze upamiętniające to wydarzenie.

Powrócono do tej tradycji w roku wolności – roku 1981. Warto także zaznaczyć jak ważną wymowę patriotyczną, miało organizowanie Marszu w latach osiemdziesiątych (pomimo represji ze strony "władz").

W przeddzień wymarszu – 5 sierpnia 2013 roku odbyły się w Krakowie uroczystości z których fotorelację, autorstwa pp. Alicji Rostockiej (fot. 1-7, 11-38), Mirosława Boruty (fot. 8-10, 41), Jana Lorka (fot. 39-40) i Marcina Pałysa (fot. 42-45) z radością zamieszczamy:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/5Sierpnia2013

Warto dodać, że delegacje miasta a także wielu środowisk patriotycznych (w tym Prawa i Sprawiedliwości oraz Krakowskiego Klubu Gazety Polskiej im. Janusza Kurtyki) złożyły wieńce i wiązanki kwiatów na grobach śp. Marszałka Józefa Piłsudskiego i śp. Pary Prezydenckiej Lecha i Marii Kaczyńskich.

prezydentowakaczorowskaWe Mszy Świętej (oraz następujących po niej uroczystościach) wzięli także udział m.in.: wdowa po śp. Prezydencie Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie, p. Ryszardzie Kaczorowskim – p. Karolina Kaczorowska (fot. p. Alicja Rostocka); wdowa po prezesie Instytutu Pamięci Narodowej,  prof. Januszu Kurtyce, p. dr Zuzanna Kurtyka; wdowa po Prezesie Narodowego Banku Polskiego, p. Dorota Skrzypek; bratanek pułkownika Leopolda Lisa-Kuli, p. dr Krzysztof Kula a także wicemarszałek Senatu, p. Stanisław Karczewski (Prawo i Sprawiedliwość).

Po zakończenie marszu, na krakowskim Małym Rynku, przy znakomitej pogodzie i frekwencji odbyła się 48-ma "Lekcja śpiewania" pieśni patriotycznych, z udziałem artystów krakowskiego kabaretu Loch Camelot.

Zapraszamy serdecznie do obejrzenia dwuczęściowej relacji filmowej (a w tym  wywiadów):
http://www.youtube.com/watch?v=qAtW5zeO-Oc

http://www.youtube.com/watch?v=afwPbjPGIdA

grzegorzprzeszloGrzegorz Przeszło

Bardzo bliski (nie tylko ze względu na miejsce mojego zamieszkania) jest mi temat Wołynia 1943 i ludobójstwa dokonanego na naszych rodakach (także moich krewnych). Postanowiłem więc postawić im malutki pomnik – oto on:

W czarnej nocy świata
Nad oceanem milczenia
Zadrwił diabeł z człowieka
Wyszedł z piekielnego cienia

W tak gęstej ciszy
Czekały Wołyńskie Dziecięta
Pozwólmy jej mówić
Ona najlepiej pamięta

Dusza w niebo się wtapia
Ziemia krwią jest pojona
Lecz pić jej nie może
Bo to krew niespełniona

Wczoraj zginęli
Dziś z martwych ożyli
O jedno do nas wołają
Byśmy jutro przebaczyli

Zdejmij buty człowieku
Gdy stąpasz po Ich cmentarzu
Wyjmij serce z piersi
I złóż na Wołyńskim Ołtarzu

TV Niezalezna Polonia rozmawia z dr. Miroslawem Borutą, niezwykle aktywnym animatorem życia społecznego i politycznego współczesnego Krakowa. Oprócz działalności politycznej w Prawie i Sprawiedliwości, jest od lat przewodniczącym Krakowskiego Klubu Gazety Polskiej im. Janusza Kurtyki oraz redaguje, wraz z gronem swoich przyjaciół i kolegów, niezwykle wartościowy portal: https://www.krakowniezalezny.pl

Adiunkt, doktor nauk humanistycznych w zakresie socjologii jest też autorem kilkudziesięciu artykułów, opracowań i publikacji z szerokiego zakresu wielu zagadnień socjologii i myśli społecznej. Więcej na: http://www.tvniezaleznapolonia.org

http://www.youtube.com/watch?v=O5MutqAfIL0